25 listopada 2020

Digitalizacja, dehumanizacja i sztuczna inteligencja – ku temu zmierzamy?

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Comfreak))

Pandemia koronawirusa doprowadziła do przyspieszonej automatyzacji, technicyzacji życia na ogromną skalę, a także do erozji kontaktów międzyludzkich. Te uznano bowiem za ryzykowne ze zdrowotnego punktu widzenia. Nie wdając się w polemikę z twierdzeniami medyków warto przyjrzeć się długotrwałym społecznym skutkom epidemii.

 

Jednym z nich okaże się z pewnością zwiększenie popularności pracy zdalnej. Tętniące niegdyś życiem korporacyjne megabiurowce leżą odłogiem. Niewykluczone, że wiele z nich zostanie wkrótce zamienionych na mieszkania. Impuls dali – jak to współcześnie bywa – internetowi giganci. Choćby Twitter ogłaszający możliwość pracy zdalnej na zawsze. Niewykluczone jednak, że nie wszyscy zdecydują się pójść tą samą drogą. Ceną za bezpieczeństwo sanitarne jest bowiem erozja więzi międzyludzkich, ułatwiających zresztą współpracę. Tu każda firma czy instytucja musi określić swe stanowisko. Niemniej trend w stronę „odbiurowienia” pracy z pewnością przyspieszy. Oczywiście tylko w zawodach, w których jest to możliwe.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wirtualizacja zbiera swe żniwo również w szkolnictwie i tu skutki negatywne wydają się jeszcze poważniejsze. Nauka w formie wirtualnej jest możliwa i może okazać się efektywna. Świadczy o tym popularność platform oferujących zdalne wykłady o masowym charakterze (tak zwane MOOC – massive open online courses). Zdalna szkoła może zatem uczyć, czy jednak także wychowywać? Wszak największe chyba przyjaźnie rodzą się właśnie w szkolnej czy akademickiej ławie i są w stanie przetrwać próbę czasu. Nie zastąpi ich okno czatu. To samo dotyczy uczelni wyższych. Brak realnego spotkania to poważne utrudnienie dla relacji uczeń-mistrz.

 

Pandemia to także radykalna transformacja życia gospodarczego. Do tej pory lwia jego część skupiała się w „świątyniach” kapitalizmu, takich jak galerie handlowe, supermarkety czy przestrzeniach rozrywki na czele z kinowymi multipleksami. Te nie odeszły całkiem w niebyt, lecz za sprawą restrykcji i ludzkich obaw straciły dominujący charakter. Wizytę w supermarkecie coraz częściej zastępuje zamówienie kuriera, a odwiedziny restauracji i związane z nimi towarzyskie spotkanie – aplikacja Uber Eats.

 

Wraz z supermarketami, kinami, restauracjami – a więc przestrzenią handlu i rozrywki (w tym spotkań towarzyskich) – przyspieszonemu procesowi digitalizacji ulegają muzea, biblioteki et cetera. Czy jednak e-book potrafi zastąpić papierową książkę? Trudno powiedzieć. Ma bowiem jej treść. Nie ma jednak jej „duszy”.

 

Ta dematerializacja życia przywołuje na myśl gnostycyzm odzierający człowieka z wymiaru cielesności. Analogie religijne są tym bardziej uzasadnione, że proces ten nie omija również kościołów. Epidemia sprawiła, że publiczny kult związany z gromadzeniem się w kościołach schodzi na dalszy plan. Przykre, ale zrozumiałe, jeśli chodzi tu o sytuację tymczasową, awaryjną, wynikającą z konieczności. Problematyczne, jeśli zastąpienie Mszy świętej jej transmisją wejdzie na stałe w krew, gdy już nie będzie ani epidemii ani dyspens. A że jest to opcja wygodniejsza, to zagrożenie staje się tym bardziej realne.

 

Sztuczna inteligencja

Digitalizacja i dehumanizacja wiążą się także z przemianami związanymi ze sztuczną inteligencją. Jej rozkwit zaczął się już w czasach sprzed pandemii, choć można spodziewać się, że sytuacja sanitarna przyspieszy prace nad nią. Jeśli jednak zastanawiamy się, jak wyglądać będzie świat z upowszechnioną sztuczną inteligencją, musimy zdać sobie sprawę, że niekoniecznie na ulicach zaroi się od maszyn przypominających ich twórców. Niewykluczone, że ci wezmą sobie do serca teorię japońskiego inżyniera Masahiro Moriego z lat 70. XX wieku: roboty zbyt przypominające ludzi niekoniecznie wywołują ich sympatię. Przeciwnie – często powodują wręcz odrazę. To skutek zjawiska określonego mianem doliny niesamowitości (uncanny valley). Prowadzi to do sytuacji, gdy roboty przypominające ludzi budzą u nich dyskomfort.

 

Na przykład typowy robot przemysłowy budzi obojętne uczucia ludzi. Gdy zapewni się jego częściowe podobieństwo do człowieka dochodzi do wzrostu odczuwanej wobec niego sympatii. Następnie jednak proporcje te odwracają się, gdy robot zaczyna zbytnio przypominać człowieka. Wpadamy wówczas bowiem w tak zwaną uncanny valley – dolinę niesamowitości. Roboty łudząco przypominające ludzi, jeśli wiemy, że są sztucznymi tworami, budzą w nas grozę. Podobnie jak filmowe zombie.

 

Trwają jednak prace nad oswajaniem ludzkości z robotami. W 2009 roku ogłoszono powstanie robota iCub – maszyny z dziecięcą buzią i naśladującą ludzkie ruchy. Tak zwany iCub wciąż uchodzi za jeden z symboli podobieństwa do człowieka. Od tej pory jednak powstał szereg kolejnych humanoidalnych maszyn. Jednym z nich okazała się Sophia – żeński robot humanoidalny.

 

Jak zauważa Malwina Wrotniak na bankier.pl „najgłośniejsze dzieło hongkońskiej firmy Hanson Robotics wielokrotnie publicznie konwersowało ze znanymi personami (od Angeli Merkel po Willa Smitha), za każdym razem w podobnym stopniu zdumionymi, że rozmówca udziela odpowiedzi nie tylko autonomicznie, ale też na temat. Żeby za przekazem werbalnym podążał też wizualny, pod skórą Sophii umieszczono 24 czujniki, pracujące niezależnie nad produkcją jak najbardziej naturalnego wyrazu robo-twarzy”.

 

Sophia zdaje się przełamywać odrazę, jaką budzą w ludziach humanoidalne roboty. W każdym razie udało się jej to w przypadku władz Arabii Saudyjskiej, które obdarzyły ją nawet obywatelstwem. W tej sprawie jest też polski smaczek – humanoid otrzymał również indeks krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.

 

Ostatnio Sophia wzięła się za biznes reklamowy i zachęca do wydania 149 dolarów na „Małą Sofię”, a więc niespełna 30 centymetrowego robota wzorowanego na niej. Ta „robot siostra” uczy dziewczynki w wieku od 8 lat technologii, programowania czy nauk ścisłych, a w szczególności – pracy ze sztuczną inteligencją. Na stronie Indiegogo Sophia zachęca do wyłożenia 149 dolarów na egzemplarz „Małej Sophii”: „Jest ciekawa świata i chce, żebyś pomógł jej uczyć się nowych rzeczy. Możecie uczyć się razem”.

 

Ciekawostkę na rynku robotów stanowi Pepper. Pod względem wyglądu nie przypomina człowieka. W każdym razie niecałkowicie. Bywa nazwany robotem półhumanoidalnym. Służy jako recepcjonista, pomoc w barach, ale także kwestujący na WOŚP. W 2017 istniały już tysiące egzemplarzy tego robota.

 

Zdaniem Malwiny Wrotniak sztuczna inteligencja to nie tylko byty fizyczne. To przede wszystkim sieci neuronowe, algorytmy czy innego typu maszyny. Z drugiej jednak strony rynek robotów humanoidalnych rośnie w siłę. Na przykład portal Market Watch szacuje, że wzrośnie on od 497,3 milionów dolarów w 2020 roku do 2,2 miliarda dolarów w 2026 roku.

 

Czy robot zabierze mi pracę?

Inwazja sztucznej inteligencji to także poważne zagrożenie dla rynku pracy. Coraz więcej zawodów staje się zagrożonych automatyzacją. Istnieją nawet portale poświęcone bezpośrednio szacowaniu prawdopodobieństwa utraty pracy wskutek przejęcia jej przez roboty. Strona „Will robots take my job” pozwala na oszacowanie prawdopodobieństwa utraty miejsca zatrudnienia wskutek przejęcia go przez maszyny. Garść ciekawszych wyników:

 

– szansa na przejęcie przez roboty pracy programistów to 48 procent;

– zagrożenie dla nauczycieli to jedynie 1 procent;

– dla duchownych – 0,8 procent;

– dla kierowców – aż 89 procent.

 

To oczywiście pewne przybliżenia, a rezultaty są niepewne. Niemniej dają pewien obraz rzeczywistości.

 

Czy jednak cyfryzacja wielu dziedzin, a szczególnie sztucznej inteligencji, musi prowadzić do szkodliwych skutków? Kai-Fu Lee w książce „Inteligencja sztuczna rewolucja prawdziwa, czyli Chiny USA i przyszłość świata” proponuje pozostawienie robotom zajęć technicznych, a ludziom pozostawienie tych wymagających emocji, współczucia czy w ogóle troski o innych. Jego zdaniem eksplozja dobrobytu, spodziewana wskutek erupcji sztucznej inteligencji, umożliwi wynagradzanie zajęć dziś wykonywanych w formie wolontariatu lub słabo płatnych, a związanych z opieką nad innymi. W tym ujęciu eksplozja sztucznej inteligencji doprowadziłaby paradoksalnie do świata bardziej ludzkiego. Pozostaje jednak pytanie: czy to realna wizja czy przejaw myślenia życzeniowego?

 

 

Marcin Jendrzejczak

  

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(20)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie