21 grudnia 2018

30-lecie ustawy Wilczka. Wolność gospodarcza silnie ograniczona

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Z roku na rok oddalamy się od pamiętnej i najbardziej chyba wolnościowej w polskiej historii tzw. ustawy Wilczka, czyli ustawy o działalności gospodarczej z 23 grudnia 1988 roku. To ona wyzwoliła w Polakach najwięcej przedsiębiorczości. Nawet jeśli – jak twierdzą niektórzy krytycy tego aktu prawnego – celem ustawy było przede wszystkim umożliwienie komunistycznej nomenklaturze uwłaszczenia się i szybkiego dorobienia u progu zmiany ustroju.

W maju 2009 roku przygotowałem dla śląskich struktur PO raport pt. „Jak poprawić pozycje Polski w rankingach wolności gospodarczej?”. Wskazywałem w nim, że problemem zarówno Polski, jak i Unii Europejskiej jest przede wszystkim przeregulowanie gospodarki oraz nadmierny poziom wydatków publicznych skutkujący zbyt wysokim fiskalizmem. Choć słyszałem, że próbowano zainteresować moim raportem osoby decyzyjne w rządzonym przez PO państwie, to ostatecznie nic z tego nie wyszło. Później było już tylko gorzej: kolejne regulacje i podatki najpierw rządu PO-PSL, a potem Zjednoczonej Prawicy.

W ten sposób, z roku na rok, oddalamy się od pamiętnej i najbardziej chyba wolnościowej w polskiej historii tzw. ustawy Wilczka, czyli ustawy o działalności gospodarczej z 23 grudnia 1988 roku. To ona wyzwoliła w Polakach najwięcej przedsiębiorczości. Nawet jeśli – jak twierdzą niektórzy krytycy tego aktu prawnego – celem ustawy było przede wszystkim umożliwienie komunistycznej nomenklaturze uwłaszczenia się i szybkiego dorobienia u progu zmiany ustroju, to i tak, niejako przy okazji, zyskały na niej miliony drobnych przedsiębiorców, zwykli Polacy, którzy tworząc firmy, zaczęli akumulować polski kapitał pod dalszy rozwój polskiej gospodarki. Niestety, po kilku latach wolnorynkowego entuzjazmu stopniowo zaczęto przykręcać śrubę w imię wdrażania standardów europejskich w ramach przygotowywania Polski do członkostwa w Unii Europejskiej poprzez przystosowywanie polskiego prawa do unijnych regulacji. Choć nie tylko – często polscy ustawodawcy chcą być bardziej „do przodu” niż ich brukselscy nadzorcy.

Wesprzyj nas już teraz!

Czerwone bagno socjaldemokracji
Ciężko mówić o wolności gospodarczej, kiedy jesteś częścią składową silnie zbiurokratyzowanej Unii Europejskiej. Oczywiście jest lepiej niż w czasach głębokiego PRL-u, jednakże o wiele więcej wolności było, gdy komuna upadała [ustawa Wilczka] – mówi Dawid Lewicki, wiceprezes partii Wolność. – Liczba urzędów i urzędników rośnie w zatrważającym tempie, rocznie produkuje się kilkadziesiąt tysięcy aktów prawnych, co chwila wprowadza się nowe podatki i daniny, to wszystko nie wpływa pozytywnie na stan polskiej gospodarki. Jeśli chcemy zwiększyć zakres wolności gospodarczej, musimy przeprowadzać reformy odwrotne do wspomnianych. Zlikwidować podatki dochodowe, obniżyć VAT, uprościć prawo, wprowadzić dobrowolność ubezpieczeń, ograniczyć socjal. Obawiam się jednak, że obecne elity nie zmienią obranego kursu i jeszcze jakiś czas będziemy trwać w czerwonym bagnie socjaldemokracji – dodaje.

Także zdaniem Marka Bernaciaka, przedsiębiorcy z Koła, wolność gospodarcza jest w Polsce silnie ograniczona. Na potwierdzenie swojej tezy biznesmen wymienia kilka kwestii:

1) Skomplikowane i nieprzyjazne prawo gospodarcze, w którym orientacja i bezpieczne poruszanie się wymagają współpracy z prawnikami, a na nich mogą sobie pozwolić tylko już funkcjonujący, dobrze prosperujący przedsiębiorcy. Z punktu widzenia przedsiębiorcy taki np. księgowy jest w zasadzie urzędnikiem państwowym na prywatnym etacie, bo większość czynności księgowego to rozliczanie powinności podatkowych.

2) Ogromna liczba zezwoleń i kontroli ze strony urzędników, którzy najczęściej nie rozumieją (bo skąd?) działalności przedsiębiorców.

3) Zmieniające się prawo i regulacje, wymagające zatrudniania zewnętrznych „specjalistów” do wielu czynności, których tak naprawdę wcale nie trzeba byłoby wykonywać w wolnej gospodarce – jak choćby ustawowy obowiązek zatrudniania specjalisty od BHP.

4) Wysoki poziom tzw. „reżimowej niepewności”, czyli poczucia zagrożenia, że cokolwiek nie wpadnie nam do głowy, może być niedozwolone przepisami i przed jakimkolwiek działaniem „trzeba sprawdzić”, co zabiera czas i powoduje rozproszenia.

5) Zerowa odpowiedzialność urzędników połączona z ogromną władzą niszczenia, zamykania i konfiskaty, co stawia ich w pozycji właściwie okupantów, a nie „służby”.

6) Brak pewności prawa, bo decyzja urzędnika może być zmieniona w dowolnej chwili i odwołana, a konsekwencji tej decyzji dla przedsiębiorcy nie da się cofnąć.

7) Wysokość faktycznego opodatkowania, które stanowi zwykłą konfiskatę, bo nie ma żadnego powiązania podatków z „usługami” rządowymi.

Wolelibyśmy mieć jej jeszcze więcej

Wiceprezes Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości dr Marcin Chmielowski porównuje Polskę do naszych środkowoeuropejskich sąsiadów. Jak zauważa, w rankingu Doing Business 2019 nasz kraj zajął 33 miejsce, wyprzedzając m.in. Czechy, Rumunię i Słowenię, samemu zaś będąc wyprzedzonym przez Austrię, Litwę i Szwecję.

Każdy wolnorynkowiec chciałby, aby notowania Polski były wyższe, ale jak na 190 badanych krajów zajęliśmy dobrą lokatę – komentuje ekspert. Do podobnych wniosków prowadzi dr. Chmielowskiego lektura indeksu Heritage Foundation z 2018 roku.

Według waszyngtońskich ekspertów Polska zajęła 45 miejsce, nadal jednak to wyżej niż niektóre kraje z naszego regionu: Słowacja, Bułgaria czy Węgry – mówi dr Chmielowski. – Opieranie się na możliwie wiarygodnych danych, przy krytycznym patrzeniu na nie i świadomości, że takie rankingi są zawsze w jakiś sposób niedoskonałe, musi zakończyć się odpowiedzią twierdzącą na pytanie o to, czy w Polsce mamy wolność gospodarczą. Mamy, choć wolelibyśmy mieć jej jeszcze więcej – zaznacza ekspert.

 

Niestety, do liderów rankingów wolności gospodarczej takich jak Hongkong, Singapur, Nowa Zelandia, czy Szwajcaria, Polsce jest bardzo daleko.

„Polska ma szansę zreformować wiele działów gospodarki: obniżyć podatki i wydatki publiczne względem produktu krajowego brutto, dokończyć prywatyzację, zliberalizować prawo pracy, zmniejszyć biurokrację oraz przede wszystkim zderegulować gospodarkę. Niestety z powodu naszego członkowstwa w Unii Europejskiej i zobowiązań oraz ograniczeń z tym związanych nie jest możliwe, by ten ostatni postulat, podobnie jak liberalizacja pozaunijnego handlu zagranicznego, został całkowicie zrealizowany” – pisałem w konkluzjach do mojego raportu z 2009 roku. Dzisiaj – po prawie 10 latach – właściwie znajdujemy się w tym samym miejscu i nic nie wskazuje, że się to zmieni. Nie przybliżyliśmy się do rozwiązań wprowadzonych w ustawie Wilczka. Wręcz przeciwnie. Bo wolności gospodarczej nie lubi Unia Europejska i nie lubią władze w Warszawie.

 

Tomasz Cukiernik

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie