2 czerwca 2016

Dżihad w Europie. Ogień na Bałkanach

(Masowy grób we wiosce Gorica. fot. REUTERS/Damir Sagol/FORUM)

Przez niemal całą dekadę lat 90. trwała agonia Jugosławii. W pierwszym kwartale 1992 roku, ledwie wygasły walki chorwacko-serbskie w Krajinie, w ogniu stanęła Republika Bośni i Hercegowiny (BiH).


Do walki wystąpiły tam miejscowe wspólnoty katolickich Chorwatów, prawosławnych Serbów i muzułmańskich Boszniaków. Napięcie między tymi społecznościami narastało od dawna. Pierwszą ofiarę śmiertelną odnotowano 24 lutego 1992 roku w miście Glamoč – od kul serbskiego bojówkarza zginął wtedy chorwacki lekarz. Jednak iskrą, która podpaliła bośniacką beczkę prochu, stały się późniejsze o tydzień zajścia w stołecznym Sarajewie, gdzie muzułmanie zaatakowali serbski orszak weselny, zabijając ojca pana młodego i raniąc wiele osób. Napastników ponoć zdenerwował prawosławny krzyż widniejący na fladze niesionej przez weselników…

Wesprzyj nas już teraz!

W serbskich dzielnicach stolicy zawrzało. Na ulicach wyrosły barykady, odgradzając kwartały zamieszkane przez chrześcijan od mahometańskich. W następnych dniach wybuchły walki, które rozlały się na cały kraj, stale przybierając na sile. Działania wojenne zostały wstrzymane dopiero w 1996 roku. Do tego czasu zginęło około 100 tysięcy ludzi (zdaniem niektórych nawet dwakroć więcej).

 

Mudżahedini

Walczące strony na ogół podkreślały etniczny charakter konfliktu i zaprzeczały religijnym motywom przemocy. W praktyce wielokrotnie dochodziło do mordów na tle wyznaniowym oraz do profanacji obiektów kultu.


Źródła chorwackie wyliczały, że Serbowie zniszczyli 706 świątyń, klasztorów i innych obiektów katolickich, zaś muzułmanie dalszych 294. Z kolei media w krajach mahometańskich szeroko rozgłaszały wieści o prowadzonej jakoby przez chrześcijan „wojnie krzyżowej przeciw muzułmanom Bośni”. W odpowiedzi na apele o udzielenie pomocy islamskim braciom w wierze, na Bałkany przybyło kilka tysięcy wolontariuszy, nazywających siebie mudżahedinami (świętymi wojownikami), traktujących walki w Bośni jako element światowego dżihadu.

Ochotnicy przybywali z Afganistanu, Pakistanu, Iranu, Czeczenii, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Bahrajnu, Jordanii, Kataru, Kuwejtu, Syrii, Egiptu, Jemenu, Sudanu, Libii, Algierii, Maroka, Tunezji, nawet z dalekich Indonezji i Malezji, ale również ze wspólnot muzułmańskich w Niemczech, Austrii, Wielkiej Brytanii, Kanady, USA… Wielu z nich ukończyło specjalistyczne kursy w obozach treningowych w Azji lub Afryce Północnej, liczni mieli za sobą udział w lokalnych konfliktach zbrojnych.

Islamiści utworzyli w Bośni szereg własnych oddziałów, jak Al-Fatah, El-Mudżahid, Derwisz, Al-Muderis, Czarne Mamby, Wyznawcy Allacha, Brygada Międzynarodowa… Z czasem cudzoziemscy ochotnicy stali się kadrą czterech Muzułmańskich Brygad Wyzwoleńczych armii bośniackiej, które po uzupełnieniu tubylczymi rekrutami osiągnęły łączny stan 8000 żołnierzy.

– Możemy zakończyć tę wojnę w tydzień – przechwalał się dziennikarzowi Mehmet Diril, ochotnik z Turcji. Był w błędzie. Konflikt miał potrwać kilka długich lat.

 

Szlak krwi

Wojna w Bośni była okrutna, a swój udział w zbrodniach miały wszystkie walczące strony. Jednak wielu obserwatorów i dziennikarzy zagranicznych relacjonowało bośniacki horror w sposób daleki od obiektywizmu, przedstawiając muzułmanów wyłącznie w roli gnębionych ofiar.


Tymczasem na zaognienie sytuacji wpłynęły m.in. działania dżihadystów. Wedle oświadczenia Chorwackiej Rady Obrony to właśnie krajowi i cudzoziemscy islamiści odpowiadali za wywołanie walk między Chorwatami a muzułmanami i za zerwanie  dotychczasowego przymierza tych dwóch wspólnot. Okrucieństwo mahometańskich radykałów, zarówno miejscowych jak i przybyszów ze świata, szokowało postronnych i napędzało spiralę przemocy. Żołnierze dżihadu na kontrolowanych przez siebie terenach dopuszczali się czynów, których nic nie mogło usprawiedliwić. „Święci wojownicy” z lubością pozowali do kamer trzymając ucięte głowy chrześcijan, albo też miażdżąc je obcasami. Kontrolowane przez mudżahedinów obozy koncentracyjne stały się prawdziwymi katowniami – przetrzymywanych tam więźniów mordowano, okaleczano, bito, torturowano prądem elektrycznym, głodzono. Propagandowe nagłośnienie takich „wyczynów” odbijało się potem na losie mahometańskich jeńców czy ludności muzułmańskiej na terenach opanowanych przez Serbów i Chorwatów.

 

Powiązania

Muzułmański rząd Bośni i Hercegowiny oficjalnie dystansował się od bojowników światowego dżihadu, ale nie były tajemnicą zażyłe stosunki łączące mudżahedinów z najwyższymi rangą notablami BiH, w tym z samym prezydentem Aliją Izetbegoviciem.


We wsparcie dla bośniackich wyznawców Allacha zaangażowały się takie państwa, jak Turcja, Iran, Malezja, Pakistan, Arabia Saudyjska, Sudan. Pod pozorem pomocy humanitarnej dostarczano broń, przysyłano doradców wojskowych, prowadzono werbunek chętnych do walki. W 1994 roku wścibscy dziennikarze odkryli obecność w szeregach bośniackich 40 oficerów armii tureckiej, zaś w roku następnym pewnej liczby członków tureckich policyjnych brygad antyterrorystycznych (rzekomo czasowo „urlopowanych”). Nie brakło też instruktorów z irańskich i jordańskich sił specjalnych. O współpracę z islamistami oskarżono nawet żołnierzy z bangladeskiego batalionu międzynarodowych sił rozjemczych.

Działania podejmowane przez instytucje międzynarodowe w obliczy bośniackiego dramatu tworzyły długi łańcuch niedołęstwa i nikczemności. Przykładem funkcjonowanie stworzonych przez ONZ stref bezpieczeństwa, mających w zamyśle stanowić schronienie dla ludności cywilnej. Tymczasem muzułmanie z premedytacją wykorzystywali owe enklawy jako baz wypadowych do przeprowadzania ataków przeciw serbskim miejscowościom. Takie właśnie akcje ze strefy w Srebrenicy, podejmowane pod nosem całkowicie biernych „błękitnych hełmów”, sprowokowały tam w końcu krwawą i bezwzględną ripostę Serbów (przeprowadzoną również przy bezczynności wojsk rozjemczych).

Znamienna była rola odegrana w konflikcie przez Stany Zjednoczone. Administracja prezydenta Billa Clintona oficjalnie wspierała embargo ONZ na dostawy broni dla walczących stron, po cichu zaś podejmowała działania na rzecz muzułmanów. Amerykanie patrzyli przez palce na dostawy uzbrojenia dla BiH płynące z Iranu i Turcji. Delegatury CIA w Albanii i Macedonii zbierały dane o działaniach wojsk serbskich i przekazywały je armii bośniackiej; ta ostatnia korzystała również z amerykańskiego rozpoznania lotniczego i satelitarnego. Decydenci z Waszyngtonu zdawali się całkowicie ignorować nieskrywany fundamentalizm prezydenta Izetbegovicia, a nawet obecność wśród mudżahedinów emisariuszy organizacji terrorystycznych – Al Ka’idy, algierskiej Islamskiej Grupy Zbrojnej, egipskiej Gaamat al-Islamija i Egipskiego Islamskiego Dżihadu, libańskiego Hezbollahu, palestyńskiego Hamasu…

Wojna w Bośni i Hercegowinie zakończyła się militarną porażką Serbów. Przerwanie przez nich działań wymusiły m.in. ataki lotnictwa NATO. Co bystrzejsi obserwatorzy zwracali uwagę na niepokojące następstwa zwycięstwa muzułmanów, jakim było umocnienie się islamskiego fundamentalizmu w regionie. Jak się wydaje, owe głosy rozsądku zostały zignorowane przez decydentów.

 

Kosowo

Problem powrócił z całą ostrością po kilku latach, podczas wojny w serbskim Kosowie, gdzie NATO wsparło albańskich separatystów.

Nie było tajemnicą, że partyzantka albańska walcząca o oderwanie Kosowa od Serbii jest zdominowana przez muzułmanów (choć nie brakowało w jej szeregach twardogłowych stalinowców),  że ma powiązania z siatką Osamy Ben Ladena oraz z Iranem, że w jej szeregach znalazło się do 1000 cudzoziemskich mudżahedinów, że aktywnie współdziała również ze środowiskami przestępczymi w Europie. Mimo tych niepokojących faktów  służby specjalne USA, Wielkiej Brytanii i Niemiec jęły wspierać separatystów. Partyzantom zapewniono dostawy broni i szkolenie w ich obozach na terenie Albanii (niekiedy za pośrednictwem prywatnych firm wojskowych wynajętych na tę okazję); wybrańców rokujących szczególne nadzieje kierowano na specjalistyczne kursy odbywane w bazach NATO w Niemczech, Włoszech, Turcji.

Ponieważ sukcesy tzw. Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UÇK) były wciąż mizerne (separatystom najlepiej udawały się ataki na skupiska serbskiej ludności cywilnej), na wiosnę 1999 roku wkroczyło do akcji lotnictwo NATO. Przez szereg tygodni piloci Sojuszu Północnoatlantyckiego zaciekle bombardowali cele wojskowe i cywilne w Jugosławii, chcąc zmusić Belgrad do kapitulacji. Pikanterii owemu zaangażowaniu dodawał fakt, iż siły NATO wspomagały organizację, niewiele wcześniej oficjalnie potępioną przez amerykańskie agendy za terroryzm i handel narkotykami…

W trakcie konfliktu żadna ze stron nie ustrzegła swej niewinności. Cywile ginęli zarówno z rąk jugosłowiańskich żołnierzy i policjantów, jak i albańskich partyzantów, zabijały ich również  bomby z natowskich samolotów. Wszakże „wolne media” po raz kolejny odegrały rolę tuby propagandowej na usługach polityków, przekazując wyolbrzymione, a niekiedy całkowicie zmyślone informacje o masakrach popełnionych jakoby wyłącznie na albańskich muzułmanach, zaś taktownie milcząc o zbrodniach UÇK.

Efektem działań podjętych przez Zachód było oderwanie Kosowa od Serbii. W podbitej prowincji partyzanci UÇK przeprowadzili krwawe czystki etniczne, dokonując setek zabójstw oraz wypędzając ćwierć miliona ludności serbskiej i cygańskiej. Albańscy muzułmanie zrównali z ziemią bądź zdewastowali ponad 150 świątyń prawosławnych. W 2008 roku kosowscy Albańczycy ogłosili niepodległość. Tak oto na kontynencie europejskim wyrosło kolejne państwo zdominowane przez muzułmanów. O ile jednak w Bośni i Hercegowinie wyznawcy Allacha stanowili 45% obywateli, zaś w Albanii 62%, to w Kosowie w wyniku czystek i wypędzeń przeprowadzonych przez protegowanych Clintona wskaźnik ten wynosił aż 87 proc.

Umocnienie i poszerzenie islamskich przyczółków było możliwe dzięki zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych, Niemiec, a następnie całego Sojuszu Północnoatlantyckiego. Zachód pracowicie i z oddaniem uplatał sznur stryczka, na którym w przyszłości sam mógł zawisnąć.

 

Cdn.

Andrzej Solak

CZYTAJ TAKŻE:

Początki dżihadu w Europie. Jak to się zaczęło? oraz Dżihad w Europie. Krwawe lata 80. we Francji

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie