6 lipca 2017

Czy Trump uczyni Polskę wielką?

(Fot. Michal Dyjuk / FORUM)

Już dawno żaden z odwiedzających Polskę przywódców zagranicznych nie wywołał nad Wisłą takiej ekscytacji. Tłumy skandujące nazwisko Trumpa na placu Krasińskich, łzy w oczach kombatantów Powstania Warszawskiego, hurrapatriotyczny chór komentarzy. Czy, jak twierdzą niektórzy, gdy opadnie fala euforii, pozostaną tylko rachunki za gaz i rakiety do spłacenia? Niekoniecznie.   

 

Tłumy Polaków, które tego pogodnego, lipcowego dnia przyszły na plac Krasińskich aby usłyszeć Donalda Trumpa, z pewnością nie były zawiedzione. Przywódca najpotężniejszego (wciąż jeszcze) światowego mocarstwa nie tylko wypowiedział wiele ciepłych słów pod adresem naszego narodu, ale również dokonał zaskakująco dokładnego i wnikliwego przeglądu naszej, szczególnie najnowszej, historii. Ilustrując przywiązanie do wolności, męstwo i waleczność Polaków, wymienił takie fakty, jak Cud nad Wisłą – powstrzymanie w 1920 r. bolszewickiej nawały, stawienie przez Polskę czoła Hitlerowi i Stalinowi, a następnie Powstanie Warszawskie i opór wobec komunizmu, aż do „Solidarności”, którą zapoczątkowała pamiętna Msza Święta papieża Jana Pawła II na warszawskim Placu Zwycięstwa w 1979 r, podczas której zebrał się milion Polaków, którzy nie prosili o bogactwo, przywileje, ale wypowiedzieli trzy proste słowa: My chcemy Boga.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wreszcie amerykański prezydent odniósł się do polskich obaw dotyczących neoimperialnej polityki Kremla: Zachęcamy Rosję, aby wstrzymała swoje działania prowadzące do destabilizacji Ukrainy i Syrii – stwierdził. Najważniejsze jednak dla nas słowa padły wcześniej: Twardo wspieramy artykuł V, zobowiązanie do wzajemnej obrony – zadeklarował Trump, odnosząc się do sojuszniczych zobowiązań krajów NATO. Wylewnie dziękował naszym władzom za zaangażowanie w tworzenie Sojuszu Północnoatlantyckiego i przekonywał, że jego zdaniem to właśnie Polska reprezentuje prawdziwego ducha Europy. Historię powstańczej barykady w Alejach Jerozolimskich, wciąż niszczonej przez Niemców i odbudowywanej przez Polaków wykorzystał jako przykład poświęcenia i nieustępliwości, z jaką należy dziś bronić zachodniej cywilizacji. – Zachód nigdy nie pozwoli się złamać, nasze narody będą rozkwitać, zaś nasza cywilizacja zatryumfuje – zapowiedział.

 

Biznes i program

Niektórzy komentatorzy zwrócili uwagę, że było to przede wszystkim świetne przemówienie marketingowe, mające zapewnić powodzenie misji, z jaką przyjechał do Polski Trump: sprzedaży amerykańskiego gazu Polsce i innym krajom tzw. Trójmorza, pragnącym uniezależnić się od dostaw rosyjskich surowców energetycznych. Dodajmy, że ofertą – jak się wydaje – relatywnie dla Polski korzystną, choć uzależnienie, tym razem od gazu amerykańskiego, również może nieść za sobą poważne zagrożenia. Do tego doszła sprzedaż Polsce amerykańskiego systemu rakiet Patriot, w której to sprawie  podpisane zostało w Warszawie memorandum. W marketingu wiadomo, że jeśli chce się sprzedać komuś jakiś produkt, najlepiej odwołać się do wyższych wartości, które produkt ten może reprezentować. Czy jednak Trump po prostu sprzedał Polakom piękną narrację o walecznych przodkach, mile łechcąc nasze narodowe uczucia, aby tym łatwiej ubić interes? A my kupiliśmy to, fetując go jak gwiazdę popkultury?

 

Trudno nie odnieść wrażenia, że była to wizyta nie tylko biznesowa, ale również i programowa, pokazująca ważne kierunki europejskiej polityki Trumpa. Przecież aby zrobić dobry biznes, amerykański przywódca nie musiał koniecznie przyjeżdżać do Warszawy, wybierając ją na destynację swej pierwszej europejskiej podróży, co niewątpliwie musiało być odczytane w  Niemczech i Francji jako afront. Nie musiał zawierać w swym przemówieniu tak licznych „antyniemieckich” akcentów, przy jednoczesnym zdystansowaniu się wobec Rosji. Nie musiał też okazywać przywódcom państw naszego regionu, zgromadzonym w Warszawie, jak bardzo zależy mu na dobrych relacjach z tą częścią Europy. Nie musiał wreszcie namaszczać Polski na lidera Europy Środkowo-Wschodniej, co niewątpliwie uczynił, wychwalając Polaków przed politykami Trójmorza.

 

Warto zwrócić uwagę, że w swoim przemówieniu amerykański prezydent wskazał dwa największe zagrożenia, jakie stoją przed zachodnią cywilizacją. Pierwszym z nich jest – to nie żadna nowina – islamski ekstremizm, sprowadzający na Europę i Stany Zjednoczone ciągłą groźbę ataków terrorystycznych. Jednak wyraziste wskazanie drugiego wroga wielu mogło zaskoczyć. Dzisiaj Zachód również musi walczyć z siłami, które chcą podkopać naszą wolę – powiedział, pijąc wyraźnie do światowej lewicy, której kultowi biurokracji pozbawiającej naród żywotności i bogactwa, przeciwstawił typową dla prawicy wiarę w rodzinę, godność każdego życia ludzkiego i dążenie każdego człowieka do życia w wolności.

 

Trump nie wypowiadałby tych słów, gdyby nie pewność, że zostaną one dobrze przyjęte przez Polaków, którzy – podobnie, jak i jego wyborcy – znacznie bardziej identyfikują się z triadą: tradycja-rodzina-własność niż z bełkotem eurolewicy. Amerykański prezydent najwyraźniej chce sojuszu z państwami naszej części Europy i pragnie opierać go na wspólnych wartościach, jakie przestały już przyświecać społeczeństwom Europy Zachodniej, a które – jak deklaruje – są jeszcze żywe w jego kraju.

 

Ryzyko i szansa

Jaki interes – oprócz czysto merkantylnego – ma Ameryka w utwierdzaniu tego sojuszu, wydaje się oczywiste. Co prawda Polska w pojedynkę nie może stanowić przeciwwagi dla siły Niemiec, ale już działając jako lider Międzymorza może stanowić poważny element nacisku Waszyngtonu na Berlin. Podobnie jest z kierunkiem wschodnim. Dysproporcja siły militarnej sprawia, że Polska samodzielnie nie liczy się jako przedmurze Europy, ale już w bloku z innymi państwami Międzymorza stanowić może przynajmniej tamę dla rosyjskich wpływów.

Tak więc w interesie USA powinno być wzmacnianie pozycji Polski i rozwój więzi Międzymorza, które jawi się jako jedyna alternatywa dla Polski wobec hegemonii Niemiec lub Rosji. Oczywiście, obydwa te regionalne mocarstwa, które tradycyjnie uważają Polskę za strefę swych bezpośrednich wpływów lub choćby strefę swych żywotnych interesów, będą czuły się z tym niekomfortowo. Niesie to ogromne ryzyko jednoczesnego konfliktu z sąsiadami wschodnim i zachodnim, na który nie wolno sobie pozwolić, gdyż mógłby on zakończyć się prawdziwą katastrofą, podobną do tej w 1939 roku.W tej sytuacji szczególnie istotne będzie prowadzenie mądrej polityki – nie antyrosyjskiej czy antyniemieckiej, ale przede wszystkim polskiej. Nie polityki uległości realizowanej na klęczkach, w przedpokoju kolejnego, tym razem zamorskiego suwerena, ale polityki podmiotowej – z jednej strony ukierunkowanej na interes Polski, z drugiej szanującej podmiotowość wszystkich partnerów wchodzących w skład Międzymorza. W jej prowadzeniu mogą okazać się pomocne problemy wewnętrzne, z którymi poszczególne mocarstwa będą borykać się w najbliższych latach, mogące osłabić nieco siłę ich ekspansji i dać Międzymorzu czas potrzebny na okrzepnięcie i wzrost.

 

Czy jednak Polska będzie od nich wolna? Tak, jeśli nie poprzestaniemy na pompowaniu balonu narodowej megalomanii, tylko wykorzystamy pochwały innych jako trampolinę do wybicia się wzwyż. Jeśli zamiast samozadowolenia, głów w chmurach i wielkich planów na kredyt, zrobimy porządny rachunek sumienia, spłacimy długi i wyznaczymy sobie cele realne do osiągnięcia. A przede wszystkim, jeśli pójdziemy drogą rozwoju inną niż dławiona przez socjalizm, ogłupiona przez rozpustę i kolonizowana przez islam Europa Zachodnia. Drogą zarysowaną przez… Donalda Trumpa, który przekonuje, że wygramy, jeśli na swych sztandarach umieścimy rodzinę, wolność i Boga.

 

 

Piotr Doerre

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie