30 lipca 2020

PiS i Konwencja stambulska – zmarnowane lata. Czy kiedyś będzie lepiej?

(Fotograf:Andrzej Hulimka/Archiwum:Forum)

Przed przejęciem władzy politycy Zjednoczonej Prawicy sprzeciwiali się uchwaleniu i ratyfikowaniu Konwencji stambulskiej. Jesienią roku 2015 ster państwa trafił w ich ręce, ale mimo upływu lat niczego w sprawie kontrowersyjnego dokumentu nie zrobili. I choć ostatnio mogliśmy zaobserwować w temacie pewne wzmożenie, to niewykluczone, że decyzja premiera Mateusza Morawieckiego o skierowaniu do Trybunału Konstytucyjnego wniosku w sprawie zamraża temat. Wszak podobny zabieg zastosowano w przeszłości w kwestii aborcji eugenicznej. Wtedy również decyzję mieli podjąć sędziowie, jednak wraz z końcem kadencji Sejmu wniosek przepadł. Czy więc i tym razem licznik kompromitacji nie zostanie zatrzymany, a haniebne 5 lat bierności zamieni się w wyższe wartości, coraz bardziej utrudniając przerwanie fatalnej passy?

 

Pytanie o powody podniesienia tematu Konwencji stambulskiej właśnie teraz pozostaje otwarte. Z jednej strony jesteśmy po maratonie wyborczym, który rozpocząwszy się jesienią roku 2018 dał politykom okazję do pracy w nieco innym trybie dopiero latem roku 2020. Najbliższa elekcja zaplanowana jest na rok 2023, więc przed rządzącymi Polską politykami Zjednoczonej Prawicy rozciąga się perspektywa ponad 3 lat bez jakichkolwiek wyborów, bez konieczności dzielenia włosa na czworo i analizowania każdego słowa pod kontem politycznych zysków i strat. Mogą więc – bez spoglądania na własny elektorat o centrowym lub wręcz lewicowym zacięciu – spełnić oczekiwania zwolenników o prawicowym światopoglądzie, grupy, jak się wydaje, dominującej. W palecie oczekiwanych przez konserwatystów zmian prawnych wypowiedzenie genderowego aktu zajmuje bardzo poczesne, chociaż niekoniecznie pierwsze miejsce – trudno wszak wskazać sprawę istotniejszą niż zakazanie aborcyjnego dzieciobójstwa. Niemniej jednak cieszy fakt zainteresowania się sprawą Konwencji stambulskiej przez część obozu „dobrej zmiany”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Właśnie – część!

 

Tu bowiem dochodzimy do drugiej strony zagadnienia. Nieoficjalnie mówi się bowiem o podniesieniu tematu z powodu wewnętrznych walk w Zjednoczonej Prawicy, zaś próba odrzucenia groźnego dokumentu miała wyjść od Zbigniewa Ziobry bez porozumienia z innymi liderami rządzącego stronnictwa. Co więcej, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg mówiąc o rządowym poparciu dla wypowiedzenia Konwencji stambulskiej miała… pomylić się i potraktować przekaz ministra sprawiedliwości jako stanowisko Rady Ministrów. Choć są to doniesienia nieoficjalne, to brak jednego stanowiska w obozie rządzącym znajduje potwierdzenie w słowach polityków studzących entuzjazm. Rzecznik PiS-u Radosław Fogiel mówił, że decyzja nie została jeszcze podjęta, a w sprawie trwają analizy, zaś na brak rozstrzygnięć wskazywał także szef KPRM Michał Dworczyk. W końcu głos zabrał sam premier Mateusz Morawiecki, który zdecydował, że… to nie on zdecyduje o losach Konwencji stambulskiej.

 

Widać więc wyraźnie, że sam obóz „dobrej zmiany” nie wie, czego chce. Co więcej, można odnieść nawet wrażenie, że kierunki działania kształtują się w nim nie tyle pod wpływem idei czy politycznej strategii, co w ramach wewnętrznych tarć, zaś liderzy dowiadują się o planach swoich partyjnych towarzyszy nie podczas narad, a z… mediów. Naturalnie rodzi to pytania o powody różnicy zdań w sprawie fundamentalnej, która powinna jednoczyć wszystkich polityków formacji, zaś pierwszą myślą jest walka o przywództwo w Zjednoczonej Prawicy w obliczu potencjalnego przejścia na emeryturę przez Jarosława Kaczyńskiego, które prędzej czy później nastąpi.

 

Swoisty brak jednolitego przekazu ze strony obozu rządzącego jest ciekawy także dlatego, że w czasie pierwszej kadencji rządów „dobrej zmiany” częściej mogliśmy odbierać przekazy pośrednio lub bezpośrednio sugerujące, że Konwencja stambulska nie zostanie wypowiedziana. Mówił o tym m.in. pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Adam Lipiński. Z kolei z ust prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego w kwietniu roku 2018 podczas spotkania z wyborcami w Trzciance padały słowa, które można było odczytywać jako swoisty szantaż: dopóki rządzi PiS, dopóty w Polsce nie będzie homoseksualnych „małżeństw” oraz politycznie poprawnej cenzury. Dopóty. A ile ów stan może trwać? 12 lipca roku 2020 „tęczowy” kandydat na prezydenta RP Rafał Trzaskowski otrzymał ponad 10 milionów głosów, zaś Andrzej Duda zwyciężył przewagą zaledwie około 400 tys. głosów. W skali kraju to bardzo niewiele, co – przy uniknięciu pewnych błędów podczas kampanii i w sytuacji mniejszego obciążenia balastem lewicowej ideologii – mogło oznaczać zwycięstwo kandydata opozycji. I co wtedy? Z całą pewnością nie byłoby mowy o wypowiedzeniu Konwencji stambulskiej, gdyż do tego potrzeba zgody głowy państwa. Co więcej, w sytuacji kohabitacji z prezydentem z wrogiego obozu politycznego i przy braku większości 3/5 głosów w Sejmie, jakie są potrzebne do odrzucania weta, władza PiS-u ograniczałaby się li tylko do administrowania krajem. Nie da się wykluczyć, że w takiej sytuacji Jarosław Kaczyński zdecydowałby się na wcześniejsze wybory, w których lewicowo-liberalna opozycja miałaby zwycięstwo na wyciągnięcie ręki. Wtedy strategia prezesa PiS, niejako scalająca interes narodu i partii, ległaby w gruzach. Podobnie mogłoby stać się i z państwem.

 

Należy jednak pamiętać, że Konwencja stambulska niesie za sobą konsekwencje nawet wtedy, gdy partia rządząca nie jest skora do legalizacji nad Wisłą „małżeństw” osób tej samej płci. Oto bowiem Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar bronił prohomoseksualnych „tęczowych piątków” w polskich szkołach w oparciu właśnie o genderowy dokument. Oznacza to, że z każdym rokiem obowiązywania Konwencji, pod bokiem ponoć „prawicowej” władzy, w publicznych placówkach edukacyjnych odbywają się wydarzenia mogące skutkować zmianą nastawienia opinii publicznej w kwestii związków homoseksualnych w zgodzie z lewicowymi ideałami. Decyzja premiera Morawieckiego o przekazaniu sprawy do Trybunału Konstytucyjnego może ów groźny stan przedłużyć, bo choć oczywiście ewentualne obalenie Konwencji przez sędziów rozstrzygnęłoby temat na zawsze, uniemożliwiając ponowne przyjęcie genderowego dokumentu przez rządzących w razie oddania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, to jednak doświadczenia ostatnich lat pokazują, że Trybunał może ociągać się z decyzjami dotyczącymi tematów kłopotliwych dla formacji Jarosława Kaczyńskiego. Jest zaś oczywiste, że jeśli PiS naprawdę chciałby wypowiedzenia Konwencji, to nie potrzebowałby orzeczenia sędziów. Słowem: najpewniej mamy do czynienia z „zamrażarką” i ze swoistą ucieczką liberalnej części obozu rządzącego przez zabraniem głosu w sprawie światopoglądowej.

 

Oczywiście – niezależnie od powodów podjęcia tematu dokumentu właśnie teraz – fakt społecznej dyskusji na temat Konwencji stambulskiej cieszy. Osoby otwarte na prawdę mają bowiem okazję dowiedzieć się, jak groźne treści ideologiczne znajdują się w tekście ratyfikowanym przez Polskę w ostatnich tygodniach sprawowania władzy przez koalicję PO-PSL, który wciąż, mimo 5 lat rządów „dobrej zmiany”, obowiązuje. Jednocześnie istnieje szansa, że wielu Polakom otworzą się oczy i – gdy zobaczą lewicowy ekstremizm obrońców dokumentu – dostrzegą niebezpieczeństwa. Najważniejsze jest jednak wypowiedzenie samej Konwencji stambulskiej, która pod pozorem ochrony kobiet przed przemocą – czym realnie „zajmuje się” Kodeks karny, a nie żadne międzynarodowe traktaty i teksty ideologiczne – implementuje w polskiej rzeczywistości terminy i pojęcia przekłamujące rzeczywistość oraz sugeruje, że źródłem problemu agresji jest tradycyjna rodzina. Prawda wygląda natomiast zupełnie inaczej. Przemoc wynika z patologii, nałogów, nienawiści i ze wszystkiego, co można nazwać grzechem. Z grzechem natomiast walczy się przez nawrócenie i pokutę, zaś z przestępstwami poprzez prawo, prewencję i kary dla złoczyńców, a nie przy pomocy tekstów stawiających na głowie całą rzeczywistość społeczną i tworzącymi nowe problemy, starych zresztą nie rozwiązując.

 

Jeśli więc rządzący mają szczere, cywilizacyjne ambicje i chcą dobrze zapisać się w historii Polski, muszą przystąpić do realnych i skutecznych działań, zamiast spychać odpowiedzialność na inne instytucje. Konwencja stambulska to niezwykle ważny, ale zaledwie jeden z wielu elementów programu przebudowy Polski w duchu chrześcijańskim. W kolejce czekają znacznie pilniejsze sprawy, z zakazem aborcji na czele. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by obóz „dobrej zmiany” – korzystając z istniejącego w naszej Ojczyźnie konserwatywnego zaplecza eksperckiego – dokonywał licznych potrzebnych zmian na raz. To niezbędne, jeśli Zjednoczona Prawica chce być czymś więcej niż li tylko lewicową w treści i chadecką w formie europejską centro-prawicą. Niestety przekazanie sprawy do Trybunału Konstytucyjnego wskazuje, że PiS najpewniej woli płynąć z głównym nurtem. Historia niemieckiej CDU czy brytyjskiej Partii Konserwatywnej pokazuje jednak, że ów kierunek kończy się fatalnie, a rzekoma „prawica” może nawet wprowadzać „małżeństwa” homoseksualne.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie