12 czerwca 2020

Dotacje państwowe i dodruk pieniądza – gospodarki popadają w uzależnienie

(fot. pixabay)

Pandemia koronawirusa doprowadziła nie tylko do zwiększenia poczucia lęku, lecz również do wzrostu uzależnienia od państwa. Programy pomocy dla obywateli, przedsiębiorstw i całej gospodarki na niespotykaną dotąd skalę stały się codziennością w wielu krajach świata, w tym w Polsce.

 

Wśród rozwiązań oferowanych przez władze RP znalazły się między innymi bezzwrotna pożyczka w wysokości 5 tysięcy złotych wypłacana przez Fundusz Pracy. To dla mniejszych podmiotów. Dla większych – możliwość wznowienia kredytu obrotowego, a także uzyskanie kredytu z gwarancją de minimis do 3,5 miliona złotych. To tylko niektóre z rozwiązań dla podupadającego biznesu. Tego typu programy jawią się jako niezbędna pomoc państwa w trudnej sytuacji – częściowo słusznie. Jednak nie ma róży bez kolców. Rozwiązania te powodują bowiem również uzależnianie przedsiębiorców od państwa. Stają się oni bezradni w obliczu kryzysu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z jednej strony pomoc państwa wydaje się w takich przypadkach naturalna. Kryzysu nie dało się przewidzieć, a konkretne przedsiębiorstwo może nie poradzić sobie z jego skutkami. Z drugiej jednak strony niektóre firmy dysponowały oszczędnościami na wypadek kryzysu. Jak się okazało – ta zapobiegliwość była tak całkowicie potrzebna, bo państwo i tak pomoże wszystkim. Rządowe wsparcie promuje przekonanie, że nie warto starać się zabezpieczyć, gdyż w razie problemów i tak można liczyć na hojną rękę państwa – czytaj: podatników. Oczywiście wszystko w imię bezpieczeństwa. Pamiętajmy jednak, że przedkładanie bezpieczeństwa nad konkurencję i związane z nią ryzyko gospodarcze to istota lewicowego podejścia do gospodarki. W gospodarce kapitalistycznej ryzyko z bankructwem włącznie wpisuje się w prowadzoną działalność. Przedsiębiorcy godzą się je podejmować w zamian za szansę na wyższe zyski.

 

Państwo „od pola do stołu”

Co ciekawe, wiele wskazuje na to, że na tego typu doraźnej pomocy się nie skończy i dojdzie do bezpośredniej ingerencji władzy. Konkretnie – w branżę spożywczą. „Wprost” poinformował nieoficjalnie za Ministerstwem Aktywów Państwowych o planach stworzenia holdingu spożywczego należącego do państwa. Znajdzie się w nim sieć sklepów (nieoficjalnie mówi się o Tesco czy Żabce). Taka częściowa nacjonalizacja miałaby zapewniać rolnikom rentowności produkcji.

 

Wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń powiedział w tym kontekście o „obecności od pola do stołu”. „Rzeczpospolita” twierdzi zaś, że na komunikat w tej kwestii możemy liczyć dopiero po wyborach. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ewentualne spełnienie tych pomysłów doprowadzi do uzależnienia kolejnej grupy od państwa – w tym przypadku rolników.

 

Rozdawnictwo w USA

Epidemia prowadzi zresztą do nasilenia interwencji państwa nawet w Stanach Zjednoczonych, uważanych za mekkę wolnego rynku. Na przykład 27 marca prezydent Donald Trump podpisał pakiet pomocowy o wartości 2 bilionów dolarów. Tak zwany CARES Act oznacza przesłanie czeku na 1200 dolarów dla samotnych obywateli lub 2400 dolarów dla par. Pomoc w pełnej wysokości przysługuje osobom zarabiającym poniżej 75 tysięcy dolarów brutto rocznie (odpowiednio więcej w przypadku par). Następnie odpowiednio mniej wraz ze wzrostem dochodu. Ani centa nie otrzymują jedynie osoby z dochodem przekraczającym 99 tysięcy USD rocznie (198 tysięcy w przypadku par). To największy tego typu pakiet pomocowy w historii Stanów Zjednoczonych.

 

„Drukarki” w ruch

Odrębną kwestią jest pomoc amerykańskiego banku centralnego (Fed). W Stanach Zjednoczonych Rezerwa Federalna zdecydowała się na nieograniczone „luzowanie ilościowe” – skup papierów wartościowych bez ograniczeń. W uproszczeniu można to nazwać masowym dodrukiem pieniędzy, aczkolwiek odbywa się on w formie elektronicznej. Cel stanowi uratowanie gospodarki za wszelką cenę przez zapewnienie dopływu nowego pieniądza.

 

Działania Fedu przyniosły już oczekiwane skutki…ale tylko na rynkach finansowych. Od marcowych gwałtownych spadków do początku czerwca indeks giełdowy S&P500 zyskał 42 procent. Podobny wzrost w ciągu 51 sesji odnotowano wcześniej „z okazji” zakończenia wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku. Obecnie jednak kryzys się nie skończył. Od połowy marca złożono 42,6 milionów wniosków o zasiłek dla bezrobotnych – czytamy na bankier.pl (z drugiej jednak strony, w maju liczba miejsc pracy poza rolnictwem wzrosła o ponad 2,5 miliona, co zaskoczyło wszystkich analityków. Bezrobocie zmalało z 14,7 do 13,3 procent).

 

Warto podkreślić, że liberalna polityka banków centralnych nie ogranicza się do USA. Jak bowiem zauważa Piotr Rosik, Wielka Brytania zapowiedziała skup obligacji skarbowych i korporacyjnych o wartości 231 miliardów dolarów. W dodatku brytyjski bank centralny utrzymuje główną stopę procentową na poziomie 0,1 procent – najniżej od założenia Banku Anglii w 1694 roku.

 

Program luzowania ilościowego przyspieszył także w Japonii. Tamtejszy Bank Centralny dysponuje już około 50 procentami obligacji skarbowych oraz 20 procentami rynku funduszy inwestycyjnych odwzorowujących japońskie indeksy giełdowe. Widzimy zatem, że dochodzi także do gromadzenia majątku w rękach banków centralnych. O ile Japonia znana jest z długotrwałego prowadzenia tego typu polityki, o tyle masowy skup aktywów uruchomiono także w krajach do tej pory tego niepraktykujących (lub praktykujących na niewielką skalę). Mowa tu o Australii, Korei Południowej, Nowej Zelandii, Islandii czy Izraelu.

 

Jak z kolei czytamy na bankier.pl, od września 2019 roku Europejski Bank Centralny utrzymuje stopy procentowe na najniższym poziomie w historii: zbliżonym do 0 procent lub wręcz zerowym. Zwiększono zaś kwotę przeznaczoną na skup obligacji – do 1,35 bilionów euro. Co zaś z Polską? Otóż w naszym kraju uruchomiono program operacji otwartego rynku służących do skupu obligacji skarbowych. Według szacunków jego wartość to 60-90 miliardów złotych.

 

Tego typu rozwiązania mogą przynieść pewną ulgę na krótką metę. Długofalowo jednak wiążą się z ryzykiem zwiększenia inflacji i związanych z tym problemów: redystrybucją dochodu, obniżeniem realnych płac dla osób o ustalonej pensji oraz kosztami dostosowania się gospodarki do zmian cenowych. Inflacja oznacza także straty dla osób oszczędzających. To zaś sprzyja pewnemu stylowi życia – opartemu na wzroście długu kosztem oszczędności.

 

Zasada pomocniczości odłożona do lamusa

Wspólny mianownik dotacji i masowych interwencji banków centralnych stanowi popadanie w uzależnienie od państwa. To problem zarówno zwykłych obywateli, jak i przedsiębiorstw oraz finansistów. Trudno o coś bardziej sprzecznego z zasadą pomocniczości.

 

Jak pisał Piusa XI w Quadragesimo anno, „a chociaż prawdą to jest i rzeczą przez dzieje stwierdzoną, że dla zmienionych warunków wiele zadań, które dawniej mniejsze spełniały jednostki społeczne, obecnie już tylko związki wielkie mogą dokonać, niewzruszoną przecież pozostanie najwyższa zasada filozofii społecznej, której ani podważać, ani osłabiać nie wolno: jak jednostkom ludzkim nie wolno odejmować i przekazywać społeczności tego, co jednostki te z własnej inicjatywy i własną mogą wytworzyć pracą, tak samo jest naruszeniem sprawiedliwość, gdy się to, co mniejsze i niższe społeczności wykonać i dokonać mogą, przydzielić większym i wyższym władzom społecznym; poza tym wyrządza to szkodę wielką i podrywa porządek społeczny”.

 

Zasada pomocniczości istnieje nie tylko w katolickiej nauce społecznej, lecz również w Konstytucji RP, a nawet w dokumentach Unii Europejskiej. Niestety widnieje ona głównie na papierze, a obecny kryzys jeszcze tę sytuację pogorszył. „Wszystko dla państwa, nic przeciwko państwu, nic poza państwem” – rzekł kiedyś Benito Mussolini. Niestety powoli zmierzamy ku takiej właśnie rzeczywistości.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie