27 sierpnia 2012

Amber Gold: salonowa anatomia spisku

(Fot. adamci/sxc)

Przy okazji afery Amber Gold znowu odżyła w języku mainstreamu zbitka „teoria spiskowa”. Zarzut spiskowania pojawia się zawsze wtedy, gdy ktoś bardziej dociekliwy doszukuje się w działaniach twórcy piramidy finansowej, Marcina P., politycznego, czy nawet mafijnego tła. 

 

Teoria spiskowa – to ważne, o ile nie kluczowe słowo w języku salonu III RP. Używane jest zawsze wtedy, gdy trzeba wyjąć spod debaty pewne treści niewygodne dla mainstreamu. Niewygodne, dodajmy, bo negujące ład polityczny, który ustalono w 1989 roku, a który ma być – zdaniem salonowych elit – naszym wspólnym i wielkim zwycięstwem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Doszukiwanie się w tym „zwycięstwie” jakichkolwiek zgrzytów, zawsze skazywało dociekliwego tropiciela na miano „spiskowca”, czyli wariata, osobę objętą anatemą. Tak było na samym początku lat 90. z tymi, którzy śmieli twierdzić, że w pokomunistycznej Polsce działa mafia. Dopiero, gdy rozgorzał ogień gangsterskich porachunków, mówienie o zorganizowanej przestępczości (na dodatek mającej swój rodowód w PRL) przestało być uznawane za oszołomstwo.

 

Z kolei można było wówczas określić mianem „oszołoma” tego, który twierdził, że w Polsce istnieją układy na styku służb specjalnych, biznesu, mafii i polityki. Dopiero drugie rządy postkomunistów z SLD pokazały, że układ nie musi być mitem, choć akurat mainstream nigdy do końca poważnie nie potraktował tej teorii. Może w jakiejś mierze, po aferach Rywina i starachowickiej, nieco tylko poważniej zaczął on odnosić się do korupcyjnych powiązań między światem polityki a przestępczością zorganizowaną. Już zresztą zabicie ministra Dębskiego mogło być swoistym preludium do jakiejś, choćby ułamkowej, refleksji.

 

Mimo to, salon nie zrezygnował ze słowa „teoria spiskowa”. Na potęgę stosowane jest ono dzisiaj w odniesieniu do katastrofy smoleńskiej, gdzie wszystkie przypuszczenia dotyczące przyczyn tej tragedii (poparte różnymi dowodami), które odsłaniają słabość i indolencję państwa, a może nawet złe intencje rządzących, są odsyłane do szuflady z napisem „szaleństwo”.

 

Przy czym przykład smoleńskiej tragedii jest o tyle ciekawy, że nawet, gdy okazuje się, że mainstream się mylił, to i tak fakty zostają zakrzyczane, a słowo „spisek” jest odmieniane przez wszystkie przypadki, byle tylko nie doprowadzić do rzeczowej dyskusji nad tym bezprecedensowym wydarzeniem. Tak było wtedy, gdy okazało się, że nie ma dowodu na obecność gen. Błasika w kokpicie na kilka minut przed tragedią, czy gdy wyszło na jaw, iż marszałek Ewa Kopacz kłamała w sprawie szczegółowych badań Rosjan na miejscu katastrofy i rzekomo skrupulatnej sekcji zwłok.

 

O teoriach spiskowych mówi się też przy okazji afery Amber Gold, czyli piramidy finansowej stworzonej przez recydywistę, jeśli chodzi o przestępstwa finansowe – Marcina P. Początkowo – w narracji mainstreamu – miało to być pospolite oszustwo, później okazało się, że zawiodły bliżej nieokreślone procedury. Salon zgłupiał na chwilę, gdy wyszło na jaw, że dla P. pracował syn premiera, Michał Tusk. Szybko jednak wykpiono sprawę, zrzucając winę na jego naiwność.

 

Tymczasem po drodze okazało się, że Marcin P. był pięciokrotnie karany za przestępstwa finansowe w zawieszeniu (!), że – zgodnie z polskim prawem – nie powinien w związku z tym zasiadać w zarządzie żadnej spółki. Wyszło też na jaw, że na prowadzenie parabanku, który wymienia pieniądze na złoto, a więc zajmuje się działalnością dewizową, P. powinien mieć pozwolenie od NBP. Takiego jednak nie miał, a swoją działalność w najlepsze prowadził. W dodatku, przez jego firmę przewijały się olbrzymie pieniądze (w tym roku przychód firmy miał wynieść grubo ponad pół miliarda złotych). Są też nieoficjalne informacje, że szef Amber Gold miał się spotykać ze znanym biznesmenem Mariusem O., znajomym trójmiejskich gangsterów. Mało kto stawia też pytanie, dlaczego tak długo policja zwlekała z działaniami operacyjnymi (np. z przeszukaniem) wobec spółki.

 

Co te wszystkie fakty oznaczają dla salonu? Czy mainstream może pokusić się o oczywiste stwierdzenie, że państwo (premier lub ktoś z jego otoczenia, NBP, wymiar sprawiedliwości, służby specjalne) z jakiś, bliżej nieznanych powodów, roztoczyło parasol ochronny nad Amber Gold? Skądże znowu! Zadawanie takich pytań świadczy bowiem o pierwszym, a może już nawet drugim poziomie szaleństwa. O takie rzeczy pytać nie wolno, bo afera Amber Gold została już dawno rozpoznana przez salon jako jeden z wybryków cwaniaka, który nabrał ludzi na piramidę finansową. Piramidę, jakich na świecie przecież wiele.

 

Z niecierpliwością czekam jednak, aż na światło dzienne wyjdą nowe fakty w sprawie działalności Plichty. Wtedy salon będzie się wił jak piskorz, by uzasadnić „racjonalnie” i bez oszołomstwa podejrzane relacje między szefem Amber Gold a instytucjami państwa.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie