13 lutego 2017

Rosyjskie i niemieckie media w drugą rocznicę porozumienia z Mińska: całkowita porażka

(fot. REUTERS/Grigory Dukor/Files/FORUM)

Tytuły prasowe w drugą rocznicę podpisania porozumień w Mińsku są bardziej pesymistyczne niż po pierwszym roku obowiązywania dokumentu sygnowanego przez szefów Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec. „To nie pokój i nie wojna” – pisze „Russkaja Wiesna” a niemiecki „Der Tagesspiegel” określa minione dwa lata jako historię porażek dyplomatycznych na Ukrainie.

 

Porozumienie skazane na porażkę

Wesprzyj nas już teraz!

Opinia publiczna w Niemczech i Rosji, które wraz z Francją doprowadziły do podpisania tego dokumentu w lutym 2015 roku w Mińsku, nie widzi szans na wcielenie w życie zapisów porozumienia. „Der Tagesspiegel” pisze wprost o tym, że dwa lata upłynęły pod znakiem klęski europejskiej dyplomacji i do dzisiaj ani Berlin, ani inne europejskie stolice nie mają recepty na wyjście z patowej sytuacji.

Podpisane 12 lutego 201r roku porozumienie miało doprowadzić do rozwiązania konfliktu militarnego i politycznego, którego akceleratorem był bunt Donbasu przeciw władzy centralnej, po tym jak doszło do Euromajdanu i zmiany ekipy władzy w Kijowie. Wybuch walk ulicznych z użyciem ostrej broni przerodził się w regularną wojnę, toczoną przez armię ukraińską i zmilitaryzowane siły zbrojne samozwańczych republik z stolicami w Doniecku i Ługańsku. W konflikcie obydwie strony korzystają do dzisiaj z wsparcia zewnętrznego – separatyści Moskwy, armia ukraińska Zachodu.

Niedawne zaostrzenie sytuacji na froncie w Donbasie i walki o Awdijiwkę nie przybliżają żadnej ze stron konfliktu do uspokojenia sytuacji i rozstrzygnięcia problemu przyszłości terenów zajmowanych dzisiaj przez Noworosję, czyli dwie separatystyczne republiki ludowe – doniecką i ługańską.

 

Treści odmiennie interpretowane

Składając swoje podpisy w Mińsku dwa lata temu prezydenci Ukrainy i Rosji zgodzili się na natychmiastowe wstrzymanie ognia od 15 lutego 2015 roku oraz wycofanie wojskowego sprzętu ciężkiego na 25 km w głąb od linii walk. Ten drugi warunek nigdy faktycznie nie został spełniony, a od początku deklarowanego zawieszenia broni obydwie strony wojny (Ukraina i separatyści) za każde wznowienie ostrzału z broni palnej lub artylerii oskarżają drugą stronę i podają wiadomości o zniszczeniach w infrastrukturze oraz stratach w ludności cywilnej.

Do samej treści dokumentu z Mińska strony konfliktu także podchodzą odmiennie. Według Rosji warunkiem do spełnienia przez Ukrainę jest decentralizacja państwa i uzyskanie przez Donbas specjalnego statusu, de facto Rosji chodzi o autonomię Donbasu w ramach Ukrainy. Taki status dzisiejszej Noworosji zmuszałby Kijów do ponoszenia kosztów socjalnych i wydatków na odbudowę zniszczonych w wyniku walk terenów, przy niewielkim wpływie na politykę realizowaną przez autonomistów.

Według strony ukraińskiej pierwotnym warunkiem jest odzyskanie pełni kontroli Kijowa nad Donbasem i granicą między obwodami donieckim i ługańskim a Federacją Rosyjską.

 

Między dokumentem a rzeczywistością

Wojna informacyjna w mass mediach i w cyberprzestrzeni jest uzupełnieniem wojny konwencjonalnej, której tak naprawdę nikt nikomu nie wypowiedział. Oficjalnie bowiem nie ma wojny między Rosją a Ukrainą, choć w przemówieniach publicznych polityków ukraińskich wskazują oni Moskwę jako agresora. Z drugiej strony włodarz Kremla w sposób wyważony mówi o konflikcie „wewnątrzukraińskim” i o konieczności dotrzymania porozumień z Mińska. Ostatnio taką deklarację złożył podczas rozmów z prezydentem Słowenii, goszczącym na początku lutego w Moskwie. Putin i jego ekipa cały czas grają rolę podmiotu niezaangażowanego w konflikt, nawet transporty ciężarówek wjeżdżające co pewien czas do Donbasu są przedstawiane wyłącznie jako misja humanitarna. O zaangażowaniu Zachodu w pomoc walczącej Ukrainie mówi się niewiele, ale jasne jest, że gruntowna przebudowa sił zbrojnych i szkolenie żołnierzy odbywają się z wsparciem doradców i trenerów z Zachodu.

 

Pat na długo

Jak podkreśla „Russkaja Wiesna” w artykule „To nie pokój i nie wojna”, ponieważ Ukraina nie uznawała i nie uznaje republik separatystycznych z Donbasu, prezydent Poroszenko nie zgodził się, aby szefowie Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej byli sygnatariuszami porozumienia w Mińsku. Doszło więc do takiej sytuacji, że kto inny podpisał porozumienie (Ukraina, Rosja, Niemcy, Francja), a kto inny ma je wykonywać (separatyści, a nie Rosja).

Patowej sytuacji nie są w stanie dzisiaj zmienić zapisy porozumienia, które powoli odchodzi do lamusa. Brak kontroli nad częścią swojego terytorium jest dużym problemem dla Kijowa, który ma dylemat w traktowaniu swoich – nie swoich obywateli Donbasu. Na zgodę Werchownej Rady Ukrainy i przyznanie Donbasowi statusu autonomicznego nie ma na razie co liczyć, gdyż atmosfera w parlamencie nie sprzyja polubownemu załatwianiu spraw. Przykłady walki z językiem rosyjskim, używanym przez mieszkańców Donbasu jako własnym, pokazują raczej kierunek odwrotny działań Kijowa. Status quo w Donbasie może więc trwać jeszcze latami, co dla Europy, Ukrainy i Rosji oznaczać będzie ponoszenie kosztów wzajemnych sankcji. Ich skutki odczuje ludność cywilna, płacąc drożej za towary lub tracąc miejsca pracy w firmach produkujących do tej pory na eksport. Bilans porażek dyplomatycznych, kryjących się za porozumieniem z Mińska w 2015 roku, jest negatywny dla wszystkich stron zaangażowanych w konflikt.

 

Jan Bereza

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 240 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram