3 lipca 2012

„Sacroturystyka” według Wyborczej

(fot. Action Images - FORUM)

Pielgrzymki trenera włoskiej reprezentacji odbiły się szerokim echem wśród osób zainteresowanych i mniej zainteresowanych Euro 2012. Cesare Prandelli trzykrotnie pielgrzymował do krakowskich sanktuariów. Odwiedził Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, klasztor Kamedułów oraz Sanktuarium Najświętszej Rodziny w Krakowie – Nowym Bieżanowie.

Takie eksponowanie swej religijności nie mogło nie być zauważone przez czujnych redaktorów „Gazety Wyborczej”. Czemu się nie należy dziwić. Wszak zgodnie z doktryną obowiązującą w tym środowisku, takie jawne przyznawanie się do wiary zasługuję na szczególne potępienie. Jeśli do tego ma to wymiar pielgrzymek, które zakłócają porządek i spokój pragnących relaksować się przy lekturze „Wyborczej” prawdziwych intelektualistów to doprawdy nie może być nic gorszego. Ale od czego pomysłowość redaktorów z krakowskiego dodatku GW?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Lansowane określenie „turystyka pielgrzymkowa” budzi poważne wątpliwości. Takie zestawienia pojęć pochodzących z różnych porządków wypacza to czym jest idea pielgrzymowania. Ma ona niewiele wspólnego z turystyką, chyba tylko to, że zakłada zmianę otoczenia i przemieszczanie się. Turysta zwiedza, nastawia się na rozrywkę, często taką, która daleko wykracza po za przyzwoitość. Tak często powtarzana fraza – „że nie ma wakacji od Pana Boga”, zostaje zastąpiona inną maksymą „hulaj dusza piekła nie ma”. Nie trudno dostrzec jej zastosowanie w praktyce, wystarczy udać się do popularnych kurortów, czy innych miejsc obleganych przez turystów. Pielgrzym wędruje by być bliżej Boga, by go spotkać, doświadczyć. Prawdą jest, że cele pielgrzymów często znajdują się w miejscach szczególnie pięknie położonych. Ale obcowanie pięknem ma pielgrzyma utwierdzać w wierze, wszak „z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę„. To nie jest zwiedzanie, to przeżywanie i kontemplacja.

 

Dziennikarz GW z troską pochyla się nad problemem „sacroturystyki”. Pyta swego rozmówcę – prof. A. Jackowskiego, czy „Prandelli niechcący zareklamował sacroturystyki”. Interesujące pytanie. Czy przy całym szacunku dla trenera jest on bardziej znany niż obiekty do, których pielgrzymował? Czy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia potrzebuję większej reklamy? Jeszcze większym kuriozum jest słowotwórczy zapał dziennikarza, pytającego o „efekt Prandellego”, który to miałby wykorzystać Kraków. Rozumiejąc wymogi marketingu, mamy tu do czynienia z całkowitym odwróceniem porządku rzeczy. To doczesny świat i jego sprawy stają na pierwszym miejscu. Takie zeświecczenie tematyki religijnej i  mierzenie jej miarami współczesnymi to typowy przejaw rewolucji. Podobnie mają się sprawy, kiedy przedstawia się Kościół jako targaną walkami frakcyjnymi instytucję, zapominając o jego nadprzyrodzonym charakterze. Narzucanie podziałów tworzonych przez media na Kościół staje się tak nagminne, że nie można pozostać obojętnym wobec tego faktu. Autorzy takich hołubców intelektualnych, w większości czynią to nie dla lepszego poznania Kościoła lecz by z nim walczyć.

 

 

Paweł Tarnowski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie