9 lipca 2012

Dwór Kochanowskiego

(Pozostałości starego dworu w Czarnolesie. Repr. P. Mecik/Forum)

Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;

Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje!

Inszy niechaj pałace marmórowe mają

Wesprzyj nas już teraz!

I szczerym złotogłowem ściany obijają,

Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym,

A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,

Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,

Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.

 

Lato, lipiec, żniwa, sierpień i późne lato, i wrzesień, i po żniwach. Dla Sarmaty cały ten czas kręcił się wokół dworu, który stał w centrum jego życia. Wokół tego domu, na którym nie raz, nie dwa razy wypisywano słowa zaczerpnięte z powyższej fraszki „Na dom w Czarnolesie”. A co tak naprawdę wiemy o tym czarnoleskim domu? Niby niewiele. Tyle, co pisał Kochanowski do Fogelwedera w roku 1571: „tak my sam na wsi: kiedy już zasiejemy, komin w koło obsiędziemy, a lada co i mówiemy, i piszemy”.

 

Gdzie ten komin? Bez wątpienia w izbie, do której wchodziło się z sieni domu-dworu. Jeszcze nie takiego jednak dworu, jaki podpowiada nam wyobraźnia… bo dwór Kochanowskiego…

 

„Mdła chałupina”

…jak powinniśmy sobie wyobrażać – była to mniej więcej drewniana, parterowa chata, niesymetryczna, niealkierzowa, tyle, że bodaj sporo większa od chat chłopskich i bez wątpienia ozdobniejsza, może z jakim gankiem (ale czy ten ganek miał jakiekolwiek kolumienki, można wątpić). O takim to dworze nasz pierwszy barokowy wieszcz sarmacki, Wielkopolanin Kasper Miaskowski pieszczotliwie pisał:

 

…Żegnam cię błotny, z twymi, dworku, ściany,

Snopkiem odziany.

 

Wtórowali mu inni szlacheccy rymopisowie, zachwycający się perspektywą bytowania „w pałacu, gdzie na wierzchu słoma” i  pocieszający się, że „dom, choć nie murowany, przecię też nie szopa”. Tym niemniej, takie dwory niekoniecznie wzbudzały zachwyty przybyszów z zewnątrz. Filip Desportes, uciekając z Polski razem ze swoim panem, Walezym Henrykiem, kpił bezlitośnie:

 

O, barbarzyński narodzie swarliwy,

Próżny, chełpliwy, gadatliwy, chciwy,

Co płoniesz dzień i noc jednym pragnieniem:

W mdłej chałupinie kufel puszczać kołem,

Chrapać na stole lub drzemać pod stołem

I za to słynąć pod Marsa imieniem! [przeł. JK]

 

Owa „mdła chałupina” budziła odrazę Anglika Barclaya, który (choć w Polsce nie bywał) odmalowywał w znanym paszkwilu nędzę przeciętnego polskiego szlachcica, mieszkającego w domu okrytym słomianą strzechą. Na co mu znacznie później odpowiadał Łukasz Opaliński, prostując, że polskie dwory nie są kryte słomą, lecz gontem. Jak widzimy, nie była to zbyt słuszna linia obrony, jako że „snopkiem odziany” dworek zyskał już poczesne miejsce w narodowej poezji.

 

Przyznajmy jednak, że ten szlachecki dwór za czasów Kochanowskiego nie był w całości drewniany i słomiany, wszak całkiem sporo znalazło by się w nim cegły, kamienia i gliny – choćby w okolicach pieca i komina. Często też był to dwór szachulcowy, czyli wzniesiony w technice zwanej dziś popularnie „pruskim murem”. Mowa o drewnianej kratownicy, którą wypełniano cegłą, gliną, albo ich przemieszkami. Taki „pruski mur” kryje się zapewne pod słowami wieszcza Miaskowskiego o „błotnych ścianach” dworku.

 

Sień

Czym jeszcze, prócz obszerności i ozdobności różnił się dwór poety Jana – czyli przeciętny dwór szlachecki naszego Złotego Wieku – od siedzib chłopskich, czy też od wcześniejszych, średniowiecznych, skromnych dworów rycerskich? Otóż, zawierał pomieszczenie, którego znaczenie właśnie wzrosło i stało się wyróżnikiem dworu nowego typu. Bo, co prawda, od wieków układano wnętrza wedle planu „sień-izba-komory”, ale dopiero za czasów Jana sień stała się miejscem ważnym, obszerniejszym. Mówią o tym zachowane opisy szlacheckich majątków. W wieku XVI sienie zaczęły mieć kominki, zaczęto w tych sieniach stawiać ławy, czyli że była wonczas miejscem do przesiadywania. W jakim celu? Tu już trzeba popuścić wodze fantazji i pamiętać, że to, co działo się w sieniach w wiekach XVII i XVIII – no i w wieku XIX – nie musiało być tym samym, co działo się w wieku XVI, za poety Jana. Aczkolwiek mogło. Tak czy siak, sień nie służyła już wyłącznie jako korytarz prowadzący w głąb dworu.

 

Izba i kownata

Z sieni wchodziło się do izby, w której stał piec; o tym to właśnie piecu pisał Kochanowski – że się ten piec obsiada. Izb bywało oczywiście więcej, a w niektórych, bogatszych dworach zdarzały się pomieszczenia zwane komnatami (vel „kownatami”), wyposażone w kominek. Czy komnaty służyły do bardziej odświętnych celów? Czy też do bardziej prywatnych? Nie wiemy tego dokładnie. Zapewne było i tak, i tak. W każdym razie, komnata, a przede wszystkim izba musiała być dobrze oświetlona. To z punktu widzenia siedzącego w izbie pisał znany nam już Miaskowski:

 

Płomieniu jasny,

Wchodź w dom mój ciasny,

A bez pochyby,

Przez te to szyby…

 

Owszem: szyby, chociaż okna „szklono” jeszcze często zwierzęcymi błonami, bo nie każdego stać było na prawdziwe „gomółki”.

 

Alkierzyk, komora, „schowanie”

Pierwszy znany tekst o alkierzu pochodzi z roku 1426 – ze spisanej po łacinie  umowy o budowę kórnickiego zamku. Czytamy tam, że cieśla Mikołaj zrobi i następnie poszyje gontami „dwie banie” na „basztach, w zwykłej [czyli polskiej] mowie alkierzach”. Niech nas jednak nie zmyli ten tekst. Bo dopiero znacznie później zwać się u nas będzie alkierzami przybudóweczki o baniastych daszkach. W Złotym Wieku, za lat poety Jana słowo to pojawia się wprawdzie licznie w inwentarzowych opisach dworów, ale dotyczy czego innego: malutkich pomieszczonek „przeforsztowanych”, czyli wydzielonych wątłymi ściankami z pomieszczenia większego. Tylko niekiedy pomieszczonka te mieściły się w narożniku. Do czego służyły? Mogły być „gabinecikiem”, mogły i „apteczką”, acz w szesnastowiecznych dworach „gabinetów” jeszcze nie znano. Znano, owszem, „komory” –  i znów nie wiemy, do czego takowe służyły na pewno, tylko o nich czytamy. Tak czy siak, były one mniejsze od komnaty i izby. Obok komór zdarzały się we dworach „schowania”, zapewne takie mini-komórki, pokoiczki bez okien – coś w rodzaju osobistego magazyniku. Tyle, że i schowania, i komory, i alkierzyki miewali ci bogatsi. Dwory ubogie ograniczały się do sieni, izby, ewentualnie komnaty – i koniec. Tak właśnie wyglądać mógł dwór podobny do dworu Jana z Czarnolasu.

 

Dwór pański

Tymczasem, w tym samym czasie dwór szlachcica o pańskich, czyli magnackawych aspiracjach wyglądać mógł zgoła inaczej. Na przykład, u takiego Mikołaja Reja z Nagłowic herbu Oksza, który był od poety Jana znacznie bogatszy. Dlatego też pobudował sobie w rodowitej Oksie (wedle Nagłowic) wielki murowany budynek, który szczęśliwie znamy z wykopalisk. Miał on postać kasztelu o czterech narożnych pomieszczeniach – czyli jakby właśnie „alkierzach” podobnych tym, o jakich czytaliśmy w zamku kórnickim. Były to zapewne wykusze nadwieszone nad resztą ścian na jakichś efektownych wspornikach-kroksztynach. Rejowy dom ciągnął się ponadto w głąb na piętnaście metrów, a wzdłuż na nieomal dwadzieścia pięć. Jego wnętrze mieściło – przynajmniej w parterze – jedną wielką izbę, licząca prawie sto metrów kwadratowych i dwie izby mniejsze. A miał jeszcze piętro! To już jest pałac! Budowa czegoś takiego naprawdę wymagała fortuny. Mimo to dwory tego rodzaju powstawały w Polsce całkiem licznie – choć zachowane skąpo: stoją do dziś w Szymbarku, Frydmanie, Jeżowie. Historycy sztuki zwykli je określać, za nomenklaturą dawną, raczej kasztelami niż dworami, to znaczy jakby mini-zamkami. Sarmaccy autorzy pisywali jeszcze o siedzibach zwanych „kamienicami” i „wieżami”. Różnice pomiędzy dworem-wieżą, dworem-kasztelem, dworem-kamienicą bywają dla nas nieostre. W każdym razie w kamienicach, tak jak i w wieżach poziom parteru – przyziemia był przeznaczony na sprawy gospodarcze, a dopiero dwa kolejne piętra na właściwe mieszkanie.

 

Jak widzimy, dwory takie, choć obszerne, nie miały jednak tylu pomieszczeń, co parterowe. Nikłą liczbę izb i komnat wynagradzała potęga, wyniosłość, sława murowanej rezydencji.

 

Moda, moda i po modzie

Moda na takie pańskie siedziby wznieciła się w pierwszej połowie wieku XVI, aby zgasnąć jakoś tak przed szwedzkim „potopem”. Skąd się wzięła? Pewnie tak jak moda na rycerskie nagrobki i na kaplice nagrobne – z poczynań naszych królów, a przede wszystkim z przykładu, jaki dał Zygmunt Stary. To on wzniósł potężną, murowaną wieżę w Piotrkowie Trybunalskim, czyli w miejscu ówczesnego odbywania sejmów. Jak na dom królewski, nie była ona może zbyt obszerna, ale za to wysoka i potężna, przez co zyskała wielki rozgłos i od razu stanowiła ważny wzór dla tych, co to chcieli mieszkać w czymś lepszym od dworku z „błotnymi ścianami”, „snopkiem odzianego”.

 

Ale za „potopu” Szwedzi narujnowali mnóstwo tych kaszteli, wież i kamienic. Po przepędzeniu Szwedów przyszła konieczność zrobienia czegoś. I nagle moda zakręciła ogonem – wielcy panowie odwrócili się od pałaców i kasztelów, zaczęli gustować w drewnianych, parterowych dworach, a ich plany zamawiać poczęli u najlepszych dostępnych architektów. Dopiero wówczas te dwory zaczęły mieć symetryczne fasady, ganki et caetera. A gdy Jan Sobieski – zostawszy królem – zbudował sobie w Wilanowie taki właśnie, tylko murowany dwór (z czasem przemieniony w obecny pałac), historia polskiej wyobraźni została przypieczętowana. Narodził się ten dwór, który znany nam jest do dziś z filmów i popularnych rycin: alkierzowy, symetryczny, z gankiem (acz ganek z trójkątnym naczółkiem i kolumienkami – to jeszcze późniejsza sprawa). Ten, który mamy dziś przed oczami, czytając: „Panie, to moja praca…”

 

Jacek Kowalski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie