3 marca 2015

Dlaczego Hiszpanie boją się generała Franco?

(Gen. Franco. FOT.:Pedrodg 11 [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)])

Hiszpanie w życiu publicznym bardzo się boją piętna frankisty, podobnie jak Polacy łatki antysemity. Powiedzieć, a tym bardziej napisać coś obiektywnego o Franco, to narazić się na śmierć cywilną – mówi PCh24.pl Tadeusz Zubiński, pisarz i eseista, autor „Wojny domowej w Hiszpanii 1936-1939”. [Przypominamy tekst z roku 2015.]

 

Nakręcająca się spirala przemocy – w tym głośny mord na przywódcy prawicy w parlamencie, Calvo Sotelo – krwawa walka republikanów z Kościołem, rosnące wpływy sowieckich komunistów w Hiszpanii… Wiele wskazuje na to, że hiszpańska wojna domowa musiała wybuchnąć. Musiała?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tak, musiała. Ta wojna była nieunikniona, bo pokłady nienawiści po obu stronach były wprost niewyobrażalne. Co ważne, wojna domowa w Hiszpanii była w interesie wielkich mocarstw. Musiało do niej dojść choćby z tego względu, że owe mocarstwa chciały przetestować na polu walki nowe technologie broni. Po co więc było od razu bombardować Berlin albo Paryż, gdy można zbombardować Madryt lub Barcelonę?

 

Pobawmy się chwilę w snucie alternatywnej historii… Co mogłoby się wydarzyć, gdyby republikanie zdusili powstańców w zarodku? Załóżmy więc, że generał Franco zostaje aresztowany, a powstańcy pod wodzą generała Moli szybko przegrywają, nie otrzymawszy odpowiedniego wsparcia. Jak wyglądałaby zwycięska, republikańska Hiszpania?

 

Byłaby całkowicie skomunizowana. Polityczni przeciwnicy czerwonej władzy zastaliby najpewniej wymordowani przez swoich wrogów. Walczono by także z tak zwanymi klasami reakcyjnymi, jak np. duchowieństwem czy ziemiaństwem. Hiszpański etos narodowy – co widać w literaturze, filmie, malarstwie – jest zresztą przesiąknięty fascynacją albo wręcz kultem śmierci. Hiszpanie są w tym bardzo podobni do narodów bałtyjskich: Litwinów i Łotyszy.

 

Wspomniał Pan o wojnie w Hiszpanii jako próbie sił między komunistami a niemieckimi nazistami. Sowiecka ideologia – za sprawą m.in. Trockiego – głosiła konieczność zaniesienia rewolucyjnej pochodni do Europy. Ewentualne zwycięstwo republikanów w Hiszpanii ułatwiłoby komunistom plan podboju Starego Kontynentu?

 

W stu procentach. Europa zostałaby wzięta w dwa czerwone ognie i dziś mielibyśmy Związek Socjalistycznych Republik Europejskich, jeśli nie Światowych.

 

Generał Franco – jeszcze przed wybuchem powstania – wcale nie opowiadał się po stronie spiskowców. Dlaczego zwlekał?

 

Po prostu kalkulował. Wyznawał zasadę admirała Horthy’ego, aby trzymać co najmniej dwa żelaza w ogniu. Poza tym, jako były szef sztabu generalnego, miał największą wiedzę o rzeczywistym stanie hiszpańskiej armii, a ta w roku 1936 była zacofana. Pamiętajmy, że Franco nigdy nie lekceważył możliwości zaangażowania Stalina po stronie rządu ludowego. W dodatku nie był pewny pomocy potencjalnych sojuszników. Mussolini kończył wówczas wojnę w Abisynii i nie było oczywiste, czy zechce zaangażować się w kolejny konflikt. Z kolei Hitlera Franco wprost nie znosił, zresztą w roku 1936 to Włochy były potęgą militarną, a nie – jak wielu mogłoby przypuszczać – Niemcy.

 

Dlaczego udział generała Franco w powstaniu był ważny dla spiskowców?

 

Był on najbardziej dyspozycyjnym z uwagi na swoją funkcję dowódcy jednego z dwóch okręgów wojskowych Wysp Kanaryjskich. Oprócz tego był również dobrym sztabowcem, sprawdził się też w polu wielokrotnie walcząc w Maroku i w Asturii. Uchodził też za oficera mało zainteresowanego karierą polityczną.

 

Jak głębokie były wpływy Sowietów w obozie republikanów?

 

W drugiej fazie wojny domowej, po pacyfikacji trockistów i zneutralizowaniu burżuazyjnej części masonerii, wpływy komunistów były totalne, szczególnie w wojsku, propagandzie, zwłaszcza za czasów drugiego gabinetu premiera Negrina.

 

Pomoc ZSRS dla hiszpańskiej strony rządowej została słono opłacona, m.in. złotem…

 

Nie tylko ZSRS. Złotem i twardą walutą republika opłacała się także różnych rekinom międzynarodowego handlu bronią, a w tym Francji i, wiele wskazuje, również Polsce, choć tutaj nie dysponuję pełnymi danymi.

 

Jak Hiszpanie oceniają obecnie wojnę domową? Na ile tamte wydarzenia odgrywają dzisiaj rolę w ich życiu codziennym, społecznym czy politycznym? Czy można mówić w tym przypadku o jakimś porównaniu z istotnym w Polsce podziałem wokół stosunku do PRL-u?

 

Przede wszystkim tak zwany „przeciętny człowiek z hiszpańskiej ulicy” jest totalnie zmanipulowany. W Hiszpanii nie ma pluralizmu politycznego w głównych mediach, są zaledwie jakieś kosmetyczne albo taktyczne różnice. Najważniejsze dzienniki hiszpańskie to ultralewicowy „El Pais”, który jest odpowiednikiem „Gazety Wyborczej”, „La Razon”, uchodzący za organ rządowy przeznaczony dla tak zwanych „miękkich katolików”, następnie „El Mundo” skierowane do liberalnego centrum, będące „po jednej matce” z nieco prawicującym „ABC”. De facto jednak te dwa ostatnie tytuły grają w jednej drużynie. Istnienie w skali ogólnokrajowej takiej gazety jak „Nasz Dziennik” w skali w Hiszpanii jest nie do pomyślenia.

 

Hiszpanie są poddani państwowej presji bardziej niż Polacy. Mówiąc nieco kolokwialnie, państwo mocno złapało ich za twarz. Manipulacja jest tutaj silna do tego stopnia, że Hiszpanie po prostu wstydzą się swej historii. Ostatnio w rocznicę śmierci jednego z bohaterów Falangi, kolportera jej wydawnictw Matiasa Montero, zamordowanego przez czerwoną bojówkę, przy jego grobie stanęło dosłownie kilka osób, aby oddać mu hołd. A ów grób znajduje się na cmentarzu w ponad dwumilionowym Madrycie.

 

Generał Franco jest więc dla współczesnych Hiszpanów bohaterem-kontrrewolucjonistą czy faszystowskim dyktatorem?

 

Dla, powiedzmy, dziewięćdziesięciu procent to dyktator, przynajmniej oficjalnie. Tak są uczeni w szkole i tak tresowani przez media. Przeciętny Hiszpan jest bardziej zmanipulowany przez lewicę i ultraliberalną ideologię niż przeciętny Polak, poza tym wpływy jawne masonerii – o czym zupełnie otwarcie się tutaj pisze i mówi – są przeogromne. W Polsce krąży taki żart: „wszystkiemu są winni cykliści” – w Hiszpanii nikt tak nie żartuje, bo tam przynależność do masonerii jest dość powszechna i traktowana jako „norma”. Masonem jest na przykład obecny premier, Mariano Rajoy.

 

Hiszpanie w życiu publicznym bardzo się boją piętna frankisów, podobnie jak Polacy łatki antysemitów. Powiedzieć, a tym bardziej napisać coś obiektywnego o Franco to narazić się na śmierć cywilną. Kolejny przyczynek do opisu tamtejszego sposobu myślenia o historii to fakt, że co najmniej osiemdziesiąt procent Hiszpanów jest obojętna religijnie albo radykalnie ateistyczna.

 

Wartościowej literatury na temat generała Franco obecnie się w ogóle nie wydaje, tylko teksty bardzo jednostronne i agitacyjne publikowane przez lewą stronę. Nie wiem na przykład, czy opublikowana niedawno w Polsce moja biografia generała Franco mogłaby się ukazać dzisiaj w Hiszpanii. Podam wymowny przykład: znany, także w naszym kraju, amerykański iberysta Stanley G. Paine – obecnie sędziwy badacz – przed wieloma laty publikował dosyć sensowne prace na temat generała Franco, Wojny Domowej i hiszpańskiej Falangi. W ubiegłym roku ukazała się jego kolejna już biografia Franco, ale tym razem napisana w duecie z pewnym bardzo lewicowym profesorem historii z Madrytu. Zestawianie wcześniejszych książek Paine’a z tą najnowszą, to jak łączenie ognia z wodą. Gdyby nie nazwisko autora na stronie tytułowej można byłoby pomyśleć, że napisał ją ktoś zupełnie inny, opętany rygorami politycznej poprawności.

 

Rozmawiał: Krzysztof Gędłek

 

 

Tadeusz Zubiński, Wojna domowa w Hiszpanii 1936-1939, Wydawnictwo Poznańskie 2015.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie