4 stycznia 2021

Czy Wielka Brytania jest… dyktaturą? „Państwo upadłe” i „kaprysy technokratów”

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Adam Derewecki))

Cameron Hilditch z National Review Institute sugeruje, że surowe obostrzenia wprowadzone przez rząd premiera Borisa Johnsona tuż przed świętami Bożego Narodzenia aż nadto pokazują, iż Wielka Brytania to państwo upadłe, w którym  zdolność planowania przyszłości zależy całkowicie od kaprysów technokratów. Brytyjczycy przestali być wolnym społeczeństwem, a rządzący stali się dyktatorami.

 

„Dla tych, którzy mają oczy, które widzą, i uszy, które słyszą, było to jasne od jakiegoś czasu” – wskazuje Cameron Hilditch. Brutalna i nieskuteczna reakcja rządu na epidemię to tylko najnowszy przykład potwierdzający taką ocenę sytuacji. Hilditch przypomina sprawę chłopczyka Charliego Garda z 2017 roku, który urodził się rok wcześniej z syndromem wyczerpania mitochondrialnego DNA. Ta niezwykle rzadka wada genetyczna prowadzi do uszkodzenia mózgu i niewydolności mięśni. Rodzice pragnęli ocalić życie syna, pokładając nadzieję w eksperymentalnych metodach leczenia zaoferowanych m.in. przez Watykan. Papież Franciszek sam zadeklarował, że sprowadzi chłopca do Rzymu. Nie zgodzili się jednak na to medycy zatrudnieni przez rząd. Stwierdzili oni, że w najlepszym interesie dziecka jest jego uśmiercenie. Walka w sądzie nie przyniosła pomyślnego rozwiązania dla Charliego. Sędziowie stanęli po stronie lekarzy. Okazało się, że syn państwa Garda „przez cały czas był własnością państwa brytyjskiego, państwa, które ma prawo go zabić (i przypuszczalnie każde inne dziecko podlegające jego jurysdykcji) z własnych powodów i pod własnym pretekstem” – komentuje Hilditch.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Autora zadziwia, że przypadki takie jak Charliego od czasu do czasu pojawiają się w przestrzeni publicznej, ale nigdy nie wywołują pogłębionej refleksji pośród Brytyjczyków, którzy powinni obawiać się omnipotencji państwa. „Większość ludzi w Wielkiej Brytanii zadowala się życiem w spokoju i posłuszeństwie, bez zapuszczania się na pogranicze swoich swobód obywatelskich, gdzie sami mogliby odkryć, jak daleko sięga ich wolność” – pisze autor. Dodaje, że koronawirus wszystko to zmienił. Dotychczasowe ponadpartyjne lekceważenie wolności osobistych przez rządzących ma miejsce od dawna, ale obecnie przyjmuje niespotykane rozmiary swoistej „tyranii”. Hilditch przypomina, że co roku w czasie przerwy świątecznej rząd może robić co chce, ponieważ nie istnieje kontroli legislatury. Nie ma kontroli uprawnień premiera. Nie ma też żadnych konsekwentnych ani wiarygodnych ograniczeń sądowych wobec władzy wykonawczej, ponieważ premier nie jest związany żadnym najwyższym prawem pokrewnym amerykańskiej konstytucji.

 

Kiedyś taką funkcję spełniała Izba Lordów, podobnie jak Senat w USA, ale premier David Lloyd-George w zasadzie pozbawił ją całej władzy ponad 100 lat temu. Wielka Brytania stała się pod każdym względem „dyktaturą parlamentarną” i premier, który przewodzi większości w Izbie Gmin, „może zrobić wszystko, co podoba mu się w ramach makiawelicznych parametrów praktycznej kalkulacji wyborczej”. „Podczas krótkich okresów prorogacji Wielka Brytania przestaje być dyktaturą parlamentarną i staje się wprost dyktaturą aż do ponownego zwołania parlamentu” – dodaje autor.

 

W okresie przed Bożym Narodzeniem premier Boris Johnson wprowadził surowe ograniczenia praw obywatelskich pod pretekstem walki z rozprzestrzenianiem się Covid-19. Wcześniej, jeszcze przed odroczeniem parlamentu, Brytyjczykom obiecano tymczasowe przywrócenie ich podstawowych wolności w okresie świątecznym. Wkrótce jednak po wyjeździe posłów na święta władza wykonawcza zignorowała obietnice i zamiast poluzowania ograniczeń, wprowadziła surowsze restrykcje „w najbardziej arbitralny i upokarzający sposób”. W tygodniu poprzedzającym Boże Narodzenie rząd ogłosił, że Londyn zostanie objęty najsurowszą kategorią ograniczeń „poziomu 4”. Rząd powiadomił o tym mieszkańców Londynu z zaledwie godzinnym wyprzedzeniem.

 

Zgodnie z restrykcjami „poziomu 4”, zabronione są podróże krajowe, które nie są niezbędne. W rezultacie masa londyńczyków natychmiast spakowała torby i udała się na główne stacje kolejowe w stolicy, aby zdążyć uciec na obszary, gdzie obowiązywały restrykcje poziomu 3 lub 2 i tam spędzić Boże Narodzenie. „Gdy zdolność człowieka do robienia planów na następne 24 godziny życia zależy całkowicie od zdolności do pomyślnego przewidzenia kaprysów około 20 technokratów (…) jasnym jest, że nie żyje on już w wolnym społeczeństwie” – komentuje publicysta. Autor nie ma wątpliwości, że jest to przykład niezwykłego poniżania Brytyjczyków przez rządzących i nie można tego uzasadniać „wyjątkowymi okolicznościami pandemii”.

 

Nawet abstrahując od tego, sugeruje, że jeśli rząd zdecydował się na tak „drakońską politykę”, starając się rzekomo przeciwdziałać rozprzestrzenianiu „śmiertelnego wirusa”, to powinien przynajmniej zrobić to skutecznie. Tymczasem rząd Johnsona swoją nieprzemyślaną i nagłą decyzją o blokadzie Londynu spowodował jeszcze większe zagrożenie prowokując ludzi do podjęcia prób wydostania się ze stolicy, przez co tłoczyli się oni na ciasnych peronach w wielu kluczowych węzłach komunikacyjnych, prawdopodobnie zabierając wirusa do wszystkich zakątków kraju.

 

Według publicysty „National Review”, Brytyjczycy mają przywódcę, któremu udaje się ograniczyć ich swobody, ale jednocześnie nie udaje się osiągnąć celów, do realizacji których używa autorytarnych środków. Premier jest nie tylko nieudolny. Posiada on „niezwykły talent” do otaczania się „okropnymi ludźmi”. To m.in. dlatego Michael Gove torpedował początkową kandydaturę Johnsona na przywódcę Partii Konserwatywnej w 2016 roku, ponieważ brakuje mu „dojrzałego moralnego i politycznego osądu wymaganego do wyboru odpowiednich ludzi do wykonania odpowiedniej pracy”. „Jego straszny, osobisty osąd, z oczywistych powodów, stał się przedmiotem troski narodu od czasu wstąpienia na najwyższy urząd w kraju. Jak można się było spodziewać, zostało to potwierdzone podczas pandemii przez jego nadmierne poleganie na jednym epidemiologu: profesorze Neilu Fergusonie (nie mylić z genialnym szkockim historykiem)”. Ferguson, to tzw. profesor Lockdown. Ustąpił on z rządowej naukowej grupy doradczej ds. nagłych wypadków (SAGE) po tym, jak sam złamał zasady blokady, które polecił narzucić Brytyjczykom w początkowej fazie epidemii, by – jak zaznacza autor – „przespać się” z kochanką, żyjącą w małżeństwie z innym mężczyzną. Mimo kompromitacji w ostatnich tygodniach znowu wrócił do łask rządzących, po cichu zwerbowany przez ekipę Johnsona.

 

W grudniu, zaledwie kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia, w wywiadzie dla „Timesa” potwierdził, iż narzucił model blokady na wzór chiński, a wszystkie kraje w Europie chętnie na niego przystały. „Chińczycy twierdzili, że spłaszczyli krzywą. Na początku byłem sceptyczny. Myślałem, że to było masowe tuszowanie winy. Jednak w miarę gromadzenia danych stało się jasne, że jest to skuteczna polityka” – mówił. Jak dalej stwierdził, że w miarę rozprzestrzeniania się koronawirusa zastanawiał się, czy mimo wszystko będzie to skuteczne w Europie. „To komunistyczne państwo jednopartyjne (…). Myśleliśmy, że w Europie nie ujdzie nam to na sucho (…). A potem Włochy to zrobiły. I zdaliśmy sobie sprawę, że możemy tak postąpić” – komentował „profesor Lockdown”.

 

Metoda walki z koronawirusem zaproponowana przez Fergusona – i tak ochoczo wdrożona praktycznie na całym świecie – bynajmniej nie okazała się skuteczna, a wręcz (zdaniem innych uczonych) przyniosła jeszcze większe szkody. W czasopiśmie medycznym „Lancet” opublikowano badanie prof. Johna Lee, który wskazywał na negatywny wpływ „zamknięcia” na całym świecie. Stwierdził on, że blokady nie mają żadnego związku ze zmierzonymi wskaźnikami infekcji. Patolog i konsultant NHS zasugerował nawet, że lockdowny są nie tylko bezużyteczne, ale co gorsza mogą powodować więcej szkód, niszcząc słabsze warianty wirusa i przyczyniając się do przeżycia bardziej zaraźliwych odmian. Prof. Lee zaznacza, że z naukowego, medycznego i moralnego punktu widzenia nie mają żadnego uzasadnienia. Obecnie mamy już ponad 20 tys. mutacji koronawirusa i żadne szczepionki nie uchronią nas przed zarażeniem się COVID-19.

 

Lockdowny to triumf źle ocenianych priorytetów i słabego rozumienia wirusa. Jedyne, czego możemy być pewni, to olbrzymich dodatkowych szkód spowodowanych ograniczeniami. W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy rozbito rodziny, zrujnowano firmy, utracono miejsca pracy itp. Samotność, izolacja, a także zły stan zdrowia psychicznego – takie są konsekwencje, czego okropnym odzwierciedleniem była rosnąca liczba samobójstw wśród młodzieży. Dramatycznie pogorszył się stan osób starszych i zależnych od innych.

 

Prof. Lee zaznacza, że w trosce o przyszły dobrobyt wszystkich ministrowie powinni już dawno zmienić kurs. Odnosząc się do ustaleń prof. Lee publicystę „National Review” szczególnie niepokoi fakt niezwykłego podziwu profesora Fergusona dla Komunistycznej Partii Chin. Przestrzega on Brytyjczyków przed posiadaną przez Fergusona władzą nad ich życiem. To w rzeczywistości stanowi dramatyczną porażkę systemu politycznego tego kraju. „Brak jest w Wielkiej Brytanii pionowych czy poziomych kontroli uprawnień parlamentarnych; brak kontroli władzy wykonawczej w okresie prorogacji. Nie ma nadrzędnego prawa, zgodnie z którym obywatele mogą postawić swoich przywódców przed sądem. Ludność została całkowicie rozbrojona. Każdy Brytyjczyk, mężczyzna i dziecko w Wielkiej Brytanii pracuje, je, śpi i oddaje cześć za pozwoleniem aparatczyków i komisarzy, takich jak profesor Ferguson” – ocenia Cameron Hilditch. Dodaje, że co prawda nie jest to nowe zjawisko, a Brytyjczycy są niczym „psy na smyczy” swoich przywódców już od prawie 100 lat. Obecnie jednak osiągnięty został moment krytyczny: po raz pierwszy opinia publiczna zaczyna odczuwać szarpnięcia smyczą. W minionych latach odczuwali to tylko nieliczni odważni, np. rodzice Charliego. Jak zastanawia się Hilditch, pozostaje jedno pytanie: czy Brytyjczycy się przebudzą i wyciągną jakąś lekcję z tej „tyranii XXI wieku”?

 

 

Źródło: nationalreview.com / dailymail.com

AS

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(6)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 160 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram