2 października 2015

Spełnianie marzeń o potomstwie? Nie. To bezwzględny biznes!

Naciąganie pacjentów na nieczytelne statystyki skuteczności ośrodków w tzw. leczeniu niepłodności metodą in vitro, uciekanie od polityki transferu pojedynczego zarodka czy niedozwolone klauzule w umowach z pacjentami. Słowem biznes i to w niezbyt jasnym wydaniu. Tak wygląda in vitro w Polsce. I trudno się dziwić, bo wszystko przecież zaczyna się od braku poszanowania dla życia i godności człowieka.


O blaskach i cieniach funkcjonowania klinik in vitro w Polsce traktuje raport opublikowany przez Stowarzyszenie na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji Nasz Bocian. Badaniom przyświecał cel jakim jest poprawa standardów opieki nad pacjentami w polskich klinikach in vitro. Wysiłek zwolenników metody zapłodnienia pozaustrojowego zaowocował udokumentowaniem szeregu nieprawidłowości w funkcjonowaniu klinik. I choć autorzy raportu podkreślili, że w ostatnich latach zaszły pozytywne zmiany, a większość ośrodków dostosowała swoje pomieszczenia do wymagań rozporządzenia ministra zdrowia oraz organizowała pracę w sposób uwzględniający potrzeby pacjentów,  to wciąż – pomijając kwestie moralne – problemów nie brakuje.

Wesprzyj nas już teraz!

 

– W 2012 tylko jeden ośrodek miał standardy w zakresie polityki dawstwa i biorstwa, natomiast obecnie już pięć ośrodków prowadzi spójną politykę dawstwa i biorstwa, którą w wielu aspektach można nazwać modelową – podkreślono w raporcie.

 

Badania objęły 35 klinik. Zaciekawia to, dlaczego mimo spełnienia standardów większość ośrodków jednak nie działa „modelowo”. Jaka jest zatem jakość funkcjonowania klinik? Dalsza analiza dokumentu tylko potwierdza obawy przeciwników in vitro.

 

Okazuje się, że pacjenci nie mogą nawet liczyć na wiarygodne informacje na temat skuteczności oferowanego im tzw. leczenia. Tej kwestii nie reguluje prawo, zatem kliniki działają tu dość dobrowolnie.

 

– Ośrodki przygotowują wewnętrzne statystyki, ale najczęściej nie ujawniają metodologii, do czego również nie obligują ich przepisy. W efekcie niemożliwe jest podjęcie świadomej decyzji o wyborze ośrodka na podstawie pełnych informacji o jego skuteczności. Odnotowano bardzo duże rozbieżności w statystykach upublicznianych przez ośrodki i w sposobie ich prezentacji – napisano w raporcie.

 

Co ciekawe, trzy zapytane ośrodki odcięły się od „giełdy statystyk”. Jak tłumaczyły kliniki, pacjenci najczęściej szukają danych o tzw. odsetku ciąż. W związku z tym „publikowane są dane, które niestety są specjalnie statystycznie selekcjonowane (o ile nie są to liczby wymyślone na potrzeby marketingu).”!

 

Zwykle kliniki sięgają więc do danych takich pacjentów, którzy mają najlepsze rokowanie na powodzenie zabiegu. Ze świecą trzeba szukać też ośrodków, które prowadzą – zalecane przez UE – kontrolę stanu zdrowia i rozwoju dzieci urodzonych po zapłodnieniu pozaustrojowym. Takie badania są prowadzone przez pediatrę po 6, 12 i 24 miesiącu życia. Następstwem braku takich badań jest brak informacji o stanie zdrowia dzieci i ich rozwoju. A być może byłby to ważny argument „przeciw” dla par rozważających skorzystanie z in vitro.

 

W efekcie kliniki stosują różne metody, by przyciągnąć pacjenta. W raporcie zawarto nawet przykłady stosowanego, niezwykle optymistycznego, marketingu: „Aż 9 na 10 par spełnia z nami marzenia o dziecku! 43% pacjentek korzystających z leczenia in vitro i ponad 65% pacjentek z programu adopcji komórek jajowych zachodzi w ciążę już po pierwszej próbie”.

 

– Jednocześnie ośrodek nie poinformował, czy podane wartości odnoszą się do ciąż biochemicznych, z których część ulegnie jeszcze poronieniu, czy do ciąż klinicznych, a może do żywych urodzeń. Nie podano również informacji, czy wartość „43%” odnosiła się do wszystkich pacjentek rozpoczynających stymulację, czy może do pacjentek, które uzyskały komórki jajowe, udało się te komórki zapłodnić, rozwinęły się z nich zarodki i doszło do transferu – wskazano w raporcie.

 

Co ciekawe, autorzy raportu zauważyli istnienie zjawiska „transferowania większej ilości zarodków niż jeden w celu uzyskania ciąży biochemicznej i możliwości odnotowania jej w statystykach ośrodka dla potrzeb marketingowych”. To efekt braku centralnego systemu zbierania i monitorowania danych dotyczących skuteczności procedur tzw. wspomaganego rozrodu.

 

To nie jedyny problem. Bo choć zalecenia mówią o preferowaniu polityki transferu pojedynczego zarodka (SET) wobec określonych grup pacjentek, to praktyka jest zgoła odmienna. Znów chodzi wyłącznie o wyższą skuteczność. Tu nawet nie liczy się już nie tylko życie dziecka, ale też zdrowie matki. Autorzy raportu zjawisko określili mianem „celowej obstrukcji polityki SET”.

 

Praktyka klinik polegała na tym, że zniechęcały pacjentów do wyrażania zgody na transfer jednego zarodka. W podsuwanej pacjentom dokumentacji wprost sugerowano, że „po przeniesieniu 3 zarodków odsetek powodzenia wynosi 25-30%, przy 2 zarodkach ok. 20%, przy jednym 3–5%.” Przy czym pacjent nie otrzymywał informacji do jakich statystyk ma odnieść podsuwane mu dane.

 

Takie metody działania warto odnieść do innych praktyk klinik, które wprost zniechęcały pacjentów do programu refundowanego, który ograniczył transfery podwójne. Znów chodziło tylko i wyłącznie o biznes i zachęcenie pacjenta do skorzystania z oferty komercyjnej oraz wyboru dowolnej liczby transferowanych zarodków. Kwestie zdrowia matki i dziecka, zarówno w fazie prenatalnej jak i po narodzinach, przemilczano.

 

– Należy zauważyć, iż taka polityka zwiększa wprawdzie ilość ciąż biochemicznych (potwierdzonych pozytywnym testem z krwi beta HCG), którymi może się poszczycić ośrodek na swoich stronach, jednocześnie jednak zmniejszając bezpieczeństwo położnicze kobiet i rokowania noworodków, a wcześniej płodów – zauważono w raporcie.

 

Przy tego rodzaju nieprawidłowościach wyszukane przez Stowarzyszenie liczne klauzule niedozwolone w umowach między pacjentami, a klinikami (aż 229 wyłapanych takich zapisów), wydają się być już błahostką. I w tym wypadku okazało się, że pozwalając na funkcjonowanie klinik in vitro nie zadbano o odpowiednie regulacje prawne. I tylko część problemów załatwi wchodząca niebawem w życie ustawa o leczeniu niepłodności. Wciąż bowiem pozostanie główny problem – przyzwolenia na przedmiotowe traktowanie ludzkiego życia.

 

Jak ocenił w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChr, etyk, tego rodzaju raporty wpisują się w wielopłaszczyznową propagandę dotyczącą reprodukcji in vitro.

 

Jej punktem wyjścia i największym osiągnięciem jest rewolucja semantyczna w opisie samego zjawiska. Technika sztucznej reprodukcji, jak pierwotnie i uczciwie nazywano in vitro, stała się na krótko „metodą wspomagania prokreacyjnego”, a następnie „metodą leczenia niepłodności” – podkreślił.

 

Jak zauważył ks. prof. Bortkiewicz, tak technika została nazwana metodą, a reprodukcja – terapią gubiąc po drodze istotę sprawy, tj. świętość życia.

 

W ten sposób wyparto fundamentalnie ważny problem: w in vitro (reprodukcji), człowiek jest produktem. I kropka. To znaczy człowiek jest rzeczą, a nie osobą, staje się przedmiotem manipulacji. Ten fakt ma logiczne konsekwencje. Jeśli go uznajemy, nie wolno nam sprzeciwiać się jakiejkolwiek manipulacji. Ale manipulacja i uprzedmiotowienie człowieka jest złem, i cała nasza kultura, cała cywilizacja ze sprzeciwu wobec tego zła wyrastają – zaznaczył.

 

Jak dodał, w tym kontekście mówienie o sukcesach in vitro, o korzyściach z niego płynących, czy też o warunkach poprawy przeprowadzania zabiegu, jest cyniczne. Zdaniem ks. prof. Bortkiewicza, tego rodzaju raporty mają jednak też swoją dobrą stronę, bo przy okazji „lukrowania zła”, wychodzą, mimo woli, ciekawe informacje. To chociażby sygnały o pozyskiwaniu większej liczby zarodków dla potrzeb ich transferu.

 

To ważne przyznanie się do tego, że polityczno-prawne gaworzenie o 2 czy 3 zarodkach produkowanych dla potrzeb in vitro i sukcesywnie wszczepianych kobiecie, co miałoby uchronić przed eliminacją zarodków nadliczbowych, jest teorią zupełnie nierealną. Lekarz chcąc skutecznie przeprowadzić in vitro będzie produkował większą liczbę zarodków, by osiągnąć sukces. Wizja produkcji dwóch zarodków, ich sukcesywnej implantacji i porodu jest fikcyjna – wskazał.

 

Podsumowując, ks. prof. Bortkiewicz wskazał też na pewną prawidłowość dotyczącą postrzegania in vitro: naiwny – wierzy w sukces, krytyczny – powątpiewa, a rozsądny nie da szydzić z siebie, ani nie pozwoli niszczyć ludzkiego życia.

 

 

 

Marcin Austyn

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie