11 maja 2016

Polska znów pod europręgierzem. Czy to nie czas, by opuścić Unię?

(Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Łukasz Dejnarowicz / Forum)

Będąc członkiem Unii Europejskiej, Polska ponosi coraz większe koszty, a biorąc pod uwagę rozwiązania alternatywne, korzyści z tego członkostwa nie są wcale tak oczywiste. Czy nie nadszedł czas, by przynajmniej zastanowić się nad procedurą opuszczenia tego bloku? Może okazać się, że ciągnąca się miesiącami historia stawiania Polski pod pręgierzem z zarzutem łamania praworządności będzie tu argumentem przeważającym szalę.

 

(…)

Wesprzyj nas już teraz!

 

Legalne procedury

 

Jeśli nie byłoby możliwości powrotu do tego, co słusznie proponował były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, czyli czterech podstawowych swobód, wolności przemieszczania się ludzi, usług, towarów i kapitału, to trzeba wycofać się z UE. Zgodnie z artykułem 50 Traktatu o Unii Europejskiej (traktatu z Maastricht) w wersji zmienionej traktatem lizbońskim, każde państwo członkowskie może podjąć decyzję o wystąpieniu z Unii. Aby do tego doszło, państwo członkowskie notyfikuje swój zamiar Radzie Europejskiej, następnie Unia prowadzi negocjacje i zawiera z tym państwem umowę określającą warunki jego wystąpienia, uwzględniając ramy przyszłych dwustronnych stosunków. Umowa jest zawierana przez Radę większością kwalifikowaną po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego. Zgodnie z artykułem 238 ustęp 3b Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej większość kwalifikowana stanowi co najmniej 72 procent członków Rady reprezentujących uczestniczące państwa członkowskie (czyli 19 z 27 państw członkowskich, bo państwo występujące nie bierze udziału w obradach ani w podejmowaniu decyzji), których łączna liczba ludności stanowi co najmniej 65 procent ludności tych państw.

 

Tyle teoria i unijne prawo. A co z praktyką? Po pierwsze, należy domniemywać, że w negocjacjach chodzi o rozliczenie transferów finansowych pomiędzy Unią a krajem chcącym ją opuścić. Oznacza to, że Polska prawdopodobnie musiałaby zwrócić łączną wartość pozyskanych dotacji unijnych (około 210 mld euro w latach 2004–2020). Po drugie, unijni politycy i urzędnicy już obawiają się skutków referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, bo to może spowodować efekt domina. Dlatego należy się spodziewać, iż wszelkie próby opuszczenia Unii będą torpedowane i blokowane przez rządzący Unią niemiecko‑francuski dyktat. Może się to dziać pod płaszczykiem ochrony demokracji, praworządności czy praw człowieka przy pomocy agresywnej propagandy.

 

Co polskie władze mogłyby zrobić, gdyby się okazało, że legalna droga opuszczenia UE jest zablokowana? Co by się stało, gdyby polskie władze bez formalnego występowania z Unii nagle zaprzestały harmonizacji polskiego prawa z prawem unijnym? Co gdyby zaprzestały płacenia unijnej składki i wycofały się z unijnych regulacji? Gdyby, na przykład, wprowadziły VAT na poziomie 10 procent i obniżyły akcyzę na paliwa oraz zrezygnowały z dotacji, wspólnej polityki rolnej i polityki klimatycznej? Co jeśli w ramach retorsji Bruksela nałożyłaby kary finansowe, a Polska jako suwerenny kraj by ich nie płaciła? Jakie sankcje czekałyby wtedy polską gospodarkę, a jakie polskich urzędników i polityków? Zostaliby wyrzuceni z unijnych instytucji? Może z Komisji Europejskiej, ale czy demokratycznie wybrani europosłowie również? Czy przestano by nas zapraszać do Rady Europejskiej i do Rady Unii Europejskiej? Pozbawienie prawa głosu w Radzie Unii Europejskiej nie byłoby zbyt dotkliwą sankcją, biorąc pod uwagę fakt, że w tej instytucji decyzje podejmuje się większością głosów, więc Polska i tak może zostać przegłosowana i zmuszona do przyjęcia prawa niezgodnego z jej własnym interesem. Może więc wprowadzono by kontrole graniczne? Układ z Schengen to przecież nie Unia Europejska. A może Niemcy wraz z sojusznikami, w ramach bratniej pomocy, dokonałyby militarnej inwazji na zbuntowaną Polskę? Bo na szczęście UE jeszcze nie dysponuje własną armią.

 

Skutek dla gospodarki

 

Największym atutem Unii Europejskiej jest wolny przepływ towarów, usług i kapitału. UE tworzy wspólny rynek w gronie krajów członkowskich, jednak równocześnie wolny handel nie istnieje w przypadku wymiany pomiędzy krajem unijnym a krajem pozaunijnym. Gospodarka UE jest „chroniona” wysokim murem celnym i pozataryfowym w wielu branżach gospodarki i w odniesieniu do wielu partnerów handlowych. Unia ma podpisane dwustronne umowy wolnohandlowe z niewieloma krajami na świecie, a brakuje takich umów z istotnymi partnerami, między innymi z USA, Japonią, Indiami, Chinami, Brazylią, Kanadą czy Australią. Wchodząc do UE, Polska musiała renegocjować aż 190 umów bilateralnych, w tym z Ukrainą, Białorusią, Rosją, USA czy Japonią, podnosząc cła na wiele towarów.

 

Skutek zerwania więzów gospodarczych z krajami UE byłby dla polskiej gospodarki początkowo bardzo bolesny z powodu ścisłych powiązań handlowych i inwestycyjnych. Jednak poza Unią też jest życie, a gospodarkę zawsze można przekierować na inne tory. Gdyby Polska nie była w UE, trzeba byłoby przyjąć jakąś inną strategię rozwoju. Na pewno po uwolnieniu gospodarki z pęt interwencjonizmu państwowego i protekcjonizmu biznes i ludzie w Polsce odżyliby. A zagraniczni inwestorzy wcale by się na Polskę nie obrazili, gdyby czekały ich ułatwienia, a nie utrudnienia, w prowadzeniu działalności gospodarczej, a tym samym potencjalnie większe zyski.

 

Geopolityczne położenie i odległość nie ma znaczenia w sytuacji, kiedy dysponujemy nowoczesnymi i stosunkowo tanimi środkami komunikacji i transportu. Polskie spółki rejestruje się już nie tylko na Słowacji czy w Wielkiej Brytanii, ale nawet w krajach arabskich czy na Karaibach. Można szukać bliższej współpracy z USA, Rosją, Indiami czy Japonią. Dziś przecież rejon Dalekiego Wschodu, a nie zniszczona socjalizmem Europa, ma najszybciej rozwijającą się gospodarkę świata.

 

Być może Polska zrobiłaby coś wspólnego ze Szwecją i mam nadzieję z Turcją, bo to jest jedyny dobry pomysł na Międzymorze – uważa Marcin Chmielowski wiceprezes Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości. Dobrą koncepcją byłoby opuszczenie Unii wespół z innymi państwami regionu, na przykład z Grupą Wyszehradzką, krajami nadbałtyckimi i bałkańskimi, by w ramach tej grupy budować integrację gospodarczą, już bez blokady współpracy z państwami trzecimi. Dobrym kierunkiem byłaby też bliższa integracja z krajami EFTA.

 

Skutkiem wystąpienia Polski z UE byłaby wrzawa, pokrzyczeliby trochę, ale znudziłoby im się to za dwa miesiące. Polska nie płaciłaby składek, nie chciałaby niczego z Unii, moglibyśmy się rozwijać – mówi Michał Marusik prezes i eurodeputowany Kongresu Nowej Prawicy.

 

Wspólny wolny rynek może być bez Unii. Jeśli się nie zgodzą, to Polska może przecież handlować z całą resztą świata. Świat się nie kończy na UE. Oczywiście byłyby koszty przekierowania gospodarki, ale dla Zachodu te koszty byłyby większe. To tak jak embargo nałożone na Rosję. Zachód handlował z Rosją i po nałożeniu embarga straciły obydwie strony, z tym że Zachód stracił więcej niż Rosja, która bardzo szybko przeorientowała swoje kierunki handlu (…). Tak więc, jeśli chcą sobie zaszkodzić, to niech sobie szkodzą, nie będziemy im wzbraniać. Nie patrzmy na to, że ktoś jest głupi i chce sobie szkodzić. Bądźmy mądrzy i nie szkodźmy sobie. Handlujmy z całym światem, który chce z nami handlować, a kto nie chce, to jego sprawa – wyjaśnia Marusik.

 

Rozwój jest tam, gdzie nie ma sankcji, a jest wolny handel. Znajdźmy się więc w takim obszarze. A ci, którzy się wygłupiają z sankcjami, niech sobie karleją. Przecież rynek inwestycji i kapitał inwestycyjny w warunkach niepacyfikowania przez administrację funkcjonują lepiej. Samego chińskiego kapitału na świecie jest tak dużo, że nie może sobie znaleźć miejsca, gdzie mógłby zostać skutecznie zainwestowany. Uruchomimy też kapitały własne, które teraz są mocno ograniczane z zewnątrz – podkreśla prezes KNP.

 

Rozwiązaniem model szwajcarski

 

To nieprawda, że skoro jesteśmy w środku Europy, to nie mamy wyjścia i musimy być członkiem UE. Szwajcaria ze wszystkich stron otoczona krajami‑członkami UE znakomicie sobie z tym radzi. Polska jest w lepszej sytuacji, bo od wschodu graniczy z państwami pozaunijnymi. Szwajcaria, która ma z Brukselą podpisane osobne umowy dwustronne (handlowe, gospodarcze, komunikacyjne i naukowe), nie musi przyjmować unijnych regulacji – na przykład sama ustala wysokość akcyzy na paliwa i VAT, które może mieć na poziomie 2,5 procent i 8 procent zamiast minimalnych unijnych stawek 5 i 15 procent. Nie płaci składek członkowskich, nie utrzymuje unijnej biurokracji, nie musi marnować pieniędzy na szkodliwe dotacje. Ma własną mocną walutę (nikt jej nie zmusza, by przyjęła euro, na co Polska zgodziła się, przystępując do UE) i zdrowe finanse publiczne. Z drugiej strony, szwajcarska gospodarka korzysta na wolnym handlu oraz swobodnym przepływie ludzi i kapitału z UE, a do tego może podpisywać umowy wolnohandlowe z krajami trzecimi, z czego skrupulatnie korzysta: ma takie umowy między innymi z Japonią, Kanadą i Chinami, a w planach jest porozumienie z USA.

 

Jeśli więc nie wychodzić z UE, to przynajmniej można taką ewentualnością Brukselę postraszyć, bo sam fakt planowania referendum w Wielkiej Brytanii spowodował znaczące wzmocnienie brytyjskiej pozycji negocjacyjnej z Unią. Tylko czy wychodzenie z Unii ma sens w sytuacji, gdy coraz liczniejsza rzesza polityków twierdzi, że cały ten socjalistyczny projekt wali się na naszych oczach? Francuska eurodeputowana i przewodnicząca Frontu Narodowego Marine Le Pen z entuzjazmem powiedziała, że nareszcie Schengen nie żyje, a Unia Europejska rozpada się. A jak już dawno zauważyła Margaret Thatcher: Unia Europejska jest skazana na niepowodzenie, gdyż jest czymś szalonym, utopijnym projektem, pomnikiem pychy lewicowych intelektualistów.

 

 

Tomasz Cukiernik – publicysta i podróżnik, ekspert Instytutu Globalizacji,  autor książki Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa.

 

 

Tekst pochodzi z 50. numeru magazynu „Polonia Christiana”. Przypominamy go w związku z uruchomieniem przez Brukselę procedury przeciw Polsce.

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 295 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram