6 kwietnia 2012

Najczarniejszy dzień w historii zbawienia

(fot. FORUM)

W powszechnej świadomości Wielka Sobota funkcjonuje jako dzień na poły świąteczny. Oto już złożyliśmy Pana do grobu i spokojnie możemy czekać na Jego Zmartwychwstanie. Które przecież z pewnością nastąpi – wiemy o tym doskonale – oddajemy się zatem nastrojowi radosnego oczekiwania. Mieszkanie wysprzątane, okna umyte, baby upieczone, mazurki ozdobione, indyk dochodzi w piekarniku – jeszcze tylko poświęcić koszyczek wiktuałów i trzeba świętować.

 

Zwyczaj święcenia pokarmów bezsprzecznie przyczynia się do opisanego powyżej postrzegania Wielkiej Soboty, wytwarzając – wespół z faktem, iż dzień jest wolny od pracy – swoisty nastrój biesiadny, niejednokrotnie wspierany dodatkowo przez opaczne rozumienie pojęcia Wigilii Paschalnej, notabene nie będącej w ogóle częścią Wielkiej Soboty, lecz (jako że rozpoczyna się po zapadnięciu zmroku) należącej już do liturgii Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W Wielką Sobotę Kościół czci Jezusa złożonego w grobie. Przychodzimy do kościoła adorować martwe ciało Pana, w którym wkrótce na nowo zatętni życie. Przyjmujemy to jako coś nader oczywistego – to przecież podstawa naszej wiary, fundament chrześcijaństwa. Słyszymy o tym nieustannie w liturgii Kościoła, czytamy o tym w Ewangelii.

 

Jednakże w sobotę 14 dnia miesiąca nisan dziewiętnastego roku panowania cesarza Tyberiusza nie było jeszcze ani Ewangelii ani liturgii. Dla apostołów dzień ów – notabene podwójnie świąteczny z okazji szabatu oraz przypadającego właśnie Pesach – okazał się najstraszniejszym ze wszystkich, jakie dane im było przeżyć. Oto Mistrz, za którym poszli porzucając całe swe dotychczasowe życie, któremu bezgranicznie zaufali, w którym widzieli swego króla, z którym wiązali ogromne nadzieje, w jednej chwili został unicestwiony – policzony został pomiędzy przestępców, po czym zgładzono Go z krainy żyjących, wreszcie grób Mu wyznaczono między bezbożnymi (Iz 53, 1-12).

 

A tak pięknie się wszystko rozwijało. Chodzili po całej Palestynie, wzbudzając powszechne zainteresowanie i entuzjazm tłumów, widzieli cuda przechodzące najśmielsze wyobrażenia. Z pewnością przyjemnie łechtała ich ta porcja chwały, jaką odbierali niejako automatycznie, z samej racji bycia w bliskim otoczeniu Pana – niektórzy wręcz widzieli się w zapowiadanym przezeń królestwie: jeden po prawej, a drugi po lewej Jego stronie (Mk 10, 37). Czyż to nie mogło trwać dalej? Wprawdzie Mistrz napomykał coś o cierpieniu i śmierci, ale przecież nie przyjdzie to nigdy na Niego (Mt 16, 22). Nie na Niego – wszechpotężnego Mesjasza, który leczy najcięższe choroby, wskrzesza umarłych, wypędza demony!

 

Kto by przypuszczał, że to wszystko się tak nagle rozsypie; że wszechpotężny, jak się wydawało, Syn Boga żywego (Mt 16, 16) zostanie ujęty niczym złoczyńca, opluty, sponiewierany i w hańbiący sposób zamordowany. Jego uczniowie się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela (Łk 24, 21), a dziś muszą siedzieć zamknięci w wieczerniku z obawy przed Żydami (J 20, 19), którzy uderzywszy w Pasterza pewnie wkrótce zabiorą się za owce.

 

Jezus kilkakrotnie mówił swym uczniom, że Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać (Mk 9, 31-32).

 

Dla apostołów szabat po śmierci Chrystusa był nieporównanie straszniejszy od dnia Jego zgonu. Wielki Piątek wszak „po brzegi” wypełniały wydarzenia – od wczesnych godzin rannych w ogrodzie Getsemani, przez wypełnione dramatycznymi wypadkami południe, aż po wieczór, gdy trzeba się było spieszyć z pogrzebem, bo zaraz miał nadejść szabat. Gdy przejęci, przerażeni i fizycznie do granic możliwości zmęczeni padali na posłanie z podświadomą nadzieją, że jutro znowu wszystko będzie dobrze, nie mieli ani siły ani ochoty na refleksję – ta przyjdzie dopiero nazajutrz.

 

Dopiero w Wielką Sobotę dotarło do uczniów Jezusa, co w istocie zaszło. Nie dopuścimy się bluźnierstwa, ani też zniesławienia, wyrażając przypuszczenie, iż niejeden z tego grona zwątpił w Jezusa; pomyślał, że właśnie ponieśli klęskę; zaczął się zastanawiać, co dalej – może trzeba uciekać z kraju albo przynajmniej zejść z oczu władzy? Czarny dzień – strachu, zwątpienia, rezygnacji, rozpaczy. Wiara apostołów wisiała na włosku – nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że gdyby Pan nie zmartwychwstał następnej nocy, rozsypałaby się w proch. Nie mieli w sobie wszak jeszcze Ducha Świętego, a bez pomocy Ducha Świętego nikt nie może powiedzieć: „Panem jest Jezus” (1 Kor 12, 3).

 

Dlatego też zapowiadane przez Jezusa zmartwychwstanie było dla nich czystą abstrakcją. Przypomnijmy sobie tylko, jak na nie zareagowali – nie radością, triumfem i dziękczynieniem, lecz osłupieniem i strachem: Niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli (Łk 24, 22-24). Nie dowierzali sobie wzajemnie, żądając niepodważalnego świadectwa własnych zmysłów: Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę (J 20, 25).

 

Tak zachowują się ludzie zastraszeni, niepewni, zgnębieni – tak dyktuje poczucie klęski i braku nadziei. Dlatego zamiast zasiadać do przedwczesnej świątecznej biesiady warto zastanowić się, w jakim celu Kościół zaleca praktykę postną przez całą Wielką Sobotę. Abyśmy choć w minimalnej części mogli doświadczyć i współ-przeżyć z pierwszymi uczniami Jezusa Chrystusa dramat dnia, w którym Bóg był martwy – najczarniejszego dnia w historii zbawienia.

 

Jerzy Wolak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie