3 września 2019

„Zniewolona” czyli wioska potiomkinowska

(fot. materiały filmowe)

Ukraińska Niewolnica Izaura! – serial Zniewolona, który w ostatni piątek zakończył swój bieg w TVP, od początku był porównywany do dawnej telenoweli znanej nam jeszcze z doby PRL-u. Dwuznaczne to porównanie, bo choć Izaura była niezmiernie popularna, to przecież wielu widziało też w niej pierwowzór kiczu. Czy więc Zniewolona pasuje do tego samego schematu?

 

Na wstępie muszę wyznać, że choć należę do pokolenia, które jeszcze załapało się na świadome przeżywanie ostatnich podrygów PRL-u, to jednak tamtej Izaury zupełnie nie pamiętam. Z opisów jej fabuły, mogę stwierdzić, że faktycznie Zniewolona w znacznej mierze powiela podstawową strukturę Izaury czy też jej główne postacie, ale nie znając pierwowzoru, nie będę dręczył Państwa dogłębną analizą tych kwestii. Z resztą, gdyby Zniewolona była tylko kolejną południowoamerykańską telenowelą, można by zadowolić się takim porównaniem i na tym zamknąć temat. Ale nie: trzeba powiedzieć, że ukraińska wersja Izaury odgrywa się w realiach które dla nas, Polaków, są fascynujące. Dlatego też serial zasługuje na więcej uwagi, pomimo swojej osobliwej proweniencji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wielki potencjał

Akcja Zniewolonej dzieje się w Imperium Rosyjskim w połowie XIX wieku, dosłownie chwilę po przegranej przez Rosję wojnie krymskiej. Konkretniej: widzimy tu gubernię czernichowską, na północnych rubieżach dzisiejszej Ukrainy, ale ongiś… tak, tak: to są te najprawdziwsze kresy wschodnie, nie te centralne terytoria Rzeczypospolitej które uchodziły za kresy w dobie II RP, tylko autentyczne kresy naszej państwowości u jej XVII-wiecznego szczytu. I choć województwo czernichowskie zbyt krótko – zaledwie pół wieku – było w naszych granicach, aby bezpośrednio nosić głębokie ślady polskości, to przecież pałace i dworki rosyjskiej szlachty, które tu widzimy, budowane były w głębokim zapatrzeniu na polskie wzorce. Podobnie, przecież wsie i domostwa ruskich chłopów, niewiele tylko się różniły stylistycznie od tych które można było napotkać jeszcze w międzywojniu na rubieżach II RP. Dużo ciekawsze, bliższe nam, jest to niż jakieś tam brazylijskie plantacje, nieprawdaż?

 

Co innego, rzecz jasna, jeśli chodzi o samych ludzi. Pańszczyzna w Rosji to jednak coś zupełnie innego niż u nas – wszak, jednym z problemów które „rozwiązały” rozbiory to właśnie masowe ucieczki rosyjskich chłopów do Polski. Również szlachta rosyjska to zgoła coś innego niż nasza, i z oczywistych względów historycznych, znacznie mniej sympatyczna w naszych oczach. Nadal jednak są to realia które do nas przemawiają, tym bardziej że Zniewolona, stanowiąc ukraińską produkcję, bynajmniej nie każe nam sympatyzować z ową rosyjską szlachtą.

 

Ileż to różnych ciekawych tematów można zawrzeć w serialu osadzonym w tak ciekawych realiach! Przede wszystkim oczywiście motyw dogorywającego systemu pańszczyźnianego, co do którego najwyższe nawet władze Rosji nie miały wątpliwości, że musi zostać zmieniony, choćby i wbrew woli szlachty (do czego z resztą doszło mniej niż dziesięć lat po akcji serialu). Temat ten wiąże się naturalnie z kwestią degeneracji moralnej i gospodarczej szlachty, i potrzebą jej gruntownej przebudowy na obu tych polach – motywy jakże dobrze znane nam chociażby z powieści naszych XIX-wiecznych pozytywistów.

 

Również w centrum uwagi mogą znaleźć się relacje pomiędzy Rosjanami a Rusinami-Ukraińcami: przecież to są czasy Tarasa Szewczenki i prób skonstruowania nowej ukraińskiej kultury w kontrze do dominującej kultury rosyjskiej. Mogą mignąć w tle wątki historyczno-polityczne, ukazujące zawirowania jakie nastały w Rosji po klęsce krymskiej, i ferment religijny, który w XIX-wiecznym prawosławiu co rusz objawiał się wyodrębnieniem osobliwych sekt odrywających się bądź to od głównego nurtu prawosławia, bądź też od starszych sekt starowierców.

I teraz uwaga: wszystkie te wątki faktycznie pojawiają się w Zniewolonej. Można by więc pomyśleć, że mamy tu do czynienia z fantastycznym wręcz serialem historycznym. Niestety – jest zgoła inaczej…

 

…a pod spodem pustka

Problemem Zniewolonej nie jest, absolutnie, jakość w sensie technicznym. Serial naprawdę ładnie oddaje wizualne realia tamtego okresu. Aktorstwo jest na dobrym poziomie. Problemem jest płycizna i próżnia. Zniewolona jest jak pocztówka – ładny obrazek, w którym wprawne oko może dopatrzyć się wielu ciekawych elementów historycznych – ale przecież te elementy nie przemawiają, one po prostu są. Nieważne czy są w tle, czy na przednim planie, ich rolą tak czy inaczej jest tylko żeby ładnie wyglądać? Czasem też, dodajmy w nawiasie, żeby wyglądać szpetnie, gdyż w serialu pojawia się parę scen gwałtów i usiłowanych gwałtów, w których obronie można powiedzieć tylko tyle, że obyło się bez golizny.

 

Wszystkie potencjalnie ciekawe motywy historyczne Zniewolona pokazuje, ale spłyca do absolutnego minimum. Tu wszystko obraca się wokół tego kto kogo kocha, kto lubi, kto pragnie i pożąda, kto zazdrości, kto nienawidzi, i tak dalej. Nawet poddaństwo i pragnienie wolności, które mają być sednem fabuły, są tak samo spłycone. Tytułowa zniewolona, czyli Katierina, to chłopka, która po utracie rodziców zostaje wychowana jako szlachcianka, ale pozostając w stanie poddaństwa, toteż gdy zakochuje się z wzajemnością w szlachcicu, jej właściciele stają na drodze do jej szczęścia. Czy Katierina pragnie być wolna od poddaństwa? Owszem, ona chce ślubu, a do tego potrzebuje wolności, ale czy chciałaby być wolna, gdyby nie ta miłość? Nic na to nie wskazuje. I tak właśnie wygląda sprawa z wszystkimi innymi motywami fabularnymi: w każdym z nich chodzi wyłącznie o rzucenie pod nogi bohaterów takiej czy innej kłody.

 

Ktoś zaprotestuje – ale przecież to jest zwykły romans, więc czegóż to się spodziewać? To prawda. Jednak romans często stanowi główną oś fabuły, czy w filmach, czy w powieściach, i w żaden sposób to nie przeszkadza w przekazywaniu głębszych treści – tu nasuwa się na myśl zwłaszcza Nad Niemnem Orzeszkowej, osadzone w podobnych czasach, podobnym miejscu, i nawet zawierając podobne wątki. Ale Nad Niemnem zatrzymuje się nad każdym elementem, rozmyśla nad nim, zgłębia – a tu dzieje się na odwrót. Nawet filmowa adaptacja Nad Niemnem, skrócona, spłycona do czterogodzinnego mini-serialu, i to niezupełnie udanego, pozostaje znacznie głębsza i ciekawsza od Zniewolonej.

 

Tymczasem, Zniewolona to 48 odcinków, każdy o długości blisko godziny. Miejsca na głębsze treści było aż nadto. Zamiast tego, mamy… cóż, telenowelę. Dzieje się dużo, co rusz następują kolejne zwroty akcji, ale większość z nich ewidentnie służy wyłącznie temu właśnie, aby przedłużyć całość. Toteż jeśli chodzi o główną oś fabuły, tu nieraz kilka odcinków przekazuje to, co w innych dziełach zajęłoby pół godziny.

 

Jak więc podsumować Zniewoloną? Z pewnością jest to serial technicznie udany – och, jakżebym chciałem zobaczyć chociażby wspomniane wyżej Nad Niemnem nagrane na nowo, na takim poziomie! Tyle tylko że za tymi ładnymi pocztówkami mamy pustkę, teatr marionetek, płaskie postacie schodzące się i rozchodzące w płaskich wątkach.

 

Przez Ukrainę, gdzie toczy się akcja Zniewolonej, przepływa Dniepr. Legenda głosi, iż swego czasu, Grigorij Potiomkin skonstruował wzdłuż rzeki atrapy wiosek, obsadzone aktorami, aby pokazać żeglującej Dnieprem carycy Katarzynie jak sprawnie postępuje kolonizacja pustych ziem. Zniewolona to taka filmowa wioska potiomkinowska.

 

Jakub Majewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie