W styczniu 1990 roku przez ulice Baku, stolicy Azerbejdżanu (wówczas jeszcze republiki sowieckiej) przemierzały bojówki azerskie, z zapamiętaniem polujące na „niewiernych”, w szczególności na osoby narodowości ormiańskiej.
W oficjalnej historiografii Azerbejdżanu Czarny (czy też Krwawy) Styczeń 1990 roku to czas heroicznych, skierowanych przeciwko dominacji Kremla wystąpień niepodległościowych, brutalnie i krwawo stłumionych przez sowieckie wojska interwencyjne. Zupełnie inaczej zapamiętała „dni styczniowe” tutejsza społeczność ormiańska.
Wesprzyj nas już teraz!
Zadawniony konflikt
Historia konfliktu między muzułmańskimi Azerami a chrześcijańskimi Ormianami jest bardzo długa. Jeszcze w okresie panowania carskiej Rosji na Zakaukaziu między przedstawicielami obu społeczności dochodziło do krwawych waśni.
W 1918 roku Armenia i Azerbejdżan na krótko wybiły się na niepodległość. Zaledwie dwa lata później obydwa państwa padły ofiarą aneksji ze strony bolszewików. W 1922 roku oba uzyskały status sowieckich republik związkowych.
Wejściu Armenii w skład imperium sowieckiego towarzyszył nieodłączny w takiej sytuacji czerwony terror, brutalna ateizacja, niszczenie tradycji oraz nonsensy gospodarcze – tym niemniej wielu Ormian mogło, mimo wszystko, uznać to za mniejsze zło, wobec oddalenia grozy inwazji wojsk tureckich. Zaledwie kilka lat wcześniej rewolucjoniści młodotureccy dokonali straszliwego ludobójstwa setek tysięcy Ormian zamieszkujących państwo osmańskie, potem zaś następca młodoturków, Mustafa Kemal zaatakował zbrojnie niepodległą Armenię, również dopuszczając się przerażających okrucieństw. Armenia, chrześcijański półwysep otoczony z trzech stron morzem wrogich narodów muzułmańskich, tak jak przez długie wieki zmuszona była toczyć walkę o przetrwanie.
Azerowie pod rządami sowieckimi cierpieli taki sam ucisk jak Ormianie, wszakże ich próżność mile połechtało przekazanie im przez bolszewików Górskiego Karabachu i Nachiczewania. Tereny te, historycznie związane z Armenią i zamieszkałe w znacznej mierze przez ludność ormiańską, w 1923 roku zostały przyłączone do sowieckiego Azerbejdżanu jako terytoria autonomiczne. Zasada divide et impera po raz kolejny święciła swój triumf…
Ucisk i opór
Pod cienkim naskórkiem sowieckiej „jedności” kipiał tygiel namiętności etnicznych.
Komunistyczne władze Azerbejdżanu bezwzględnie realizowały ucisk narodowościowy w Górskim Karabachu i Nachiczewaniu. Starały się zatrzeć wszelkie ślady kultury ormiańskiej na tych terenach. Burzono kościoły, równano z ziemią chrześcijańskie cmentarze, zmieniano nazwy miejscowości, ograniczano szkolnictwo ormiańskie. Spowodowało to prawdziwy exodus. Jeszcze w latach 70. XX wieku z Azerbejdżanu co roku wyjeżdżało na stałe ok. 10 tysięcy Ormian. Osiedlali się głównie w sowieckiej Armenii, również na północnym Kaukazie i w Azji Środkowej. Mieli w sercach poczucie krzywdy i pamięć o wciąż prześladowanych rodakach.
Tymczasem polityka represji stosowana przez władze w Baku zdawała się przynosić wymierne efekty. Jeżeli w 1917 roku Nachiczewań zamieszkiwało blisko 40 procent Ormian, to w roku 1979 (kiedy sporządzono ostatni w Związku Sowieckim spis ludności) wielkość ta spadła do zaledwie 1,4 proc. Akcja wynarodowienia nie powiodła się natomiast w Górskim Karabachu, choć i tu udział ludności ormiańskiej zmniejszył się z ponad 90 do 76 proc.
Władze sowieckie dławiły konflikt, który mimo upływu dziesięciolecie wciąż dawał o sobie znać. W 1963 roku na ręce sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego Nikity Chruszczowa wpłynęła petycja podpisana przez 2,5 tysiąca Ormian z Górskiego Karabachu, domagających się przywrócenia tego terytorium Armenii. Moskwa zignorowała inicjatywę.
24 kwietnia 1965 roku na ulice stolicy Armenii, Erewania wyszło 100 tysięcy mieszkańców, by uczcić ofiary ludobójstwa z 1915 roku, a przy okazji głośno żądając inkorporacji Górskiego Karabachu i Nachiczewania. Trzy lata później podczas manifestacji Ormian w Stepanakercie, siedzibie władz Górskiego Karabachu wybuchły rozruchy.
W następnych latach o problemie dawały znać uczone dysputy historyków wspieranych przez władze obydwu republik związkowych, również wydawnictwa okazujące się w drugim obiegu, a wreszcie bójki między kibicami drużyn piłkarskich obu nacji. Nowe petycje do władz Związku Sowieckiego od Ormian wpłynęły w połowie lat 80. Wkrótce hasła głasnosti i pieriestrojki głoszone przez młodego genseka Michaiła Gorbaczowa uruchomiły lawinę zdarzeń, których nie można już było zatrzymać.
Pogrom w Sumgaicie
Na początku 1988 roku Rada Delegatów Górskiego Karabachu obradująca w Stepanakercie przyjęła rezolucję o zjednoczeniu z Armenią. Zarówno władze w Baku, jak i Moskwa natychmiast potępiły ten „wichrzycielski akt”, natomiast poparło go kierownictwo Armeńskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej.
Na ulice armeńskich miast wyszły olbrzymie tłumy (np. 27 lutego w Erewaniu demonstrowało milion osób!) wyrażając solidarność z rodakami cierpiącymi ucisk pod rządami Azerów. Na terenie Górskiego Karabachu zarówno Ormianie, jak i Azerowie przystąpili do tworzenia oddziałów paramilitarnych. Mnożyły się manifestacje i bójki między przedstawicielami obu społeczności. Atmosferę zaogniały wypowiedzi urzędników państwowych, takich jak szef wydziału KC Komunistycznej Partii Azerbejdżanu Asadow, który odgrażał się, że sto tysięcy Azerów gotowych jest do marszu na Górski Karabach, aby dokonać tam rzezi. W tej sytuacji rozlew krwi był tylko kwestią czasu.
22 lutego 1988 roku telewizja azerbejdżańska podała informację o tragicznych w skutkach zajściach w mieście Agdam. Starli się tam bojówkarze obu wspólnot etnicznych, interweniowała też milicja. Zginęli dwaj młodzi Azerowie – co najmniej jeden z nich od kuli azerbejdżańskiego milicjanta, co wszakże władze utajniły.
Pięć dni później w mieście Sumgait tłumy Azerów uderzyły na dzielnicę ormiańską. Doszło do masakry – późniejsze dane prokuratury potwierdzały śmierć 32 osób (zatłuczonych pałkami lub zadźganych zaostrzonymi prętami metalowymi), nieoficjalnie mówiło się o setkach zabitych.
Wokół rzezi w Sumgaicie wyrosło wiele teorii spiskowych, część Azerów spekulowała o możliwej prowokacji KGB, CIA, a nawet samych Ormian (którzy mieli rzekomo sami zorganizować napaść na siebie, aby potem w oczach świata przedstawić się w roli ofiar); próbowano też wytłumaczyć pogrom porachunkami świata przestępczego… Jednakże Ormianie zamieszkujący Azerbejdżan nie mieli złudzeń i wątpliwości. Wiedzieli, że lada dzień mordercy mogą załomotać do ich drzwi. Wybuchła panika, dziesiątki tysięcy ludzi porzucało swe domy i dobytek, kierując się tłumnie ku granicy Armenii. W drugą stronę popłynął strumień ormiańskich Azerów, obawiających się odwetu.
Wojna na Zakaukaziu
Tymczasem w Górskim Karabachu rozpoczęła się wojna partyzancka. Bojówkarze obu stron występowali zrazu z dubeltówkami myśliwskimi oraz pistoletami kupionymi na czarnym rynku. Domowymi sposobami wytwarzali granaty ręczne, koktajle Mołotowa, miny, a nawet prymitywne wyrzutnie rakiet. Z czasem pojawiła się broń kupowana od żołnierzy sowieckich – karabinki automatyczne Kałasznikowa, karabiny maszynowe, moździerze, a nawet kilka czołgów.
Inwencja walczących zdawała się nie znać granic – ogołocili z broni strzeleckiej muzea i izby pamięci. Ściągnęli z cokołów pomników, wyremontowali i wcielili do służby parę czołgów T-34, upamiętniających przewagi Armii Czerwonej podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Zagarnięto też ciężkie działa przeciwlotnicze kalibru 85 i 100 mm, używane w kołchozach do rozpędzania chmur gradowych.
Do Górskiego Karabachu przyjeżdżali tłumnie ochotnicy z Armenii, również przedstawiciele ormiańskiej diaspory z Francji i USA. W odpowiedzi Azerbejdżan jesienią 1989 roku zablokował wszystkie drogi i linie kolejowe wiodące przez jego terytorium do Armenii.
Dni styczniowe
W Azerbejdżanie coraz większe znaczenie zyskiwał opozycyjny Ludowy Front Azerbejdżanu, początkowo domagający się reformy ustroju sowieckiego, następnie szermujący hasłami niepodległościowymi.
Zachodni dziennikarze i dyplomaci na ogół życzliwie obserwowali ów stale potężniejący ruch, jakby nie dostrzegając niepokojących treści, jakie zaczęły pobrzmiewać na opozycyjnych wiecach. Żądania niepodległości przeplatały się z odwołaniami do azerskiego szowinizmu. Obok frakcji pragnącej zbudowania państwa na wzór demokracji zachodnich coraz większe wpływy zyskiwali również radykalni islamiści. Rządzących komunistów krytykowano głównie za rzekomą opieszałość w tłumieniu ormiańskiego buntu w Górskim Karabachu. Od sierpnia 1989 roku Front zaczął formować własne uzbrojone oddziały ochotnicze, używane do walki przeciw ormiańskim partyzantom.
13 stycznia 1990 roku w Baku wiec Frontu zgromadził aż 50 tysięcy ludzi. Po raz kolejny padły hasła żądające zdecydowanej rozprawy z Ormianami. Skandowano: „Chwała bohaterom Sumgaitu!” i „Baku bez Ormian!”
Gromady demonstrantów ruszyły następnie na miasto, by „walczyć z wrogami narodu”. Nie musieli ich szukać daleko. W dwumilionowym Baku mieszało wówczas 230 tysięcy obywateli narodowości ormiańskiej.
Wkrótce nad miastem uniosły się łuny pożarów. Domy należące do Ormian były grabione i demolowane, a następnie podpalane przez hordy fanatyków. Pochwycone ofiary bezlitośnie bito i torturowano, niektóre katowano aż do śmierci bądź zarzynano nożami, rozdzierano na kawałki, w niektórych przypadkach oblewano je benzyną i palono żywcem. Nie oszczędzano ciężarnych kobiet ani dzieci. Małe dziewczynki były gwałcone na oczach sterroryzowanych rodziców. Niektórym ofiarom wypalano na plecach chrześcijańskie krzyże, znakując w ten sposób „niewiernych”. Odnotowano również napaści na Gruzinów, Osetyjczyków i Żydów.
Nazajutrz media poinformowały o śmierci 25 osób. Tysiące ludzi ratowały się ucieczką z miasta, a na ulice znów wyszli azerscy bojówkarze. Znów zapłonęły domy, znów rozległ się krzyk zabijanych i torturowanych.
Pogrom trwał tydzień. Ogromna większość bakijskich Ormian uciekła bądź też została wypędzona w stronę granicy. W ciągu następnych dwóch miesięcy, według źródeł ormiańskich, w szpitalach Erewania zmarło z powodu odniesionych ran 32 uchodźców z Baku. Całkowita liczba ofiar śmiertelnych pogromu waha się od około 90 (wedle oficjalnych danych azerskich) do co najmniej 300 (według oszacowań Ormian). Ponadto ogromną liczbę ludzi pobito, poraniono lub poddano torturom. Około 200 tysięcy osób straciło domy i dorobek całego życia.
Bierność władz
Podczas tygodniowego pogromu komunistyczne władze w Baku zachowały się biernie; milicja wstrzymywała się od aktywnych działań.
Można to wytłumaczyć lękiem przed otwartą konfrontacją z dziesiątkami tysięcy demonstrantów, która łatwo mogła zamienić zajścia etniczne w wielką rewoltę antyrządową. Bierność sił bezpieczeństwa wynikała też zapewne z wyrachowania – demokraci i islamiści pławiący się we krwi Ormian kompromitowali opozycję i dawali doskonały pretekst do interwencji wojskowej.
Opozycja azerska poniewczasie odcięła się od pogromu bakijskich Ormian. Podobnie jak po wypadkach w Sumgaicie, poczęła głosić tezę o „prowokacji”. „Prowokować” do zajść pogromowych miała KGB (aby uzasadnić interwencję wojskową), względnie włodarze Baku (by skompromitować opozycję i dzięki temu utrzymać się u władzy), bądź też konkurencyjna frakcja azerskich komunistów (pragnąca ośmieszyć nieudolność rządzącej ekipy i sama przejąć stery). Na szczęście tym razem nie oskarżono Ormian, że sami napadli na siebie…
Jakby nie było, nikt uczciwy nie mógł zaprzeczyć antyormiańskiej propagandzie nienawiści na wiecach i manifestacjach Ludowego Frontu Azerbejdżanu, ani też faktowi, że w pogromie uczestniczyli liczni jego aktywiści.
Nadchodzą Sowieci
W nocy z 19 na 20 stycznia rozpoczęła się sowiecka interwencja wojskowa. Na ulice Baku wtoczyły się kolumny czołgów.
Moskwa nie ukrywała, że celem akcji jest ochrona jej interesów na Zakaukaziu, w szczególności uratowanie ekipy komunistycznej rządzącej Azerbejdżanem i osłabienie opozycji. Tym niemniej ukrywające się w mieście niedobitki Ormian (od 20 do 35 tysięcy osób) musiały przyjąć krasnoarmiejców jako wyzwolicieli. Opór azerskich niepodległościowców został złamany po kilkunastu godzinach.
Ludowy Front Azerbejdżanu oskarżył później interwentów o zamordowanie aż 600 Azerów (potem zredukowano tę liczbę do znacznie wiarygodniejszych 133 zabitych), głosząc, że w mieście nie było oporu zbrojnego, a wszystkie ofiary, co do jednej, były przypadkowymi cywilami. O zbrodnie oskarżano szczególnie żołnierzy sowieckich narodowości ormiańskiej, którzy rzekomo mieli wykorzystać sytuację do przeprowadzenia akcji odwetowych.
Z kolei w raportach armii sowieckiej donoszono o przypadkach ostrzeliwania jej oddziałów i o obustronnej wymianie ognia, podkreślając fakt, że co czwarty zabity był sowieckim wojskowym. Potwierdzono śmierć 93 Azerów oraz 29 żołnierzy sił interwencyjnych.
Spór między władzą i opozycją Azerbejdżanu trwał, jednak nie przerodził się w wojnę domową. Obie strony jednoczyła kwestia utrzymania Górskiego Karabachu, w którym walki azersko-ormiańskie stale przybierały na intensywności. W następnych latach miało się tu polać wiele krwi.
Andrzej Solak