W parlamencie Francji miała miejsce debata nad ustawą o „konsolidacji zasad republikańskich”. W rzeczywistości chodzi o „walkę z separatyzmem islamistycznym” i nakładanie w imię laicyzmu kagańca na radykalny islam. Mówi się tu nawet o stworzeniu łagodnej i kompatybilnej z Republiką wersji „islamu francuskiego”.
W czasie debaty w komisji, niezależna deputowana prawicy Emmanuelle Ménard zgłosiła do ustawy o „separatyzmie” poprawkę w brzmieniu: „Państwo francuskie, silne ze względu na swoje chrześcijańskie dziedzictwo, zapewnia wolność wyznania i wolność sumienia”. Wyjaśniała też, że Kościół katolicki nie może być traktowany w taki sam sposób, jak inne kulty, które pojawiły się tu znacznie później”.
Wesprzyj nas już teraz!
No i się zaczęło…
Poprawkę nie tylko odrzucono, ale deputowana Menard została oskarżona nawet o związki z… marszałkiem Petainem. Poszło o użycie przez nią nazwy „państwo francuskie” zamiast „republika”. „L’Etat Francais” było oficjalną nazwą Francji Vichy w czasie II wojny światowej. Poprawkę krytykowano od lewa, do centrum. Senatorzy oburzali się nie tylko na „podważanie Republiki”, ale i na zamach na „zasadę neutralnego, świeckiego wobec wszystkich religii” ustroju.
Republika nie chce w obronie swojej tożsamości zagrożonej ekspansywnym islamem żadnej tarczy z konotacjami chrześcijańskimi. Odcięcie się od korzeni cywilizacyjnych i dechrystianizacja w imię sekularyzacji, naraża jednak społeczeństwo nie tylko na dekulturację, ale i utratę odporności na wirus islamu. Francja tymczasem zaszła tak daleko, że każda wzmianka o jej chrześcijańskich korzeniach jest natychmiast zagłuszana.
Emmanuelle Menard byłą wybrana przy poparciu kilku partii prawicy. Jest żoną prawicowego mera miasta Béziers (deprtament Hérault) Roberta Ménarda. W sprawie jej poprawki głos zabrał nawet sam MSW Gérald Darmanin, który nazwał ją „skandaliczną” i dodał, że „nie można kwestionować republikańskiej formy naszego rządu”. Przy czym „republikański” w jego pojęciu oznacza po prostu „laicki”.
Dalej poszedł deputowany sprawozdawca ustawy Florent Boudié z prezydenckiej partii LREM. Dla niego poprawka Menard to przykład, że „francuska skrajna prawica zawsze jest wrogiem Republiki”. Bardziej łagodny był wybrany z zagranicy deputowany centrowego Modemu Frederic Petit. Ciekawostką jest, że pracując dla firmy Veolia zainstalował się w Krakowie i tu ożenił się z Polką. Petit uważa, że „chrześcijańskie dziedzictwo Francji jest faktem historycznym”, ale jego przywoływanie „nie ma nic wspólnego z prawami Republiki” ze względu na „neutralność państwa”. Zdaje się, że to kolejny „bezobjawowy katolik”… Nie dziwi natomiast postawa deputowanego lewicowej Zbuntowanej Francji (LFI) Alexis Corbière’a, trockisty, później socjalisty, który natychmiast potępił zamach na „zasady laicyzmu”.
Bogdan Dobosz