21 października 2015

Reprezentacja narodu czy bezwolne cielęta?

(fot. Krystian Maj/FORUM)

Zbliżają się wybory. Wiele wskazuje na to, że data 25 października 2015 roku oznaczać będzie zakończenie pewnej epoki w najnowszej historii naszego kraju. Pierwsza wojna światowa trwała cztery lata, druga – sześć. Napoleon był cesarzem Francuzów przez niecałą dekadę. Osiem lat może więc być epoką. Dziś jeszcze trudno jednoznacznie ocenić okres koalicyjnych rządów PO i PSL, gdyż wiązki informacyjne wysyłane przez poszczególne obozy polityczne opisują Polskę albo jako kraj w ruinie, albo jako zieloną wyspę, nie przebijając się z jednej strony z rzetelnym uzasadnieniem swych tez, z drugiej strony nie pozostawiając wiele miejsca na inny ogląd rzeczywistości. Być może słusznie, bo wiele wskazuje na to, że prawda i tym razem wcale nie leży pośrodku.

 

Nasza Konstytucja stanowi, że Polska jest demokratycznym państwem prawa. W teorii zatem wprowadzone zostały demokratyczne procedury umożliwiające transponowanie woli społecznej na tworzone w kraju prawo. To zaś ma być zwierciadłem, w którym przegląda się tworząca państwo zbiorowość, a jednocześnie szytym na miarę płaszczem, który powinien chronić od chłodu, zapewniając zarazem względną swobodę ruchu i poczucie elegancji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Płaszcza na naszą miarę nie da się uszyć w Pekinie ani w żadnej innej stolicy. Dokładne wymiary potrzebne do odpowiedniego skrojenia ubioru zakodowane są w naszych umysłach i sercach, i są nie do odszyfrowania dla kogoś z zewnątrz, nawet gdyby założyć najlepszą jego wolę. Próbowano już wcześniej i zawsze kończyło się to mniej lub bardziej szaleńczymi próbami zdarcia przez nas z pleców niechcianego sukna. Dlatego tak ważnym jest, żeby krawcy, jakich dobieramy do tego trudnego i odpowiedzialnego dzieła, znali niezbędne do szycia wskazówki. Siła ich charakteru ma być dość duża, by mogli głośno krzyczeć zawsze, kiedy kolega przy maszynie zacznie pruć tam, gdzie trzeba podwójnego szwu.

 

Ostatnich osiem lat dało nam sporo powodów, by źle czuć się w szytym dla nas płaszczu przepisów prawnych. Odczuwać to muszą przedsiębiorcy, rezygnujący z prowadzenia działalności w kraju. Czują to kobiety powstrzymujące się od rodzenia dzieci i czują to ci wszyscy, którzy nogami zagłosowali za lepszym życiem w „jukej”. Ten płaszcz nie daje ciepła, krępuje ruchy, i do tego źle leży.

 

Żadna partia nie jest bez winy

Niniejszy artykuł ma wskazać dziesięć poważnych błędów w szyciu płaszcza przepisów prawnych w naszym kraju przez ostatnie dwie kadencje sejmowe. Ci, którzy się do tych błędów przyczynili, zawinili niekompetencją, brakiem charakteru lub jednym i drugim. Za to niekoniecznie należy się trybunał. Ale musimy pamiętać, bo kto nie pamięta, ten powtarza błędy. Nieudolnych krawców należy wykluczyć z cechu, nie pozwolić, by nasze dzieci i wnuki krępowane były tak samo partacko skrojoną materią.

 

Kluczem do zrozumienia tego tekstu nie jest jednak krytyka, a nadzieja, którą – słabnącą – dostrzegam wśród swoich rówieśników. Nadzieję na zmianę i wiarę w to, że są ludzie, niekoniecznie tylko po jednej stronie sceny politycznej, zdolni przekuć tę nadzieję w ideę, która podniesie nam czoła i wyprostuje plecy.

 

Ustawy, które wybrałem, jak i tryb, w jakim niektóre spośród nich zostały uchwalone, ukazują w mojej ocenie najgroźniejsze schematy, z jakimi mieliśmy do czynienia w trakcie prawdopodobnie kończącej się epoki rządów PO-PSL. Nie jest moim celem potępienie tej konkretnej konfiguracji politycznej. Podobny artykuł mógłby (i powinien był) powstać po każdej zakończonej kadencji sejmowej i bilans byłby zapewne niewiele bardziej pocieszający (fatalny pomysł na transformację w czasach realizacji planu Sorosa-Sachsa, tragiczne rządy postkomunistów, katastrofalne efekty tzw. reform Buzka, finał negocjacji traktatu lizbońskiego w czasach PiS, etc.). Rzecz jasna, odpowiedzialność za zaistniały stan rzeczy ponoszą konkretne osoby. Będąc winowajcami są one jednocześnie ofiarami systemu, w jakim przez tych osiem lat funkcjonowały. Niekiedy w pełni świadomie. Chodzi zatem o napiętnowanie ich postaw, ale przede wszystkim chodzi o wskazanie patologii systemu polskiego prawodawstwa, a więc samego serca polskiej państwowości z nadzieją na zmianę w najbliższej przyszłości. W przeciwnym razie w nadchodzących wyborach wybierzemy raz jeszcze nie reprezentację narodu do pracy w głównej instytucji ustawodawczej w kraju, tylko „malowniczą trupę” bezwolnych cieląt bezwiednie podążających za „byle mistycznym kpem” w roli pasterza. Nie licuje to z powagą ich urzędu.

 

Ustawy zaprezentowane tutaj to tylko kilka spośród całej gamy „kontrowersyjnych” rozwiązań, jakie wyszły spod pióra panującej nam koalicji. W wyjściowej dziesiątce nie zmieściły się takie kwiatki, jak wtłoczenie sześcioletnich dzieci (w wielu przypadkach – jeszcze pięcioletnich) do szkół podstawowych bez zgody rodziców, ratyfikacja pakietu klimatycznego, ustawa o przymusowych szczepieniach (pierwsza na świecie przymusowa szczepionka przeciwko wirusowi HPV). Kilku rzeczy próbowano, ale nie udało się ich przeprowadzić – np. ustawy o związkach partnerskich, nowelizacji konstytucji umożliwiającej w dłuższej perspektywie prywatyzację lasów państwowych, ACTA. Miało też miejsce kilka ważnych wydarzeń, które nie były regulowane ustawami, ale wobec których posłowie mieli prawo (obowiązek?) publicznie wyrazić swój sprzeciw: skandaliczna umowa na dostawę gazu podpisana przez wicepremiera Waldemara Pawlaka w 2010 r. (najwyższe ceny gazu w Europie w zakupywanych ilościach, które praktycznie czyniłyby bezsensownymi próby dywersyfikacji źródeł dostaw, przekazanie w rosyjskie ręce polskich linii przesyłowych – wszystko to aż do roku 2036!); porozumienie o współpracy pomiędzy FSB a SKW (wciąż obowiązujące?); pigułka „dzień po” dla piętnastolatek, którym w szkolnym sklepie nie wolno kupić paczki chipsów; ograniczenie wymiaru nauczania historii i języka polskiego w szkołach; przyjęcie raportu Millera w sprawie katastrofy smoleńskiej; brak reakcji Rządu RP na budowę rurociągów Nord Stream i Nord Stream 2.

Żadna z tych rzeczy nie okazała się dla usłużnych posłów dostatecznie silnym bodźcem do tego, by podjąć zauważalne kroki zmierzające do zmiany takiego stanu rzeczy, np. zrezygnować z dalszego członkostwa w partii. Przeciwnie, większość z nich ubiega się w tym roku o kolejną reelekcję z ramienia PO.

Przejdźmy zatem do analizy poszczególnych ustaw, które tak mocny przyczyniły się do dzisiejszej kondycji naszego kraju.

ROZBROJENIE ARMII

Ustawa z dn. 27 sierpnia 2009 r. o zmianie ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz.U. 2009 nr 161 poz. 1278)

O tym, jak dużym błędem był model, jaki wykorzystano do „profesjonalizacji” polskiej armii wiemy dzisiaj, z perspektywy czasu. Pod płaszczykiem „uzawodowienia” armii wykonano manewr zawieszający powszechny obowiązek służby wojskowej i ustanawiający armię ochotniczą, albo – jak przyjęło się mówić – „profesjonalną”. Ostatecznie profesjonalizacja sprowadziła się do ograniczenia liczebności armii do kilkudziesięciu tysięcy ludzi, z czego blisko połowa to żołnierze biurowi. Jednostki wojskowe osłaniane są przez firmy ochroniarskie, a o skali destrukcji wojska przekonać się może każdy, kto uświadomi sobie kiedy ostatni raz widział na ulicy żołnierza w mundurze. Przed osobą chcącą nauczyć się obsługiwać broń stoi ściana formalnych utrudnień. Dostęp do możliwości zgłębienia tajników taktyki wojskowej czy nauki obsługi prostego sprzętu polowego jest bardzo utrudniony, w szczególności dla osób mieszkających w mniejszych miejscowościach.

Podstawowym dostarczycielem czołgów dla polskiej armii stały się Niemcy, wbrew zdroworozsądkowej regule nakazującej wzmacniać przemysł zbrojeniowy nie swojego sąsiada, tylko, jeśli już koniecznie nie swój, to sąsiada swojego sąsiada. Kluczową postacią w procesie „uzawodowienia” polskiej armii był minister Bogdan Klich, z wykształcenia psychiatra, który zanim rozpoczął karierę polityczną, przez lata prowadził w Krakowie Międzynarodowe Centrum Rozwoju i Demokracji (przemianowane na Instytut Studiów Strategicznych), dotowane m.in. przez German Marshall Fund, Fundację im. Friedricha Naumanna, Fundację im. Friedricha Eberta czy Fundację im. Stefana Batorego (http://iss.civ.pl/o-instytucie/sponsorzy).

Jako finalny etap modernizowania polskiej armii zafundowano nam zmianę struktury zarządzania polską armią. Efekt jest taki, że na dzień dzisiejszy nie wiadomo w zasadzie, kto konkretnie w razie konfliktu zbrojnego miałby prowadzić do zwycięstwa naszą armię. Romuald Szeremietiew w wywiadzie dla „Polska the Times” (6 marca 2014 r.): Złamana została zasada jednoosobowego dowodzenia obowiązująca w każdej armii. W wojsku na każdym szczeblu musi być jeden dowódca. Jak ulicą idzie dwuosobowy patrol, to jeden z żołnierzy jest dowódcą. I tak jest od dołu do góry, Na szczycie wojskowej hierarchii jest naczelny dowódca. Dotąd tym dowódcą był szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Jemu podlegali dowódcy rodzajów sił zbrojnych i tak dalej. Ale to zostało zmienione. Szef Sztabu Generalnego stracił uprawnienia dowódcze i spadł na pozycję doradcy ministra obrony, a na szczeblu najwyższym powołano… dwóch dowódców. Generalnego i operacyjnego. Są sobie równi. Czyli na szczeblu strategicznym złamano zasadę jednoosobowego dowodzenia.

Reforma struktury dowodzenia polskiej armii jest kolejnym etapem procesu dekompozycji polskiego wojska, rozpoczętego przegłosowaną przy szerokim poparciu ustawą zawieszającą powszechny pobór wojskowy.

WIEK EMERYTALNY

Ustawa z dnia 11 maja 2012 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. 2012 nr 0 poz. 637)

Kwestia podniesienia wieku emerytalnego jest złożona. O takiej konieczności w ekonomicznych środowiskach – akademickich i nie tylko – mówi się od lat. Wynika to z dwóch przesłanek. Po pierwsze, z uwarunkowań budżetowych (deficyt), po drugie, z sytuacji demograficznej. Reformy domaga się sam system, który w sytuacji, kiedy na rynku pracy znajdowały się dwa wielkie wyże demograficzne (powojenny i ten z lat 80.) okazał się nierentowny, generując potężny deficyt. Problem z ustawą uchwaloną przez koalicyjny rząd PO-PSL polegał na tym, że nie wyeliminowała ona przyczyn deficytu w rachunkach naszego systemu opieki społecznej. Chodzi m.in. o nadmierny rozrost przywilejów emerytalnych, które czynią system nie tylko niewydolnym, ale także, w powszechnym odczuciu, niesprawiedliwym. Innym problemem jest bezrobocie, zatrudnienie w szarej strefie i pozostałe patologie rynku pracy, które skutecznie blokują dopływ pieniędzy do systemu. Ostatnimi czasy poważnym wyzwaniem dla systemu ubezpieczeń społecznych jest także emigracja zarobkowa oraz związane z nią odprowadzanie składek emerytalnych do systemów innych krajów. Reforma PO-PSL-PR (pamiętajmy, że ustawa mogła wejść w życie dzięki poparciu Ruchu Palikota, który częściowo obumarł, a częściowo przepoczwarzył się w część ZLEW-u, włączając w to liderkę tej nowej formacji) żadnego z tych problemów nie rozwiązała. Nie można bez komentarza pozostawić trybu przeprowadzenia „reformy”. Ustawa została uchwalona w maju 2012 r., a więc prace nad nią rozpoczęły się tuż po wyborach parlamentarnych z 2011 r., z pominięciem jakiejkolwiek debaty w tym zakresie podczas kampanii wyborczej, czy w trakcie poprzedniej kadencji. Została uchwalona w trybie ekspresowym, a konsultacje społeczne miały charakter co najwyżej szczątkowy, czego najlepszym dowodem jest fakt zebrania przez „Solidarność” już po uchwaleniu ustawy blisko 2,5 mln podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie.

Krótko mówiąc, istnieje pilna potrzeba reformy systemu emerytalnego, a najlepszy czas na jej wprowadzenie (wejście na rynek pracy wyżu demograficznego) już minął. Dokonanie zmian będzie trudniejsze, ale potrzeba jest coraz bardziej paląca. Być może nie da się uniknąć utrzymania podniesionego wieku emerytalnego, ale krok taki winien być elementem szerszego działania, a nie centralnym punktem reformy.


ZADŁUŻANIE PAŃSTWA

Ustawa z dnia 27 września 2013 r. o zmianie ustawy budżetowej na rok 2013 (Dz. U. 2013 nr 0, poz. 1212)

Poszczególne ustawy budżetowe uchwalane przez 8 lat rządów PO-PSL doprowadziły przede wszystkim do skokowego zadłużenia państwa. Szacuje się, że dług pochodzący wyłącznie z deficytów generowanych przez PO w latach 2008-2016 (łącznie z najnowszym projektem ustawy budżetowej) to ok. 400 mld PLN (liczone jako prosta suma wszystkich deficytów budżetowych w w/w okresie). Nie jest to całkowita kwota, na którą rządy PO-PSL zadłużyły państwo, gdyż cały szereg pozycji nie jest w niej uwzględniany (np. zobowiązania spółek zależnych od jednostek samorządu terytorialnego czy zadłużenie Krajowego Funduszu Drogowego). Popisem finansowej nonszalancji była jednak zdecydowanie nowelizacja budżetu z roku 2013, kiedy to wskutek „niedoszacowania” niektórych agregatów makroekonomicznych przez niezawodnego ministra Jacka vel Jana Vincenta Rostowskiego (wtedy jeszcze wicepremiera) oraz „przeszacowania” innych (np. założenia kwoty przekraczającej 1 mld PLN tytułem dochodu z fotoradarów) deficyt publiczny trzeba było zwiększyć w połowie roku o 16 mld PLN (z 35 do 51 mld PLN w ujęciu rocznym) i tylko dlatego nie o więcej, że obcięto wydatki na Obronę Narodową do poziomu poniżej konstytucyjnego progu 1,95 proc. PKB. Usłużni posłowie na dany sygnał podnieśli rękę i wcisnęli przycisk, a pan prezydent podpisał, co trzeba, choć, jak stwierdził, niechętnie. Warto pamiętać, że ów delikt konstytucyjny miał miejsce na kilka miesięcy przed inwazją wojsk rosyjskich na Ukrainę.

Nie był to jednak koniec przykrych dla państwa konsekwencji finansowej szarży ministra Rostowskiego. Okazało się bowiem, że tak znaczny, nieplanowany przyrost zadłużenia publicznego wepchnie Polskę w strefę obowiązywania tzw. pierwszego progu ostrożnościowego przewidzianego w Ustawie o finansach publicznych, a ustanowionego w celu niedopuszczenia do nadmiernego zadłużenia państwa. Ustawa przewidywała, że, jeśli relacja długu publicznego do PKB znajdzie się pomiędzy 50-55 proc., to rząd, mówiąc oględnie, nie ma prawa powiększania deficytu w następnym budżecie. Rząd koalicyjny najwyraźniej miał inne plany, bo najpierw „zawiesił” do końca roku 2013 obowiązywanie tej części ustawy (kto trzeba podniósł rękę i nacisnął przycisk), a następnie, już po cichu, w ogóle wyrzucił ten zapis Ustawy o finansach publicznych z przepisów. Pomogli posłowie.

PSYCHUSZKI

Ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób (Dz.U. 2014 poz. 24) 22 list 2013r.

Ustawa definiuje tzw. osobę stwarzającą zagrożenie, którą można z mocy prawa bezterminowo umieścić w zamkniętym zakładzie będącym czymś pomiędzy więzieniem a zakładem psychiatrycznym, o ile opinię o stwarzanym przez delikwenta zagrożeniu podżyruje np. psychiatra. Ustawa została wprowadzona pod pretekstem zagrożenia stwarzanego przez niejakiego Mariusza Trynkiewicza, wielokrotnego pedofila i mordercę, skazanego w czasach PRL na śmierć, który to wyrok zamieniono na 25 lat pozbawienia wolności. Ponieważ p. Trynkiewicz źle rokował po opuszczeniu zakładu karnego, postanowiono w pośpiechu przygotować rękami świętego, gdyby nie to, posła Gowina ustawę znaną szerzej jako Lex Trynkiewicz. Ustawa pozwala zatem ponownie wymierzyć karę osobie skazanej już wcześniej za popełniony czyn na mocy ekspertyzy przygotowanej przez „biegłego”. Co więcej, ustawa działała wstecz, bo konsekwencjami obejmowała także osoby skazane prawomocnymi wyrokami przed wejściem ustawy w życie. Ośrodek odosobnienia, jaki stworzono na mocy postanowień lex Trynkiewicz, jako żywo przypomina sowiecką psychuszkę, w której swoje odsiedział m.in. Władymir Bukowski (a dziś m.in. Nadia Sawczenko – gwiazda ukraińskiego lotnictwa) i wielu innych politycznych dysydentów. Co smutne, ustawę poparli posłowie nie tylko z PO, ale także z prawie wszystkich partii (w tym z PiS), z wyjątkiem dychającej jeszcze wtedy Partii Palikota.


LIKWIDACJA OFE

Ustawa z dnia 6 grudnia 2013 r. o zmianie niektórych ustaw w związku z określeniem zasad wypłaty emerytur ze środków zgromadzonych w otwartych funduszach emerytalnych (Dz.U. 2013 poz. 1717)

Ustawa, o której mowa, była kolejnym etapem specyficznie rozumianej przez środowisko PO tzw. reformy systemu emerytalnego, która rozpoczęta została podniesieniem wieku emerytalnego, a która miała być etapem w procesie „uzdrawiania finansów państwa”. Ustawa sankcjonowała przejęcie większej części majątku zgromadzonego przez ubezpieczonych na kontach założonych w ramach OFE. Przyczyna dla uchwalenia tej ustawy wydaje się dość prozaiczna, a były nią wspomniane tutaj potężne problemy natury fiskalnej wygenerowane w wyniku skrajnie nieodpowiedzialnej polityki budżetowej Jacka vel Jana Vincenta Rostowskiego. Inną przyczyną mógł być wstydliwy fakt, że ustawodawca (rząd Jerzego Buzka) nie uznał za stosowne ustanowić w pierwotnym tekście ustawy trybu wypłaty środków ubezpieczonym. Ustawa przewidywała, i owszem, tryb wpłaty środków na konta prywatnych funduszy, za które te w majestacie prawa inkasowały prowizję rzędu 7 proc. wartości wniesionego kapitału (czego potem nie były w stanie odrobić przez lata na wzrostowym rynku), nie przewidziała natomiast sposobu, w jaki te pieniądze miały być przekazane emerytom, kiedy ci osiągną wiek emerytalny. Najwyraźniej nigdy nie mieli tych pieniędzy zobaczyć i, zgodnie z planem, nie zobaczyli, dzięki poparciu ze strony usłużnych posłów koalicji rządzącej, którzy w nacjonalizacji prywatnych kont emerytalnych nie widzieli niczego złego.

LASY PAŃSTWOWE

Ustawa z dnia 24 stycznia 2014 r. o zmianie Ustawy o lasach (Dz.U. 2014 poz. 222)

Według znowelizowanej ustawy, Lasy Państwowe w 2014 i 2015 roku miały przekazać do budżetu po 800 mln zł. Od 2016 r. Lasy rocznie będą przekazywać do państwowej kasy 2 proc. wartości sprzedanego drewna. Jest to więc rodzaj podatku obrotowego nałożonego na spółkę państwową, przed wprowadzeniem którego bronią się wszelkimi możliwymi środkami hipermarkety i instytucje finansowe. Jeśli wziąć pod uwagę podatek dochodowy płacony w Polsce przez sieci handlowe to odpowiada on średnio podatkowi obrotowemu wysokości 0,5 proc. rocznych obrotów. Lasom państwowym wystawiono rachunek czterokrotnie wyższy. Ponownie, forsowanie ustawy odbywało się w atmosferze skandalu, niemającego nic wspólnego z lasami. Zasłonę dymną umożliwiającą przeforsowanie ustawy bez niepotrzebnych komplikacji zagwarantował skandal związany z rozliczaniem pieniędzy przekazywanych na fundację WOŚP Jerzego Owsiaka, nagłośniony akurat w tym czasie, a także kwestia rzekomo nielegalnego tłumaczenia raportu z weryfikacji WSI, jakie zlecić miał jego autor, poseł Antoni Macierewicz. O lasy państwowe nikt już później nie pytał. Tzw. opinię publiczną bardziej interesowały igrzyska olimpijskie w Soczi i, następujące bezpośrednio po nich, wydarzenia z kijowskiego Majdanu.

Tymczasem ustawa jest modelowym przykładem tego, jak w Polsce (za czasów tej koalicji, ale także i wcześniej) dba się o stabilność finansową firm stanowiących państwowy majątek. Podobnych przykładów jest sporo. KGHM od kilku lat doświadcza „dobrodziejstwa”, jakim jest podatek od kopalin wprowadzony wcześniej przez wiadomą koalicję. Tylko w 2013 r. tytułem tego podatku KGHM oddało polskiemu fiskusowi kwotę blisko 2 mld PLN (podatek obciąża koszt wydobycia produktu podstawowego, ale nie stanowi, zgodnie z uchwalonymi przepisami, kosztu uzyskania przychodu!) i to w sytuacji gwałtownie pikujących cen miedzi na międzynarodowym rynku (dzisiejsza cena miedzi w porównaniu ceną z 2011 r. jest niższa o ponad połowę). Inne spółki osłabia się poprzez „zamodernizowanie” ich na śmierć – vide Dreamliner dla PLL Lot, czy Pendolino dla PKP. Jeszcze inne, jak stocznie, dusi się brakiem dopływu kapitału. Bankruta, wiadomo, bez żalu sprzedaje się na wolnym rynku i to za bezcen.

Jako epilog losów lasów państwowych należy podać głosowanie odbywające się o godzinie 0:44 w nocy z 18/19 grudnia 2014 r. nad projektem poprawki konstytucyjnej wprowadzającej do Konstytucji następujący zapis: ˝Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie”. Zapis ten umożliwiałby wprost prywatyzację lasów państwowych zwykłą ustawą. Warto pamiętać o tym fakcie dziś, kiedy rządząca koalicja tak gwałtownie zaprzecza swej chęci prywatyzacji tego składnika polskiego majątku.

Projekt zmiany konstytucji poparli posłowie m.in. PSL, SLD, TR (PiS i przystawki były przeciw). Jeden poseł PO (P. Leszek Jastrzębski) wstrzymał się od głosu. Do uchwalenia poprawki konstytucyjnej zabrakło 5 głosów poparcia.

USTAWA 1066

Ustawa z dnia 7 lutego 2014 r. o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej

(Dz. U. 2014 nr 0 poz. 295).

Ustawa umożliwia wprowadzenie do Polski funkcjonariuszy lub pracowników obcych służb w związku ze zgromadzeniami, imprezami masowymi lub podobnymi wydarzeniami, klęskami żywiołowymi oraz poważnymi wypadkami, w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości. Przy określaniu rodzaju sił, jakie mogą być w tym celu sprowadzone do kraju ustawodawca odwołuje się do decyzji Rady UE nr 2008/617/WSiSW z dnia 23 czerwca 2008 r., która mówi o interwencji „specjalnych jednostek interwencyjnych”, które na terenie „państwa członkowskiego” mają prawo na wniosek zainteresowanego państwa wesprzeć je w przypadku zaistnienia „sytuacji kryzysowej”. Specjalna jednostka interwencyjna oznacza: ”każdą jednostkę ochrony porządku publicznego w państwie członkowskim, która specjalizuje się w kontroli sytuacji kryzysowych”. „Sytuacja Kryzysowa” oznacza każdą sytuację podczas której właściwe organy państwa członkowskiego mają uzasadnione powody, by przypuszczać, że popełniono przestępstwo stanowiące poważne bezpośrednie zagrożenie fizyczne dla osób, majątku, infrastruktury lub instytucji w tym państwie członkowskim (…)”. Kiedy można z takiej pomocy skorzystać? Między innymi „ze względu na charakter zdarzenia uzasadniającego przeprowadzenie wspólnej operacji lub wspólnego działania ratowniczego użycie wyłącznie sił i środków krajowych jest niemożliwe lub może okazać się niewystarczające”. „Zaproszeni” przez lokalne władze funkcjonariusze mają prawo do noszenia swojego munduru służbowego, a także do wwozu na terytorium RP i posiadania broni palnej, amunicji i środków przymusu bezpośredniego. Z broni tej mają prawo skorzystać „w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie, zdrowie lub wolność zagranicznego funkcjonariusza lub pracownika albo innej osoby.

RENTY DLA OFIAR DOKONANEGO PRZEZ NIEMCÓW HOLOKAUSTU

Ustawa z dnia 14 marca 2014 r. o zmianie ustawy o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. 2014, poz. 496)

Prawdziwym skandalem było uchwalenie nowelizacji Ustawy o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego. Zgodnie z literą ustawy, RP zobowiązuje się do wypłat w formie comiesięcznego zasiłku kwot w wysokości do kilkuset złotych miesięcznie trzem kategoriom osób: kombatantom, osobom prowadzącym podczas wojny działalność równorzędną z działalnością kombatancką (np. ratowanie Żydów, udział w tajnym nauczaniu, etc.) oraz osoby, „które podlegały represjom wojennym i okresu powojennego”. Represje te to m.in. „przebywanie w obozach koncentracyjnych” i „ośrodkach zagłady”, a także przebywanie „z przyczyn narodowościowych i rasowych w gettach”. Oznacza to, że wprowadzone przepisy de facto zrównują moralnie osoby narażające na bezpośrednie zagrożenie życia swojego i swoich najbliższych w czynnej walce z okupantami z osobami, które w tragicznych okolicznościach poniosły śmierć lub uszczerbek na zdrowiu w wyniku realizacji obłąkańczej polityki kolejnej mutacji państwowości niemieckiej. Problem w tym, że w celu przeforsowania pewnych nowych rozwiązań markuje się regulację innych kwestii. Nowelizuje się ustawę o kombatantach, wprowadzając dla zainteresowanych kosmetyczne zmiany, przy okazji wprowadzając poważne zmiany w miejscu, na które nazwa ustawy zupełnie nie wskazuje. Być może takie rozwiązanie miał na myśli przewodniczący żydowskiej delegacji, która w 2013 r. odbyła serię spotkań z 6 polskimi ministrami, które zakończyć się miały „przełomem”. Donosiły o tym swego czasu portal Times of Israel i inne źródła.

Uzasadnieniem dla wprowadzenia nowych przepisów wg. Urzędu ds. Kombatantów i osób represjonowanych jest to, by „uczynić życie choć trochę łatwiejsze tym, którzy cierpieli w latach 1939 – 1956 represje za to tylko, że byli polskimi obywatelami lub za to, że nie chcieli pogodzić się z utratą przez Polskę niepodległości.”. Czy Żydzi w Auschwitz cierpieli za to tylko, że byli polskimi obywatelami albo dlatego, że nie chcieli pogodzić się z utratą przez Polskę niepodległości? Kpina.

Uchwalenie ustawy wysłało w świat sygnał, że Polacy zaczynają „dojrzewać” do zrozumienia swojej smutnej roli w czasie Holokaustu, roli, jeśli nie kata lub współsprawcy, to przynajmniej biernego widza dziejącego się wokół nich dramatu. Zaczynają swój „błąd” rozumieć i wyciągać „wnioski”. Jak na uchwalenie ustawy zareagowały środowiska żydowskie? Warto zacytować list wystosowany przez World Jewish Restitution Agency z dn. 28 maja 2014r., w którym napisano, m.in., co następuje (http://www.jfsottawa.com/wp-content/uploads/2014/05/Poland-pensions-2014-press-release.pdf ): „Wierzymy, że te symboliczne wypłaty powinny stanowić pierwszy krok dla Polski na drodze do stworzenia spójnego programu restytucji prywatnego mienia skonfiskowanego przez nazistów i komunistów”. I dalej, w tym samym liście: „Polska wydała ustawodawstwo dotyczące zwrotu gminom żydowskim i innym związkom wyznaniowym mienia komunalnego. Jednakże, pozostaje ona [Polska] jedynym większym krajem w Europie Środkowej i Wschodniej bez ustawy [dotyczącej] zwrotu lub kompensacji [utraty] prywatnego majątku w trakcie Holokaustu i/lub następnie znacjonalizowanego przez reżim komunistyczny”.

Najsmutniejsza jest tak rzadko widziana przy innych okazjach jednogłośność polskiego parlamentu przy uchwalaniu tej ustawy. Przeciwko jej uchwaleniu głosowało bowiem tylko dwóch posłów (Poseł Szarama z PiS oraz poseł Wipler, wtedy niezrzeszony). Nikt się nie wstrzymał. Reszta zagłosowała za, a prezydent pod ustawą złożył swój podpis.

GMO

Ustawa z dnia 15 stycznia 2015 r. o zmianie ustawy o organizmach genetycznie zmodyfikowanych oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. 2015 poz. 277)

Kolejna już, uchwalona wbrew społeczeństwu ustawa. GMO do Polski wprowadzono niejako tylnymi drzwiami, tj. w trybie nowelizacji istniejącej już ustawy. Ustawa uchwalona została przy poparciu 231 posłów w samym środku zamieszania spowodowanego najdelikatniej mówiąc – niefrasobliwym działaniem PKW po wyborach samorządowych z 2014r. Ustawę udało się przepchnąć, unikając jakiejkolwiek debaty społecznej, kampanii informacyjnej mającej na celu propagowanie tematyki w społeczeństwie, etc. Ustawa de facto wprowadza na teren Polski obrót genetycznie modyfikowaną żywnością lub surowcami niezbędnymi do pozyskania takowej (np. nasionami). Ustawodawca wprowadził w ustawie m.in. pojęcie zamierzonego uwolnienia GMO do środowiska, przez które rozumie się „każde planowane wprowadzenie do środowiska GMO bez zabezpieczeń mających na celu ograniczenie kontaktu GMO z ludźmi lub środowiskiem oraz zapewniających wysoki poziom ich ochrony”. Ustawodawca wprowadza co prawda pewne utrudnienia dla wprowadzania GMO na rynek – w postaci np. konieczności pozyskania w tym zakresie zgody Ministerstwa Ochrony Środowiska.

 

POSTULATY IDEOLOGÓW LEWICOWYCH I BIZNESU IN VITRO

Ustawa z dnia 6 lutego 2015 r. o ratyfikacji Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, sporządzonej w Stambule dnia 11 maja 2011 r. (Dz. U. 2015 nr 0, poz. 398)

Ustawa z dnia 25 czerwca 2015 r. o leczeniu niepłodności (Dz. U. 2015 nr 0, poz. 1087)

Ustawa o uzgodnieniu płci (nie wprowadzono do porządku prawnego RP)

Seria tzw. ustaw „prorodzinnych” forsowanych przez rządzącą koalicję poszerzoną o środowiska lewicowe i postkomunistyczne. Szczególnym przykładem wprowadzania w błąd opinii publicznej była ustawa o ratyfikacji Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. W związku z faktem, że kwestie, które porusza konwencja były w opinii specjalistów dobrze uregulowane, a Polska odnotowuje niższy odsetek przestępstw poruszanych przez Konwencję niż większość państw Europy Zachodniej (z których nie wszystkie ratyfikowały konwencję – np. Niemcy), ustawa uznawana była za mocno kontrowersyjną. Ustawa wprowadza do polskiego porządku prawnego pojęcie płci społeczno-kulturowej, którą rozumie jako: „społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i atrybuty, które dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla kobiet lub mężczyzn”. Do czego zobowiązuje się Polska? Art. 12. Stanowi, że: podejmie „działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”. Inny ciekawy artykuł tej konwencji (Art. 4 pkt 6. ) i nowy termin prawny wprowadzony w krwioobieg polskiego prawa: „Wdrożenie przepisów niniejszej konwencji przez Strony, w szczególności środków chroniących prawa ofiar, zostanie zagwarantowane bez dyskryminacji ze względu na: płeć biologiczną, płeć społeczno-kulturową, (…) orientację seksualną, tożsamość płciową (…)”. Szkoda, że ważne kwestie, które poruszane są w innych przepisach Konwencji stały się tylko płaszczykiem, pod którym przemyca się nieakceptowaną szeroko ideologię.

Kwestia in vitro bulwersuje dużą część opinii publicznej ze względów oczywistych – chodzi o postępowanie z embrionami, które w toku operacji zapłodnienia pozaustrojowego okazują się zbędne. Sama definicja zarodka daje pojęcie o jego statusie w pojęciu ustawodawcy. Zgodnie z literą ustawy (ludzki) „zarodek” to: „grupa komórek powstała wskutek pozaustrojowego połączenia się żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej, od zakończenia procesu zlewania się jąder komórek rozrodczych (kariogamia) do chwili zagnieżdżenia się w śluzówce macicy”.

Inną kwestią jest element eugeniki nieodłącznie związany z procedurą in vitro. Kwestie obyczajowe są kolejnym elementem przytaczanym przez środowiska oponujące wprowadzeniu ustawy (forma adopcji dzieci przez pary homoseksualne, problem surogacji, etc.). Istotnym problemem jest także kwestia dofinansowywania procedury z budżetu państwa, co wiąże się z koniecznością opłacania jej z portfeli osób jednoznacznie się jej sprzeciwiających.

Ponownie, ustawa uchwalona została w trybie ekspresowym ze szczątkową tylko debatą publiczną pod presją konieczności uregulowania kwestii, która bez tego wymknąć by się miała spod kontroli na wolnym rynku (lepsza taka regulacja, niż żadna). Naturalnie, problem par cierpiących z powodu niepłodności jest palący. Istnieją jednak sposoby, by opór środowisk przeciwnych procedurze in vitro złagodzić, zbliżając proponowane rozwiązania do możliwego kompromisu. Takie próby nie zostały niestety podjęte. Podobnie, do opinii publicznej zupełnie nie docierają wyniki badań mogących wyjaśnić przyczyny, dla których niepłodność unieszczęśliwia dziś tak wiele par.

Ustawa o uzgodnieniu płci, będąca kolejną z cyklu prorodzinnych ustaw, znana często pod nazwą Lex Bęgowski (od nazwiska pomysłodawcy) reguluje prawnie sytuacje osób transseksualnych. Dzięki prezydenckiemu wetu, projekt ustawy sczezł na ostatnim posiedzeniu Sejmu. Szkoda czasu na szczegółowe omawianie zapisów nieboszczki ustawy. Za referencję niech posłuży nazwisko jej twórcy. Odnotować jednak warto, dzięki czyim głosom ustawa na biurko prezydenta w ogóle trafiła.


POST SCRIPTUM

W poczekalni do wdrożenia w Polsce czekają kolejne unijne dyrektywy. Nie są one procedowane tylko i wyłącznie ze względów wyborczych. Jedną z nich jest Dyrektywa 2014/59/EU z 15 maja 2014 r., m.in. umożliwiająca bankowym spółkom-matkom drenowanie pieniędzy ze swoich spółek-córek, w przypadku kłopotów finansowych tych pierwszych. Wśród działających w naszym kraju dziesięciu największych banków nie ma ani jednego polskiego. Dyrektywa uchyla także de facto jakiekolwiek gwarancje dla lokat przekraczających poziom 100 tysięcy euro. To, czy ona i inne szkodliwe rozwiązania zostaną przeniesione na grunt polski, zależy od tego, kogo poprzemy w nadchodzącym glosowaniu. Życzę dobrych wyborów.

Ksawery Jankowski



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie