30 września 2014

Jedenaście niezłomnych kobiet, które przeżyły piekło Powstania Warszawskiego. Jedenaście poruszających opowieści o tych pamiętnych dniach krótkotrwałego triumfu, który przerodził się w gorycz klęski i rozpacz bezsilną. Opowieści, które znajdziemy w książce Anny Herbich „Dziewczyny z Powstania”.

 

Były łączniczkami, sanitariuszkami, żołnierzami walczącymi na barykadach, a także matkami chroniącymi swoje dzieci i zwykłymi dziewczynami, które po prostu chciały żyć, bawić się i kochać. Wiele z nich zginęło. Wiele odniosło rany, także te najboleśniejsze – psychiczne. Na całe życie. Pozostała już ich tylko garstka. Do niektórych dotarła Anna Herbich, by usłyszeć niewyobrażalne wręcz historie. A opowiedziały je: Halina Jędrzejewska, ps. „Sławka”, Halina Wiśniewska, Halina Hołownia, ps. „Rena”, Zofia Radecka, Jadwiga Bałabuszko-Sławińska, ps. „Jadwiga” i „Blizna”, Anna Branicka-Wolska, Krystyna Sierpińska, ps. ”Marzenka”, Jadwiga Łukasik, Teresa Łatyńska, ps. „Michalska”, Janina Rożecka, ps. „Dora” oraz Irena Herbich (prywatnie babcia autorki).

Wesprzyj nas już teraz!


„Dziewczyny z Powstania”, które ukazały się w maju nakładem wydawnictwa „Znak Horyzont” od razu podbiły serca czytelników. Nic dziwnego. Bo ta pozbawiona zbędnego patosu, bogato ilustrowana archiwalnymi zdjęciami książka jest do głębi poruszająca. I czyta się ją jednym tchem, czasem nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia, czasem wściekłości,  niekiedy i… uśmiechu. Nie brak w niej bowiem wątków miłosnych, a nawet humorystycznych. W końcu w tej przerażającej gehennie, jaką było Powstanie, też trzeba było jakoś żyć i cieszyć się każdą chwilą wolną od świstu kul i huku bomb. Opowieści dziewcząt z tamtych lat zabierają nas także w sielskie krajobrazy przedwojennych Kujaw czy Kresów Wschodnich. I stają się wówczas dalekim, może też wyidealizowanym wspomnieniem. Przenoszą również do zniewolonej Polski, pełnej ubeckich katowni, przy których „Oświęcim to była igraszka”.

Książka, co zrozumiałe, zawiera szereg drastycznych opisów. Jadwiga Łukasik, która podczas Powstania miała niespełna 9 lat i na skutek wybuchu bomby w jej domu oraz obrażeń, jakich przy tym doznała nie mogła później zostać matką, opowiada chociażby o niewyobrażalnym bestialstwie Ukraińców. O dokonywanych przez nich zbiorowych gwałtach na kobietach, i młodych, i starych, a nawet na dzieciach. Zdarzało się, że również trzyletnich dziewczynkach! W końcu sami Niemcy się temu sprzeciwili i wydali rozkaz zaprzestania tych barbarzyńskich praktyk. Z kolei Halina Wiśniewska z II batalionu szturmowego „Odwet”, która urodziła syna na cztery godziny przed godziną „W”, mówi o tym, jak zmieniało się nastawienie ludności cywilnej do powstańców. Od początkowego uwielbienia aż po złorzeczenia, gdy już pod koniec sierpnia brakowało wszystkiego. Gdy wszyscy byli wykończeni. Osaczeni w piwnicach cywile krzyczeli, że całe Powstanie to poroniony pomysł. A gdy udawało im się zdobyć coś do jedzenia lub picia, odchodzili na bok, żeby tylko nie dzielić się z innymi. Solidarność w zasadzie już tam nie istniała.

Od kilku dobrych lat przed każdą rocznicą Powstania wybucha gorąca dyskusja, czy było warto? Wtedy jednak nie było takiego pytania. Była to rzecz oczywista. Jak mus to mus. Krystyna Sierpińska tak to ujmuje: Do Powstania poszłabym raz jeszcze. Bez najmniejszego wahania. Nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył okupacji. Te pierwsze sierpniowe dni… Na domach zawisły niewidziane od 1939 roku polskie flagi, pojawili się polscy żołnierze, ludzie rzucali się sobie w ramiona. To był kawałek Polski, tej prawdziwej, wolnej. Straty, jakie ponieśliśmy, były oczywiście potworne. Do tego ci wszyscy niewinni mieszkańcy Warszawy… Innego wyjścia jednak nie było…


Postawę dziewczyn z Powstania znakomicie obrazuje też historyjka, którą przytacza Halina Jędrzejewska, sanitariuszka z Ochoty, której pewien Niemiec uratował życie.  Bo i „[…] po tamtej stronie także zdarzali się ludzie. Nieliczni, ale się zdarzali”.

Po upadku Powstania „Sławka” trafiła do Stalagu, a po wojnie do obozu uchodźców w Niderlangen. Tam właśnie wraz ze swoimi towarzyszkami utworzyła kompanię wartowniczą. Któregoś dnia – wspomina – miałam służbę przy szlabanie. […] Do bramy podjeżdża jeep. Siedzą w nim wysocy rangą alianccy oficerowie. Kierowca pokazuje mi ręką, że mam podnieść szlaban. A ja na to, że […] nie ma wjazdu do obozu bez przepustki. On mówi, że nie potrzebują żadnej przepustki. A ja nie daję za wygraną i kłócę się z nimi łamaną angielszczyzną. Wreszcie jeden z pasażerów zaczął się śmiać. Szalenie mnie to rozzłościło, bo co on sobie wyobrażał, że będzie się śmiał z żołnierza Armii Krajowej? Ściągnęłam karabin i udałam, że w niego celuję. Na to się zreflektował, wysiadł z samochodu, […] i powiedział, że bardzo przeprasza. Oczywiście mieli przepustkę. Pokazali i mogli wjechać na teren obozu. Jak wojsko, to wojsko. Porządek musiał być”.


„Co on sobie wyobrażał, że będzie śmiał się z żołnierza Armii Krajowej?” Jakże znamienne to zdanie. Tamto pokolenie tak właśnie miało. Tak właśnie zostało wychowane. W poczuciu godności, honoru i obowiązku. Niestety, dziś taka postawa należy do rzadkości. A już karkołomnym zadaniem byłaby próba doszukiwania się jej u tych, którzy powinni świecić przykładem…  

Książka Anny Herbich jest w istocie ewokacją świata wydającego się dziś tak odległym, że aż nierealnym. Świata dawnych wartości. Anna Branicka-Wolska, która w zasadzie przez całe Powstanie była internowana, dzieli się taką oto gorzką refleksją: Najlepsi nasi ludzie, najlepsi Polacy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie ich zabrakło, a ich miejsce zajęły szumowiny, karierowicze. To już nie jest to samo państwo i to już nie jest ten sam naród. Stary, wspaniały świat, świat w którym zostałam wychowana i którego byłam i chyba do dzisiaj jestem częścią, został unicestwiony. Wiele jeszcze czasu upłynie, nim to wszystko odrobimy…

Czy jednak kiedykolwiek będzie to jeszcze możliwe? Bo, jak twierdzą niektórzy, Polska skończyła się na dobre kilka miesięcy po upadku Powstania. A konkretnie 17 stycznia 1945 r. W dniu, w którym oddziały czerwonoarmistów wkroczyły do Warszawy – miasta ruin i grobów. Ale to już całkiem inna historia.

 

Krzysztof Jendrzejczak

Anna Herbich, „Dziewczyny z Powstania”, wyd. Znak, Kraków 2014.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 673 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram