Już od początku pandemii uderza mnie jedno – nie przejmujące obrazy trumien z Włoch czy ciężarówek z Bergamo, a wszechobecna panika – ekscytacja zarówno pacjentów, jak i lekarzy. Zacząłem się zastanawiać, czego się obawiamy, bo według piśmiennictwa ten wirus nie różni się niczym szczególnym od innych wirusów, np. grypy – przekonuje dr Paweł Basiukiewicz, internista i kardiolog.
„Na grypę zawsze umierało wiele osób” – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” dr Basiukiewicz. „Dobre dane na ten temat ma amerykańskie CDC (Centers for Disease Control and Prevention, Centra Kontroli i Prewencji Chorób) – według nich śmiertelność z powodu grypy u osób nią zakażonych wynosi ok. 0,15 proc., czyli podobnie jak z powodu SARS-CoV-2” – argumentuje
Wesprzyj nas już teraz!
„Jeśli policzyć wszystkich zakażonych, również grupy, które infekcję przechodzą bezobjawowo, czyli dzieci, młodzież i większość osób poniżej 60. roku życia oraz ująć w zestawieniu osoby, u których po prostu nie wykryto zakażenia (a takich jest przeważająca większość), wyjdzie nam ok. 0,15 proc. z niewielkimi wahaniami w zależności od populacji, jaką zbadamy” – przekonuje.
Jego zdaniem na grypę umiera w Polsce 5-10 tysięcy osób, a w Stanach Zjednczonych nawet do 100 tysięcy. Dane amerykańskie mówią, że wskutek nowego koronawirusa zginęło u nich 210 tysięcy osób. Jednak mamy tu do czynienia z problemami z klasyfikacją. Ekspert zauważa, że w statystykach zgonów na koronawirusa znajdują się ofiary zatruć czy wypadków, jeśli mają pozytywny wynik testu na SARS-CoV-2.
Dr Basiukiewicz zauważa negatywne, a często niezauważalne konsekwencje kwarantanny. „Jedynym efektem jest powolne rozmontowywanie współczesnej cywilizacji. I to nie tylko gospodarki, ale interakcji społecznych, nawet wśród rodziny czy znajomych. Nie chodzi już nawet o strach przed Covid. Ludzie nie chodzą już tam, gdzie chodzili, rodziny się nie spotykają. Strach zakiełkował, zapuścił korzenie i będzie bardzo trudno go wyrwać. Nieszczęście już się stało i wydaje mi się, że należy jak najszybciej ratować resztki dawnego życia” – podkreśla.
Kardiolog podaje w wątpliwość medyczną skuteczność samych lockdownów, przedstawia natomiast bardziej właściwą – jego zdaniem – reakcję na obecną sytuację. Postuluje zwolnienie z restrykcji osób do 50. roku życia i skoncentrowanie się na ochronie starzych i cierpiących na inne choroby. Jednak również w tym przypadku nie chodzi o przymusową kwarantannę.
„Pozwólmy im chodzić do parku, rozmawiać ze sobą, ale wyręczmy ich w zakupach czy załatwianiu spraw urzędowych. Na pewno nie zamykajmy w domu, bo izolacja jest dla nich zabójcza” – przekonuje.
Źródło: rp.pl
PR