9 kwietnia 2020

Ks. prof. Bortkiewicz: Wielki Piątek – obecność życia

(Inscenizacja Misterium Meki Panskiej na wzgorzach Kalwarii Wejherowskiej w wykonaniu Misterników Kaszubskich (2015). Fot. Lukasz Dejnarowicz / FORUM)

Szukamy nadziei. Nie tej taniej, marnej… Podejmujemy tę myśl o nadziei w dniu, w którym Nadzieja została ukrzyżowana. Wielki Piątek Męki Pańskiej to czas milczenia, czas, w którym słowa są bezradne. A jeśli już je podejmujemy, to przede wszystkim przyjmujemy Słowo Boże. Wpatrujemy się też w milczące znaki.

 

Prezentujemy drugą część rozważań ks. prof. Pawła Bortkiewicza TChr na Triduum Paschalne.

Wesprzyj nas już teraz!

 

TRYPTYK MIŁOŚCI, ŻYCIA I NADZIEI: 

 

WIELKI PIĄTEK – OBECNOŚĆ ŻYCIA

  

Szukamy nadziei. Nie tej taniej, marnej. Szukamy jej, jak w poezji Asnyka:

 

„Miejcie nadzieję!… Nie tę lichą, marną

Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,

Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno

Przyszłych poświęceń w duszy bohatera”.

 

Taka nadzieja nie jest matką głupich. Ona jest cnotą odważnych i roztropnych. Kard. Sarah stwierdza: „Nadzieja nie jest bezmyślnym optymizmem! Ponieważ nadzieja wierzącego ma źródło w Bogu, prawdziwą nadzieję można żywić tylko w tej mierze, w jakiej jesteśmy związani z Bogiem, otwarci na Jego wpływ. Nadzieja to nieustanne zmaganie. W tym zmaganiu posługujemy się tylko bronią modlitwy, milczenia, słowa Bożego i wiary. Nadzieja to zacięta walka”.

 

Podejmujemy tę myśl o nadziei w dniu, w którym Nadzieja została ukrzyżowana. Wielki Piątek Męki Pańskiej to czas milczenia, czas, w którym słowa są bezradne. A jeśli już je podejmujemy, to przede wszystkim przyjmujemy Słowo Boże.

Wpatrujemy się też w milczące znaki.

 

Może warto przypomnieć Wielki Piątek sprzed 15 lat, ostatni Wielki Piątek św. Jana Pawła II, Wspomnijmy te chwile, posiłkując się słowami świadka tamtych dni – kard. Saraha:

 

„Kiedy choroba go prowadziła do bram wieczności, zależało mu, żeby przebyć ostatnią Drogę krzyżową w Wielki Piątek 2005 roku, w swojej prywatnej kaplicy. Mogliśmy widzieć tylko jego plecy. Pozbawiony wszelkich sił fizycznych, był dosłownie uwieszony na krzyżu, jakby chciał nas nakłonić, żebyśmy już nie skupiali się na nim, ale na „znaku”, który objawia Boga i Jego miłość. Ten Wielki Piątek był streszczeniem całego życia Jana Pawła II, który chciał być całkowicie upodobniony do Chrystusa i żyć w głębokiej jedności z Jego cierpieniami, upodobnić się do Niego w Jego śmierci, aby –jeśli to możliwe – zmartwychwstać wraz z Nim spośród umarłych. Urzeczywistnił to, co święty Paweł pisał do Koryntian: „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu” (2 Kor 3,18).

 

Zapatrzmy się w ten krzyż. Jak wielu zostało do niego w dziejach świata przymuszonych, jak wielu ten krzyż wybrało dobrowolnie, wyciągając po niego ręce. Jak wielu w tym krzyżu znalazło siłę, odkryło prawdę własnego życia. Ile warg przez wieki przylgnęło w geście adoracji do stóp Chrystusa na tym krzyżu. Jak wiele niewypowiedzianych słów wraz z tymi pocałunkami spłynęło z ust ludzi, którzy składali w tym geście adoracji swoje cierpienia, trudy życia, swoje obawy, swoje pokusy osunięcia się w rozpacz, swoją trwogę…

Dzisiaj możemy duchowo adorować ten krzyż.

 

Możemy wsłuchać się w słowa Pasji według św. Jana. Możemy te słowa odczytywać dzisiaj tez bardzo osobiście. W Ewangelii według św. Jana w opisie męki Pańskiej są miedzy innymi dwa szczegóły związane z wizją, z prezentacją męki Chrystusa dokonaną przez umiłowanego ucznia.

Pierwszy szczegół to ten, że Jan nie wspomina nic o zdjęciu płaszcza purpurowego, którym został odziany Jezus. Miała to być ironia, ale przecież ta królewska purpura – bezwiednie poświadczyła o Jego godności. Jan chce nas jakby zostawić z tym obrazem – Jezus idący na mękę, na śmierć jest cały czas Królem chwały. Nawet przez moment nie powinniśmy zwątpić, ulec pokusie rozpaczy.

 

Jan Apostoł zaznacza także jednym pociągnięciem pióra: „A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota”. Nikt nie pomaga Jezusowi. On idzie w samotności. Bo tak naprawdę przecież, mimo pomocy ze strony przymuszonego Szymona, Jezus szedł sam. Czy nie jest to czas, aby wypełnić tę przestrzeń samotności nasza solidarnością, moją solidarnością?

 

Możemy towarzyszyć Jezusowi, a potem możemy duchowo adorować krzyż.

 

To niesłychany znak. To znak, który zmienił sposób nie tylko wartościowania. Był znakiem pogardy, hańby, jakby certyfikatem statusu niewolnika, który zostawał zniewolony aż do śmierci, przybity, ograniczony w swoich najdrobniejszych odruchach. A stał się znakiem chwały. Szczycimy się tym znakiem. On jest rdzeniem naszej tożsamości. Ten znak opisuje nasze życie, naszą egzystencję od początku, od chrztu do śmierci i pochówku, od porannego rozbudzenia do wieczornego odpoczynku, od życia do śmierci i od śmierci do życia, które się nie kończy.

 

Krzyż zmienił nie tylko sposób wartościowania. On zmienił rzeczywistość. Człowieka, świata, czasu.

 

Zyskaliśmy trochę chwil, by zapatrzeć się w ten Krzyż. Wsłuchać się w siedem słów Chrystusa. Jego wielki testament. A ostatecznie wpatrzeć się w przebity bok i otwarte Serce.

Na tym Sercu chciałbym z pomocą św. Jana Pawła II skupić nasz wspólny wzrok.

 

„W przebitym Sercu kontemplujemy synowskie posłuszeństwo Jezusa, który otrzymaną od Ojca misję odważnie spełnia aż do końca (por. J 19,30), oraz Jego braterską miłość do ludzi, których do końca (…) umiłował (J 13,1), aż do najwyższej ofiary  z siebie. Przebite Serce Jezusa jest znakiem pełni owej miłości, wertykalnej i horyzontalnej, jak ramiona krzyża”.  

 

Posłuszeństwo i miłość. Posłuszeństwo, które jest znakiem miłości, jej uwiarygodnieniem. Może zapomnieliśmy o tym związku. Może w dobie autonomii, w dobie samostanowienia, wolności posuniętej do anarchii mamy inne projekty życia. A może mieliśmy… Może w tych dniach, zmuszeni do posłuszeństwa odkrywamy ten pierwotny związek. I odkrywamy, że ma on moc ocalającą nas i scalającą nas we wspólnotę.

 

Jan Paweł II widzi „w przebiciu włócznią głęboki sens: jak z uderzonej przez Mojżesza skały na pustym woda (por. Lb 20,8-11), tak z przebitego włócznią boku Jezusa wytrysnął strumień wody, która miała ugasić pragnienie nowego ludu Bożego. Ten strumień jest darem Ducha Świętego (por. J 7,37-39), który ożywia w nas życie Boże”. Potrzeba otwarcia tego, co wydaje się niezdatne do otwarcia jak skała, albo niestosowne jak serce. Potrzeba czasem otwarcia, które niszczy, boli, rozdziera, ale które otwiera w nas życie. Czyż te dni, skądinąd tak trudne, nie rozbiły w nas, nie skruszyły, nie rozdarły tego, co wydawało się monolitem. To może pozostać jedynie zniszczeniem, ale może też zrodzić nowe życie.

 

I to życie we wspólnocie, albo życie wspólnotowe o zupełnie nowej jakości. Bowiem – wróćmy znów do św. Jana Pawła II – „z przebitego Serca Chrystusa rodzi się Kościół. Jak z żebra śpiącego Adama powstała jego oblubienica Ewa, tak na krzyżu — jak głosi tradycji, patrystyczna pierwszych stuleci — z otwartego boku Chrystusa, który zasnął snem wiecznym, zrodził się Kościół, Jego oblubienica”. Fascynujący był ten sen Adama. Sen genezyjski, bo z niego zrodziła się kobieta, ale też zrodził się ostatecznie pełny, cały człowiek. Sen śmierci Chrystusa jest też snem narodzin. I może warto dostrzec w tym śnie naszej rzeczywistości, naszych dni, śnie trudnym, bolesnym, pełnym niepokoju,  szansę, że odrodzimy się jako wspólnota, jako nie konstrukt administracyjny, polityczny, ale jako wspólnota solidarnych 2020, jako wspólnota wrażliwych, jako przede wszystkim wspólnota nadziei zakotwiczonej w Bogu. Bo jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?….

 

Jan Paweł II wpatrzony w przebite Serce Jezusa mówi: „Krew Chrystusa objawia, jak wielka jest miłość Ojca, a zarazem ukazuje, jakże cenny jest człowiek w oczach Boga i jak ogromna jest wartość jego życia. […]  Właśnie kontemplując drogocenną krew Chrystusa, znak Jego ofiarowania się z miłości (por. J 13,1), człowiek wierzący uczy się dostrzegać i cenić niemalże Boską godność każdej osoby”. Przeraża nas dramat i banalność śmierci ofiar pandemii. Przeraża nas bezradność technologii wobec natury. A w tym wszystkim czujemy ból, i opór, i złość, bo… przecież tak się nie godzi. Bo przegranym w tym dramacie jest człowiek. Tak, ale może dzięki temu zrozumiemy jak wielką wartością jest człowiek. Jak wielką wartość ma ludzkie życie. I życie młodego człowieka, i życie 80-latka, który wedle zaleceń we Francji ma być w sytuacji zarażenia poddawany eutanazji, by nie blokował respiratora. Ale byśmy też zrozumieli, jak wielką wartość ma życie człowieka nienarodzonego, któremu nie wirus, ale drugi człowiek odmawia prawa do oddechu, do tchnienia życie…

 

I jeszcze jedna myśl papieska: „Krew Chrystusa objawia też człowiekowi, że jego wielkość, a zatem jego powołanie, polega na bezinteresownym darze z siebie. Właśnie dlatego, że krew Jezusa została wylana jako dar życia, nie jest już znakiem śmierci i ostatecznej rozłąki z braćmi, ale narzędziem komunii udzielającej wszystkim życia w obfitości”. Jeżeli więc czcimy ten Krzyż, jeżeli kontemplujemy ten przebity bok i Serce, jeśli spoglądamy na tę strugę Krwi, to przecież dlatego i tylko dlatego, ze jesteśmy świadkami zwycięstwa życia.

 

„Ta właśnie krew jest najmocniejszym znakiem nadziei, a wręcz fundamentem absolutnej pewności co do tego, że zgodnie z Bożym zamysłem życie zwycięży. Śmierci już odtąd nie będzie — woła donośny  głos wychodzący od tronu Bożego w niebiańskim Jeruzalem (Ap 21,4)”.

 

Śmierci już odtąd nie będzie – to wołanie nadziei, silnej Bogiem, silnej Męką Chrystusa i Jego Krzyżem dziś jest naszym wyznaniem wiary.

 

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie