Największa cykliczna i masowa demonstracja w Polsce nieprzerwanie spędza sen z oczu władz centralnych i lokalnych. Urzędująca wciąż prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz wypowiedziała się w poniedziałek w sposób, z którego wywnioskować można, że może użyć nawet wątłego pretekstu do przerwania niedzielnego Marszu Niepodległości.
– Będziemy wszystko analizować, będziemy wszystko fotografować i jeżeli (…) będą race w takim zakresie, jak w zeszłym roku, to bez wahania rozwiążę tę manifestację – stwierdziła prezydent Gronkiewicz-Waltz. Według niej, marsz zostanie zablokowany także w przypadku, gdy pojawi się nim „element nienawiści” w rodzaju transparentu z hasłem „Polska dla białych”.
Wesprzyj nas już teraz!
Kiedy prowadzący rozmowę dociekał, co stanie się w przypadku, gdy podczas demonstracji ktoś rozwinie choćby jeden „niepoprawny” transparent, odparła, iż to „nieważne”. – Niech pilnują, organizator za to odpowiada. Wszystko będziemy nagrywać – zapowiedziała.
Wobec takiego nastawienia włodarzy stolicy nietrudno przewidzieć, jak w kilkudziesięciotysięcznym tłumie łatwo można będzie sprokurować najbardziej radykalne rozwiązanie. Czy skasowanie marszu urzędniczą decyzją nie mogłoby stać się wówczas zapalnikiem poważniejszych zamieszek? Pamiętając choćby policyjne prowokacje z lat rządów PO i sposób, w jaki władza traktowała wówczas demonstrantów, trzeba brać pod uwagę każdy scenariusz.
Źródło: Polsat News/ onet.pl
RoM