17 czerwca 2013

Kto tamuje niemiecką propagandę?

Każde szanujące się państwo dba o to, by wspólnota narodowa mogła się czuć bezpiecznie i miała poczucie własnej godności, bogactwa tradycji, dumy z własnej przeszłości. I akurat polskie państwo działa zupełnie na opak.

 

Jeśli mierzyć stopień suwerenności politycznymi wystąpieniami i przemowami wygłaszanymi tu i ówdzie – a najchętniej w Berlinie – to rządząca PO dawno już sprowadziła nas do rangi, niechaj będzie, kondominium. Kondominium niemiecko-rosyjskiego albo brukselsko-moskiewskiego. Jak zwał, tak zwał, suwerenność naszego kraju została, w każdym razie, sprowadzona do rangi wydmuszki.

Wesprzyj nas już teraz!

 

To tyle, jeśli zmierzyć suwerenność słowem polityków – tych najważniejszych z ważnych. Ale można też spojrzeć na całkiem konkretne posunięcia. Nie, wcale nie chodzi o małpią radość naszej rodzimej „elity”, przyjmującej z najwyższymi honorami unijne dotacje, ani też o kolejne pomysły wprowadzenia waluty euro, którą, jak przecież wiadomo, wprowadzić trzeba, bo tak się wszędzie, w całym świecie robi. Nie o te sprawy rzecz idzie. Nawet nie idzie o czołobitne przyjmowanie głupawych konwencji, które, jak głosi ich nazwa, mają niby czemuś strasznemu zapobiegać, ale w gruncie rzeczy walczą z Kościołem, prawem naturalnym, rodziną, czyli ze wszystkim tym, co normalne.

 

Tym razem szkopuł w niedbałości polskich decydentów o dobre imię i godność narodu. Wielkie słowa, ale padają nie bez przyczyny. Zaskakuje bowiem fakt, że od kilku tygodni Niemcy leją Polaków po twarzy, a ci przyjmują razy z uśmiechem na twarzy. Niemiecka agencja napisała o polskim obozie zagłady? Wydamy jakieś tam pisemko, pouczymy i załatwione. Że jeden z tygodników nie chce wycofać się z tego stwierdzenia? A co tam! Niech sobie gada zdrów. Myśmy oświadczenie wydali, więc załatwione być musi. Przed Merkelową premier się nam nie zawstydzi.

 

I tak ledwo nasza „elita” skończyła udawać, że nic się nie stało, że ktoś tam przypisuje nam niemieckie zbrodnie (nawet jeśli robią to sami Niemcy), a pięść naszego zachodniego sąsiada grzmotnęła nas ze zdwojoną siłą. Oto w niemieckiej telewizji wyemitowano serial, w którym Armia Krajowa została przedstawiona jako krwiożercza banda antysemitów. I co? I nic. Nikt w rządzie nic nie wie, nikt nic nie słyszał, więc nikt nawet nie skomentuje. Nie wie i nie słyszał do tego stopnia, że polska telewizja wyemituje ów serial, a potem zrobi dyskusję na ten temat. Tylko o czym tu dyskutować? O łgarstwach niemieckich propagandzistów, którymi sycą oni ciągle pewnie jeszcze schorowaną, germańską duszę? Wolne żarty. W każdym razie po propagandowym filmie ruskim „Rok 1612”, i, „Annie German”, tej samej produkcji, będziemy mieli kolejną reklamę obcego mocarstwa, tym razem zza innej granicy. Dziwnym trafem polska telewizja pokazuje historię oczyma Niemców i Rosjan, nie znajdując pieniędzy na popularyzację historii Polski. Ale to zapewne czysty przypadek, a więc nic godnego uwagi.

 

Skoro jednak nasi decydenci za nic mają godność Polaków i szacunek dla historycznej prawdy, to rękawice podejmuje szary obywatel. I tak przeciwko „polskim obozom zagłady” wystąpiła pani Janina Luberda-Zapaśnik, była więzień obozu w Potulicach. Z kolei szkalujący naszą historię serial został zaskarżony do niemieckiej prokuratury przed adwokata, Piotra Dubnera.

 

Niewiele mówią te dwa nazwiska dzielnych osób, które odwalają ciężką robotę za nasz rząd, mocując się z niemiecką machiną propagandową, zdolną wybielić swoją zbrodniczą historię z okresu II wojny światowej do tego stopnia, że dzisiaj wszyscy mówią o mordach nazistów. Bo mówienie o mordach niemieckich to przejaw szowinizmu. Wiadomo. I tej serii propagandowych zabiegów, niemal anonimowi Polacy mówią „dość”.

Oczywiście, że znacznie bardziej znane są takie nazwiska jak Tusk, Sikorski, czy, podobno kochany przez Niemców, Władysław Bartoszewski. Ten pierwszy jednak pochłonięty jest obawą przed straszliwą zemstą kroczącego do władzy okrutnego Kaczora, drugi ma w głowie stanowiska na arenie, międzynarodowej, a trzeci zaś zajęty jest „szejkhendowaniem” z niemieckimi „froindami”, co dobrze robi profesorskiemu lansowi. I tak całej trójce wesoło mija czas. A naszego honoru – i chwała im za to! – bronią szerzej nieznani rodacy.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie