7 listopada 2018

Analityk: ropa tanieje, a kraje muszą się zreformować – inaczej czeka je kryzys

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Marwan Muasher, były minister spraw zagranicznych Jordanii i wiceprzewodniczący Carnegie Endowment for International Peace nawołuje kraje arabskie do reform gospodarczych. W przeciwnym razie dojdzie jego zdaniem do społecznego wybuchu.

 

Marwan Muasher twierdzi, że jeśli kraje arabskie nie zreformują swojej gospodarki i nie zaczną masowo pobierać podatków od obywateli i zatrudniać kobiet to doświadczą drugiej fali protestów. Ta okaże się jego zdaniem znacznie gorsza niż tak zwana arabska wiosna z 2011 roku.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Autor książki: „The Second Arab Awakening and the Battle for Pluralism” („Drugie arabskie przebudzenie i bitwa o pluralizm”) przypomina dwa wydarzenia, mające zmusić kraje Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu do zmiany systemów polityczno-ekonomicznych. To tak zwana arabska wiosna w 2011 roku (powstania przeciw autokratycznym rządom w krajach arabskich) i gwałtowny spadek cen ropy naftowej w 2014 roku arabska wiosna miała „zapoczątkować nową erę demokracji na Bliskim Wschodzie”. Jednak z wyjątkiem Tunezji, zakończyła się zawirowaniami lub wojnami domowymi. Z kolei w 2014 roku przywódcom regionu zadano kolejny cios, gdy cena ropy gwałtownie spadła, zagrażając podstawowemu modelowi rządzenia – gospodarkom patronackim.

 

Były jordański dyplomata pisze, że niskie ceny ropy od tego czasu utrudniały reżimom finansowanie nadętych budżetów, kupowanie elit i wstrzymywanie długo odkładanych reform.

„Na pozór wydaje się, że wiele państw arabskich przetrwało te dwa sztormy – choć niepewnie. Ale przed nami jeszcze więcej zawirowań” – przekonuje. Wstrząsy z lat 2011 i 2014 były „tylko pierwszymi symptomami głębszej transformacji w regionie”.

 

Model gospodarek arabskich oparty na finansowaniu „rozdętych” usług publicznych z wpływów pozyskanych ze sprzedaży ropy, dłużej zdaniem Marwana Muashera nie przetrwa.

Ekspert sugeruje, że nie da się już utrzymać systemu, który czerpał znaczną część swoich dochodów ze sprzedaży zasobów narodowych lub negocjacji dotyczących zagranicznego wsparcia, zamiast z podatków.

 

W niektórych krajach (na przykład Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie), wpływy budżetowe pochodziły ze sprzedaży krajowych zasobów ropy naftowej. W innych (np. Egipt i Jordania) – z transferów od regionalnych mecenasów bogatych w ropę. Na całym Bliskim Wschodzie rządy wykorzystywały surowce energetyczne do finansowania stabilnych miejsc pracy, edukacji i opieki zdrowotnej, a w zamian otrzymywały polityczne poparcie. Ale ponieważ ceny ropy utrzymują się na niskim poziomie, a dane demograficzne regionu uległy zmianie, utrzymanie obecnego status quo wydaje się niemożliwe.

 

Były szef dyplomacji jordańskiej przekonuje, że przywódcy państw arabskich muszą szybko zareagować i wprowadzić reformy, które „stworzą zasadniczo nową umowę społeczną na Bliskim Wschodzie, negocjowaną od podstaw”.

 

Nowy model nie może się opierać – jego zdaniem – na dominacji państwowych przedsiębiorstw. Konieczne są reformy polityczne prowadzące do demokratyzacji (większy udział obywateli w rządzeniu).

 

Swoje systemy muszą zmienić państwa produkujące i sprzedające ropę naftową (Algieria, Bahrajn, Iran, Irak, Kuwejt, Libia, Oman, Katar, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie). Przemiana musi zajść również w krajach importujących ropę naftową  (Egipt, Jordania, Maroko i Tunezja), które opierały się na dużych dotacjach od swoich sąsiadów produkujących ropę i przekazach pieniężnych od swoich obywateli pracujących za granicą w przemyśle naftowym. Państwa Zatoki Perskiej wspierały kraje importujące ropę naftową, zwłaszcza Egipt i Jordanię, ze względów politycznych i ekonomicznych.

 

Na przykład Egipt i Jordania zapewniają tanią i wykształconą siłę roboczą.

Na przełomie wieków dotacje i przekazy pieniężne stanowiły średnio ponad dziesięć procent PKB Egiptu i Jordanii. Zdaniem Marwana Muashera, wsparcie patronackie przyjmowało różne formy w różnych krajach. Jednak przychody z ropy od dawna pozwalały wielu arabskim importerom surowca żyć ponad stan.

 

System ten sprzyjał korupcji i rozrostowi biurokracji. W miarę jak rozrastała się administracja, ceny ropy musiały rosnąć, by władza mogła sfinansować rozszerzającą się biurokrację i potrzeby powiększających się elit. Państwa były rozbudowane daleko poza ich możliwości. Na przykład w Jordanii rząd i armia zatrudniały aż 42 proc. siły roboczej we wczesnych latach XXI wieku. Dopłaty do energii zapewnione przez rząd obywatelom osiągnęły na przykład 11 proc. PKB w Egipcie, 10 proc. w Arabii Saudyjskiej,  9 proc. w Libii. Skoro rozmiar biurokracji tych państw zaczął wyprzedzać wzrost cen ropy, to na przełomie wieków coś musiało się wydarzyć.

 

Rządy nie mogą już dłużej zatrudniać większej liczby ludzi ani płacić za subsydia na towary takie jak chleb i benzyna. Stopa bezrobocia na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej osiągnęła w 2000 roku średnio 11 procent; a wśród młodych ludzi średnia wyniosła 30 procent. Ponieważ rządy usiłowały utrzymać rozbudowane państwa, jakość usług zdrowotnych i edukacyjnych zaczęła spadać.

Protesty (arabska wiosna) w 2011 roku miały zniszczyć starą umowę społeczną. Prezydent Tunezji Zine el-Abidine Ben Ali i egipski prezydent Hosni Mubarak padli pierwszymi ofiarami rebelii.

 

Z kolei w Libii, Syrii i Jemenie, których władze nigdy nie były zainteresowane budowaniem solidnych instytucji, uliczne protesty doprowadziły do rozpadu istniejącego porządku i w konsekwencji do wojny domowej. W Bahrajnie demonstracje przeciwrządowe ustąpiły miejsca stale trwającym niepokojom, niezagrażających jednak poważnie monarchii. Królestwa w Jordanii i Maroku przetrwały wstrząs stosunkowo nietknięte. W krajach Zatoki Perskiej tamtejsze władze uspokoiły zamieszki, obiecując kolejne przywileje socjalne.

 

Natomiast król Abdullah z Arabii Saudyjskiej zaproponował pakiet pomocy w wysokości 130 miliardów dolarów, który obejmował wyższe pensje i więcej dopłat do czynszu dla obywateli saudyjskich. Inne rządy państw Zatoki oferowały podobne pakiety, a wszystko to dzięki wysokim cenom ropy. W lutym 2011 roku rząd Kuwejtu przekazał każdemu obywatelowi 1000 dinarów kuwejckich (około 3,560 USD) oraz bezpłatne podstawowe produkty przez cały rok. W Omanie rząd sfinansował 30 000 miejsc pracy i 40 procent więcej stypendiów uniwersyteckich. W Jordanii król Abdullah zareagował na protesty, natychmiast wprowadzając środki reformy ad hoc, co chwilowo powstrzymało niezadowolenie. Pakiet pomocowy o wartości 5 miliardów dolarów, na który złożyły się różne państwa Zatoki, pomógł krajowi wytrzymać presję ulicy. Ale nawet to okazało się niewystarczające, by stłumić sprzeciw, aż do następnej burzy w 2014 roku.

 

W sierpniu 2014 roku cena ropy, która w 2008 roku przekroczyła 140 dolarów za baryłkę, spadła poniżej 100 USD za baryłkę. W 2016 roku osiągnęła niski poziom 30 USD,  a następnie odbiła się na około 70 USD za baryłkę i pozostaje na obecnym poziomie.

 

W przypadku Arabii Saudyjskiej – jak pisze jordański dyplomata – by sprostać wydatkom, cena ropy powinna wynosić powyżej 85-87 USD za baryłkę. Spadek cen spowodował, że rząd musiał radykalnie ukrócić wydatki.

 

Kuwejt i Zjednoczone Emiraty Arabskie musiały ograniczyć pomoc regionalną. Na całym Bliskim Wschodzie producenci ropy nie mogli już sobie pozwolić na funkcjonowanie jako państwa opiekuńcze, a kraje importujące ropę naftową nie mogą już liczyć na dotacje przyznawane przez producentów ropy lub przekazy pieniężne od swoich obywateli pracujących w tych krajach w celu sfinansowania systemów patronackich. Koniec ery wysokich cen ropy wywołał nową falę protestów.

W 2018 roku manifestacje uległy eskalacji w Arabii Saudyjskiej i Jordanii, gdzie zaczęto domagać się także reform politycznych.

 

W 2017 roku deficyt budżetowy Arabii wyniósł 61 mld USD, czyli 9,2 procent  PKB. Kraj spodziewa się deficytów przynajmniej do 2023 roku. W konsekwencji rząd saudyjski obniżył dotacje i pozwolił na wzrost cen usług. Regionalne interwencje Arabii Saudyjskiej w Syrii, Jemenie i innych krajach jeszcze bardziej nadwerężyły gospodarkę. Rząd saudyjski wstrzymał tradycyjną pomoc dla Jordanii na okres trzech lat i nie może już dłużej wspierać reżimu Abdela Fattaha el-Sisi w Egipcie na kwotę dziesiątek miliardów dolarów rocznie. Bezrobocie wśród młodych ludzi w królestwie pozostaje na poziomie 30 procent.

 

Niektóre państwa Zatoki Perskiej, jak np. Kuwejt ratują się, wykorzystując rezerwy fiskalne. Większość wprowadza cięcia w subsydiach i reformy, mające zmniejszyć uzależnienie gospodarki od ropy. 

 

W Jordanii malejące wsparcie finansowe z sąsiednich krajów produkujących ropę naftową i spadek przekazów pieniężnych zakwestionowały zdolność rządu do dalszego finansowania obecnego systemu gospodarczego. Chociaż Jordania jest monarchią, którą większość społeczeństwa akceptuje jako legalną, ostatnie fale protestów sugerują, że system jest bardziej podatny na zranienie niż wielu uważa – pisze analityk.

 

W 2011 i 2012 roku na terenie Jordanii wybuchły zamieszki na dużą skalę w odpowiedzi na kompromisy ekonomiczne i polityczne, ale zostały one zahamowane po tym, jak król Abdullah przeprowadził szereg reform politycznych, a niestabilność regionalna skierowała uwagę na inne miejsca.

Z kolei w maju 2018 r. protesty wybuchły ponownie w całej Jordanii, szczególnie w zamożnych dzielnicach zachodniej części Ammanu. W 2016 roku dwa lata po tym, jak pomoc z Zatoki zniknęła, Egipt wystarał się o pożyczkę w wysokości 12 miliardów dolarów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, aby móc przywrócić stabilność gospodarczą.

 

Marwan Muasher, który zasiada we władzach amerykańskiego think tanku, promującego globalizm, przekonuje, że kraje arabskie będą musiały zaakceptować nowy system otwierający ich rynki dla zagranicznych inwestorów. Chodzi tu o prywatyzację głównych przedsiębiorstw i wprowadzić kobiety na rynek pracy. Podaje, że zaledwie 30 proc. kobiet z krajów arabskich pracuje. Konieczne będą reformy obyczajowe i polityczne. I co najważniejsze, konieczne są reformy podatkowe, które nie będą łatwe dla społeczeństwa. 

 

Bliskowschodnie rządy mają też „wzmocnić pozycję kobiet,” wykorzystywać technologię, aby podnieść produktywność i przestawić gospodarki na systemy oparte na wiedzy. Rządy będą musiały szybko zdywersyfikować swoje źródła dochodów z ropy poprzez wzmacnianie pozycji sektora prywatnego i zachęcanie do partnerstw publiczno-prywatnych. Ma być promowana „kultura równości wśród wszystkich obywateli”, co „pomoże w promowaniu innowacji”.

Jordańczyk pisze, że konieczne jest zakończenie dyskryminacji prawnej wobec kobiet i grup mniejszościowych. Zasadniczo rządy nie mogą pozostać głównymi pracodawcami w krajach Bliskiego Wschodu. Powinny zmienić prawo gospodarcze, by wspierać sektor prywatny, w szczególności małe i średnie  przedsiębiorstwa.

 

Aby zminimalizować bezrobocie i trudności transformacji społeczno-ekonomicznej, konieczna jest też zmiana w systemach edukacji i opieki zdrowotnej. Szkoły i uniwersytety muszą według analityka zrezygnować z nauczania prawd absolutnych na rzecz krytycznego myślenia, innowacji i akceptacji różnych punktów widzenia.

 

Analityk przestrzega, że nawet jeśli rządy rozpoczną teraz zmiany, odniosą one pożądane skutki dopiero za pokolenie lub dwa. Jeśli jednak ich nie rozpoczną, to jego zdaniem dojdzie do drugiej arabskiej wiosny, jednak o znacznie gorszych skutkach niż poprzednia. 

 

Źródło: foreignaffairs.com

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram