14 lipca 2020

Bogdan Dobosz: Pandemia, ekologia i antyrasizm w służbie „postępu” [OPINIA]

(źródło: pixabay.com)

Jesteśmy świadkami globalnych zagrożeń, które są wykorzystywane do wprowadzania prób zmian ideologicznych, kontrolowania społeczeństw i niszczenia naszej cywilizacji. Zielony i kontrowersyjny polityk Daniel Cohn-Bendit oświadczył niedawno we francuskiej TV, że „musimy regulować nasz styl życia, jeśli chcemy go dostosować do wyzwania transformacji ekologicznej”. Tu już nie chodzi o jakieś ogólne regulacje, ale o „styl życia” jednostki, wdarcie się do jego sfery prywatności.

 

Na poziomie unijnym

Wesprzyj nas już teraz!

Śmierć Afroamerykanina Georgesa Floyda w USA okazała się podpaleniem lontu na globalnej beczce prochu. Pokazała „uległość” elit, a ślepa przemoc „antyrasistów” została wsparta ofensywą lewicy, która chce za wszelką cenę zmieniać świat. Okazją jest pandemia koronawirusa, „zielony ład” i „nierówności rasowe”.

 

W kierunku systemu „kwot dla różnorodności” zdaje się np. iść Unia Europejska. Według Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej, instytucjom europejskim „brakuje różnorodności”. „Musimy budować bardziej ludzką i bardziej sprawiedliwą Europę” – mówiła Ursula von der Leyen, i to w czasach, kiedy Stary Kontynent zanurza się w bezprecedensowy kryzys. Francuski eurodeputowany Jérôme Rivière kpił, że „jest zaskoczony, że przed PE nie zorganizowano hołdu, w którym wszyscy by padli na kolana”.

 

Trochę wcześniej Parlament Europejski przegłosował symboliczną rezolucją uznającą handel transatlantycki niewolnikami za „zbrodnię przeciwko ludzkości”. Rezolucja przyjęta znaczną większością zdecydowanie potępia rasizmu i zaczyna się od słów, które stały się mottem nowej ideologii antyrasistowskiej: „życie czarnych się liczy” (black lives matter).

 

Hasło rewolty o inspiracjach lewicowych eurodeputowani łyknęli bez żadnej refleksji. Hasło wchodzi już do „kanonu” politycznej poprawności i umieszcza się je nawet na koszulkach piłkarzy.

Zniesienie niewolnictwa zawdzięczamy akurat naszej cywilizacji i w dużej mierze inspiracji chrześcijańskiej. Bez podawania tych faktów, rezolucje potępiające niewolnictwo i rasizm brzmią dość obłudnie i mają jedynie wywoływać poczucie winy naszego kręgu kulturowego. Rezolucja przyjęta 19 czerwca w Parlamencie Europejskim o uznaniu niewolnictwa za „zbrodnię przeciwko ludzkości” jest jednowymiarowa. W dodatku rozciąga odpowiedzialność na całą Europę, chociaż nie wszystkie kraje brały przecież udział w przygodzie kolonialnej. Tekst przyjęto 493 głosami za, 104 przeciw i 67 wstrzymujących się.

 

Związany z komunistami eurodeputowany z francuskiego Reunion, Younousa Omarjee nie ukrywa, że chciałby rewizji historii i chce, by PE „dokonał aktu cywilizacyjnego”. Dodaje, że w Europie, „pomimo oświecenia, powstały najgorsze teorie hierarchii rasowej, aby usprawiedliwić podboje, usprawiedliwić niewolnictwo, usprawiedliwić kolonizację i usprawiedliwić Holokaust”. W jego wizji historia Europy to ścierania się dobrego świata postępu ze złymi reakcjonistami. Do jednego worka wrzuca społeczny hierarchizm, kolonizację, niewolnictwo, czy nazizm. Przypomina to lekturę „Krótkiego słownika filozoficznego” Rozentala i Judina, obowiązkową lekturę z lat stalinizmu.

 

Tymczasem nawet myśliciele dalecy od prawicy widzą, że ta „fala antyrasizmu” niesie wielkie niebezpieczeństwo. Francuski filozof Alain Finkielkraut, który jest członkiem Akademii Francuskiej, zwrócił uwagę, że „następcy Martina Luthera Kinga, wybrali chaos, a walkę z rasizmem zamienili w antysemityzm i nienawiść do białych”. „Francja kontestowana jest od wewnątrz przez frankofobię” – zauważył filozof. Jego zdaniem sprawa Floyda nie jest odbiciem „rasistowskiego systemu USA”, bo same statystyki pokazują, że 75 proc. osób zabitych przez policjantów to Biali, a 25 proc. to Afroamerykanie. Zdaniem Finkielkrauta „problemem nie jest rasizm, ale antyrasizm”, taki, który zmienia się w inkwizycję przeciw ludziom myślącym inaczej, powoduje, że „tracą pracę, że są ofiarami pogróżek”, a czasem „ich życie jest w niebezpieczeństwie”.

