21 sierpnia 2020

Liban. Odrodzenie „Szwajcarii Wschodu” jest możliwe?

(Mehr News Agency / CC BY (https://creativecommons.org/licenses/by/4.0))

Maronicki patriarcha Libanu przedstawił memorandum, zawierające wizję przywrócenia neutralnego statusu kraju zdewastowanego wieloletnimi wojnami i rewolucjami. Zdaniem kardynała Bechara Boutros Rai, tylko powrót do „aktywnej neutralności” pozwoli odrodzić się niegdysiejszej „Szwajcarii Wschodu”.

 

„Nikt nie ma wątpliwości, że obecnie decyduje się przyszłość Libanu” – pisał 9 sierpnia na Twitterze prezydent Francji Emmanuel Macron, już po wybuchu w bejruckim porcie. Jako jedyny przywódca zachodni natychmiast pojawił się w państwie, które niegdyś znajdowało się pod protektoratem Francji. Macron obiecywał zrozpaczonym mieszkańcom Bejrutu odbudowę portu i, że już nigdy nie zostawi Libańczyków. Starannie wyreżyserowana podróż zbiegła się z petycją, pod którą podpisało się 50 tys. osób żądających przywrócenia francuskiego zarządu nad Libanem na następne 10 lat. Pomoc poszkodowanym obiecały także inne państwa, w tym Chiny, Arabia Saudyjska, Turcja i USA, stawiając pewne warunki.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niewątpliwie Liban – niegdysiejsze światowe centrum finansowe, wciąż mający ogromny potencjał ekonomiczny i leżący w strategicznym miejscu – ma wiele do zaoferowania różnym mocarstwom. Ale nie potrafi, czy też nie może zadbać o interesy swoich obywateli.

 

80-letni kardynał Bechara Boutros Rai od dawna powtarza, że jedyną drogą naprzód dla kraju pogrążonego w kryzysie jest powrót do fundamentu „aktywnej neutralności”, mogącej zapewnić stabilność i bezpieczeństwo gospodarcze.

 

„Neutralność Libanu jest gwarancją jego jedności i historycznej pozycji, zwłaszcza w tej fazie pełnej zmian geograficznych i konstytucyjnych. To jest jego siła i gwarancja stabilności” – napisał kardynał w memorandum zamieszczonym na stronie internetowej Patriarchatu Maronickiego 17 sierpnia.

 

„Neutralny Liban może również przyczynić się do stabilności regionu, bronić praw ludów arabskich i sprawy pokoju, a także odgrywać rolę w tworzeniu zdrowych i bezpiecznych stosunków między krajami Bliskiego Wschodu i Europy ze względu na położenie na wybrzeżu Morza Śródziemnego” – zaznaczył.

 

Jednym z filarów wizji hierarchy dotyczącej „aktywnej neutralności” Libanu jest zobowiązanie do przestrzegania praw człowieka i wolności, co pociąga za sobą wsparcie dla sprawy palestyńskiej (rozwiązanie dwupaństwowe). Kapłan dodał, że innym wymiarem jest wzmocnienie instytucji Libanu, praworządności i wojska w celu zagwarantowania bezpieczeństwa wewnętrznego i obrony przed agresją. Rai argumentował, że zobowiązanie do neutralności pozwoliłoby na ożywienie gospodarcze, stwarzając stabilne i bezpieczne środowisko, przyciągając inwestorów i turystów.

 

Oświadczenia duchownego pojawiły się w czasie, gdy Hezbollah – szyicka grupa polityczna i bojownicza uznana przez rząd USA za organizację terrorystyczną – utrzymuje silne sojusze z rządem Baszara al-Assada w Syrii i Iranem, pozostających w konfliktach z sunnickimi państwami Zatoki Perskiej, a także rozwija więzi z Pekinem.

 

Hezbollah od 30 lat zachowuje znaczny wpływ w kraju. Ruch protestacyjny, który rozpoczął się w październiku 2019 r. obejmował wezwanie do odsunięcia od władzy Hezbollahu z powodu  niegospodarności i korupcji.

 

Kardynał wskazał na przykłady z historii Libanu, kiedy kraj prosperował dzięki swojemu przywiązaniu do neutralności i na trudne czasy, gdy ta neutralność była  naruszana.

 

Szacuje się, że 60 proc. ludności Libanu to muzułmanie równo podzieleni między sunnitów i szyitów, a prawie 35 proc. stanowią chrześcijanie, z których większość to maronici. Kościół maronicki, korzeniami sięgający IV wieku, jest jednym z 23. wschodnich kościołów katolickich pozostających w pełnej komunii ze Stolicą Apostolską.

 

„Względna neutralność Libanu w wyniku konfliktów w regionie w latach 1943-1975 doprowadziła do dobrobytu, wzrostu gospodarczego, wzrostu dochodu na mieszkańca i spadku bezrobocia do tego stopnia, iż Liban został nazwany „Szwajcarią Wschodu”- zauważył kard. Rai.

 

„Liban powstał i podążał zgodnie z linią neutralności i bezstronności aż do 1969 r., kiedy to zawarto „porozumienie kairskie”, które umożliwiło uchodźcom palestyńskim posiadanie ciężkiej broni i walkę z Izraelem z ziem libańskich, a następnie pojawienie się obcych sił zbrojnych” – zaznaczył.

 

Premier Libanu Hassan Diab ogłosił swoją dymisję tuż po eksplozji w Bejrucie, dzień po tym, jak kardynał Rai wygłosił homilię, będącą echem wezwań protestujących do rezygnacji rządu libańskiego z powodu korupcji i złego zarządzania. Rząd Diaba powstał w styczniu przy wsparciu ze strony Hezbollahu.

 

Kryzys polityczny, ekonomiczny i instytucjonalny

Liban boryka się z poważnym kryzysem gospodarczym. Bezrobocie wzrosło do 35 proc., a krajowa waluta straciła co najmniej 80 proc. swojej wartości w stosunku do dolara amerykańskiego od zeszłego roku. Zadłużenie kraju jest jednym z najwyższych na świecie i stanowi 150 proc. produktu krajowego brutto.

 

Zgodnie ze słowami maronickiego duchownego, Liban był kiedyś „szpitalem Arabów, hotelem Arabów, ośrodkiem turystycznym dla Arabów” i to właśnie neutralność pozwoliła mu odgrywać takie role. – Kiedy jednak dołączyliśmy do sojuszy i działań wojskowych, zostaliśmy całkowicie odizolowani od Arabów i Zachodu. Zostaliśmy sami, jak statek na wzburzonym morzu – ubolewał duchowny jeszcze przed eksplozjami w Bejrucie.

 

Maronicki patriarcha, skrytykował wcześniejsze wezwanie Hezbollahu do zmiany systemu wyznaniowego i zniesienia Paktu Narodowego z 1943 roku, w oparciu o który następuje rozdział funkcji w państwie.

 

Ahmed Qablan, mufti związany z ruchem Hezbollah powiedział, że libański system wyznaniowy nie jest już uzasadniony. – Państwo libańskie, jakie znamy dzisiaj, zostało stworzone na bazie sekciarskiej i autorytarnej, aby służyć projektowi kolonialnemu i monopolistycznemu. Ta formuła się skończyła – mówił w święto Id al-Fitr.

 

Bezrobocie, a także bieda dotykająca już połowy społeczeństwa, chroniczne wielogodzinne przerwy w dostawach prądu, zalegające śmieci i korupcja sprawiają, że Libańczycy wychodzą na ulice.

 

Rząd stara się o pożyczki w wysokości 20 miliardów dolarów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Dyskusje wyższych urzędników przeciągają się, ponieważ Stany Zjednoczone nie tylko domagają się surowych reform gospodarczych, w tym uwolnienia cen energii, ale także wyrzucenia Hezbollahu ze sfery rządowej.

 

Historia

Liban ma za sobą długą i skomplikowaną historię. W starożytności na terytorium Libanu znajdowała Fenicja, która stopniowo przechodziła pod panowanie Asyrii, Babilonii, Persji, Macedonii itd. Obszary te wchodziły także w skład rzymskiej prowincji Syrii. Po rozpadzie Cesarstwa Rzymskiego znalazły się w Bizancjum. W VII wieku obszar podbili Arabowie. Potem zajęli go m.in. krzyżowcy, a jeszcze później stał się częścią Imperium Osmańskiego. Od 1861 r. cieszył się autonomią w obrębie państwa tureckiego, ale podczas I wojny światowej Liban był okupowany przez Francję i Wielką Brytanię. Od 1920 r. do 1943 r. znajdował się pod protektoratem Francji na mocy postanowień konferencji w San Remo. W 1941 r. nastąpiło ogłoszenie formalnej niepodległości, uznanej dwa lata później.

 

Na terenie Libanu w sposób najbardziej wyraźny doszło do zetknięcia się cywilizacji arabskiej i europejskiej oraz ukształtowania wzorów tolerancji i wzajemnego poszanowania między ludnością muzułmańską i chrześcijańską, mimo licznych problemów.

 

System polityczny opiera się na poszanowaniu interesów grup wyznaniowych. Zwyczajowo ustalono, że prezydentem powinien być chrześcijanin – maronita, premierem muzułmanin – sunnita, a przewodniczącym parlamentu muzułmanin – szyita.

 

Wspólnoty zamieszkujące Liban od 1943 roku egzystują zgodnie z tak zwaną Kartą Narodową – ustnym porozumieniem, jakie zawarł wówczas muzułmański premier Rijad as-Sulh z chrześcijańskim prezydentem kraju Biszarą al-Churim.

 

Zgodnie z przyjętymi wówczas ustaleniami, muzułmanie libańscy zobowiązali się zrezygnować z dążeń do wcielenia Libanu do jakiejkolwiek unii państw arabskich, a zwłaszcza z przyłączenia do Syrii, przyjmując za podstawę odrębność polityczną i terytorialną. Chrześcijanie natomiast zrezygnowali z jakichkolwiek form gwarancji ze strony państw zachodnich, a zwłaszcza tradycyjnego protektora Francji.

 

Karta kładła nacisk na jedność i niepodległość. W ramach paktu ustalona została zasada proporcjonalnej reprezentacji ludności chrześcijańskiej i muzułmańskiej w parlamencie libańskim (stosunek 6:5, który został zmieniony później na 6:6). System konfesjonalny gwarantuje artykuł 95 konstytucji. Art. 9 i 10 mówią o tym, że państwo uznaje wszystkie religie i wyznania.

 

„Szwajcaria Lewantu”, „bankier Bliskiego Wschodu” – te nazwy przez dziesiątki lat funkcjonowały w nomenklaturze międzynarodowej. Z operacji bankowych i turystyki kraj czerpał olbrzymie dochody. Boom gospodarczy, jaki rozpoczął się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku spowodował rozkwit kraju i wyraźną poprawę sytuacji życiowej ludności. Rząd libański dopuścił zachodnich inwestorów do swojego rynku. Następstwem tego kroku był szybki rozwój banków i obrotów w handlu zagranicznym. Znaczenie Bejrutu jako światowego centrum finansowego i handlowego stale wzrastało aż do momentu wybuchu wojny domowej w 1975 roku.

 

W latach 70. ub. wieku w Libanie – w związku z napływem uchodźców palestyńskich i rosnącymi wpływami komunistów toczyła się dyskusja nad zmianą systemu. Koła konserwatywne optowały za zachowaniem status quo, politycznej neutralności oraz położeniem kresu zbrojnej obecności Palestyńczyków na terenie Libanu. Partie postępowe nawoływały do silniejszych więzów ze światem arabskim i popierały palestyński ruch oporu.

 

W latach 1975 – 90 Libanem wstrząsała wojna domowa. Obóz lewicy złożony w zasadzie z palestyńskiego ruchu oporu i różnorodnych libańskich grup postępowych oraz komunistów walczył z obozem prawicy, który tworzyła m.in.: Falanga Libańska. Sytuację wewnętrzną pogarszały ciągłe napady Izraela na południową i centralną część kraju, ostre napięcia polityczne między państwami rejonu bliskowschodniego, ingerencja syryjska itp..

 

W odróżnieniu od innych krajów bliskowschodnich, w Libanie znajdowali azyl tak chrześcijanie, jak i muzułmanie. Powstało wiele odrębnych, dobrze zorganizowanych wspólnot wyznaniowych, które nierzadko pełniły funkcję organizacji społecznych, politycznych, a czasami także i organów państwowych. Ten swoisty system sprawił, że Libańczyk postrzega swój kraj przez pryzmat wspólnoty do której należy.

 

Na kilka lat przed wybuchem wojny narastały konflikty społeczne. Niektóre dzielnice wymknęły się spod kontroli policji i administracji publicznej. Mieszkańcy odmawiali płacenia czynszów, opłat za wodę i elektryczność. Utworzone zostały komitety ludowe, które przejęły administrację dzielnic.

 

Każdy z głównych przywódców rodowych posiadał własne siły zbrojne, a wiele partii tworzyło oddziały paramilitarne. Siedziby członków elity libańskiej przypominały twierdze, a tereny zamieszkane przez członków danej wspólnoty religijnej stanowiły swoiste suwerenne państewka ich przywódców.

 

Liban, który liczy zaledwie 6 milionów mieszkańców, gości aż półtora miliona uchodźców syryjskich, a także około 300 tys. Palestyńczyków.

 

O ile maronicki przywódca postuluje powrót do fundamentów systemu konfesjonalnego i zachowania neutralności, zachodnie think tanki przekonują, że to właśnie ten system jest fundamentalnie wadliwy, narzuca sekciarstwo, feudalizm i korupcję. Rządy nie mogą samodzielnie działać. Ciągle wymagany jest konsensus – czy to w kwestiach polityki wewnętrznej, czy zagranicznej.

 

Kłopotliwa odbudowa Bejrutu po 1990 r. i aspiracje mocarstw

Podjęta po wojnie domowej odbudowa Bejrutu zainicjowana w 1990 roku, w dużej mierze przez zamordowanego w wyniku zamachu premiera Rafika Haririego, miała ogromny wpływ na ożywienie stolicy Libanu, która została zniszczona przez piętnaście lat krwawych walk. Jednak odbudowa była i pozostaje kontrowersyjna, a wielu Libańczyków uważa, że obecny kryzys jest m.in. wynikiem niebotycznego zadłużenia spowodowanego rozkradzeniem środków na odbudowę.

 

Projekty podejmowane były głównie za pośrednictwem konsorcjum Solidaire, będącego w dużej mierze własnością Haririego, sprzyjającego Amerykanom i bogatym inwestorom z Zatoki Perskiej. Libańskie państwo uzyskało w owym czasie  duże pożyczki międzynarodowe. Dług publiczny pod koniec dekady wzrósł do 40 miliardów dolarów. Kwota ta podwoiła się do 2015 roku. Odbudowane śródmieście Bejrutu stało się strefą protestów w 2015 roku, gdy wybuchł kryzys śmieciowy (śmieci nie były odbierane przez miesiące, ponieważ nie było zgody co do tego, kto przypisze kontrakt do jakiej firmy).

 

Frakcje polityczne konkurowały o odsetki z inwestycji zagranicznych firm zapraszanych do projektów modernizacyjnych. Solidaire zasadniczo stworzyła nowe możliwości korupcji.

 

MFW i UE żądają reform w zamian za nowe pożyczki. Jednocześnie niemal z wszystkich stron płyną głosy, by Liban wreszcie zerwał z systemem konfesyjnym i zgodził się na międzynarodowy nadzór, a także proponowane przez organizacje międzynarodowe reformy i odsunął od władzy Hezbollah.

 

Amerykańskie think tanki mają nadzieję, że wybuch w porcie bejruckim podtrzyma ruch protestacyjny, który rozpoczął się w październiku 2019 r., a który ma doprowadzić do obalenia libańskiego systemu rządów. Pojawiają się postulaty utworzenia bezpartyjnego gabinetu, który wprowadzi niezbędne reformy i zajmie się odzyskaniem skradzionych funduszy „od wszystkich u władzy od 1990 roku”.

 

Rewolucyjny potencjał protestujących pozostaje minimalny ze względu na brak jedności wokół jednej wizji i sprecyzowania ogólnej strategii. Frakcje wciąż zachowują dostatecznie dużą liczbę zwolenników, by utrzymać się przy władzy.

 

Problem, jak dobrze wiedzą działacze, polega na tym, że praktycznie wszyscy pełniący funkcje publiczne brali udział w rozkradaniu środków publicznych w różnym stopniu jeszcze przed 1990 r.

 

Jest więc propozycja, by ogłosić powszechną amnestię za przestępstwa finansowe z przeszłości, po przeprowadzeniu przez komisję prawdy i pojednania dokładnego dochodzenia w celu ujawnienia popełnionych przestępstw, a nie przestępców. Następnie miałaby się pojawić „niezależna rada inwestycyjna” – najlepiej o międzynarodowej randze i składzie – w celu nadzorowania i przyznawania kontraktów zagranicznym inwestorom.

 

A w Libanie jest co robić. Konieczna jest przebudowa sieci energetycznej. Kraj ma przyznać nowe koncesje na dostawy gazu LNG i eksplorację złóż surowców energetycznych z pół na Morzu Śródziemnym, do których rości sobie pretensje także Izrael. Do rozdysponowania będą kontrakty na inne główne usługi komunalne.

 

Odbudowa strategicznego portu w Bejrucie ma pochłonąć kilkanaście miliardów dolarów. Syria, Iran, Arabia Saudyjska, Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania rywalizowały o wpływy w Libanie od czasu zakończenia wojny domowej w 1990 r. i pomimo swojej retoryki, kraje te nie chciały jakiejkolwiek zmiany systemu na dużą skalę. Do walki o wpływy włączyły się w ostatnich latach Turcja i Chiny.

 

Globaliści przekonują, że jeśli kiedykolwiek był moment, by zburzyć sekciarski system Libanu i zakorzenionych frakcji, to jest on właśnie teraz, po eksplozji w bejruckim porcie. Gniew wywołany z powodu eksplozji ma ożywić powstanie ludowe, które rozpoczęło się w październiku 2019 r. i przekazać władzę nowemu pokoleniu – przekonuje magazyn „Foreign Affairs”.

 

Eksplozja i wynikająca z niej reakcja obaliły rząd premiera Hassana Diaba, który objął urząd w styczniu po powszechnych protestach, zmuszając syna Haririego, czołowego sunnickiego polityka w kraju do rezygnacji. Diab ogłosił swoją rezygnację 10 sierpnia, a jego gabinet będzie pełnił funkcję do czasu uformowania nowego rządu, co może zająć miesiące. Na kilka dni przed rezygnacją Diab zasugerował, że zwróci się do parlamentu o skrócenie kadencji i rozpisanie przedterminowych wyborów.

 

Wiele ugruntowanych partii, w tym Hezbollah i jego sojusznicy, sprzeciwiło się wezwaniu do przedterminowego głosowania. Ostatnie wybory odbyły się w maju 2018 r., a parlament miał obradować do 2022 r. Nawet jeśli protestujący będą w stanie wymusić przedterminowe wybory, nie jest jasne, czy uda się sformować znacząco inną 128-osobową reprezentację w parlamencie.

 

W związku z eksplozją w Bejrucie nasiliła się presja USA i Niemiec, by UE uznała Hezbollah za organizację terrorystyczną (chodzi nie tylko o bojówki, ale także siłę polityczną w Libanie). Hezbollah bowiem kontroluje port i lotnisko w Bejrucie.

 

Wraz z rosnącymi wpływami Hezbollahu zacieśniane są także relacje Libanu z Chinami. Po eksplozji w porcie, Pekin wysłał grupę swoich żołnierzy pokojowych w ramach ONZ, aby udzielili specjalistycznej pomocy medycznej.

 

Więzi handlowe są już silne, 40 proc. libańskiego importu pochodzi z Chin. Chińscy biznesmeni zaoferowali, że zainwestują w sieć elektryczną. Jednocześnie mieli w planie wybudować połączenie kolejowe między Bejrutem a Trypolisem jako ważne ogniwo pekińskiej inicjatywy Pasa i Szlaku (BRI). Obecność na tym obszarze nie tylko pomogłaby Chińczykom w handlu euroazjatyckim, ale dałaby duże możliwości inwestowania w odbudowę Iraku i Syrii po zakończeniu konfliktu.

 

Jeszcze przed eksplozją Liban szukał pomocy w Pekinie wbrew Stanom Zjednoczonym. Szef Hezbollahu obwinił USA o spowodowanie kryzysu gospodarczego w Libanie poprzez ograniczenie depozytów dolarowych. Ponadto zalecał, aby Liban uwolnił się od zależności od dolara amerykańskiego, stwierdzając, że „chińskie firmy są gotowe wstrzyknąć kapitał” do kraju. Te komentarze sprawiły, że Hezbollah stał się przedmiotem krytyki w kolejnym wywiadzie udzielonym przez ambasador USA Dorothy Shea. Stwierdziła ona, że ​​Hezbollah zagraża perspektywie ożywienia gospodarczego Libanu. Wywiad spotkał się z ostrą naganę ze strony chińskiej ambasady w Libanie.

 

Wkrótce po wypowiedziach przywódcy Hezbollahu o chińskich inwestycjach,  premier Libanu spotkał się z ambasadorem Chin w celu omówienia zacieśnienia więzi. Teraz jednak „wygodne stosunki z establishmentem politycznym mogą okazać się szkodliwe dla chińskich wysiłków w tym kraju” – sugeruje „The Diplomat”, wskazując na złość Libańczyków spowodowaną eksplozją w porcie.

 

W rywalizację o wpływy w Libanie włączyła się Turcja, która – jak donoszą libańscy urzędnicy bezpieczeństwa, ma „zalewać” północną cześć kraju bronią. Departament Stanu USA skierował pytania do rządów Libanu i Turcji w tej sprawie. Ankara politycznie wspiera członków małej, ale aktywnej gałęzi Bractwa Muzułmańskiego w Libanie i walczy z „kolonialnymi zapędami” Francji.

 

Jeden z dyplomatów komentował, że ostatnią rzeczą jakiej potrzeba, jest zwiększenie ilości broni w Libanie. Wspierany przez Iran Hezbollah obnosił się z bronią i wielokrotnie chwalił się swoim arsenałem pocisków i rakiet. Kilka innych grup niepaństwowych i milicji, w tym Syryjska Socjalistyczna Partia Nacjonalistyczna, która co roku organizuje parady w mundurach bojowych (BDU), również posiada broń.

 

Turcja jest uwikłana w spór z dużą częścią Europy i świata arabskiego w sprawie ingerencji w Libii i Iraku, a także w związku z konfliktem z Grecją i Cyprem w sprawie spornych złóż we wschodniej części Morza Śródziemnego. Macron krytykuje „niedopuszczalne” zachowanie Ankary w ostatnich miesiącach i prosi o pomoc Niemcy.

 

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie