18 lutego 2016

„Designer babies” – czeka nas produkcja nadludzi

Diagnostyka wykrywająca wady genetyczne przed zapłodnieniem, dzieci z trojgiem rodziców i w końcu modyfikowanie genów. Co łączy te metody? Po pierwsze, technologia in vitro. Po drugie, to kroki do stworzenia designer babies – dzieci na zamówienie. „Lepszego” potomstwa o cechach pożądanych przez rodziców, a może nawet przez państwo. Czy czeka nas powstanie rasy zmodyfikowanych genetycznie nadludzi?

 

Mianem designer babies określa się dzieci powstałe w wyniku zastosowania różnych technik – zarówno znanych od lat, jak i najnowszych, jeszcze nie w pełni wprowadzonych. Jedna z tych metod polega na selekcji plemników prowadzącej do poczęcia się dziecka konkretnej płci. W niektórych krajach jest ona legalna pod warunkiem, że służy leczeniu chorób genetycznych. Część spośród schorzeń – na przykład hemofilia – ujawnia się bowiem wyłącznie w męskich zarodkach.

Wesprzyj nas już teraz!


Kolejny sposób to tzw. diagnostyka preimplantacyjna PGD (PGS). Przed transferem do macicy zarodki są poddawane badaniu mającemu na celu wykrycie wad genetycznych. Jeśli zarodek okaże się „nieuszkodzony”, przenosi się go do macicy. W przeciwnym razie zostaje zniszczony (zabity) – niczym kalekie dzieci w krajach pogańskich.


Jeszcze bardziej kontrowersyjna jest tzw. technika trzeciego rodzica. Polega ona na wykorzystaniu nie tylko plemnika i (pozbawionej jądra) komórki jajowej pierwszej matki, lecz także jądra komórkowego drugiej matki. Metoda ta stosowana jest w przypadkach, gdy „główna” matka cierpi na choroby mitochondrialne. To dość rzadkie zaburzenia genetyczne. Przychodzi z nim na świat jedno na kilka tysięcy dzieci.


Modyfikacja genomu

Szczególnie niebezpieczny eksperyment polegający na przemianie ludzkiego genomu przeprowadzili Chińczycy. Wyniki opublikowali w ubiegłym roku na łamach pisma „Protein&Cell”. Efekt ich zabiegów uznany został za najbardziej przełomowe odkrycie stulecia. Chodzi o modyfikację genetyczną embrionu dokonaną przez naukowców na Uniwersytecie Sun Yat-sen w Guangzhou. Konkretnie chodziło o gen odpowiedzialny za śmiertelną chorobę krwi – talasemię.


Do przedsięwzięcia wykorzystano technikę CRISPR opracowaną na amerykańskim Massachusetts Institute of Technology. Jak informuje „The Telegraph”, metoda polega na wykorzystaniu bakteriopochodnej proteiny do usunięcia konkretnego genu. Ten jest zastępowany przez nową molekułę.


Eksperyment wywołał liczne kontrowersje wśród naukowców. Prestiżowe pisma, takie jak „Science” i „Nature” odmówiły publikacji artykułu prezentującego dokładny przebieg zabiegu. Wyrażano obawy, że chińscy naukowcy przyczynią się do upowszechnienia eugeniki i tworzenia zaprojektowanych na życzenie dzieci (designer babies). Chiński eksperyment pokazał, iż zmiana ludzkiego genomu jest możliwa – chociaż akurat „biorące udział” w nim embriony były niezdolne do dalszego rozwoju.


Jednak na obecnym etapie masowe zastosowanie tej technologii na ludziach byłoby zbyt ryzykowne. Zmiana genomu udała się bowiem jedynie u zdecydowanej mniejszości embrionów poddanych eksperymentowi. Podobnie niska jest skuteczność technologii CRISPR stosowanej na zwierzętach.


Zdaniem cytowanego przez „Business Insider” Guopinga Fenga z MIT’s McGovern Institute, poziom pewności wystarczający do podjęcia decyzji o zastosowaniu technologii na ludziach będzie możliwy do osiągnięcia za 10-20 lat. Wówczas skuteczna zmiana genomu embrionu zupełnie przestanie być problemem technicznym, a „produkcja” designer babies stanie się wyłącznie kwestią etyczną i prawną.


Designer babies – do czego to może prowadzić ?

Zwolennicy procederu projektowania „dzieci na zamówienie” wskazują na medyczne korzyści z tym związane. Chodzi głównie o likwidację chorób genetycznych, a także spodziewane wydłużenie życia. Nie brakuje jednak także argumentów typowo eugenicznych – na plus przemawiać mają wyższa inteligencja oraz wzrost szans na życiowy sukces „poprawianych” dzieci. Ale wskazuje się także na problemy wynikające z zakazu stosowania inżynierii genetycznej.


Stanowisko pośrednie zajęli naukowcy, którzy spotkali się w grudniu 2015 r. na International Summit on Human Gene Editing. Zaaprobowali oni przetwarzanie genów w celach klinicznych i badawczych. Jednocześnie podkreślili, że „zmodyfikowane komórki nie mogą być wykorzystywane do zainicjowania ciąży”. Tym samym sprzeciwili się tworzeniu designer babies.


Zdaniem uczestników wspomnianej konferencji, zagrożenia wiążące się z nowymi ścieżkami nauki w tym zakresie mają charakter zarówno biologiczny jak i społeczny. Do tych pierwszych należą między innymi ryzyko błędnej lub niekompletnej modyfikacji genów czy trudności w przewidywaniu negatywnych konsekwencji zmian genetycznych.


Naukowcy zauważają, iż raz wprowadzone zmiany nie będą mogły zostać usunięte bez poważnych problemów a ich wpływ będzie miał zasięg globalny. Uczeni podkreślają, że ingerencja w genom to ni mniej ni więcej tylko „zmiana ewolucji człowieka”, a to wymaga poważnego etycznego namysłu.


Biorący udział w konferencji zwrócili także uwagę na konsekwencje innego jeszcze rodzaju. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że zmiany genów zwiększą nierówności społeczne oraz, że dokonywane będą pod przymusem.


Genetyczny supermarket czy państwowa kontrola

Warto rozważyć te argumenty. Jeśli zmiana genomu dzieci pozostawiona zostanie wolnemu rynkowi, to z pewnością nie każdy będzie mógł sobie na nią pozwolić. Gdy te zaprojektowane dzieci dorosną, same zaczną zamawiać ulepszone genetycznie potomstwo. W ten sposób podziały społeczne będą się pogłębiać. Choć same w sobie nierówności są usprawiedliwione, to w tym przypadku mogą przekroczyć wszelkie proporcje. Krótko mówiąc – grozić nam będzie podział na zwykłych ludzi i nadludzi.


„Genetyczny supermarket” miał już swoich zwolenników w latach 70. ubiegłego stulecia, gdy o obecnych możliwościach technologicznych nie było jeszcze mowy. Libertariański filozof Robert Nozick postulował w trzeciej części swej pracy zatytułowanej „Anarchia, państwo i utopia” sztuczne powoływanie do życia ludzi o cechach pożądanych przez rodziców. Miała to być alternatywa dla scentralizowanego systemu, w którym to naukowcy decydowaliby o idealnym modelu człowieka. Nozick nie dostrzegł jednak wspomnianego niebezpieczeństwa podziału ludzkości na dwie kasty: genetycznie ulepszonych oraz pozostałych. Co ciekawe, członkowie owej „lepszej” kasty – prawdopodobnie wszyscy podobnie inteligentni, silni i dostosowani do panującej mody w wyglądzie – zatracaliby swą indywidualność. Zamiast wolności i różnorodności „genetyczny supermarket” prowadziłby więc do tyranii ujednoliconych nadludzi nad resztą.


Nie znaczy to iż lepsze było rozwiązanie drugie, czyli ingerencja państwa. Wręcz przeciwnie – tutaj jednolitość sankcjonowana byłaby odgórnie a w imię dobra społecznego do modyfikacji genetycznych zmuszano by zapewne także osoby pragnące pozostać zwykłymi, „nieulepszanymi” ludźmi. Włącznie z osobami z racji swych przekonań sprzeciwiającymi się procedurze in vitro.


Projektowanie „dzieci na życzenie” to efekt faustowskiej postawy podporządkowywania sobie natury za wszelką cenę i przekraczania wszelkich ograniczeń. To także wynik wiary w zbawienie przez naukę i uwolnienie się dzięki niej od skutków grzechu pierworodnego. Czy nade wszystko nie jest to zatem kolejna utopia wyrosła z ludzkiej pychy?


 

Marcin Jendrzejczak


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie