7 czerwca 2016

Czy Wenezuelę czeka zamach stanu i krwawa zemsta chavistów?

(fot.EFE/Miguel Gutierrez/FORUM)

Wenezuela – jeden z najbardziej zasobnych w surowce naturalne na świecie krajów – obecnie znajduje się w największej od lat zapaści społecznej, politycznej i gospodarczej. W trzydziestomilionowym państwie brakuje żywności i leków. Częste przerwy w dostawie prądu, poważne niepokoje polityczne, najwyższy na świecie wskaźnik inflacji i przemoc na niespotykaną skalę (jeden z najwyższych na świecie wskaźników morderstw), uniemożliwiają normalne funkcjonowanie obywatelom. Na początku maja prezydent kraju Nicolás Maduro ogłosił stan wyjątkowy.

 

Jeszcze do niedawana rewolucja socjalistyczna w Wenezueli przyciągała setki lewicowych utopistów z całego świata, którzy wierzyli, że w końcu uda się im zrealizować „raj na ziemi”, jednak ich entuzjazm słabł, w miarę jak stosunkowo kiedyś zamożny i dobrze rozwinięty kraj stopniowo pogrążał się w odmętach gospodarczego i społecznego chaosu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Obecna zapaść to wynik między innymi ponad dwudziestoletniej polityki chavizmu – agresywnej lewicowej rewolucji zainicjowanej przez Hugo Cháveza i kontynuowanej obecnie przez jego następcę – Maduro. Idąc za przykładem Fidela Castro z Kuby, Chávez oskarżył wenezuelskie elity biznesowe, że wskutek kolaboracji z Amerykanami sprowadzają na kraj same nieszczęścia. Postanowił więc zerwać swoisty „sojusz amerykańsko-burżuazyjny” przez drobiazgową regulację każdego aspektu życia gospodarczego i centralne zrządzanie. Zajął się nawet – na wzór państw realnego socjalizmu – redystrybuują dochodów, by poprawić sytuację najbiedniejszych.

 

Gdy ceny ropy, głównego bogactwa naturalnego Wenezueli, utrzymywały się na dość wysokim poziomie, „chavizm” nie napotykał większych problemów. Sytuacja państwa diametralnie zmieniła się jednak po spadku cen na surowce energetyczne, od których zależały wpływy budżetowe.

 

Kłopoty z pozyskaniem petrodolarów przyspieszyły politykę „nacjonalizacji” prywatnego biznesu. Wielka fala wywłaszczeń, która dotknęła duże i średnie firmy, rozpoczęła się w 2005 roku. Przedsiębiorstwa zaczęły trafiać w ręce biurokratów, którzy nie tylko byli skorumpowani, ale także prawie zawsze niekompetentni. Te firmy, które pozostały w rękach prywatnych, musiały zacząć przebijać się przez gąszcz niejednokrotnie absurdalnych przepisów, co paraliżowało ich działalność i uniemożliwiało sprawne zarządzanie.

 

Przykładowo, aby odebrać nieprzetworzone mleko od rolnika i przewieźć je do zakładu przetwórczego odległego o 2 kilometry, firma mleczarska musi każdorazowo starać się w odpowiednim urzędzie o pozwolenie na transport. Przedsiębiorcy nie mogą zwolnić pracowników, chyba, że zastosowali oni wobec kierownictwa przemoc fizyczną. Ceny wielu artykułów, zwłaszcza dóbr podstawowych, ustalane są centralnie i nie pokrywają nawet kosztów produkcji.

 

Wenezuelski deficyt budżetowy co roku powiększa się średnio o ponad 10 proc. PKB, a inflacja jest obecnie najwyższa na świecie. Przewiduje się, że w 2017 r. wyniesie ona aż 2200 proc.! Rząd tworzy pusty pieniądz, by zrównoważyć budżet, a nie może pozyskać waluty na rynku pożyczek.

 

Ludzie posiadają więc mnóstwo nic niewartej gotówki, a równocześnie dostęp do towarów staje się coraz mniejszy. Sytuacja wygląda podobnie jak ponad trzy dekady temu w gospodarkach centralnie planowanych w Europie Wschodniej i Związku Sowieckim. W dziwny sposób, chavizm zrealizował stare socjalistyczne marzenie zniesienia pieniędzy: jeśli nie ma nic, co dałoby się kupić, pieniądze stają się bezużyteczne.

 

Tymczasem rząd o wszystko obwinia Amerykę i Centralną Agencję Wywiadowczą, która – wedle Maduro – prowadzi „wojnę gospodarczą”, by doprowadzić do zmiany władzy.

 

Zwycięstwo opozycji w wyborach parlamentarnych w grudniu ubiegłego roku i podjęte przez nią działania w celu zorganizowania referendum, by skrócić kadencję prezydenta, jedynie rozwścieczyły Maduro. Na początku maja wprowadził on stan wyjątkowy, który ma potrwać co najmniej do roku 2017 i zapowiedział, że nie ustąpi ze stanowiska aż do końca kadencji, tj. do roku 2019. Istnieje ryzyko, że obecny kryzys polityczny przerodzi się ostatecznie w stan wojenny.

 

Do tej pory siłom bezpieczeństwa udawało się tłumić zamieszki zanim się rozprzestrzeniły. Jednak obecnie pojawia się coraz więcej sygnałów wskazujących, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli i w Wenezueli może dojść do obcej interwencji. Stany Zjednoczone naciskają na kraje latynoskie, aby przygotowywały się do ewentualnego wkroczenia do tego kraju w celu „zapanowania nad chaosem i przemocą”.

 

Wielu Wenezuelczyków – w tym także osób z otoczenia prezydenta – jest przekonanych, że obecny kryzys doprowadzi nieuchronnie do próby zamachu stanu i do wewnętrznego rozłamu w wojsku. Zdaniem analityków, byłby to najgorszy możliwy scenariusz. Chaviści od dawna przygotowywali się do takiej sytuacji, tworząc z zagorzałych zwolenników marksizmu doskonale uzbrojone nieregularne siły bojowe. Błyskawicznie mogą one przekształcić się w marksistowską partyzantkę – nie tylko dobrze uzbrojona i wyszkolona, ale także zdeterminowana i zdolna do brutalnych działań. Gdyby sprawdziły się najgorsze przewidywania, chaviści mogą na długo zdestabilizować kraj.

 

Źródło: vox.com

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie