Ideowi poprzednicy Macrona zdążyli rozprawić się z katolicyzmem. Poza tym w samym Kościele w XX wieku – nie tylko we Francji – dały o sobie znać samobójcze tendencje redukujące chrześcijaństwo do dobroczynności i pacyfizmu. A duchowni, którzy przymykają oczy na polityczną poprawność i moralną degrengoladę Zachodu, to wymarzeni partnerzy gospodarza Pałacu Elizejskiego – pisze Filip Memches na łamach Tygodnika TVP.
Publicysta skomentował wypowiedzi prezydenta Francji zapowiadającego renowację zniszczonej pożarem katedry paryskiej. Władze zabrały się do dzieła bardzo energicznie, w świat idą już kolejne śmiałe projekty.
Wesprzyj nas już teraz!
„Prezydent Francji Emmanuel Macron – lewicowo-liberalny polityk, któremu światopoglądowo nie po drodze z Kościołem katolickim – zapowiadając odbudowę świątyni, uderzył w patriotyczne tony: Paryska Notre-Dame to nasza historia, nasza literatura, nasz świat wyobrażony. To miejsce, w którym każdy z nas przeżył swe najważniejsze chwile. Znamienne, że słowa te wypowiedział ten sam człowiek, który jeszcze dwa lata temu – podczas swojej zwycięskiej kampanii wyborczej – stwierdził, że nie ma kultury francuskiej, jest tylko kultura Francji” – punktuje Memches.
Autor precyzuje, że w tym pojęciu „kultury Francji” mieści się też katolicyzm, lecz nie ten, o jakim myślimy, lecz „taki, który nie wywołuje sporów z innymi jej składnikami, zwłaszcza ateizmem oraz islamem. Chodzi zatem o katolicyzm otwarty, tolerancyjny, czyli – mówiąc wprost – pozbawiony misyjnego żaru i nie wywołujący kontrowersji w życiu publicznym”.
Publicysta, za François Souchalem, autorem książki „Wandalizm rewolucji”, przypomina stulecia krwawych bądź tylko przymusowych zabiegów, jakich dokonali laicyzatorzy by zmienić oblicze kraju świętych i świątyń. Nie ominęły one setek kościołów, w tym samej Notre-Dame, która – dzięki Bogu – uniknęła unicestwienia.
„(…) dążenie do marginalizacji religii zadomowiło się wśród francuskich elit politycznych na dobre” – podkreśla autor, wymieniając wiele przejawów konsekwentnie prowadzonej przez kolejnych władców i rządy polityki rugowania katolicyzmu z życia publicznego kraju.
„Prezydentowi Macronowi jest dziś łatwo grać przyjaciela Kościoła. Jego ideowi poprzednicy zdążyli już rozprawić się z katolicyzmem. Poza tym i w samym Kościele w XX wieku – nie tylko we Francji – dały mocno o sobie znać samobójcze tendencje – redukujące chrześcijaństwo do dobroczynności i pacyfizmu. A duchowni, którzy przymykają oczy na polityczną poprawność i moralną degrengoladę Zachodu, to wymarzeni partnerzy gospodarza Pałacu Elizejskiego” – konstatuje Filip Memches.
Źródło: TVP.Info/Tygodnik
RoM