 

Alain Finkielkraut może sobie jeszcze pozwolić na krytyczną ocenę „użytecznych idiotów” w Europie. Chroni go m.in. żydowskie pochodzenia, więc trudno mu przykleić łatkę „rasisty”. Jednak ci, którzy nakładają piłkarzom koszulki z napisem „Black Live Matter” i przyjmują rezolucje „antyrasistowskie” będą odpowiedzialni za zniszczenie naszej cywilizacji, za chaos i za pogłębienie konfliktów rasowych.

 

„Akcja afirmatywna” we Francji, czyli poprawianie „égalité”

Nad Sekwaną trwa spór o dopuszczenie statystyk etnicznych. Do tej pory były zakazane, bo fundamentem Republiki była idea „równości”, czyli zakaz różnicowania ludzi ze względu na kolor skóry i pochodzenie. W rękach „postępowców” statystyki etniczne umożliwiłyby jednak wzmocnienie „polityki różnorodności”. Można by wprowadzać „kwoty rasowe”. „Za” jest rzecznik rządu pani Sibeth Ndiaye, czy minister do spraw miast i mieszkalnictwa Julien Denormandie. Chce piętnowania publicznego firm odpowiedzialnych za „dyskryminację” w zatrudnianiu, a ostatnio popisał się pomysłem „kwot rasowych” we francuskim radiu i telewizji.

 

We Francji padł nawet postulat zatrudnienia w administracji i sektorze publicznym 50 proc. przedstawicieli mniejszości etnicznych, bo ma to pomóc w walce z… rasizmem. Wprowadzenie takiego „kolorowego kontyngentu” postuluje Hassen Hammou, szef „kolektywu” w imigranckiej dzielnicy Marsylii, współpracownik deputowanego z partii Zielonych François-Michela Lamberta i działacz Partii Radykalnej Lewicy. Jego zdaniem we Francji istnieją już takie zalecenia dla osób niepełnosprawnych. Hammou uważa, że katalog „wykluczonych” trzeba poszerzyć o mieszkańców „wrażliwych dzielnic”. Ma to być także odbiciem „różnorodności” społeczeństwa.

 

Jego zdaniem, kiedy młody człowiek z „dzielnicy” „popełni błąd” i staje przed sądem, to jeśli wyrok wyda sędzia o imieniu Mohamed, to zapewni to oskarżonemu „większe poczucie sprawiedliwości”. Krytycy delikatnie zwracają uwagę, że to ponowne dzielenie nawet świetnie zintegrowanych Francuzów z trzeciego i czwartego pokolenia. Do tego dochodzi poprawianie historii i nowa „polityka pomnikowa”. Region Grand Est zatwierdził np. 19 czerwca zmianę nazwy liceum Colbert-Sophie Germain w Thionville. Teraz szkoła nosi imię afroamerykańskiej działaczki z USA Rosy Parks.

 

Pomnik dzielnego generała, bohatera wojny z Prusakami, ale i byłego administratora kolonialnego Faidherbe został zdewastowany w Lille. Młodzież, która próbowała go bronić została przegoniona przez policję, a „antyrasiści” mogli zrobić swoje.

 

„Poprawianie historii” trwa w całej Francji. Ghislaina Védeux, przewodniczącu Rady Reprezentacyjnej Czarnych Stowarzyszeń (CRAN) żąda zmiany ulicy w Tours. Chodzi o ulicę Colberta na starym mieście. Itd. Itp.

 

„Uległość” w Belgii

Nie inaczej jest w innych krajach. W Belgii trwa dyskusja o postaci króla Leopolda II, ale nie tylko.  W ostatnich tygodniach kilka monumentów historycznych zostało zdewastowanych lub obalonych w ramach „dekolonizacji przestrzeni publicznej”. 17 czerwca w parlamencie belgijskim postanowiono utworzyć komisję do zbadania „wszystkich aspektów kolonizacji Konga, Rwandy i Burundi”. Rozpocznie pracę we wrześniu. To projekt „Zielonych”. Do grupy wejdą historycy i „eksperci” z zainteresowanych krajów afrykańskich.

 

W sumie nic nowego. W latach 2000-2001 parlamentarna komisja śledcza badała kontekst zabójstwa Patrice Lumumby zabitego w 1960 r. Stwierdziła, że istnieje „moralna odpowiedzialność” niektórych belgijskich ministrów.

 

Dyskusje historyków francuskich

Francuski historyk Jean Tulard zwraca uwagę, że umieszczenie wydarzeń z historii w kontekście obecnego „żywiołu” to aposterioryczne fałszowanie dziejów, które prowadzi intelektualnie do ślepego zaułka. Dla przykładu podaje badania dotyczące śmiertelności niewolników w czasie transportu przez francuską flotę królewską z Afryki do Ameryki. „W XVII wieku śmiertelność marynarzy na pokładzie okrętów francuskiej marynarki wynosiła 12 proc. i była wyższa niż wśród niewolników (11 proc.)” – zauważa historyk.

 

„Obecne przedstawianie faktów historycznych z XVII wieku jest aberracją” – dodaje inny historyk Dimitri Casali. Kolonizacja ma wiele aspektów pozytywnych – industrializację, alfabetyzację, misje religijne, placówki zdrowia, uśmierzenie krwawych konfliktów plemiennych. Są i strony ciemne, ale historyczne dyskusje zastąpiła ideologia, która przyporządkowuje sobie dowolne fakty.

Francuscy publicyści prawicowi mówią o „amerykanizacji” dyskusji. „Francja podąża drogą Stanów Zjednoczonych, które ostatecznie będą musiały zmienić nazwę swojej stolicy. Georges Washington rzeczywiście był właścicielem plantacji, na której pracowało stu niewolników” – zauważa historyk Dimitri Casali. Retorycznie jednak pyta, a co z Haiti i jej bohaterem narodowym François Dominique Toussaintem Louverturem? Ten Murzyn też posiadał z tuzin niewolników na swojej plantacji – dodaje historyk.

 

Historia niewolnictwa jest przykładem na utylitarne wykorzystywanie pewnych stereotypów i schematów. Nikt nie mówi o wielowiekowym handlu ludźmi przez Arabów, czy zjawisku niewolnictwa wśród samych plemion murzyńskich.

 

Propozycja nowej historii

Historyk Jean-Christian Petitfils mówi, że trzeba położyć „kres masochizmowi pokuty” i „niezbędne wydaje się napisanie nowej, integracyjnej narracji historycznej”. We Francji panowały dwie wizje historii. W „katechizmie republikańskim” początek historii to rok 1789 i rewolucja. Z drugiej strony była historia chwały Królestwa, pokazująca spustoszenia po rewolucji. Tutaj bohaterami byli Clovis, Karol Wielki, Święty Ludwika, Franciszek I, czy Ludwika XI.

 

Od niedawna historia Francji jest ponownie wykorzystywana do celów ideologicznych. Dominują takie jej aspekty jak niewolnictwo, kolonizacja, antysemityzm, rasizm, itd. Kryzys dyscypliny historycznej, który dziś powoduje szkodliwe spustoszenia na uniwersytecie, przekłada się na kryzys tożsamości francuskiej.

 

Petitfils proponuje „nową historię”, afirmującą poza „różnorodnością”, także „symbole naszej jedności”, co ma doprowadzić do uczenia obywateli „dumy z bycia Francuzem” i przekazywania „uzasadnionej miłości do naszego kraju”.

 

Postulat ciekawy, chociaż próba uzupełnienia popularnych nad Sekwaną także interpretacji neomarksistowskich historii, dowartościowaniem momentów wielkości Francji wydaje się skazana porażkę. To także wyraz pewnej „uległości”, w dodatku nie znajdujący wsparcia rządzących elit politycznych.

 

Będzie trudno, bo „działacze antyrasistowscy” załatwiają takich historyków jednym słowem – „fachos”. Niejaki Seydi Gassama, senegalski obrońca praw człowieka, napisał niedawno na Twitterze, że kolonizacja i niewolnictwo nie przyniosły nic dobrego w Afryce, a „wszystko, co zbudowała kolonizacja, stało się dzięki przymusowej pracy Afrykanów, aby rozwijać kolonie dla zysku metropolii”. I kogo obchodzi, że akurat w aspekcie ekonomicznym taka Francja raczej do kolonii sporo dokładała, a zyski ekonomiczne były wątpliwe.

 

Uległość elit

Uległość elit przed polityczną poprawnością ma niejedno imię. Nie dotyczy tylko poczucia winy za grzechy kolonializmu. Weszła do krajów, które nic z kolonializmem wspólnego nie miały. Dotyczy także Polski.

 

Na marginesie prezydenckiej kampanii wyborczej zdarzały się w telewizyjnych i radiowych studiach dziwne rzeczy. Na wieść, że Amerykanie mogą u nas umieścić broń atomową, opozycja ze strachem w oczach martwiła się, co powie na to Berlin, czy Bruksela… Kompletny brak samodzielności, ale i przykład „uległości”. Elity obecnej opozycji gotowe są łykać wszystkie pomysły Brukseli i jeśli każą klękać, będą klękać. Jeśli w UE przejdą pomysły „kwot rasowych”, to pewnie niektórzy eurodeputowani sięgną nawet po pastę do butów, żeby się przemalować. Elity rządzące nie są lepsze, ale tutaj do pionu polit-poprawności, choćby w temacie LGTB, przywracają ich Amerykanie. Wystarczy jedne wpis pani Ambasador.

 

Teoretycznie popandemiczna ofensywa ideologiczna jest widoczna bardziej na Zachodzie. Nie miejmy jednak wątpliwości, że ta fala dotrze i do nas, a w okopach obrony cywilizacji ochotników jest coraz mniej.

 

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie