24 lipca 2019

Krechowiecka szarża ułańska. Tylko dla Polski

(fot. Fotograf: Marek Skorupski/ Archiwum: Forum)

Bohaterskie szarże pod Krechowcami rozsławiły w świecie męstwo naszego żołnierza. Latem 1917 roku miało to ogromne znaczenie dla sprawy polskiej.

 

Trudne wybory

Wesprzyj nas już teraz!

W momencie wybuchu I wojny światowej uaktywniły się polskie stronnictwa polityczne, wiążące swe nadzieje ze zwycięstwem którejś ze stron konfliktu.

Trzeba przyznać, że rządy wszystkich trzech państw zaborczych nie szczędziły w tych dniach obietnic, podkreślając swe zrozumienie dla polskich aspiracji. Oczywiście nasi rodacy nie żywili złudzeń co do altruizmu autorów takich zapewnień. Jednak wbrew narzekaniom malkontentów, wojna powszechna wydawała się doskonałą okazją do polepszenia doli narodu żyjącego pod zaborami; okazją, której nie wolno było zaprzepaścić.

 

Środowiska patriotyczne w zaborze rosyjskim, z Narodową Demokracją na czele, rzuciły hasło tworzenia jednostek wojskowych u boku Rosjan i Francuzów. Lider endeków Roman Dmowski wspominał:

 

„Znaczna ilość młodzieży polskiej, porwana zapałem, wstępowała w szeregi armii rosyjskiej. Trzeba było ją zużytkować lepiej, osiągnąć to, żeby mogła walczyć nie bezimiennie, ale jako żołnierz polski.”

Pod auspicjami Komitetu Narodowego Polskiego powstały – Legion Puławski (wsławiony piękną postawą w bitwach pod Pakosławiem, Michałowem, Czeremchą i Zelwą) oraz Legion Lubelski. Utworzono także oddziały kawalerii.

 

Chłopcy malowani

Pierwsze dwa  szwadrony ułanów zorganizowano w Krempie i Ksawerynowie. Liczyły razem 300 żołnierzy.

W marcu 1915 roku włączono je, jako 115. i 116 sotnie konne, w  skład rosyjskiej 104. Brygady Pospolitego Ruszenia, dowodzonej przez Polaka, generała Piotra Szymanowskiego. Ułani przeszli chrzest bojowy w bitwie pod Borkami, prezentując świetną postawę. Najpierw patrol siedmiu jeźdźców dokonał brawurowego ataku na dziesięciokrotnie liczniejszy oddział niemiecki. Następnie obie strony otrzymały posiłki. W efekcie polska sotnia stanęła oko w oko z trzema szwadronami elitarnego 4. Pułku Huzarów Hesskich. Mimo przewagi wroga Polacy nie dali się rozbić. Nie dopuścili do walki wręcz, wrogie szarże odparli ogniem karabinowym.

 

Nasi kawalerzyści jeszcze nie raz pokazali, co potrafią (m.in. w bitwach pod chutorem Dubowym, przy kanale Ogińskiego, pod Pińskiem i Morocznem). W październiku 1915 roku obie sotnie połączono w Dywizjon Ułanów Polskich, nad którym dowództwo objął rotmistrz Mścisław Butkiewicz. Dywizjon skierowano w rejon Bobrujska, gdzie podporządkował się utworzonej właśnie Brygadzie Strzelców Polskich, potem rozbudowanej do stanu dywizji.

 

Pułk Mościckiego

Ponieważ stale napływali nowi ochotnicy, podjęto starania o podniesienie oddziału jazdy do rangi pułku. Miał on w składzie cztery szwadrony ułanów oraz pluton łączności.

Na czele 1. Pułku Ułanów stanął pułkownik Bolesław Mościcki. Ów doświadczony kawalerzysta wąchał proch jeszcze w poprzedniej dekadzie, w wojnie rosyjsko-japońskiej, w zwalczaniu partyzantki tunguskiej na Syberii oraz w pogranicznych potyczkach z chińskimi  chunchuzami (rozbójnikami). Na początku Wielkiej Wojny odznaczył się w bojach z Niemcami i Austriakami, m. in. prowadząc brawurowe szarże pod Horodenką i Neterpincami, za co nagrodzono go Orderami Świętego Jerzego, Świętego Włodzimierza, Świętej Anny i Świętego Stanisława, oficerskim Krzyżem Świętego Jerzego oraz Złotą Szablą Świętego Jerzego. Na wiosnę 1917 roku mianowano go dowódcą 1. Zaamurskiego Pułku Konnego. W armii rosyjskiej czekała go kariera, jednak on przy pierwszej okazji poprosił o przeniesienie do polskiej formacji.

 

Wkrótce ułani Mościckiego wyruszyli na front. W Satanowie przekroczyli dawną granicę rosyjsko-austriacką, owacyjnie witani przez miejscową ludność polską.

 

Zmorą ówczesnej armii rosyjskiej była „pacyfistyczna” agitacja bolszewików i innych żywiołów rewolucyjnych. Kawalerzyści odpowiedzieli na nią rezolucją:

 

„Ułani polscy […] oświadczają, że stoją nadal niezłomnie pod Sztandarem Wolności, Całości i Niepodległości Ojczyzny, pod który się zaciągnęli pierwotnie do służby; jako formacja polska, sprzymierzona z armią rosyjską, będzie się bić obok niej z Niemcami, wykonując wszystkie rozkazy dowództwa”.

 

Opublikowanie rezolucji niezmiernie przysłużyło się sprawie polskiej. Jej tekst przedrukowała prasa rosyjska, przedstawiając Polaków jako wzór waleczności. Do dowództwa 1. Pułku napłynęły depesze gratulacyjne od rosyjskiej generalicji, w tym od samego dowódcy frontu gen. Aleksieja Brusiłowa.

 

Porządki w Stanisławowie

Pierwszą walkę ułani Mościckiego stoczyli 22 lipca 1917 roku w Stanisławowie. Jednakże ich przeciwnikiem nie byli Niemcy, a bandy maruderów i dezerterów z wojska rosyjskiego, które jęły łupić i palić miasto.

 

Wcześniej grasantów próbował powstrzymać generał Piotr Wrangel, wówczas dowódca 7. Dywizji Kawalerii, a w przyszłości jeden z najważniejszych liderów antybolszewickiej Kontry:

 

„W jednym ze sklepów zastaliśmy rabusiów […]. Chwyciłem pierwszego z brzegu, pięścią powaliłem na ziemię i krzyknąłem:

– Kozacy, do mnie, nahajkami tę swołocz!

 […] Około szóstej rano na ulicy pojawił się patrol, zbliżał się pułk polskich ułanów. Poleciłem dowódcy pułku, by nie przebierając w środkach zaprowadził porządek.”

 

Mościcki przybył na ratunek Stanisławowa, wcześniej uzyskawszy zezwolenie generała Pawła Sytina, dowódcy rosyjskiej 11. dywizji piechoty, któremu podlegał. W trakcie rozbrajania zbirów doszło do prawdziwej bitwy ułanów z dwiema zbuntowanymi sotniami Dagestańczyków; potem w stronę Polaków dał ognia pociąg pancerny, opanowany przez elementy warcholskie bądź rewolucyjne. Utarczki z grasantami trwały dwa dni, ale miasto ocalało.

 

Do pułkownika Mościckiego zgłosiła się delegacja rajców stanisławowskich na czele. Chcieli podziękować za uratowanie grodu, a przy okazji przekazać poufną sugestię. Mościckiemu zaproponowano ni mniej, ni więcej, tylko przejście na stronę niemiecką. Pułkownik bez ceregieli odrzucił tę propozycję.

 

Ariergarda

Tymczasem przeważające siły niemieckie posuwały się w stronę Stanisławowa. Generał Sytin zdecydował się na ewakuację swych oddziałów z miasta. Wiedział, że jeśli wróg zdoła zająć przeprawę na Bystrzycy Nadwórniańskiej, jego dywizja zostanie odcięta i ulegnie zagładzie.

Dlatego Sytin wezwał przed swe oblicze pułkownika Mościckiego. Wobec pogłębiającego się załamania i demoralizacji oddziałów rosyjskich generał nie miał sumienia rozkazywać Polakowi, a jedynie POPROSIŁ go, by ułani opóźnili postępy wroga choć o jedną godzinę, co umożliwiłoby przeprawienie piechoty i artylerii przez rzekę.

 

24 lipca pod pobliskimi Krechowcami cztery setki polskich ułanów stanęły naprzeciw pięciokrotnie liczniejszego zgrupowania niemiecko-austriackiego. Szedł na nich batalion wyborowej piechoty bawarskiej, posiłkowany przez niemiecką jazdę, artylerię i samochody pancerne, także przez austriackich Bośniaków, o których chodziły słuchy, że nigdy nie biorą jeńców.

 

Pułk Mościckiego miał utrzymać czterokilometrowy odcinek frontu. Nie posiadał nawet karabinów maszynowych, nie mówiąc o artylerii, więc dowódca zdecydował się na walkę w szyku konnym. Zamierzone godzinne działania opóźniające zamieniły się w porywający bój trwający ponad pięć bitych godzin.

 

Polacy raz po raz podrywali się do szarży, zmuszając do ucieczki kolejne wrogie oddziały. Atakowali mimo silnego ognia nieprzyjaciela, a ich szable i lance zbierały krwawe żniwo. Następnie powracali na własne pozycje, unikając oskrzydlenia. W walce mieli wsparcie rosyjskiego broniewika (samochodu pancernego). Pod wieczór zluzował ich batalion piechoty.

 

Pułkownik Mościcki raportował zwięźle:

 

„Zbadawszy osobiście i wyjaśniwszy całą powagę sytuacji, rozwinąwszy galopem w szyk bojowy swój młody i nieliczny pułk, parę dni temu ledwie sformowany z dywizjonu i jeszcze nieukompletowany – wysunąłem na pierwszą linię trzy szwadrony – rozwinięte szeroko w jeden rząd, ażeby pierścieniowym ruchem wprowadzić w błąd przeciwnika, co do swej niewielkiej liczebności. Następnie błyskawicznie zaatakowałem przeciwnika, który oszołomiony nieoczekiwanym natarciem, cofnął się, straciwszy wielką ilość pokaleczonych i porąbanych […]

 

Po pewnym czasie, nieprzyjaciel otrzymawszy posiłki z nową energią przeszedł do natarcia […] Próba ta została sparaliżowana błyskawicznym powtórnym kontratakiem […]

 

Trzykrotnie nieprzyjaciel próbował nacierać na przestrzeni między wsiami Opryczkowce i Krechowce, chcąc zawładnąć Dąbrową. Wszystkie te trzy próby zostały odparte”.

 

Ogółem ułani szarżowali sześć razy (faktycznie siedem, ale atak na zgrupowanie niemieckiej kawalerii nie został im oficjalnie zaliczony, jako że wróg na sam widok polskich jeźdźców uciekł w popłochu, nie nawiązując choćby symbolicznego kontaktu bojowego).

 

Zadanie było wykonane. Straty własne, biorąc pod uwagę okoliczności boju, uznano za umiarkowane. Poległo 32 ułanów, a 50 odniosło rany. Naliczono też 106 zabitych bądź rannych koni.

 

Świadectwem wciąż niewygasłej w tamtych czasach rycerskości był fakt, że niemiecki generał  Karl Litzmann po zajęciu Stanisławowa nakazał uroczysty pogrzeb poległych Polaków w uznaniu ich męstwa.

 

Tylko dla Polski

Ofiara ułanów nie poszła na marne. Rozgłos, jaki zyskała bitwa, miał w owym czasie ogromne znaczenie dla odradzającej się Polski.

Wieść o batalii rozeszła się daleko. Pisała o niej prasa rosyjska, niemiecka, austriacka i francuska. W polskich środowiskach patriotycznych zrodziła się legenda pułku, który rzekomo „stoczył bitwę jednocześnie z wojskami trzech zaborców”. W rzeczywistości, jak pamiętamy, akcja przeciw rosyjskim maruderom w obronie Stanisławowa miała miejsce dwa dni wcześniej, a ułani działali tu z polecenia generałów Sytina i Wrangla. W tym duchu argumentował Mościcki burmistrzowi Stanisławowa:

„[…] polscy ułani spełnili jedynie swój obowiązek żołnierski i stanęli w obronie honoru armii rosyjskiej, w szeregach której, związani poczuciem obowiązku żołnierskiego, walczą.”

 

Tym niemniej dowódca „chłopców malowanych” pamiętał o najważniejszym. Gdy  wycofujący się spod Krechowiec pułk dołączył do oddziałów rosyjskich, przywitała go owacja. Na cześć Polaków orkiestra wojskowa odegrała Mazurka Dąbrowskiego!

 

Posypał się deszcz odznaczeń – ułanów nagrodzono 192 Krzyżami i 80 Medalami Świętego Jerzego. Kawalerzystów odwiedziła francuska misja wojskowa z jej szefem pułkownikiem Tabouhis, której towarzyszyli dowódca II Korpusu Jazdy gen. Konstanty książę Tumanow oraz por. Adam hrabia Zamoyski, były adiutant cara Mikołaja II. Pułkownik Tabouhis odznaczył Mościckiego francuskim Krzyżem Wojennym, zaś tuzin oficerów i żołnierzy krzyżami i medalami. Gdy jednak na późniejszym bankiecie alianci jęli unikać odniesień do sprawy polskiej, Mościcki wywołał „piorunujące wrażenie” na zebranych, zrywając z piersi obce ordery, z okrzykiem:

 

– Nie dla Rosji lub Francji biję się, ja walczę tylko dla Polski!

 

Krew dziadów, krew wnuków

Naczelny wódz armii rosyjskiej generał Ławr Korniłow pisał w depeszy gratulacyjnej do Mościckiego:

 

„Dziękuję z całej duszy dowódcy świetnych ułanów polskich, bohaterom i ułanom za ich pierwszy czyn bojowy pod Krechowcami. Przez czyn ten wskrzesili oni sławę bojową swych przodków i zyskali prawo zajęcia miejsca honorowego w szeregach świetnej jazdy armii bratniej.”

 

Korniłow, sam kawalerzysta, nader przyjaźnie usposobiony do Polaków, zwracał się do dowódcy ułanów nie tylko z entuzjazmem, ale i żołnierską szczerością, nie bawiąc się w krętactwa właściwe politykom:

 

„Wspominając szalony atak ułanów polskich pod Somo-Sierra jestem przeświadczony, że krew dziadów płynie w żyłach ich wnuków i że ta krew jest gwarancją i zabezpieczeniem wolności odradzającej się Polski, przyszłej wolności i samookreślenia narodów[podkr. – A.S.]”.

 

Generał Korniłow wykorzystał rozgłos wokół Krechowiec w swoim sporze z premierem Aleksandrem Kiereńskim, socjalistą i masonem, niechętnym idei formowania wojska polskiego.

 

Wkrótce Korniłow zakomunikował o swej decyzji powołania wielkich jednostek polskich – korpusów. Osobiście skierował do pułkownika Mościckiemu rozkaz wymarszu do Mińska Litewskiego, jednego z miejsc koncentracji I Korpusu Polskiego, nad którym objął dowództwo generał Józef Dowbor-Muśnicki.

 

Dalsze losy kawalerzystów sprzęgły się z dziejami dowborczyków. Wspólnie z piechocińcami i artylerzystami I Korpusu rozwijali tę najpotężniejszą w Rosji naszą formację wojskową; po rewolucji październikowej stawiali opór bolszewikom; wreszcie przeżyli gorycz rozbrojenia przez Niemców. Po powrocie do kraju i odzyskaniu niepodległości Pułk Ułanów Krechowieckich został wskrzeszony. Niestety, jego dzielnego dowódcy nie było już wśród żywych.

 

Jedyny promień jasny

Pułkownik Bolesław Mościcki zginął w tajnej misji 18 lutego 1918 roku w okolicach Łunińca, w starciu z bolszewikami. Jego pogrzeb odbył się w asyście szwadronu ułanów 1. Pułku, a za trumną szedł koń pułkownika, wierny Krechowiak, okryty czarnym kirem.

 

Po całej Polsce krążył, w formie patriotycznej ulotki, list pułkownika  do Tymczasowej Rady Stanu w Warszawie, napisany w gorące lato 1917 roku:

 

„Korzystając ze szczególnych okoliczności, prosimy Radę sławetnego miasta Stanisławowa o przesłanie wyrazów czci, miłości, wierności i synowskiego przywiązania do Ukochanej, Zbolałej i Zniszczonej Ziemi Ojczystej naszej. Jedynym promieniem jasnym, który nam żyć każe, jest głębokie przekonanie, że ta Ukochana Polska nasza zmartwychwstaje teraz z gruzów i podnosi się do nowego życia. Wspaniała, Niepodległa i Silna.”

 

***

Bohaterstwo ułanów 1. Pułku unieśmiertelniła poezja, w tym Ballada Krechowiecka Franciszka Ksawerego Pusłowskiego:

 

– Mówcie, jak było w szarży na Krechowce?

Pytał wachmistrza młody ułan zuch.

– Idź, policz naszych poległych grobowce,

Znów czynem światu huknął polski duch! […]

 

Bacz jeno: koń tak do domu nie zarży,

Jak ty, młodziku, rwać się będziesz w bój —

Zaśmiać się duszy znów do takiej szarży,

Nim starość przyjdzie… Pozwól, Boże mój!

 

 

Andrzej Solak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie