26 stycznia 2013

Eutanazja to nie jest wyjście

(Janusz Świtaj zrezygnował ze starań o eutanazję. Fot. R. Nawrocki/Forum)

Zwolennicy eutanazji posłużyli się ostatnio przebiegłym argumentem – próbowali zasugerować, że bł. Jan Paweł II poprosił o eutanazję. Tymczasem Ojciec Święty poprosił jedynie o nieprowadzenie terapii uporczywej. Jaka jest różnica pomiędzy eutanazją a terapią uporczywą?

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

– Terapia uporczywa to takie postępowanie medyczne, które nie może przynieść choremu żadnego pożytku, a w niektórych przypadkach może wręcz jedynie przedłużyć jego cierpienia. Jest to terapia podejmowana niepotrzebnie w obliczu nieuchronnej śmierci pacjenta. Żaden lekarz nie ma obowiązku jej podejmować. Z eutanazją mamy natomiast do czynienia wtedy, kiedy choremu odmawiana jest podstawowa, normalna opieka bądź wtedy, kiedy środki, jakimi dysponuje medycyna, używane są w celu przyspieszenia bądź spowodowania jego śmierci. W przypadku osób z podejrzeniem śmierci mózgowej uważam, że mamy obowiązek stosować metody lecznicze, które dają dobre wyniki i które stosuje się dzisiaj w wielu ośrodkach z pozytywnym skutkiem. Mamy taki obowiązek moralny wobec wszystkich pacjentów i nie powinniśmy odmawiać szansy ludziom z uszkodzeniami mózgu, ale traktować ich tak samo jak innych. Obowiązek terapeutyczny istnieje wobec każdego pacjenta, który trafia pod opiekę lekarza – do samego momentu jego śmierci. Nie można pacjenta wymagającego specjalistycznej kuracji pozostawić samego, pozbawić go opieki. Lekarza obowiązują wobec pacjenta pewne obowiązki nawet wtedy, kiedy chory już umiera. Ma on obowiązek zrobić wszystko, aby chory nie musiał umierać w wielkich cierpieniach – jak na przykład w przypadku nowotworów.

 

Te argumenty podnoszą właśnie zwolennicy eutanazji – chcą oni „skrócenia cierpień” chorych.


 

– Mam wrażenie, że ciągle istnieje pewna niejasność co do stosowania terapii uporczywej. Podkreślam jeszcze raz, że żaden lekarz nie ma obowiązku jej stosować. Jest to uregulowane prawnie, mówi o tym odpowiednia ustawa i nie ma żadnej potrzeby jej zmieniać, legalizując eutanazję. Nie ma niebezpieczeństwa, że lekarz będzie zmuszony do stosowania bezsensownej terapii. Pacjent także ma prawo do tego, aby lekarze nie podejmowali działań, które już mu nie mogą pomóc. Nie trzeba legalizować eutanazji, aby uniknąć prowadzenia uporczywej terapii.

 

 

Innym często podnoszonym argumentem na rzecz legalizacji eutanazji jest mówienie o niskiej jakości życia chorych przewlekle – np. pozostających w śpiączce. Opisywany przez Ojca przypadek Zachariasza Dunlopa świadczy o czymś przeciwnym – Zachariasz mimo swojego ciężkiego stanu, pozostający w stanie „śmierci mózgowej” i niebędący w stanie dać znaku życia, zachował jednak świadomość pozwalającą mu na odbiór bodźców zewnętrznych. Kiedy usłyszał, że lekarze przygotowują się do pobrania jego narządów, stanowczo zaprotestował, chciał żyć. Czy możemy tu mówić o wyjątku, czy też takich sytuacji jest więcej?


 

– Oczywiście, że jest ich więcej. Zachariasz na szczęście przeżył – dzięki swoim kuzynom, którzy zauważyli jednak u niego reakcję na bodźce. Wybudził się ze śpiączki, dziś udziela wywiadów. Podobnie było w przypadku Val Thomas, analogiczna sytuacja spotkała także niedawno pewną Dunkę. To tylko niektóre przypadki – te, które dostały się do mediów. Takich historii jest jednak o wiele więcej. Pokazuje to, że kryteria śmierci mózgowej nie odpowiadają rzeczywistym kryteriom pozwalających stwierdzić czyjąś śmierć.

 

Osobnym problemem są osoby ciężko, przewlekle chore – taka sytuacja może przecież trwać miesiące, a nawet lata. Okazuje się jednak, że ludzie, którzy deklarowali wcześniej, że woleliby umrzeć niż żyć w stanie inwalidztwa, kiedy już do tego inwalidztwa dochodzi, jednak z reguły zmieniają zdanie, chcą żyć i nawet o tym jasno mówią. Jeżeli chodzi o ocenę jakości życia – przeprowadzono badania wśród pacjentów i opiekującego się nimi personelu medycznego. Ich wyniki były zaskakujące – okazało się, że pacjenci oceniali swój poziom jakości życia znacznie wyżej niż oceniał ich stan personel. Dotyczyło to pacjentów bardzo ciężko chorych – pozostających w stanie początkowo świadomości minimalnej, a następnie stopniowo coraz lepiej nawiązujących kontakt z otoczeniem. Są oczywiście przypadki chorych, którzy się załamują i wpadają w depresję. Jest to jednak mniejszość. Warto zauważyć, że w depresję może wpaść każdy z nas, nie tylko osoba, którą dotknęła ciężka choroba.

 

Wola życia u ciężko chorych jest zatem związana nie tylko z ich stanem fizycznym, ale także z tym, ile miłości i akceptacji doświadczają od swojego otoczenia?


 

– Chorzy, zwłaszcza jeśli są odpowiednio rehabilitowani i zwłaszcza wtedy, kiedy wyczuwają akceptację otoczenia, chcą żyć i można im pomagać. Medycyna także w tej dziedzinie robi postępy, uczymy się coraz lepiej rehabilitować, być może niedługo będzie możliwa w jakimś stopniu regeneracja narządów – w tym mózgu.

 

Znane są przypadki, kiedy chorzy deklarujący początkowo chęć zakończenia swojego życia, zmieniają zdanie po tym, kiedy doświadczą odpowiedniej opieki.

 

 

– Tak, mieliśmy przykład pana Janusza Świtaja. Jeśli zdobędzie się pomoc, wtedy rodzina chorego i sam chory lepiej oceniają swoją sytuację. Można tym ludziom pomagać i oni są za tę pomoc wdzięczni. Człowiek, który wyczuwa akceptację otoczenia, prawie nigdy nie chce być pozbawiony życia. Istnieje też zjawisko odwrotne – wywieranie presji psychologicznej na osoby starsze czy niepełnosprawne, aby zgodziły się one na eutanazję. To jest zresztą przyczyna, dla której część starszych osób z Holandii robi wszystko, żeby pod koniec życia znaleźć się w domach opieki przynajmniej w Niemczech, gdzie mają oni – mówiąc wprost – większe szanse na przeżycie.

 

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Agnieszka Żurek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie