8 września 2015

Feminizm potrzebuje faceta

(private/Instagram / FORUM)

Równość płci nie jest jedynie sprawą kobiet, to sprawa całej ludzkości – głoszą organizatorzy feministycznej akcji He for She, zachęcając do promowania tej inicjatywy… mężczyzn. Twarzą kampanii jest Emma Watson, aktorka znana z roli Hermiony Granger – sympatycznej prymuski w serii filmów o Harrym Potterze.

  

Prowadzona przez ONZ kampania He for She ma przekonać mężczyzn, że postulat równości płci jest szczytny, a feminizm to w istocie nic zdrożnego. Jej twórcy i promotorzy chcą, by mężczyźni autentycznie podejmowali aktywność na rzecz owej „równości”. Co trzeba zrobić, żeby włączyć się w kampanię? Wystarczy kliknąć na specjalnej stronie internetowej w mały, czarny prostokącik I Agree (zgadzam się). Pomysłodawcy inicjatywy są zapewne święcie przekonani, że każdy mężczyzna, trafiwszy jakoś na stronę i kliknąwszy w okienko zgadzam się, z owłosionego szympansa pijącego piwo i zajadającego się chipsami przemieni się w elegancika pachnącego drogimi perfumami, „oświeconego” co do słuszności nowinek promowanych przez ONZ.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Warto przy tym dodać, że – zgodnie z założeniami kampanii – popierający ją internauci mają bezwzględnie potępiać nierówności w życiu społecznym, politycznym i ekonomicznym oraz wszelkie przejawy wykorzystywania kobiet.

 

Z akcjami w rodzaju He for She jest dość poważny kłopot – powierzchowny obserwator nigdy do końca nie wie, czy ich kreatorzy chcą dobrze czy źle. Bo cóż jest złego w walce z przemocą wobec płci pięknej? Nic. Problem jednak w tym, że cała inicjatywa usilnie promuje feminizm, zakładając, iż czynnikiem sprzyjającym dyskryminacji lub czyniącym kogoś brutalnym i bezwzględnym wobec drugiej osoby jest płeć. Owszem, istnieją kręgi cywilizacyjne, w których los kobiet jawi się w europejskiej optyce jako znacznie gorszy niż los mężczyzn, ale to tylko wycinek problemu starcia cywilizacji. Wystarczy bowiem spojrzeć na to, co muzułmanie wyczyniają z chrześcijanami w odległym Pakistanie, Iraku czy Syrii, by dostrzec, że nie płeć stanowi główne kryterium dyskryminacji prowadzącej do brutalnej przemocy.

 

Innego dowodu na nieuczciwość intencji ONZ promującej He for She dostarcza… działalność samego ONZ. Organizacja ta bowiem w założeniu ma między innymi stać na straży praw człowieka, tymczasem zajmuje się ona promowaniem wszystkiego, co stoi w sprzeczności z ludzką godnością. Prawem człowieka dla ONZ jest raczej aborcja niż życie; prawem człowieka dla nowojorskiej organizacji jest raczej zapewnianie dzieciom wiedzy o technikach seksualnych niźli troska o zdrowie najmłodszych.

 

Kiedy więc słyszymy, iż ONZ promując feminizm, zapewnia, że idzie o dobro słabszych – nie dajmy się zwieść. Już samo słowo „feminizm” dominujące w przekazie He for She powinno uruchomić w naszych w głowach głośny dzwonek alarmowy, gdyż cała ta kampania to nic innego jak promocja materialistycznej ideologii, która, posłużywszy się wyimaginowanym konfliktem płci, chce ukształtować „nowego człowieka” zaprojektowanego po myśli lewicowych koryfeuszy. Tego samego efektu – choć przy zastosowaniu zgoła innych środków – chcieli przecież tak odrażający bohaterowie lewicy, jak Robespierre, Lenin, Stalin czy Hitler.

 

Do obróbki ludzkiej świadomości ONZ stosuje jednak narzędzia znacznie bardziej wyrafinowane od tych, jakimi dysponowali niegdyś postępowcy. Jednym z takich narzędzi są ikony popkultury mające wytrwale pracować nad urabianiem świadomości mas. W przypadku He for She skutecznym instrumentem tego typu okazała się znana aktorka młodego pokolenia, Emma Watson.

 

Dziewczyna od Harry’ego Pottera

Pozyskanie przez ONZ kogoś takiego jak Watson, to sukces podobny do zdobycia kury znoszącej złote jaja. Bo choć nie zasłynęła ona wybitnym aktorskim warsztatem (cóż jednak znaczy warsztat w czasach, gdy media zdolne są wykreować każdego?), to jednak dla wielu młodych ludzi jest kimś wyjątkowym. Młoda Brytyjka stała się bowiem sławna dzięki roli Hermiony Granger w sadze filmowej o Harrym Potterze.

 

Kim była wykreowana przez nią bohaterka? Pilną uczennicą szkoły kształcącej czarodziejów i wierną towarzyszką przygód głównego bohatera. Rolę tę Watson grała przez siedem lat, co sprawiło, że pojawiwszy się po raz pierwszy na dużym ekranie jako mała dziewczynka, dojrzewała wraz z widzami filmu, stając się dla wiernych fanów Pottera swoistym autorytetem. Nic wszak nie łączy ludzi mocniej niż wspólne dorastanie.

Było więc tylko kwestią czasu, kiedy tak łakomy kąsek namierzą medialni spece. Od tej pory sprawy toczą się coraz szybciej: ONZ przyznała Emmie Watson miano Women Goodwill Ambassador (Ambasadorki Dobrej Woli), po czym młoda aktorka stanęła na froncie profeministycznej batalii, wygłaszając 20 września w nowojorskiej siedzibie organizacji przemówienie otwierające kampanię He for She. Spisała się doskonale, płomiennie opowiadając, jak to zaczęła kwestionować różne stereotypy związane z płcią w wieku ośmiu lat, gdy przygotowywali z rówieśnikami spektakl dla rodziców.

 

Jej rodzice, co dziewczyna poczytuje sobie za wielkie szczęście, akceptowali jej płeć i kochali ją taką, jaką się urodziła, aczkolwiek nie może powiedzieć, że jej przyjaciółek nie spotykały nieprzyjemności związane z płcią. W wieku piętnastu lat moje koleżanki opuszczały swoje sportowe drużyny, bo nie posiadały odpowiedniej muskulatury – utyskiwała Watson.

 

Cel tej przemowy był jasny: chwycić za serce, wywrzeć wrażenie i wydatnie przysłużyć się rozpropagowaniu kampanii He for She. Reżyserzy owego spektaklu dobrze wiedzieli, kim jest dla młodego pokolenia na świecie ta dziewczyna od Harry’ego Pottera i ile znaczy jej udział w całym przedsięwzięciu. Dlatego jednym z elementów promocji He for She stał się promowany hasłem: Emma Watson inspiruje dzieci klip She knows, w którym nastoletnie dziewczyny opowiadają, jak zdecydowały się zostać feministkami.

 

Wydatne zaangażowanie młodej „gwiazdki” w feministyczną propagandę byłoby zapewne niemożliwe, gdyby nie jej zdecydowany marsz w najciemniejsze głębiny showbiznesu. Zaczęła niewinnie jako dziecko, wytrwale pracując nad aktorstwem, tańcem i śpiewem w renomowanej brytyjskiej szkole Stagecoach Theatre Arts Ltd. Sławę zyskała, debiutując w wieku jedenastu lat w filmie o Harrym Potterze. Gdy miała lat trzynaście, świat showbiznesu uznał ją za jedną z najseksowniejszych nastolatek, co jak sama przyznała – i trudno się temu dziwić – wywołało jej oburzenie.

 

To jednak wydarzenia sprzed lat – obecnie dwudziestoczteroletnia Watson nie stroni od brudów związanych z jej zawodem. Chętnie fotografuje się w wyzywających pozach, nie wstydzi się nagości, jednoznacznie przy tym deklarując, jak trudno było jej pozbyć się wizerunku dziecięcego idola. Pierwsze lata po zakończeniu serii o Harrym Potterze były trudne. Walczyłam o dostosowanie się do nowych warunków środkami, których efekty trudno było przewidzieć – wyznaje.

 

Podobną drogę, choć niewątpliwie bardziej radykalnie, przeszła Miley Cyrus – aktorka i piosenkarka kreująca w młodzieńczych latach słynną wśród młodych widzów postać Hannah Montana. Obecnie dorosła już dziewczyna, pragnąc pozbyć się coraz bardziej ciążącej jej etykietki dziecka, znalazła sposób na agresywny, „dojrzały” wizerunek – krótkie włosy, ostry makijaż i golizna.

 

Jeszcze innymi środkami posługuje się kolega Watson z filmowego planu, Daniel Radcliffe, powszechnie znany z roli Harry’ego Pottera. Ten z kolei stylizuje się na awanturnika żyjącego od imprezy do imprezy. Trudno jednak rozstrzygnąć, czy informacje o utracjuszowskim stylu życia młodzieńca on sam rozmyślnie podsuwa bulwarówkom, czy też faktycznie ma problemy z pohamowaniem zamiłowania do hucznych zabaw.

Pewne jest jedno – wcielenie się w ostatnim filmie w rolę opętanego przez Złego chłopaka, któremu nagle wyrastają… rogi, to przecież nic innego niż swoista ewolucja wizerunku dziecięcego czarodzieja. Zza maski Harry’ego Pottera wyjrzał Mefisto…

 

Hermiona Gender

Niełatwo jednoznacznie ocenić, czy Emma Watson jest tak naiwna i łasa na sukces w showbiznesie, że daje się wciągać w feministyczną kampanię, czy też faktycznie głęboko wierzy w potrzebę walki ze „stereotypami płci”. Pewne jest jedno: owa walka, finansowana przez możnych tego świata, niesie ze sobą opłakane skutki i prowadzi do kolejnych absurdów.

 

Oto renomowany magazyn „Forbes” postanowił rozebrać na czynniki pierwsze wrześniowe wystąpienie Watson w Nowym Jorku i rozważyć, w jaki sposób kampanię He for She można realizować w biznesie. Autorka tekstu zasugerowała, na przykład, by męski przełożony kobiety… faworyzował ją w karierze zawodowej. Czyż nie brzmi to cokolwiek fantastycznie?

 

Feminizm oczekujący na męską pomoc, to jak komunista żywiący nadzieję, iż „kapitalistyczny krwiopijca” sam siebie potępi, po czym odbierze sobie własność ucieszony rychłą perspektywą jej „uspołecznienia”. Pierwszy z brzegu bolszewik słysząc taką opowieść, umarłby zapewne ze śmiechu. Ale być może dziś nie jest to wcale tak absurdalne, jak się wydaje. Dlaczego nie przekonać kapitalisty, że własność jest złem, a mężczyzny nie skłonić do aktywności w ruchu feministycznym? Brzmi jak fantasmagoria? A czy ktoś przypuszczał, że urocza Hermiona Granger stanie się Hermioną Gender?

 

 

Krzysztof Gędłek

 

 

Tekst został opublikowany w 43. numerze magazynu „Polonia Christiana”

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie