12 stycznia 2021

Eutanazja w Tajlandii? Władze w Kanadzie zmuszają do zamknięcia hospicjum, które nie chce zabijać

(źródło: pixabay.com)

Kilka tygodni temu niższa izba hiszpańskiego parlamentu przyjęła projekt ustawy o legalizacji eutanazji i wspomaganego samobójstwa z udziałem lekarza. Holandia, Szwajcaria, Belgia, Luksemburg, Kanada i Kolumbia zalegalizowały eutanazję wcześniej. O zabijaniu starszej populacji myśli także szybko starzejąca się Tajlandia.

 

Wydaje się, że ten haniebny proceder rządy przyjmują – niezależnie od oficjalnego usprawiedliwiania np. potrzebą ochrony autonomii jednostki – by uporać się z wyzwaniem starzejącej się i schorowanej populacji, obawiając się  zbytniego obciążenia kruchego systemu opieki zdrowotnej.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W 2020 r. tajski Departament Osób Starszych (DOP) Ministerstwa Rozwoju Społecznego i Bezpieczeństwa Ludzkiego podał, że w kraju zamieszkałym przez 66 mln osób, ponad 11 mln było w wieku powyżej 60 lat.

 

Urząd Statystyczny prognozuje, że szybkie starzenie się populacji będzie miało miejsce między 2022 a 2030 rokiem. Wówczas odsetek osób starszych wzrośnie do 26,9 proc. całkowitej liczby ludności.

 

Tajscy decydenci zwracają uwagę, że starości często towarzyszą choroby. W Tajlandii – według petcharavejhospital.com. – ludzie chorują głównie na nowotwory,  choroby serca, udary, Alzheimera i osteoporozę. Wymagają one długotrwałego leczenia i są kosztowne dla systemu opieki zdrowotnej. Część ludzi w ogóle nie stać na leczenie.

 

Pojawiają się więc głosy, by zalegalizować proceder uśmiercania ludzi starszych. Na razie art. 12 ustawy o zdrowiu publicznym zezwala pacjentom w ostatnim okresie życia na odmowę leczenia. Można więc przygotować oświadczenie, w którym wyraża się „życiową wolę” i ten dokument przedstawia się w szpitalu. W sytuacji, gdy pacjent odmówi leczenia, można nie podłączać go do aparatury podtrzymującej życie.

 

„Bangok Post” komentuje, że „dzięki temu prawu pacjenci mogą umrzeć bezboleśnie i spokojnie.” Medium dodaje, że gdyby ludzie mogli wybierać, „każdy wybrałby spokojną śmierć”.

 

Już w tej chwili za pośrednictwem mediów społecznościowych propaguje się akceptację eutanazji. W programie online Thok Tham (pytania otwarte) na YouTube w dyskusji wzięli udział lekarz, mnich, agnostyk, nauczyciel i młodzi ludzie.

 

To właśnie do tej ostatniej grupy kierowany jest przekaz o konieczności aprobaty eutanazji, zważywszy na to, że wielu przedstawicieli młodego pokolenia nie zawiera małżeństwa. Przekonuje ich się, że jeśli resztę życia będą musieli spędzić samotnie i nie będą mieć na starość rodziny, która mogłaby się nimi zaopiekować w razie niedołęstwa czy choroby, to lepiej byłoby im umrzeć szybko i bezboleśnie.

 

W programie postawiono pytanie, że skoro nie ma się wpływu na swoje narodziny, to czy możemy wybrać, jak umrzeć? Natychmiast spotkało się ono z odpowiedzią wielu osób, że chcą same zadecydować o sposobie swojej śmierci.

 

Buddysta – chociaż nawet buddyzm zabrania eutanazji i samobójstwa, które uważane są za czyny niedopuszczalne, zgodnie z pierwszą zasadą pięciu wskazań buddyzmu, które są podstawowym kodeksem postępowania – zasugerował, iż w pewnych okolicznościach czyny te mogą być uzasadnione.

 

Opowiadał historię oświeconego buddyjskiego mnicha, który cierpiał na śmiertelną chorobę i ostatecznie zdecydował się popełnić samobójstwo. Mężczyzna wyjaśnił, że buddyzm skupia się na umyśle, więc jeśli ktoś popełni samobójstwo w przypływie rozpaczy, pójdzie do piekła. Ale jeśli osoba nie odczuwa rozpaczy i żalu, trafi w „dobre miejsce”. Ten arhat – oświecony mnich – był szczególnym przypadkiem. Miał osiągnąć oświecenie przed śmiercią.

 

Podczas programu lekarz z kolei przekonywał młodych ludzi, iż eutanazja nie jest samobójstwem, a „pomocą świadczoną przez medyka”, który chce „pomóc” pacjentowi „uniknąć bólu”.

 

Eutanazja czynna czy bierna zawsze pozostanie morderstwem, czy samobójstwem  niezależnie od sposobu jej uzasadniania. Jest to czyn zasługujący na najwyższe potępienie. W ostatnich latach nabiera ona szczególnego znaczenia. Oto np. w Wielkiej Brytanii decyduje się o uśmierceniu – wbrew rodzinie – osób, od których chce się pobrać narządy do transplantacji…

 

W Kanadzie władze chcą zamknąć Hospicjum Delta w Kolumbii Brytyjskiej, które odmawia eutanazji. Rząd prowincji z tego powodu odcina fundusze. Obecnie zarząd placówki jest zmuszony do zwolnienia pracowników klinicznych. Hospicjum grozi eksmisja.

 

Fraser Health Authority anulowała umowę na 35-letnią dzierżawę. Lokalne władze zdrowotne – jak wynika z dokumentów – chcą nie tylko eksmitować hospicjum, ale także wywłaszczyć i pozbawić je około 15 milionów dolarów z posiadanego majątku tylko dlatego, że personel odmówił zabijania swoich pacjentów w Ladner B.C.

 

Placówka broni się, że chociaż przepisy związane ze świadczeniami MAiD zezwalają na eutanazję z wyboru w całej Kanadzie, to jednak żadne regulacje nie wymagają, aby „śmierć wspomagana medycznie” była dostępna wszędzie i zawsze dla wszystkich.

 

Statut hospicjum dot. opieki paliatywnej wyraźnie zabrania nawet oferowania wspomaganego samobójstwa i zarząd hospicjum oraz jego pracownicy nie chcą tego zmieniać.

 

Eutanazja jest bezpośrednio sprzeczna z filozofią hospicjum, ustanowioną przez założycielkę współczesnego ruchu, nieżyjącą już Dame Cecily Saunders. Wskazywała ona, że obecna „kultura śmierci” jest nie do przyjęcia, a tzw. wspomagane samobójstwo zaprzecza nieodłącznej równości godności nieuleczalnie chorych pacjentów.

 

Bezpośrednio obok hospicjum Delta znajduje się szpital, w którym uśmierca się pacjentów przez wstrzyknięcie trucizny.

 

Komentatorzy podnoszą, że władze medyczne atakują hospicjum właśnie ze względu na silne stanowisko pro life. Hospicjum Delta bowiem daje świadectwo, że życie ludzkie ma wewnętrzną wartość, a zmedykalizowane zabijanie jest bezwzględnie złe. Przedstawiciele „kultury śmierci”, którzy nie cierpią sprzeciwu, nie chcą tego zaakceptować.

 

Wśród zagadnień coraz śmielej podnoszonych pośród „ekspertów” w związku z realizacją Agendy 2030 sugeruje się, że prawo do życia co prawda jest chronione w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, jednak ludność w Europie starzeje się – średnia długość życia wynosi obecnie 78 lat. W związku z wysłużeniem spodziewanej długości życia i pojawieniem się nowych technologii leczenia, prawnicy europejscy zastanawiają się, czy „jakość życia” nie powinna przeważać i czy prawo do życia nie powinno być rozszerzone na „prawo do godnej śmierci?”.

 

W ub. roku w artykule pt. „Counting the Cost of of Denying Assisted Dying” (Szacując koszty odmowy wspomaganego samobójstwa) zamieszczonym w „Clinical Ethics”, akademicki bioetyk i profesor zarządzania biznesem uzasadniał konieczność upowszechnienia eutanazji względami ekonomicznymi.

 

David Shaw i Alec Morton przekonywali, że za upowszechnieniem eutanazji przemawia to, iż pacjenci mogą uniknąć „negatywnych lat życia”, które nie przekładają się na „jakość” życia. Eutanazja umożliwia uniknięcie cierpienia. Drugi argument dotyczy tego, że „zasoby konsumowane przez pacjentów, którym odmawia się wspomaganego samobójstwa, można by zamiast tego wykorzystać do zapewnienia dodatkowych (pozytywnych) lat życia skorygowanych o jakość życia dla pacjentów w innym miejscu w systemie opieki zdrowotnej, którzy chcą kontynuować życie i poprawić swoją jakość życia”.

 

Trzecim argumentem było przekonywanie, iż „dawstwo narządów może w tym kontekście stanowić dodatkowe potencjalne źródło lat życia skorygowanych o jakość”. Autorzy podsumowując swoje wywody orzekli, że zezwolenie na „wspomagane samobójstwo” przyniosłoby znaczne korzyści zarówno małej populacji, która chce „wspomaganego samobójstwa” czy eutanazji, jak i większej populacji ogólnej. Z tego powodu „odmawianie wspomaganego umierania jest sytuacją, w której wszyscy pacjenci przegrywają” – puentują przewrotnie.

 

Warto zaznaczyć, że autorzy artykułu naukowego odwołują się do fachowej terminologii, stosując pojęcie QALY. Jest to skrót z języka angielskiego określenia quality-adjusted life year, czyli wskaźnika stanu zdrowia osoby lub grupy, wyrażającego długość życia skorygowaną o jego jakość. Obecnie jest to jeden ze sposobów szacowania użyteczności procedur opieki zdrowotnej i systemu ochrony zdrowia. Jak pokazała obecna epidemia, w krajach nawet katolickich (Hiszpania, Wochy), to dominujący miernik, decydujący o tym, komu należy podać respirator,  a komu go odmówić. Bierze się w nim pod uwagę liczbę lat życia po zastosowaniu danej interwencji medycznej oraz jaka będzie jakość życia po tej interwencji w skali od 0 do 1. Mnoży się oba współczynniki. Istotne jest oszacowanie, jak długo dany człowiek będzie mógł przeżyć po zastosowaniu danej  procedury i czy będzie to „satysfakcjonujące” życie. W przypadku satysfakcji z życia bierze się pod uwagę stan zdrowia „psychospołeczny oraz socjologiczny”. Na przykład pyta się pacjenta na ile lat życia w pełnym zdrowiu zamieniłby 10 lat życia przy obecnym stanie zdrowia.

 

Menedżerowie  kierujący zakładami opieki zdrowotnej biorą pod uwagę ten wskaźnik, by „ciąć” koszty funkcjonowania placówek medycznych i podnosić ich efektywność (analiza CEA cost-effectivness analysis). Ekonomiści dysponują dodatkowym współczynnikiem użyteczności kosztów ICUR (incremental cost-utility ratio).

 

Wskaźnik QALY nie uznaje godności każdej osoby ludzkiej, lecz uprzywilejowuje osoby pełnosprawne i zdrowe. Względy utylitarne – zdaniem autorów opracowania – winny decydować o umożliwieniu zabijania chorych, chorych psychicznie, osób starszych i niepełnosprawnych. Stosowanie bowiem eutanazji/wspomaganego samobójstwa to –wg nich – „oszczędzania zasobów medycznych”. „Korzyści QALY z dopuszczenia wspomaganego samobójstwa są już znaczące, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę tylko pacjentów, którym pomaga się umrzeć. Ale możliwe są dalsze zyski QALY, ponieważ odmowa dostępu do wspomaganego umierania oznacza, że ​​pacjenci pozostają przy życiu (wbrew ich życzeniom), co często może wymagać znacznego zużycia zasobów. Na przykład pacjent, który cierpi z powodu raka z przewidywaną długością życia około dwóch lat, będzie nadal wymagał leków przeciwbólowych i wsparcia ze strony personelu klinicznego, a także opiekunów przez te dwa lata. Dla każdego takiego pacjenta legalizacja wspomaganego samobójstwa pozwoliłaby uniknąć marnowania zasobów” (sic!) – czytamy.

 

Autorzy wyjaśniają, że także są oczywiste korzyści QALY z dostępu do organów od takich pacjentów. „Dowody z Belgii sugerują, że 10 proc. osób, które uzyskały dostęp do eutanazji może oddać co najmniej jeden narząd. Nawet jeśli tylko 5 proc. osób chcących eutanazji jest w stanie w ten sposób oddać swoje narządy, prowadzi to do uzyskania 12 dodatkowych punktów QALY z przeszczepu (pamiętając, że można udostępnić więcej niż jeden narząd), korzyści mogą być znaczne: 14 572 QALY w scenariuszu optymalnym i 1457 QALY w scenariuszu pesymistycznym” – czytamy.

 

Inni uczeni, psychiatrzy również z Kanady przekonują, że odmowa eutanazji dla osób chorych psychicznie stanowi „dyskryminację”. Kanadyjskie Towarzystwo Psychiatryczne (CPA) wezwało rząd, aby nie „dyskryminował” osób chorych psychicznie, zakazując im „prawa do wspomaganego samobójstwa”. „Pacjenci z chorobą psychiczną nie powinni być dyskryminowani wyłącznie ze względu na swoją niepełnosprawność i powinni mieć dostępne takie same opcje dotyczące MAiD [pomoc medyczna w przypadku śmierci, tj. eutanazja], jakie są dostępne dla wszystkich pacjentów” – napisano w oświadczeniu. Dodano, że nie powinno się pozwalać na osobiste opinie lub stronniczość w przypadku wyrażania lub odmowy zgody na eutanazję. „Podczas gdy psychiatrzy mogą nie brać udziału w świadczeniu MAiD, pacjenci wnioskujący o MAiD muszą otrzymać informacje dotyczące dostępnych zasobów MAiD i procesu kierowania na nie” – napisano. I dalej: „CPA będzie nadal chroniła prawa i interesy pacjentów ze schorzeniami psychicznymi, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii zdolności decyzyjnej, świadomej zgody i nieodwracalnych warunków w ustawodawstwie i zmieniającym się krajobrazie MAiD. CPA będzie opowiadać się za włączeniem odpowiednich zabezpieczeń do procesów, protokołów, procedur i przepisów dotyczących dostarczania MAiD” – czytamy.

 

Dopuszczenie i upowszechnienie eutanazji/wspomaganego samobójstwa, to naturalna konsekwencja realizacji programu zrównoważonego rozwoju, który jest łączony wprost z „jakością życia” społeczności. Chociaż nie wszyscy ludzie postrzegają „jakość życia” w ten sam sposób, to w przypadku jego oceniania w statystykach organizacji pozarządowych i poszczególnych krajów, realizujących program zrównoważonego rozwoju bierze się pod uwagę przy ocenianiu „jakości życia:” dostępność zatrudnienia, poziom bezdomności, a nawet przestępczości oraz zanieczyszczenie środowiska.

 

Wielu powinno uzmysłowić sobie, że „jakość życia jest celem nadrzędnym zrównoważonego rozwoju”. I składa  się na nią m.in.: stan środowiska naturalnego,  bogactwo materialne, zdrowie i bezpieczeństwo zarówno w wymiarze zdrowotnym, jak i w aspekcie utraty mienia (np. obawy związane z klęskami żywiołowymi, utratą zasobów finansowych). Ocenia się wreszcie stan stosunków międzyludzkich (patrz. definicja Marty Kusterka-Jefmańskiej).

 

W najbliższych latach ze względu na ogromne zadłużenie państw i niewydolne systemy opieki zdrowotnej możemy się spodziewać upowszechnienia „rozwiązań” cywilizacji śmierci, o ile w porę nie zareaguje się na lansowane zbrodnicze zabiegi aborcji, czy eutanazji, przedstawiane jako „zwykłe procedury medyczne”.

 

Źródło: bangkokpost.com, nationalreview.com, PCh24.pl

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram