3 lipca 2020

Depopulacja Bałkanów zmienia oblicze regionu. Raport o ginących społeczeństwach

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Sabine van Erp))

Specjalizujący się w tematyce bałkańskiej portal balkaninsight.com w artykule „Bye-bye, Balkans” przestrzega przed pogłębiającym się kryzysem demograficznym na Półwyspie.

 

Od roku 1989, czyli od upadku komunizmu w kilkunastu krajach Europy, liczba ludności na Bałkanach – z małymi wyjątkami – gwałtownie spada. „Balkaninsight” prezentuje wymowny raport o depopulacji regionu obejmujący lata 1989-2050. Wnioski są na tyle zatrważające, że nietrudno nazwać go „raportem o ginących społeczeństwach”. O narodach z wielowiekową historią i kulturą, ale też o społeczeństwach, które za kilkanaście lat… mogą stać się mniejszością we własnych krajach.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przyczyny depopulacji w Europie Południowo-Wschodniej, Środkowej i Wschodniej – od Grecji, przez byłą Jugosławię, aż po Polskę – są dość podobne. Różnią się jedynie specyfiką lokalnych kryzysów polityczno-społeczno-gospodarczych. Nieco inaczej wygląda sytuacja w krajach, gdzie religią dominująca jest islam, inaczej w krajach o znaczącej roli prawosławia, jeszcze inaczej tam, gdzie prawosławie i inne odłamy chrześcijaństwa są religią wyznawaną „od święta”.

 

Bułgarów wchłoną Turcy i Romowie?

Wedle naukowców krajem, który na Bałkanach w latach 1989-2050 odnotuje największy spadek liczby ludności, będzie Bułgaria. W okresie tym ludność kraju zmniejszy się aż o 39 proc.!

 

W roku 1981 Bułgaria obchodziła jubileusz 1300 lat istnienia. Ówczesne władze komunistyczne pod przywództwem Todora Żiwkowa wprowadziły wiele prospołecznych, stymulujących wzrost dzietności programów. Bułgarzy korzystali z nich jak mogli. Brak bezrobocia (a w zasadzie obowiązek zatrudnienia, który dotyczył także Romów) oraz łatwość otrzymania mieszkania i zakupu radzieckiego samochodu powodowały, że model rodziny 2+3 nie należał do rzadkości. Nieźle powodziło się także emerytom. Ci z seniorów, którzy wychowali co najmniej dwójkę dzieci, mogli liczyć na finansową gratyfikację od państwa. W latach 1981-85 liczba Bułgarów cały czas zbliżała się do 9 mln. Lekki spadek zauważono od roku 1986, a znaczący – po 1990, kiedy to kraj przeżywał dotkliwy kryzys gospodarczy.

 

Przejście z odgórnie zarządzanego systemu gospodarki komunistycznej typu sowieckiego na gospodarkę rynkową zajęło Bułgarom znacznie więcej czasu niż dzisiejszej Czwórce Wyszehradzkiej. Nagłe pojawienie się bezrobocia (np. na terenach licznych kołchozów na prowincji), szybki realny spadek wysokości wynagrodzeń i droższe życie codzienne (którego objawem była m.in. masowa rezygnacja z ogrzewania zimą), spowodowały, że wiele bułgarskich rodzin nie decydowały się nawet na jedno dziecko.

 

Od roku 1990 do dziś obserwowany jest stały spadek liczby ludności. Pustoszeją wsie i małe miasteczka. Na mapie Bułgarii nie brakuje wiosek, których liczna ludności wynosi … zero! Społeczeństwo szybko się starzeje, emerytury i renty nie nadążają za rosnącymi kosztami codziennego życia.

 

Sytuacja wygląda inaczej w regionach zamieszkałych przez mniejszość turecką. Tam muzułmańskie rodziny wielodzietne i wielopokoleniowe wciąż nie należą do rzadkości. To samo dotyczy Romów, których jednak trudno – m.in. ze względu na wyjątkową mobilność – usystematyzować w jakiekolwiek ramy statystyczne. Jedno jest jednak pewne: zarówno wokół Sofii, jak i kilku innych miast, jak grzyby po deszczu wyrastają coraz to nowsze romskie osiedla. Średnia wieku ich mieszkańców jest… trzykrotnie niższa niż w etnicznie bułgarskiej części społeczeństwa.

 

Warto ponadto pamiętać, że po roku 2000 niemała część Bułgarów (ok. 300-400 tys.), głównie specjalistów i osób z wyższym wykształceniem, wyemigrowała na Zachód Europe i do USA. Mało kto z tej grupy zdecydował się na powrót do ojczyzny.

 

Rumunia: efekt Ceauşescu i nowa emigracja

Niewiele lepsze są wieloletnie prognozy demograficzne dla sąsiedniej Rumunii. Szacuje się, że w tym kraju w latach 1989-2050 liczba ludności skurczy się o 30 proc.

 

Rok 1989 – czas krwawej rewolucji określanej przez wielu mianem wojny domowej – zamknął rumuńskie statystki dotyczące ludności rekordową liczbą 23 mln. – Nie ma w Rumunii miejsca dla kobiety, która nie jest matką  mówił na jednym ze zjazdów partii komunistycznej Ceauşescu. Warto odnotować, że w czasie funkcjonowania najbardziej krwawego reżimu totalitarnego w naszej części Europy, gdy Rumunią niepodzielnie rządził Nicolae Ceauşescu, w kraju obowiązywał całkowity zakaz aborcji, zaś dostępność środków antykoncepcyjnych była bliska zeru. Za tymi moralnymi prawami, wprowadzonymi skądinąd przez „czerwonych”, nie poszła jednak wstrzemięźliwość seksualna osób, które nie chciały mieć potomstwa. Dlatego też rodziło się wiele niechcianych, szybko porzucanych przez matki dzieci. Ponadto ich wychowanie – a mówiąc ściślej: wyżywienie – stanowiło w ogarniętej kartkowymi restrykcjami Rumunii niezmiernie trudne.

 

Niestety po obaleniu komunizmu w kraju nie zanotowano zarobków na poziomie zachodnim, natomiast weszły w życie, znane na Zachodzie, fatalne rozwiązania prawne dotyczące mordowania nienarodzonych – na Dunajem wprowadzono tzw. liberalizację prawa aborcyjnego. W ówczesnych rumuńskich mediach można było przeczytać, że „pary w końcu mogły odetchnąć”. Konsekwencje „odetchnięcia” były jednak tragiczne, tak dla nienarodzonych i ich rodzin zamieszanych w aborcyjny proceder jak i dla narodu. W kraju na przełomie wieków przestały przychodzić na świat zarówno dzieci – zarówno chciane jak i niechciane.

 

Rozpoczął się głęboki kryzys demograficzny pogłębiony przez imigrację zarobkową. Setki tysięcy Rumunów wyjechało do Hiszpanii i Włoch – romańskich krajów Europy Zachodniej, w których – ze względu na język – łatwiej było im się odnaleźć.

 

Dziś w wielu rumuńskich wioskach nie ma ani jednego mieszkańca, który nie wyjechałby za chlebem do obu tych państw. W niektórych miejscowościach, gdzie jeszcze 30 lat temu nie było ani jednego samochodu, dziś widać jedynie auta z włoskimi czy hiszpańskimi numerami rejestracyjnymi.

 

Rumunia w ostatnich latach przeżywa znaczący boom gospodarczy. Jest jednym z najszybciej rozwijających się krajów Unii Europejskiej. Mieszkańcom dużych miast, szczególnie ponad 2-milionowego Bukaresztu, powodzi się coraz lepiej. Rumuni, wzorem bogatego Zachodu, zaczynają przyzwyczajać się do względnego dobrobytu, kwestię powołania na świat dzieci odkładając na bliżej nieznany czas.

 

Była Jugosławia tonie w niepewności

Podobnie sytuacja demograficzna wygląda w krajach byłej Jugosławii (z wyjątkiem zawsze ciążącej ku Zachodowi Słowenii).

 

Wedle balkaninsight.com, w latach 1989-2050 najpoważniejszy kryzys demograficzny zagraża Bośni i Hercegowinie. Do roku 2050 populacja tego młodego kraju zmniejszy się o 29 proc.

 

W czasie wojny w latach 1992-95 zginęło blisko 200 tys. mieszkańców tego państwa. Trzy główne narodowości, wyznające zarazem trzy różne religie, pochłonięte odbudową i powrotem do normalności, nie stawiały na rodzinę i jej rozwój. Niepewność o własne bezpieczeństwo i niestabilna sytuacja gospodarcza powodowały (i wciąż powodują), że spora część bardziej Bośniaków myśli o jak najszybszym wyjeździe na Zachód niż o zakładaniu „podstawowej komórki społecznej”.

 

W sąsiedniej Serbii, która mocno odczuła skutki wojny 1992-95 oraz interwencji NATO (1999) do roku 2050 zniknie 24 proc. społeczeństwa – podaje balkaninsight.com.

 

Bardzo  podobnie wygląda sytuacja w Chorwacji – „najmłodszym” członku UE. W latach 1989-2050 w tym katolickim kraju liczba mieszkańców zmniejszy się o 22 proc. O ile demograficznych problemów nie zauważymy w Zagrzebiu czy bogatych miastach wybrzeża Dalmacji, o tyle wnętrze kraju wymiera. Opuszczone wioski chorwackiego interioru to dziś zjawisko coraz powszechniejsze. Tam gdzie nie ma turystyki, tam straszą jedynie kamienne mury pozostawionych domostw.

 

Zdecydowanie najlepiej sytuacja demograficzna wygląda w Republice Kosowa – kraju ludzi młodych i wyznających islam. Do roku 2050 populacja Kosowa zmniejszy się o 11 proc.

 

We wszystkich tych krajach społeczeństwa w dużej mierze pozbawione są finansowego wsparcia władz i prospołecznych (prorodzinnych) programów pomocowych. We wszystkich też o szybko zmniejszającej się liczbie ludności decyduje spora emigracja: zarówno nowa, jak i dawna, jeszcze z czasów Jugosławii Tity, kiedy to jej obywatele mogli bez przeszkód wyjeżdżać i osiedlać się na Zachodzie.

 

Z wyliczeń demografów wynika, że jedynym krajem na Bałkanach, który przez najbliższych 30 lat uniknie demograficznego krachu, będzie Grecja. W latach 1989-2050 liczba mieszkance Hellady skurczy się tylko o 3 proc. Grecja to dość jednolity narodowościowo i religijnie kraj. Rola prawosławia o bizantyjskiej przyszłości, jest i prawdopodobnie wciąż pozostanie znacząca. Grecja ma dziś najwyższy wskaźnik małżeństw i najniższy wskaźnik rozwodów w całej Unii Europejskiej. Mimo kryzysu i ciągłego zaciskania pasa (czego wielu Greków nie może już znieść), w kraju rodziny wielodzietne wciąż stanowią spory odsetek społeczeństwa.

 

Zdaniem specjalistów to emeryci mogą już wkrótce zacząć decydować o przyszłości krajów bałkańskich, gdyż ludzie młodzi w tej części Europy będą stanowić coraz mniejszą grupę. Nadreprezentacja w systemie politycznym starszych pokoleń (które – m.in. za sprawą niskich emerytur – słusznie widzą siebie jako ofiary przemian po upadku komunizmu) zwiększa ryzyko blokowania inwestycji potrzebnych do rozwoju w przyszłości. To zaś może doprowadzić do kolejnego odpływu młodych ludzi i dalszego upadku gospodarek krajów bałkańskich.

 

 

Chrystian Ślusarczyk

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie