Ubiegający się o prezydencką nominację Partii Demokratycznej senator Bernie Sanders zapowiedział, że do Sądu Najwyższego zamierza mianować wyłącznie sędziów popierających szeroko zakrojone tzw. prawo do aborcji. Podczas kampanii wyborczej w stolicy Teksasu bezwarunkowo opowiedział się za poparciem dla wyroku w sprawie Roe versus Wade.
Zdaniem lewicowego polityka, aborcja aż do urodzenia stanowi konstytucyjne prawo. – Obiecuję wam, że nigdy nie nominuję do Sądu Najwyższego lub ławy federalnej nikogo, kto nie popiera w 100 procentach Roe versus Wade – powiedział w Teksasie pod koniec lutego. Ten wyrok z 1973 roku uznaje „prawo do aborcji” za wymóg konstytucyjny.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak zauważa portal Life News, oznaczałoby to odejście od polityki Donalda Trumpa. Urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych mianował bowiem licznych sędziów o konserwatywnych poglądach, w tym obrońców życia. Według Melissy Clement z Nevada Right to Life amerykański prezydent dotrzymał swych obietnic.
Od wyroku w sprawie Roe versus Wade z 1973 roku w Stanach Zjednoczonych wskutek aborcji zginęło 61 milionów nienarodzonych. Stany Zjednoczone znajdują się w niechlubnej grupie 7 krajów świata zezwalających na mordowanie dzieci w łonach matek po 20. tygodniu ciąży. Wyrok wciąż pozostaje w mocy. Jednak poszczególne stany wprowadzają pewne ograniczenia dla aborcji.
Amerykański ruch obrońców życia odnosi mimo trudnej sytuacji spore sukcesy. Według opublikowanych niedawno danych Guttmacher Institute całkowita liczba wykonywanych aborcji na poziomie ogólnokrajowym zmniejszyła się w latach 2014 – 2017 z 926 200 do 862 320. To najmniej od czasu ich legalizacji w 1973 roku – podaje KAI. Co ważne, oznacza to niemal dwukrotny spadek w porównaniu z latami 80. XX stulecia. Trudno nie dostrzegać w tym wpływu obrońców życia.
Źródła: lifenews.com / Guttmacher Institute / KAI
mjend