5 marca 2013

Dlaczego biskupi nie mogą pozwolić sobie na gdybanie?

(Fot. alesia17/sxc.hu)

Gdy byłam nastolatką, intrygowała mnie sprawa życia inteligentnego na innych planetach. Co, jeśli gdzieś naprawdę istnieją ufoludki, niemające pojęcia o Ziemi? Czy Ofiara Chrystusa na krzyżu także ich dotyczy? Czy na ich świecie wystąpił grzech pierworodny z wszystkimi konsekwencjami? Na próżno szukałam jakiejś oficjalnej wypowiedzi Kościoła na temat życia na innych planetach. Dlaczego hierarchowie nie zabierają głosu?

 

Wytłumaczył mi to pewien duszpasterz: Kościół zajmuje stanowisko tylko wobec faktów. Nie ma co zajmować się hipotetycznymi problemami, bo to tylko spekulacje. W konfrontacji z faktami (o ile nawiedziliby nas kiedyś przedstawiciele innej cywilizacji) stanowisko to mogłoby być wręcz groteskowe. Pamiętam, że uznałam to za mądre posunięcie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niestety, kilka tygodni temu Episkopat Niemiec wydał opinię dotyczącą właśnie sytuacji hipotetycznej – czyli nieistniejącej pigułki „dzień po” dla ofiar gwałtu. Pigułki, która wyłącznie zapobiegałaby owulacji, nie zabijając poczętego już dziecka. 

 

Stanowisko to, na dziś nadające się wyłącznie do powieści SF, ma niestety praktyczne, tragiczne konsekwencje. Jednym bowiem ze sprytniejszych posunięć lobby antykoncepcyjno-aborcyjnego jest definiowanie ciąży jako stanu rozpoczynającego się w momencie zagnieżdżenia poczętego dziecka w ścianie macicy. Gdy patrzymy z tej perspektywy, jeśli jakiś środek uniemożliwia implantację zarodka, nie jest to „przerwanie ciąży”. Fakt, że ginie przy tym mikroskopijny człowiek, to już w tej perspektywie drobiazg.

 

I o takich środkach mówimy. Każdy z nich ma mechanizm „zabezpieczający przed ciążą”. To niuans, jednak w praktyce zmuszający do podawania tych środków w niemieckich szpitalach katolickich.

 

Choć analogia na pozór jest odległa, warto spojrzeć na to, co dzieje się w krajach dopuszczających tak zwaną aborcję na życzenie. Jak zbadał Elliot Institute z USA, ponad 60 procent przypadków zabicia dziecka nienarodzonego na tzw. życzenie odbywa się tak naprawdę wskutek silnej presji otoczenia, nie zaś z woli kobiety. Analogia jest tylko pozornie odległa, bo w praktyce każda rzecz „dopuszczana” staje się „obowiązkiem”. Gdy biskupi dopuszczają hipotetyczną pigułkę antykoncepcyjną dla ofiar gwałtu, w praktyce jej przyjęcie staje się obligatoryjne.

 

Czytałam historie kobiet, które będąc ofiarami gwałtu, ze względu na swoje przekonania religijne i w konsekwencji postrzeganie każdego życia jako świętego, niezależnie od sposobu poczęcia, oparły się silnej presji przyjęcia środków wczesnoporonnych i „aborcję” (gdy okazywało się, że jednak są w ciąży). Wszystkie, bez wyjątku miały one wsparcie ze strony bliskich i duchownych.

 

Co w przypadku, gdy biskupi autorytarnie dopuszczają „antykoncepcję awaryjną”? Pojawia się ogromna presja społeczna. „Nie bądź bardziej papieska od papieża, przecież Episkopat wyraźnie powiedział, że to jest w porządku”. Która kobieta sama z siebie rozważa niuanse pt. różnica między działaniem antykoncepcyjnym a przeciwzagnieżdżeniowym? Która będzie starannie studiować skład proponowanego środka hormonalnego? Może jakaś pani doktor, może farmaceutka, ale większość kobiet nie! Pomyślą raczej: „Biskupi pozwolili, widać jest to OK.”

 

Wiem, że kobiety o wrażliwym sumieniu dręczy jednak niepewność, z reguły upewniają się, czy postąpiły właściwie. Będą szukać informacji. Proszę sobie wyobrazić, co będą czuły, gdy odkryją, że „dozwolony przez biskupów” środek mógł, być może zabić ich poczęte dziecko? Nie jestem terapeutą, jednak z relacji koleżanek psychoterapeutek wnioskuję, że jest to bardzo bolesne przeżycie, potęgujące jeszcze siłę traumy, jaką był dla tych kobiet gwałt.

 

Bogna Białecka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie