19 marca 2015

Festung Kolberg – sowiecki interes

Zdaniem historyków operacja kołobrzeska „(…) to największa bitwa polskiego żołnierza od czasu bitwy (…) nad Bzurą w 1939 roku” (Z. Matuszak). Rangi boju nie sposób kwestionować, ale polskość 1. ALWP jeśli nie jest problematyczna, to co najmniej podejrzana…

 

Od listopada 1944 roku decyzją Adolfa Hitlera letniskowe miasteczko Kolberg zostało przemianowane na Festung Kolberg – twierdzę Kołobrzeg, co nie wróżyło niczego dobrego ani dla miasta: jego zabytków, mieszkańców, obrońców, ani dla zbliżających się do jego rogatek w marcu 1945 r. oddziałów I Armii LWP… Kolberg musiał bić się heroicznie, do ostatniego naboju i żołnierza – nie mogło być inaczej – wszak jego honorowym burmistrzem był wódz „tysiącletniej” III Rzeszy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kołobrzeg miał być wzięty z marszu przez wojska 1. Frontu Białoruskiego. To był błąd taktyczny: sowieckie dowództwo nie doceniło siły ogniowej i determinacji zamkniętej w fortecy załogi. Kiedy na fortyfikacjach przedmieścia połamały sobie stalowe zęby radzieckie jednostki pancerne, do walki rzucono Polaków. 7 III 1945 r. rozpoczął się krwawy, kilkunastodniowy bój o miejscowość ryglującą drogę do Bałtyku, po Słupsku drugie co do wielkości miasto Pomorza Środkowego – 2,5 tysiąca budynków, z których niemal każdy stał się gniazdem oporu.

 

stosunek sił

 

Na zdziesiątkowane podczas batalii o Wał Pomorski (29 I–19 II 1945) dywizje piechoty 1. Armii, liczące ok. 8 tys. żołnierzy, nieznające terenu i nienawykłe do walk miejskich, dysponujące niespełna 70 czołgami i działami pancernymi, nikłym wsparciem lotniczym, w kołobrzeskiej twierdzy czekały pododdziały podporządkowane płk. Fritzowi Fullriede: ok. 10 tys. ludzi, 30 czołgów i dział pancernych, 2 pociągi pancerne, 4 stojące na redzie okręty Kriegsmarine, wystrzeliwujące z dział pokładowych pociski o kalibrze nawet i 280 mm.

 

Niemcy, wspierani przez Francuzów z dywizji SS „Charlemagne” gen. Edgara Puauda, są – póki co – panami sytuacji; znajomość topografii to ich ogromny atut. Utworzyli 3 pierścienie obrony: zewnętrzny, śródmiejski i nadmorski. Zaszyci w zakamarkach swojego miasta, czekają z karabinami snajperskimi, z bronią maszynową, z wiązkami granatów, z pięściami pancernymi na atakujących.

 

Polacy nadchodzą. Na drogach prowadzących do Kołobrzegu witają ich aleje wisielców. Odwróciła się karta wojny, nastała pora wieszania Niemców przez Niemców. Trupy wermachtowców kołyszące się na drzewach opatrzone są tabliczkami głoszącymi, oczywiście w języku Goethego, że skazańcy „paktowali z bolszewikami”. Na takie makabryczne obrazki berlingowcy natkną się również w centrum miasta. Będą odpowiedzią na fanatyczny opór obrońców, którzy z dwojga złego woleli polec w walce z „bolszewikami” niż zginąć haniebnie z rąk swoich, topiących w morzu krwi rzeczywisty, ale często i domniemany defetyzm.

 

zaciętość obrońców, upór nacierających

 

Wedle rojeń sztabowców zajmowanie Kołobrzegu miało przypominać bardziej spacerek niż akcję militarną. Już na sam widok pepesz i T-34, po pierwszym ostrzale artyleryjskim, po jednym takcie muzyki organów Stalina SS-owcy i volkssturmiści mieli wyjść z podniesionymi rękami ze stanowisk bojowych twierdzy. Tymczasem nacierający na miasto piechurzy z 6. i 3. DP I Armii zderzyli się z monolitem zdecydowanym na walkę do upadłego. Trzeba było wydzierać przeciwnikowi z garści każdy kwartał ulicy, bić się o pojedyncze budynki, kierując się niewyszukaną, jednakże skuteczną taktyką: „granat do środka, seria z pepeszy i skok (…) zanim kurz opadnie”.

 

A Niemcy zaskakiwali i przerażali swoją zawziętością, walka wręcz była na porządku dziennym: „Maniak nie ma czasu składać się do strzału ze swojego erkaemu. Niemiec, który nawinął się pod rękę i chce go ugodzić sztyletem, jest znakomitym celem i realnym niebezpieczeństwem. Maniak wali z całej mocy przez głowę Niemca kolbą diegtiariowa” (A. Sroga, Na drodze stał Kołobrzeg). Areną walk na śmierć i życie stawały się świątynie i cmentarze – skąd my to znamy? – „W kościele [św. Jerzego] zaczyna się haratanina. Z górnej kondygnacji, zza konfesjonałów sypią się niemieckiej serie. Po kamiennej podłodze turlają się granaty. Kto nie spostrzeże ich w czas (…) tu pozostaje” (A. Sroga, dz. cyt.); „Każdy grób, każdy nagrobek musi być punktem oporu” – brzmiał twardy rozkaz dowództwa twierdzy. Wykonywano go z gorliwością ludzi niemających już nic do stracenia.

 

Do atakujących Polaków strzelały dzieci i kobiety. 10 III berlingowcy zaszli od tyłu przyczajonego z mauzerem nastolatka z Hitlerjugend (jakieś 12–13 lat). Przed schwytaniem udało mu się zranić naszego żołnierza, któremu, nawiasem mówiąc, oddał swój opatrunek osobisty. Zanim chłopaka odesłano na tyły, zdążył jeszcze wykrzyczeć jakiś propagandowy slogan o Führerze.

 

11 III z okna domu na Wodnej w kierunku chor. Janusza Dworskiego i plut. Jerzego Szwojnickiego ktoś chlusnął wiadrem wrzątku. Uskoczyli w ostatniej chwili. W odpowiedzi na takie potraktowanie cisnęli granat w feralny otwór okienny i wpadli do mieszkania na piętrze. To, co ujrzeli, wprawiło ich w osłupienie: na parapecie dymił cekaem z wystrzelanymi taśmami, niżej leżały zwłoki kobiety w mundurze i stały dwa wiadra: jedno puste, drugie z gorącą cieczą. Gdyby hitlerówce – jak nazwali poległą – nie zabrakło amunicji, Dworski i Szwojnicki zakończyliby szlak bojowy w Kołobrzegu.

 

smakosze życia w dantejskim ogrodzie

 

Ufortyfikowani w Festung Kolberg francuscy SS-owcy z rozbitej dywizji grenadierów „Charlemagne” do końca pozostali sobą, czyli smakoszami życia. Szkopuł w tym, że odpierając szturmy Polaków, bez skrupułów zapychali się owocami podsuniętymi przez demona: „Pluton zajmuje piwnicę sklepu spożywczego. Pachnie dymem, prochem, kminkiem. Skrzynki z amunicją sąsiadują z baryłkami korniszonów na słodko. (…). Twarze są czerwone nie od krwi, lecz od konfitur wiśniowych… (…) na zewnątrz panuje piekło. Wszystko się pali, huczy, pęka, wybucha, wali (…). W piwnicach zaś życie odchodzi na medal! Obsługuje się kaemy, lecz również żre się do rozpuku, rżnie w karciochy i p… kobiety” (fragm. książki Saint-Loupa Les Heretiques w przekł. Z. Rawicza).

 

polska krew, ruskie interesy

 

Naziści broniący się w Kołobrzegu, pomimo graniczącego z fanatyzmem poświęcenia, nie dali rady potomkom Kozietulskiego. Ostatnie ogniska niemieckiego oporu w Festung Kolberg (oddziały osłonowe) zdławiono rankiem, 18 III 1945 r. (Części załogi udało się ewakuować drogą morską). Na niewiele zdało się propagandowe zapewnienie: „Kolberg bleibt immer deutsch” (Kołobrzeg pozostanie na zawsze niemiecki). Wróciliśmy po swoje, słowiańskie miasto nad Parsętą, piastowskie od drugiej połowy X w. Powrót tego obszaru do macierzy przypieczętowaliśmy uroczystością tzw. zaślubin z morzem (18 III 1945) oraz obfitą daniną krwi – to najpotężniejszy znak przynależności. Podczas walk o Kołobrzeg poległo bowiem ponad tysiąc żołnierzy 1. Armii Ludowego Wojska Polskiego, dwa razy tyle odniosło rany, nie wiadomo, ile z nich udało się zaleczyć, tak więc cena zdobycia twierdzy mogła być wyższa.

 

Zdaniem historyków operacja kołobrzeska „(…) to największa bitwa polskiego żołnierza od czasu bitwy (…) nad Bzurą w 1939 roku” (Z. Matuszak). Rangi boju nie sposób kwestionować, ale polskość 1. ALWP jeśli nie jest problematyczna, to co najmniej podejrzana – mamy przecież do czynienia z formacją potwornie zsowietyzowaną. W jej korpusie oficerskim dominują tzw. POP-i, czyli Rosjanie „pełniący obowiązki Polaków”, jak np. mjr Marceli Domaredzki, dowódca 14. pp, czy płk Stanisław Ziarkowski, dowódca 18. pp (Obaj po wojnie wrócili do ZSRS, Ziarkowski zdążył przed wyjazdem wyszkolić janczarów przywiślańskiego komunizmu, piastując funkcję komendanta szkoły oficerskiej KBW). Między wyższymi (Rosjanie) a niższymi (Polacy) szarżami oficerskimi istniały bariery komunikacyjne. Polszczyzna starszyzny I Armii brzmiała na ogół tak, jak kpt. Konstantego Skripczenki, szefa sztabu 2. batalionu: „Posmotri, Olek (…) czy mnie raniłos?” (cyt. za: A. Sroga, dz. cyt.). Skripczenko to już nazwisko jawnie niepolskie – było takich mnóstwo w rzekomo polskim wojsku Berlinga, np. w dywizjonie artylerii pancernej 3. dywizji służyli kpt. Siemion Iwanow i por. Wasyl Sołdatow.

 

Co myśleli sobie skrwawieni w zaciętych walkach o Kołobrzeg prawdziwi Polacy, kiedy w dniu zwycięstwa usłyszeli nadawany przez megafon komunikat: „(…) nasze sowietskije wojska zaniali gorod Kolberg”?

 

 

Mariusz Solecki

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie