29 czerwca 2018

Festiwal na pogańskich motywach. Wiedźma twarzą Supraśla?

(Fot. Andrzej Sidor/Forum )

Brak reakcji wobec kolejnych przykładów promocji pogaństwa może stać się naszym zbiorowym grzechem zaniechania. Wzbudzanie sentymentów za bożkami, czarownicami i zaklęciami to jedna z metod walki z chrześcijaństwem, chociaż ukryta za szyldem dbałości o tradycję i poszukiwania słowiańskich korzeni. W trosce o dusze współbraci, duchowni i świeccy nie powinni przyglądać się z obojętnością temu zjawisku, którego jednym z przejawów jest popularyzowanie magii, zabobonów i wróżbiarstwa, chociażby przy okazji wydarzeń kulturalnych.

 

W taki właśnie schemat wpisać trzeba między innymi Festiwal Slow Fest, którego druga edycja odbędzie się pomiędzy 30 czerwca a 12 sierpnia w Supraślu. To podlaskie miasteczko, przepięknie położone nad rzeką o takiej samej nazwie, w sercu Puszczy Knyszyńskiej, wśród pachnących żywicą borów i kwiecistych łąk. Ma status uzdrowiska, chociaż znajduje się zaledwie kilkanaście kilometrów od huczącego wielkomiejskim hałasem Białegostoku. Nie dziwi więc, że Supraśl wzbudził zainteresowanie organizatorów wydarzeń kulturalnych, w których ważną rolę odgrywa przyroda.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pierwszym, zapoczątkowanym tu ponad 20 lat temu, dużym cyklicznym festiwalem natury i sztuki było „Uroczysko”. Odbywa się do dziś, jednak obecnie tylko w formie szczątkowej. W programie przeważają zawsze wydarzenia kulturalne, jednak impreza ma też inny wymiar. Promuje Podlasie jako krainy magii, baśni i starych słowiańskich wierzeń.

 

Kiedy „Uroczysko” już się wypaliło, przyszedł czas na jego następcę ukazywaniu Podlasia jako miejsca, w którym czas zatrzymał się przed chrztem Polski. Przyszedł czas na Slow Fest. Jak sama nazwa tego festiwalu wskazuje, że czas płynie tam wolniej niż w innych, bardziej uprzemysłowionych częściach naszego kraju. Rzeczywiście, czasem można odnieść takie wrażenie. Jednak na pewno nie z tego powodu, że w podlaskich przepastnych puszczach, krętych rzekach, głębokich jeziorach czy umajonych kwieciem łąkach hasają strzygi, rusałki, krasnale czy Baby Jagi. Po prostu, ta bujna, pierwotna podlaska przyroda ma swój spokojny, naturalny rytm życia, a on udziela się zarówno miejscowym, jak i przybyszom.

 

A o czym najczęściej usłyszymy podczas tegorocznego Slow Fest w Supraślu? O szeptuchach, czyli współczesnych Babach Jagach. Aby się o tym przekonać, wystarczy przejrzeć program festiwalu.

 

Wiedźma jaka jest

Szeptuchy to przeważnie kobiety (choć istnieje również ich męski odpowiednik – szeptuni), raczej starsze, które we wsiach położonych po południowej stronie województwa podlaskiego, zajmują się „uzdrawianiem” przy użyciu magii. Dawniej takie osoby nazywano, prosto z mostu, wiedźmami.

 

Zdecydowana większość aktywnych szeptuch, a jest ich na Podlasiu najwyżej kilkanaście, określa siebie jako osoby wyznania prawosławnego. Cerkiew oficjalnie potępia ich praktyki jako niezgodne z Pismem Świętym, zdecydowanie zabraniającym bałwochwalstwa, w tym uprawiania jakiegokolwiek rodzaju magii. Nie zważając na to, szeptuchy uprawiają swoje magiczne praktyki, do tego jeszcze posługując się modlitwami, które – jak twierdzą – wraz z darem uzdrawiania, otrzymały od samego Boga.

 

Rytuały zalecane przez szeptuchy swoim „pacjentom” pokazują jasno, że ich działalność nie sposób określić jako medycynę. Bo czyż można nazwać leczeniem „przepisanie” osobie chorej na depresję, aby włożyła sobie pod poduszkę zwój owczej wełny i spała na niej przez 9 dni? Albo też posypanie popiołem z domowego pieca bolącego miejsca przy skurczu lub zapaleniu mięśni? Wiedźma chodzi wokół chorego szepcząc ni to modlitwy, ni to zaklęcia – od czego właśnie wzięło się określenie szeptucha. Żelaznym warunkiem, jaki zawsze stawia ona swoim „pacjentom”, jest wykonanie jakiegoś magicznego zabiegu. Przykładowo muszą zawinąć w papier gorczycę i wyrzucić ją na skrzyżowaniu dróg. W 2007 roku doszło nawet do tragicznego wypadku wywołanego zaleceniami czarownicy. Prawosławny duchowny – nawiasem mówiąc, ostrzegający swoich wiernych przed korzystaniem z usług wiedźm – prowadząc samochód, zobaczył nagle przed sobą, stojący na środku jezdni… sedes. Chcąc go wyminąć, ostro skręcił i stracił panowanie nad pojazdem. Samochód uderzył w drzewo, a 37-letni batiuszka zginął. Świadkowie zeznający w trwającym ponad dwa lata śledztwie wskazywali, iż niecodzienna przeszkoda znalazła się drodze z powodu polecenia jednej z szeptuch. „Leczą” one w ten sposób… zapalenie dróg moczowych.

 

Pogaństwo szkodzi!

Śmiało można powiedzieć, że w programie najbliższego Festiwalu Slow Fest wiedźma jest tematem przewodnim. 1 lipca organizatorzy zaplanowali wykład „Szeptuchy i medycyna”; 7 lipca – przedstawienie pt. „Ziołowstąpienie”, którego bohaterami są m.in. szeptuchy i szeptuni; 15 lipca – prelekcję „Szeptuchy i psychologia”, i tak dalej, aż do ostatniego punktu programu, poświęconego „fajnym” szeptuchom.

 

Do tego czytamy w festiwalowym menu o nocnych spacerach, nazwanych „Supraskimi szwędaczkami”, a w ich trakcie „wróżenie z nasion” i spotkanie z „duchem puszczy”. Nie dość, że to promocja niedorzecznego pogaństwa, to jeszcze szwendanie się nocą po lesie może doprowadzić do realnego spotkania z „duchami puszczy”, bo w ciemnościach puszczy łatwo grzmotnąć głową w sosnę lub co gorsza – w dąb.
 

Prelekcje na temat szeptuch oraz ich rzekomo ważnej roli w kulturze podlaskiej wsi, wygłosi Małgorzata Anna Charyton, z zawodu etnolog. Zajmuje się ona szeptuchami z Podlasia, skąd sama pochodzi. W swoich publikacjach czy wystąpieniach szeptuchy przedstawia jako niegroźne, sympatyczne staruszki – takie klawe babki „do tańca i do różańca”. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” Małgorzata Charyton przyznaje się, że gdy była małą dziewczynką, babcia kilka razy woziła ją do słynnej szeptuchy z Orli, która nad nią „zamawiała”. Najwyraźniej coś z tej magii odprawianej na Małgorzacie zostało do dziś, skoro jej fascynacja szeptuchami najwyraźniej nie słabnie.

 

Miasto mnichów

Głównym pomysłodawcą i organizatorem Slow Fest jest Roman Gutek, właściciel dużej firmy zajmującej się dystrybucją filmów. Na co dzień mieszka w Warszawie, więc łatwo zrozumieć jego zachwyt slow tempem życia w sercu podlaskiej puszczy. Ciekawy jest też pomysł zorganizowania w Supraślu festiwalu, na którego afiszu znalazły się kultura i sztuka. Konia z rzędem jednak temu, kto powie, co ma wspólnego szeptucha z kulturą, a tym bardziej ze sztuką. Jej pole działania to świat wierzeń, magii, przesądów, zaklęć, ezoteryki. Ogólnie – świat duchów. I tu pojawia się jeszcze jeden problem. Czy duchową twarzą Supraśla ma być pomarszczone oblicze wiedźmy szeptuchy? Taką właśnie łatkę może sympatycznemu miastu przyprawić Slow Fest. Odpowiedź jest tylko jedna – Supraślowi takiego wizerunku mieć nie przystoi. Od ponad pięciu wieków ma on własną, piękną twarz. Aby ją ukazać, wystarczy przypomnieć kilka faktów historycznych.

 

Zaczynając od korzeni – Supraśl został założony w roku 1500 przez prawosławnych mnichów reguły świętego Bazylego. Pierwszymi budowlami osady, wzniesionymi na wysokim brzegu rzeki, były cerkiew i pustelnie zakonników. W roku 1609 suprascy bazylianie przystąpili do Unii Brzeskiej. W tym czasie ich monaster stawał się centrum unickiej kultury i sztuki, ze znaną w całej Rzeczypospolitej drukarnią oraz pierwszą w kraju wytwórnią papieru. W świetle płynącym z chrześcijańskiego monasteru rosła osada, a później miasto. I dziś charakter tego pięknego grodu wyznaczają górujące nad nim trzy krzyże. Prawosławny – cerkwi pw. Zwiastowania NMP i krzyże katolickie – kościołów pw. Świętej Trójcy oraz NMP Królowej Polski.

 

Adam Białous

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie