18 września 2020

Dokąd zaprowadzi „prawicę” konserwatyzm bezobjawowy?

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: unsplash.com (Jackson Simmer))

Choć w Polsce możemy zaobserwować zmiany społeczne, to cały czas jest na czym opierać cywilizacyjną kontrrewolucję. Nadal blisko połowa społeczeństwa regularnie praktykuje wiarę, Kościół wciąż pozostaje dla wielu autorytetem moralnym, a władze w kraju sprawuje nominalna prawica odwołująca się niekiedy do katolickiego Nauczania i – jako rządzący – dzierżąca w rękach liczne narzędzia do obrony ładu. Wydawałoby się, że zakasanie rękawów i położenie wszystkich rąk na pokład pozwoli żywić nadzieję na zwycięstwo w „wojnie kulturowej”. Tymczasem – paradoksalnie – w ostatnim czasie widzimy, jak „białą flagę” wywieszają osoby i środowiska, które w tym dziejowym starciu powinny twardo stać na fundamencie wartości. Dywersja? Dezercja? Naiwność? Czy może po prostu odmienna strategia w dążeniu do dobrych celów?

 

Na ustach całej Polski

Wesprzyj nas już teraz!

Nie w smak im „ideologiczne wojny” dotyczące genderowej Konwencji stambulskiej czy ofensywy ideologii LGBT. Zamiast tego wydają się bardziej cenić stonowane analizy oraz podejmowanie tematów kojarzonych dotąd wyłącznie z lewicą. O kim mowa? O Klubie Jagiellońskim – think tanku oddalającym się od prawicowości czemu towarzyszy… zbieranie coraz cieplejszych recenzji od swoich (teoretycznie) światopoglądowych przeciwników.

 

Ostatnio o Klubie Jagiellońskim było dość głośno za sprawą tekstu dr Marcina Kędzierskiego pt. „Przemija bowiem postać tego świata. LGBT, Ordo Iuris i rozpad katolickiego imaginarium”. Artykuł doczekał się nie tylko polemik (na stronie samego KJ z tezą autora spierał dr Tymoteusz Zych z Ordo Iuris, zaś na portalu PCh24 – Marcin Austyn, którego tekst można zobaczyć tutaj: „Katolik walczy! Defetyzm to krok ku poddaniu się lewakom”), ale i pochwał. Dość powiedzieć, że został przedrukowany nawet przez lewicujący Onet i jakiś czas widniał na stronie głównej owego poczytnego, liberalnego serwisu. Głos w sprawie zabrało wielu publicystów i komentatorów, a główną myśl płynącą z artykułu można streścić w zdaniu: walka konserwatystów w sprawach cywilizacyjnych nie ma większego sensu, gdyż w zasadzie została już przegrana.

 

Na oku oko.press

Zapewne na fali rozgłosu związanego z tekstem Marcina Kędzierskiego Klubem Jagiellońskim postanowiło zająć się oko.press. Co z tego wyszło? Recenzja zaskakująco pozytywna jak na skrajnie lewicowy portal! Jej autor, Jakub Majmurek, roztacza bowiem przed czytelnikiem obraz niejako dwóch różnych konserwatyzmów. Pierwszy jawi się jako odpowiedzialny, roztropny i odnajdujący wspólny język z lewicą (choć może niekiedy polemizować). Drugi z kolei oznacza nieustanne „wojny kulturowe” i brak dialogu, co ma zresztą utrudniać działalność pierwszego. Klub Jagielloński w tekście oko.press to egzemplifikacja pierwszej, lepszej – dla lewicy – odmiany konserwatyzmu. Drugi obóz to natomiast PiS i Zbigniew Ziobro. Innych środowisk w tym schemacie brakuje.

 

„W ostatnich latach Klub Jagielloński wyrasta na jedno z bardziej opiniotwórczych środowisk polskiej prawicy. Jego eksperci i publicyści obecni są także w liberalnych i lewicowych mediach, chwalących czasem Klub jako intelektualnie ciekawe, rozumiejące wyzwania współczesności środowisko” – pisze Majmurek przedstawiając dalej niemal legendarną historię środowiska i nazwiska ludzi związanych z nim w przeszłości lub obecnie.

 

Akapity poświęcone ostatnim kilku latom wskazują na nowoczesność Klubu, rozmach w działaniach i szerokie horyzonty analiz. To jednak nie wszystko, gdyż środowisko, które – jak wynika z tekstu – nie czuje się zapleczem eksperckim PiS-u, miało istotny wpływ na powstanie Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju premiera Mateusza Morawieckiego oraz weto prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie nowej (niekorzystnej dla mniejszych ugrupowań) ordynacji wyborczej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Istna laurka ze strony lewicowego portalu zaczyna się jednak nieco dalej.

 

„Prawica” z lewicowego snu

„Klub podejmuje też wiele kwestii, która w głównym nurcie polskiej prawicy są albo ignorowane, albo traktowane podejrzliwie, np. ekologia. Na stronie Klubu znajdziemy zakładkę Zielony Konserwatyzm, a pod nią teksty przekonujące konserwatywnych czytelników, że odejście Polski od węgla jest koniecznością, a transformacja energetyczna i inwestycje w zielone źródła energii mogą stać się kołem zamachowym polskiej gospodarki. Pojawiają się nawet głosy, wskazujące na to, jak pandemie takie jak Covid powiązane są z przemysłowym chowem zwierząt i traktowaniem przyrody jako odpad, lub produkt przez współczesny kapitalizm” – czytamy na oko.press.

 

„Koszty przemysłowego chowu zwierząt, zrównoważony transport, deglomeracja czy panele obywatelskie to tematy pojawiające się także w postulatach środowisk lewicowych czy ruchów miejskich. Wiele tekstów z zakładki Zielony Konserwatyzm (minus odwołania do papieskich encyklik) spokojnie mogłoby się ukazać np. na stronach Krytyki Politycznej. Klub wspólnie z Krytyką i gromadzącym środowiska lewicy katolickiej Kontaktem i dwiema innymi redakcjami prowadzi zresztą wspólny projekt Spięcie – każda redakcja pisze tekst na jeden wspólny temat” – informuje dalej Jakub Majmurek roztaczając przed czytelnikiem obraz Klubu Jagiellońskiego jako „prawicy” otwartej na dialog z lewicą. Co jednak w tym wszystkim najistotniejsze – lewicowemu autorowi trudno odmówić słuszności czy zarzucić mu błędy, uproszczenia lub naginanie faktów, gdyż istotnie KJ taki właśnie jest!

 

Czy jednak wobec tego możemy mówić, że to środowisko nadal – choć trochę – nawiązuje do ideałów konserwatywnych? Oko.press przekonuje, że jak najbardziej, a otwartość i częściowa adaptacja lewicowych poglądów wcale nie wykluczają Klubu Jagiellońskiego z grona instytucji „prawicowych”. W tekście wspomniano wszak ideę republikanizmu przeciwstawianego zachodnim liberalnym demokracjom oraz… „konserwatywnie interpretowany katolicyzm” Klubu.

 

Na czym miałby on polegać?

 

„Konserwatywna bioetyka”, „Kościół cywilizacyjnym centrum”, „aksjologiczny katalog Królestwa Bożego” i jego „socjologiczne fundamenty”. W teorii – pięknie. W praktyce? Odpowiedzi także udziela nam tekst z oko.press. „Klub dystansuje się jednak od prowadzonych przez PiS i jego najbliższe zaplecze wojen kulturowych” – czytamy. Jako dowód Jakub Majmurek przytacza słowa prezesa KJ Piotra Trudnowskiego: „Republikanizm oznacza też pewne otwarcie na dialog, bo zakłada nieustanne poszukiwanie złotego środka, równowagi w każdej sprawie. Obawiam się, że sposób zarządzania konfliktami kulturowymi przez obóz rządzący często raczej oddala nas niż przybliża do zachowania pewnego konserwatywnego minimum w Polsce. W naszej optyce większym problemem niż choćby obecność edukatorów LGBT w szkołach jest dziś na przykład powszechne uzależnienie od pornografii, model relacji wyznaczany przez Tindera czy to, jak na różnych polach pogłębiają się różnice między młodymi kobietami a młodymi mężczyznami”.

 

Groźna „równowaga w każdej sprawie”

O ile z problemem uzależnienia od pornografii czy tinderowego modelu relacji zdecydowanie należy walczyć – tu pełna zgoda z prezesem KJ – to w obliczu opisywanych chociażby przez PCh24.pl faktów o ruchu LGBT, „tęczowych piątkach” i skandalicznych działaniach „sex-edukatorów”, bagatelizowanie zagrożenia płynącego z gorszącej „edukacji” seksualnej stanowi fatalny błąd (o czym świadczą liczne przykłady ze świata zachodniego), zaś poszukiwanie równowagi i złotego środka może w praktyce oznaczać niekiedy kompromisy ze złymi ideologiami i rozwiązaniami prawnymi.

 

Jak bowiem miałby wyglądać kompromis tradycjonalizmu, konserwatyzmu czy nawet apolitycznego najzwyklejszego zdrowego rozsądku z ideologią LGBT? Jak jednocześnie uznawać związek dwóch mężczyzn za dewiację i normę? Jak homoseksualny związek zarazem nazywać pięknym słowem „małżeństwo” i celnym w tym wypadku określeniem „grzeszny układ”? Klub Jagielloński próbuje, czego dowodzi głośny tekst sprzed roku pt. „Nowa mapa wojny kulturowej. Konserwatywne argumenty za instytucjonalizacją związków homoseksualnych” (autor: Piotr Kaszczyszyn). Tekst z którym – dla porządku dodajmy – polemizowano nie tylko na zewnątrz środowiska, ale i wewnątrz samego Klubu Jagiellońskiego.

 

Wyrażona publicznie absurdalna myśl o rzekomym istnieniu konserwatywnych argumentów za legalizacją związków partnerskich zdążyła jednak już ulec rozwojowi – i to niestety w lewą stronę. O ile bowiem kilka miesięcy temu Piotr Kaszczyszyn pisząc o formalizacji homoseksualnych układów zakładał brak możliwości adopcji dzieci przez takie pary, o tyle przed kilkunastoma dniami dr Marcin Kędzierski (autor tekstu „Przemija bowiem postać tego świata…”) wyjaśnił na Facebooku, jak jego zdaniem miałby wyglądać kompromis „prawicy” i dzierżącej sztandar ruchu LGBT lewicy. Jeden z jego elementów stanowi… adopcja dzieci przez osoby żyjące w związkach jednopłciowych.

 

Główny ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego zaproponował bowiem nierealny – czego ma świadomość – ale także niemający niczego wspólnego z prawicowością model spojrzenia na kwestie związków i małżeństw. W jego wizji należałoby zlikwidować instytucję małżeństw cywilnych i zarezerwować termin „małżeństwo” wyłącznie do osób żyjących sakramentalnie (z czym naturalnie można się zgodzić), zaś państwo powinno umożliwić obywatelom zainteresowanym urzędową formalizacją swoich związków zawieranie partnerstw, które – i tu zaczyna się problem – miałyby dotyczyć także homoseksualistów. Dalej Kędzierski proponuje podział instytucji partnerstwa na „czasowe” (które można by rozwiązywać) oraz „stałe” – nierozerwalne, zawierane jeden raz w życiu i posiadające przywileje takie jak chociażby adopcja dzieci.

 

Komandosi Białej Flagi

Wnioski i propozycje dr Marcina Kędzierskiego – zarówno z tekstu pt. „Przemija bowiem postać tego świata. LGBT, Ordo Iuris i rozpad katolickiego imaginarium” jak i z omówionego wyżej facebookowego wpisu – nie korespondują nawet z prawicową wizją państwa i narodu. Zamiast konserwatyzmu otrzymujemy kapitulanctwo opakowane w szaty intelektualizmu. Co gorsza – w wyrażaniu tego typu poglądów główny ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego nie jest osamotniony.

 

Podobną postawę przyjął i ujawnił w rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” przewodniczący Forum Młodych PiS Michał Moskal. – Uważam, że powinniśmy unikać rozróżnienia kultury na lewicową i prawicową. Czytając książkę czy słuchając muzyki, nie zastanawiam się, jakie poglądy ma dany twórca – oceniam sam produkt. Kultura jest albo dobra, albo zła. Albo mi się podoba, albo nie. Wiadomo, że treści mogą nam się nie podobać, ale nie sposób zawrócić pewnych tendencji. Nie uczynimy nagle kultury prawicową. Nie ma sensu wojna kulturowa z lewicą tu i teraz, trzeba działać w długofalowej perspektywie – powiedział Maciejowi Pieczyńskiemu.

 

Słowem: szef PiS-owskiej młodzieżówki twierdzi, że obecnie nie ma sensu walczyć z lewicą w sprawach kulturowych, gdyż pewnych tendencji zawrócić się nie da, dlatego jego formacja zajmie się raczej tematami akceptowanymi przez główny nurt – ochroną zwierząt i środowiska oraz równouprawnieniem płacowym kobiet. Oczywiście nie są to tematy nieistotne, ale… katolik i konserwatysta bez trudu wskaże sprawy ważniejsze. Moskal jednak de facto zapowiada, że kontrkulturowej ofensywy nie będzie. Choć nie mówi tego wprost, to możemy się domyślać, że tematy takie jak aborcja czy nawałnica środowisk homoseksualnych w popkulturze nie zostaną podjęte. Jakby tego było mało, przewodniczący Forum Młodych PiS zasugerował, że walka z Konwencją stambulską nie jest potrzebna.

 

Moskal mówiąc, że pewnych spraw nie da się zmienić, zapomina jednak o istotnej w całej sprawie refleksji historycznej. Oto bowiem kultura nie zawsze była „lewicowa”. Przeciwnie – przez wieki środki wyrazu artystycznego służyły Prawdzie, dobru i pięknu, a dzieła tworzono na Ad maiorem Dei gloriam – na większą chwałę Bożą. Doszło jednak do rewolucji i kultura (a szczególnie popkultura) została zdominowana przez lewicę. Pamięć o tej zmianie uzmysławia nam natomiast, że zmiana w drugą stronę także jest możliwa. Trzeba tylko chcieć. Niestety szef PiS-owskiej młodzieżówki w rozmowie z „Do Rzeczy” de facto stwierdził, że walką cywilizacyjną nie jest jednak zainteresowany.

 

Refleksja na temat własnych słów przyszła – jak się zdaje – po fali krytyki. Wtedy też, w liście do członków partii i jej sympatyków, lider młodzieżówki mówił zarówno o ekologii, którą starał się przedstawić jako część katolickiego i konserwatywnego światopoglądu, jak i o chrześcijańskim systemie wartości, agresji grup lewackich i anarchistycznych, o sprzeciwie wobec profanacji symboli religijnych oraz niemożności wywieszania „białej flagi” w sporach ideologicznych. Jak dotąd jednak Prawo i Sprawiedliwość przystąpiło wyłącznie do realizacji „zielonej” agendy związanej z – jak to mówi skrajna lewica – „prawami” zwierząt, a wyczekiwanego od 5 lat konserwatyzmu jak nie było, tak nie ma.

 

Czy kiedyś się go doczekamy? Trudno orzec. Warto jednak zwracać szczególną uwagę na wypowiedzi przewodniczącego Forum Młodych PiS, gdyż jest on współpracownikiem samego prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i być może w przyszłości zostanie jedną z głównych twarzy formacji. Gdyby zaś z zapowiedzi Moskala spełniały się wyłącznie te o lewicowej konotacji – a tak na razie jest (vide: „piątka dla zwierząt”) – to realną byłaby obawa o coraz wyraźniejszy skręt Prawa i Sprawiedliwości w stronę światopoglądowej rewolucji. Nie można więc wykluczyć, że w pogoni za młodym wyborcą partia rządząca skieruje swoją uwagę na realizację żądań ruchu LGBT.

 

Niemożliwe? Cóż… „konserwatywne” argumenty za legalizacją homoseksualnych związków partnerskich, a nawet adopcji dzieci przez pary jednopłciowe zostały przedstawione przez przedstawicieli ważnego dla PiS-u i polskiej centro-prawicy Klubu Jagiellońskiego.

 

A co z katolikami i ich sprzeciwem? Obecnie prezentuje się im porażkę jako rzecz rzekomo nieuniknioną, a wręcz już dokonaną, zaś dla pewności – gdyż przecież nie wszyscy śledzą serwis KJ – tekst dr. Kędzierskiego pojawił się także na Onecie, zaś autor gościł w przeróżnych mediach liberalnych i… prorządowych.

 

Niespodziewany wróg „wojen kulturowych”?

Jeśli jednak jakiś krnąbrny katolik ciągle nie chce przyjąć wizji głównego eksperta Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i nie podziela opinii Michała Moskala wyrażonej w rozmowie z „Do Rzeczy”, to do pewnego stopnia niespodziewanego wsparcia dla modelu „prawicy” bez „wojen kulturowych” udzielił znany i ceniony przez wielu konserwatystów publicysta Tomasz Terlikowski.

 

Już nawet częściowe opowiedzenie się przez tegoż zasłużonego autora po stronie „Armii Białej Flagi” jest wręcz paraliżujące dla niejednego katolika w Polsce. Wszak to właśnie on, Tomasz Terlikowski, był przez kilkanaście lat synonimem „wojen cywilizacyjnych”. To jego lewica – słusznie i dla niego chwalebnie – utożsamiała z traktowaną zupełnie na poważnie katolicką moralnością i bioetyką. To w końcu on – wraz z Janem Pospieszalskim – odziany w zbroje spoglądał swego czasu na Polaków z okładki tygodnika „Do Rzeczy”, zaś pod sylwetkami widniał napis: „Polska kontra homoimperium”.

 

Tymczasem dziś ów zaprawiony w bojach, także z „tęczowym” lobby, autor udziela wywiadu postkomunistycznej „Polityce”, gdzie mówi: Tak naprawdę nie musimy się spierać, czy przyznać parom jednopłciowym pewne uprawnienia. Dlaczego nie, skoro może im to ułatwić życie. Tylko czy ma sens nazywanie relacji, która jest inna, małżeństwem. Po co dwie różne rzeczy, nawet jeśli opierają się na tej samej emocji, jaką jest miłość i wierność, określać tym samym mianem.

 

Nie wierzycie Państwo, że Tomasz Terlikowski mógłby o grzesznych układach homoseksualnych powiedzieć, że należy im ułatwiać życie? Cóż… sprawdziłem kilka razy. Niestety, to jego słowa, które w wywiadzie powtórzył, co pozwala żywić obawy, że po „dawnym” Tomaszu Terlikowskim, który toczył boje z homoseksualnym lobby politycznym, nie ma już śladu. Na szczęście w innych sprawach – jak chociażby obrona życia – autor pozostaje stanowczy.

 

Niezależnie jednak od jego poglądów na inne fundamentalne kwestie, w temacie homoseksualnych związków partnerskich (acz – co warto podkreślić – nie „małżeństw”) „mleko się rozlało”. Poparcie, a co najmniej akceptacja dla zmiany prawa, została wyrażona, co stanowi cios dla środowisk sprzeciwiających się prawnemu uprzywilejowaniu osób żyjących w jednopłciowych układach.

 

Intelektualna refleksja swoje, a świat – swoje

Bez wątpienia trafne opisanie rzeczywistości to jeden z fundamentów walki o kształt świata. Nie można jednak poprzestawać na intelektualnej refleksji, ani zamykać się w bańce własnych przemyśleń. Po pierwsze dlatego, że możemy się mylić, po drugie dlatego, że wizja determinizmu historycznego jest błędna (z czym z pewnością zgodzą się wszyscy wyżej przywołani), po trzecie zaś dlatego, że – jeśli taka będzie wola Stwórcy – każdą, nawet najgorszą sytuację, można naprawić. Czy mając to w świadomości naprawdę powinniśmy wywieszać „białą flagę” tylko dlatego, że ktoś uznał trwającą „wojnę kulturową” za przegraną? Mógł się przecież pomylić, a nawet jeśli – teoretycznie – miałby rację, to dla katolika istotniejsze jest samo wystąpienie w dobrych zawodach niż triumf. Ten jest bowiem i tak pewny – ale nie na tym świecie. Na tym zaś – zaledwie możliwy. Należy jednak spróbować, by zwiększyć swoje szanse w najważniejszej dla każdego człowieka bitwie o własne zbawienie. Natomiast analiza sytuacji wcale nie wskazuje, że jako naród jesteśmy skazani na rządy kulturowej lewicy.

 

Wszak wciąż nie brakuje w Polsce katolików, prezydent, rząd i większość sejmową określają się jako „prawica”, zaś ostatnie kampanie pokazały, że PiS utrzymał władzę nie wbrew, ale właśnie dzięki tematom światopoglądowym i dość odważnemu (choć niestety jedynie na poziomie retorycznym) stawaniu w obronie dzieci i rodziny. Dlaczego więc w tej sytuacji PiS miałby wywieszać „białą flagę”? Czy tylko przez to, że – jak przyjęło się mówić, często bez odnoszenia się do pogłębionych badań opinii publicznej – „świat się zmienia” i „idzie do przodu”? Czy nie lepiej – i w zgodzie z prawicowymi ideałami – byłoby, korzystając z dostępnych środków, dążyć do społecznej przemiany, do pełnego odrzucenia przez naród żądań politycznego ruchu homoseksualnego i genderowych „agentów zmian”? Podjęcie próby to nasz obowiązek.

 

Spojrzenie wstecz daje nam natomiast przykład – i to z polskiego podwórka! – swoistej skutecznej kontrrewolucji w kwestii światopoglądowej. Mowa o aborcji. Choć bowiem polskie prawo jest bardzo dalekie od doskonałości i dopuszcza praktyki niedopuszczalne, to patrząc z perspektywy historycznej mówimy o istotnej zmianie w dobrym kierunku. Wszak od roku 1956 do 1993 obowiązywała nad Wisłą ustawa dopuszczająca mordowanie nienarodzonych dzieci praktycznie bez żadnych ograniczeń. Szacuje się, że Polacy zabili w ten sposób około 30 milionów swoich rodaków, a zbrodni dopuściło się – wedle różnych danych – od 25 do 35 proc. Polek (plus, oczywiście, ich współodpowiedzialni partnerzy, otoczenie oraz „lekarze”). Skala problemu była więc olbrzymia, jednak mozolna, ciężka praca obrońców życia oraz autorytet Kościoła pozwoliły na zmianę i ograniczenie krwawego procederu. Pro-liferzy dokonali ponadto istnej kontrrewolucji w terminologii. Wszak trzy dekady temu mało kto mówił, że aborcja to zabójstwo niewinnej istotny, człowieka. Dziś jest to powszechniejsze – choć oczywiście bardzo wiele wymaga jeszcze poprawy (więcej o tej sprawie możecie Państwo dowiedzieć się z odcinka programu Łukasza Karpiela „Prawy Prosty” – z udziałem Krystiana Kratiuka – pt. „Katolickie imaginarium rzeczywiście się rozpadło?”).

 

Czy wiedzą o tym wszyscy wzdrygający się na myśl o „wojnach kulturowych”? Czy pamiętają, że „katolickie imaginarium” można obronić, a „przemijającą postać tego świata” – utrzymać lub nawet odbudować? A może mają klapki na oczach i nie widzą, że Kościół w Polsce cały czas ma wiele do powiedzenia i w wojnie z cywilizacją śmierci można wspierać się na jego autorytecie? Ciekawe… bo zauważył to nawet – choć w absolutnie niewłaściwym stylu i patrząc z perspektywy skrajnie lewicowej – homoseksualny pisarz Jacek Dehnel komentujący na swoim facebookowym profilu głośny tekst dr Kędzierskiego.

 

Prorocy „zdrowego rozsądku” – groźniejsi niż rewolucyjni bojownicy?

Nie sposób odgadnąć motywacji reprezentantów „prawicy” i centro-prawicy dążących do osiągnięcia z lewicą porozumienia w kwestiach cywilizacyjnych. To po prostu niemożliwe bez wglądu w serce każdego z nich. Być może ktoś naiwnie liczy, że kompromis powtrzyma lewicę przed eskalowaniem żądań. Ktoś inny może szczerze uważać swoją strategię za słuszną. Nie da się także wykluczyć przypadków pójścia na intelektualną czy nawet towarzyską łatwiznę i chęć „wskoczenia” do grona osób akceptowanych przez wielkich tego świata.

 

Nic z tego nie zmienia jednak faktu, że choć osoby i środowiska szukające z rewolucjonistami kompromisu w sprawach fundamentalnych mogą być przez postępowców okadzane najwytworniejszymi komplementami, to jednak nigdy pozostając w zgodzie z prawdą nie będzie można uznać ich za prawdziwą prawicę. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o terminologię, ale także o skuteczność autentycznie konserwatywnych inicjatyw, gdyż bardzo często ktoś pragnący sprawiać wrażenie, że jest sojusznikiem, a faktycznie reprezentujący odmienny światopogląd, stanowi dla prawicy większe zagrożenie niż lewicowy rewolucjonista występujący z otwartą przyłbicą i mówiący wprost, czego chce. Wszak na Zachodzie nie raz się zdarzało, że najbardziej wywrotowe przepisy wprowadzali nominalni „prawicowcy” deklarujący, że chcą w ten sposób nie dopuścić do władzy lewicy. Tylko co to za „konserwatyści”…

 

 

Michał Wałach

 

 

*****

 

 

Umiłowani synowie i córki! Przerażeni tym przeciwieństwem, jesteście może bliscy utraty odwagi? Czy chcielibyście powiększyć szeregi tych, co strapieni niepewnością czasów, sami się chwieją i w ten sposób, mniej lub więcej świadomie, pracują na rzecz przeciwników Chrystusa? Chcielibyście dać dowód małoduszności wobec wzbierającego przypływu pychy i gwałtu, wymierzonego przeciw chrześcijaństwu?

 

Żaden chrześcijanin nie ma prawa okazywać zmęczenia w walce przeciwko fali wrogiej religii w dobie obecnej. Mniejsza o to, jakie by nie były formy, metody, broń, słowa słodkie, czy pogróżki, przebranie, jakim się okrywa nieprzyjaciel! Nikt nie może się usprawiedliwić, jeżeli stoi wobec niego z założonymi rękoma, z pochylonym czołem, drżącymi kolanami.

 

Jest to zawsze ta sama taktyka wobec Kościoła: „Uderz pasterza, a rozproszą się owce” (Zach 13, 7). Zawsze ta sama taktyka, nie zdolna ulec odmianie, zawsze nie mniej próżna, jak niechwalebna; powtarza się ona w bardzo różnych miejscach, i próbuje dosięgać nawet stóp Stolicy Piotra. Kościół nie lęka się, choć jego serce krwawi, nie z powodu siebie (bo posiada on obietnice Boże), ale z powodu zatraty tylu dusz. Jego historia przypomina mu, ile to razy najgwałtowniejsze napaści załamały się, spienione, o tę skałę silną i spokojną, na której on spoczywa, pewien nieśmiertelności. Dziś jak wczoraj, jutro jak dzisiaj, wszelkie wysiłki, by go zwyciężyć i rozłożyć, muszą załamać się i rozbić wobec tej siły żywotnej, tego vinculum caritatis – związku miłości, który jednoczy pasterza i trzodę.

 

Jeśli w ciężkim, lecz nieustępliwym wypełnianiu Naszego obowiązku jest coś, co Nas rozwesela i dodaje Nam otuchy, to, po Naszej ufności położonej w Tym, który wybiera słabych, aby zawstydzić zuchwałość mocnych, jest mocno uzasadnione przeświadczenie, że możemy liczyć na modlitwę, na wierność, na czujność tej „acies ordinata” (Pnp 6, 3), szyku bojowego, którego gotowość i doświadczenie wychodziło zwycięsko z najcięższych prób.

 

 

Pius XII, Orędzie radiowe do kierowników państw i do narodów świata, Londyn 1947.

Za: „Laicyzm potępiony przez papieży”.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie