18 marca 2019

Czy pedofilia będzie modna?

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Nie ma zgody na propagowanie pedofilii – z tym zgodzi się zarówno prawica, jak i lewica… Czy aby na pewno? Jeszcze w latach 90. seks dorosłych z dziećmi, zwłaszcza mężczyzn z chłopcami, uchodził za rzecz niegroźną i wręcz modną. Ta propaganda może wrócić. Z dramatyczną naocznością przekonują o tym standardy WHO, które miałyby stać się teraz podstawą edukacji seksualnej w Warszawie.

 

Niebezpieczne „standardy” WHO w Warszawie

Wesprzyj nas już teraz!

Gdy w lutym tego roku prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał Kartę LGBT+ konserwatyści słusznie podnieśli wielkie larum. Wszystko za sprawą charakteru „edukacji” seksualnej, jaką Karta poleca prowadzić w stołecznych szkołach i przedszkolach. Dokument zakłada, że warszawskie dzieci poznawać będą sprawy związane z cielesnością i seksualnością tak, jak ujmują je wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Pobieżny nawet rzut oka na treść tych wytycznych sprawia, że każdemu cywilizowanemu człowiekowi włos jeży się na głowie. Kilkuletnie zaledwie dzieci mają dowiadywać się, jak czerpać przyjemność z masturbacji i uczyć się o „różnorodności tożsamości płciowych” i tęczowych rodzinach. Nieco starsi uczniowie będą z kolei uczeni decydowania, czy podejmować kontakty seksualne – oraz nawiązywania relacji z innymi ludźmi celem odbywania „bezpiecznych i przyjemnych” stosunków seksualnych. W tym kontekście naturalnie pojawiły się zarzuty o torowanie drogi pedofilom. Przedstawiła je między innymi małopolska kurator oświaty, Barbara Nowak. Warszawskie władze twierdzą, że prawica przesadza i zmyśla, a o żadnej pedofilii nie ma mowy. Wiceprezydent Paweł Rabiej posunął się nawet do grożenia sądem tym, którzy będą „zrównywać społeczność LGBT z pedofilią”.

 

Gdzie się podziali promotorzy pedofilii?

O „zrównywaniu” w dosłownym sensie nie ma mowy. Nikt nie twierdzi przecież, że każdy homoseksualista jest pedofilem. A jednak zamykanie oczu na związku między społecznością gejowską a promocją pedofilii byłoby zwykłą głupotą, podobnie jak udawanie, że zachęcanie nieletnich do podejmowania stosunków seksualnych nie jest na rękę różnym zwyrodnialcom. Jeszcze w latach 90. zarówno w Europie jak i w Stanach Zjednoczonych środowiska prohomoseksualne zupełnie otwarcie głosiły postulaty, za których podniesienie dziś każdy zostałby zlinczowany. Seks dzieci z dorosłymi, zwłaszcza chłopców z mężczyznami, przedstawiany był w licznych artykułach prasowych, publikacjach książkowych czy nawet reklamach jako rzecz nie tylko niegroźna, ale nawet godna upowszechniania. Warto zadać sobie pytanie, gdzie podziali się wszyscy promotorzy pedofilii, którzy kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu marzyli o zniesieniu jakichkolwiek barier prawnych w kontaktach erotycznych z dziećmi? Radykalnie zmienili poglądy? A może raczej jedynie strategię?

 

Wstyd po amerykańsku

Problem propagandy pedofilskiej w Stanach Zjednoczonych naświetliła dobrze amerykańska autorka Mary Eberstadt. W Polsce ukazała się w tym roku jej książka „Adam i Ewa po pigułce. Paradoksy rewolucji seksualnej”. Jeden z rozdziałów tej wydanej w USA w 2012 roku pracy jest poświęcony w całości zagadnieniu oswajania odbiorców prasy i mediów z czynami pedofilskimi. Eberstadt jest znawczynią tematu; wcześniej, w latach 1996 i 2001, opublikowała na łamach neokonserwatywnego tygodnika amerykańskiego „The Weekly Standard” dwa obszerne artykuły, w których w niezwykle wymownych i dosadnych cytatach przedstawiła problem pedofilskiej propagandy. Co ciekawe, według autorki w Stanach Zjednoczonych w dziesięcioleciach po rewolcie ‘68 roku nienaruszone praktycznie pozostało tabu seksu dorosłych z dziewczynkami. Zboczeńcy domagali się raczej uznania za dopuszczalne stosunków między mężczyznami a dorastającymi chłopcami. Próbowano przekonać opinię publiczną, że część nieletnich, odkrywając swój rzekomy homoseksualizm, sama pożąda takich kontaktów i nie należy tego zabraniać, bo nie ma w tym nic szkodliwego. Zainteresowanych szczegółami czytelników odsyłam do oryginalnych tekstów Mary Eberstadt, dostępnych za darmo na łamach internetowego wydania„The Weekly Standard”. Tu opiszę skrótowo kilka przytoczonych przez nią przykładów pedofilskiej propagandy. Proszę trzymać się mocno.

 

Chłopcy jako drapieżnicy

W latach 90. w „New Republic” opublikowano artykuł pod tytułem „Sokolątko”. Tym rzeczownikiem określano chłopców wykorzystywanych przez pedofili. Autorzy sugerowali, że w seksie męsko-dziecięcym to właśnie dzieci są „drapieżnikami”. W tekście solidaryzowano się z członkami Północnoamerykańskiego Stowarzyszenia Miłości Mężczyzn i Chłopców (NAMBLA), poddanymi wówczas krytyce ze strony konserwatystów. NABMLA to aktywna do dziś (sic!) organizacja powstała w 1978 rok. Do 1994 była częścią Międzynarodowego Stowarzyszenia Lesbijek i Gejów (ILGA), skąd wyrzucono ją dopiero pod presją ONZ (to „à propos” braku związku między pedofilią a homolobby). W gruncie rzeczy krok ten mógł zadziwiać. Fakt wyrzucenia NAMBLA z ILGA mógł zaskakiwać jako… „nienaukowy”. Narracja wielu przedstawicieli świata medycznego była bowiem wówczas propedofilska. Jak referuje Eberstadt, jeszcze w 1998 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (APA) pisało w wydanym przez siebie biuletynie, że seksualne wykorzystywanie dzieci wcale nie musi być dla nich szkodliwe. Zaproponowano, by nie mówić już o „sprawcy” i „ofierze”, jeżeli tylko nieletni zgodził się na obcowanie. Wówczas należy pisać po prostu neutralnie o „seksie dorosłego z dzieckiem”. APA jest tym samą organizacją, która w roku 1973 uznała homoseksualizm za „orientację”, a nie, jak dotąd „dewiację”, co było w gejowskiej propagandzie bardzo istotnym przełomem ułatwiającym późniejsze triumfy legislacyjne w krajach zachodnich…

 

Calvin Klein i Vanity Fair

Artykuł w „New Republic” nie był żadnym wyjątkiem. Popularne w Stanach czasopismo „Vanity Fair” opublikowało w roku 1995 tekst, w którym usprawiedliwiano działania homoseksualisty i pedofila, Larry’ego Lane’a Batemana. Mężczyzna trzy lata wcześniej został prawomocnie skazany za nagrywanie pod prysznicem chłopców, wstawianie takich ujęć do filmów pornograficznych i dzielenie się treściami pedofilskimi z innymi zboczeńcami. W „Vanity Fair” twierdzono, że ofiarą były nie nagrywane przez pederastę dzieci, ale on sam właśnie; swoich czynów miał bowiem dopuszczać się wyłącznie na skutek negatywnej społecznej oceny homoseksualizmu.

 

Prasa to nie wszystko. Podobnie występne treści bywały też obecne w reklamach. Eberstadt opisała kampanię reklamową firmy odzieżowej Calvin Klein z 1995 roku. W filmach prezentujących ubrania pozowali półnadzy nastoletni chłopcy, w pozach budzących erotyczne skojarzenia. Z offu ich urodę oceniał męski głos – należący do blisko 60-letniego Lou Maletty, szefa jednej z nowojorskich organizacji gejowskich, aktywnego też w biznesie związanym z homoseksualną pornografią.

 

„Miłość międzypokoleniowa”

Pedofilską propagandę szerzono w Stanach Zjednoczonych także w książkach. W 1991 roku wydano pracę „Męska intymność międzypokoleniowa: Perspektywy historyczne, społeczno-psychologiczne i prawne” pod redakcją Holendra Edwarda Brongersmy. Oto przykładowe wyimki z abstraktów artykułów w tej książce: „Pedofilia jest zawsze uznawana przez większość społeczeństwa jako forma seksualnego wykorzystywania dzieci. Tymczasem analiza osobistych relacji składanych przez pedofilów sugeruje, że te doświadczenia mogą być rozumiane w różny sposób”; „Przemoc bardzo rzadko występuje w pedofilskich relacjach z chłopcami. Oddziaływanie może być silne w długotrwałych związkach; może być zdrowe lub niezdrowe”. Praca bazowała na dwóch numerach „American Journal of Homosexuality” z 1990 roku, które poświęcono rozważaniom nad „męską międzypokoleniową miłością”. Ich redaktorem był John P. DeCecco, cytowany w wyżej wymienionej pracy w kontekście chwalenia „niezwykle odżywczej relacji”, jaka może być jakoby rezultatem kontaktu pedofila z chłopcem.

 

Inne wydawane w tamtym okresie książki to na przykład: „Mając odwagę mówić: Historia i współczesne perspektywy miłości do chłopców”; „Niektórzy chłopcy”, którą opisywano jako „pamiętnik miłośnika chłopców”; „W obronie zagubionego żołnierza” Rudiego van Dantziga, gdzie mówi się o stosunku seksualnym między 11-latkiem a kanadyjskim żołnierzem w Holandii roku 1944…

 

Europa. Zieloni i holenderska partia pedofilów

W Europie nie było lepiej. Eberstadt skupia się w swoich tekstach na promowaniu seksu męsko-chłopięcego, stąd przywołuje przykład francuskiego ministra kultury, Frédérica Mitterranda, który w wydanej w 2005 autobiografii przyznał, że płacił w Tajlandii za chłopców… Jak podał polityk, czuł, że jest od nich wprost „uzależniony”. Książka nie wywołała żadnej sensacji; dopiero po czterech latach pedofilską przeszłość Mitteranda nagłośniła Marine Le Pen. Bez większego skutku; pozostał na stanowisku ministra kultury do końca rządu François Fillona w 2012 roku.

 

Bardziej znana jest sprawa Daniela Cohn-Bendita, niemieckiego lewicowa spod znaku Zielonych, uczestnika brutalnych protestów ulicznych neomarksistowskiej rewolty 1968 roku. Cohn-Bendit wielokrotnie opisywał erotyczne doświadczenia, jakie miał mieć w kontaktach z dziećmi; po latach, gdy takie wyznania zaczęły wywoływać krytykę, tłumaczył, jakoby jego słowa były tylko „grą” ze społecznym tabu. Lewak przyznawał jednak, że na fali rewolucji seksualnej w Niemczech rzeczywiście interesowano się „seksualnością dziecka”. To prawda. Na zjeździe Zielonych w 1980 roku powstała grupa robocza „Geje i pederaści”, którą rozwiązano dopiero po 7 latach. W 1978 roku na łamach pisma „Plfasterstand”, w którym pracował zresztą sam Cohn-Bendit, anonimowy autor pisał o „uwiedzeniu przez sześciolatkę”, co było dla niego wspaniałym doznaniem, iż – jak się wyraził – „pierwszy raz nie skończył zbyt wcześnie”. W 1980 roku w książce „Pedofilia dzisiaj” Dagmar Döring, jeszcze kilka lat temu aktywna polityk liberalnej FDP, opisywała swoje fascynacje homoseksualną pedofilią, deklarując, że „zaspokoić… mogłoby ją tylko dziecko, w szczególności dziewczynka”. Do 1993 roku w programie Zielonych utrzymano propozycję obniżenia wieku dopuszczalnej inicjacji seksualnej. Winni tej pedofilskiej propagandy nigdy nie ponieśli poważniejszych konsekwencji swoich czynów; Cohn-Bendit do dziś bryluje na lewackich salonach, w 2018 roku sam prezydent Francji Emmanuel Macron oferował mu jeszcze tekę ministra środowiska we francuskim rządzie (polityk ma także francuskie obywatelstwo).

 

Swoistym apogeum pedofilskich inklinacji części lewicy było utworzenie w Holandii w roku 2006 (sic!) Partii na Rzecz Miłości Bliźniego, Wolności i Różnorodności (PND). Ugrupowanie optowało w pierwszym kroku za obniżeniem dopuszczalnej granicy inicjacji seksualnej do 12. roku życia, a w dalszym za całkowitym w ogóle jej zniesieniem. Co ciekawe, towarzyszył temu postulat dopuszczenia stosowania narkotyków przez osoby w takim właśnie młodym wieku… Partia została zakazana dopiero po czterech latach działalności.

 

Czy pedofile zniknęli?

Ten pobieżny przegląd pokazuje, że pedofilskie lobby jeszcze niedawno było bardzo silne obecne w mediach i polityce. Gdzie podziały się poglądy wszystkich tych zboczeńców? Czy pod wpływem nauczania moralnego Kościoła katolickiego porzucili swoje rozpustne zapatrywania? Próżno żywić na to nadzieję, choć trzeba przyznać – póki co nie ma w społeczeństwie akceptacji dla pedofilii. Według Mary Eberstadt to całkowicie zaskakujący owoc kryzysu nadużyć seksualnych w Kościele. Amerykańska autorka twierdzi, że kryzys ten doprowadził do pojawienia się w mediach licznych i bardzo osobistych relacji dorosłych już mężczyzn, którzy jako dzieci padli ofiarą molestowania; ich cierpienie i trauma sprawiły, że opinia publiczna zrozumiała, jak wielkim złem jest seks dorosłych z dziećmi. Zły jednak nie śpi i patologie, które wydają się dziś pokonane, mogą powrócić. Już sama tylko obecność w standardach WHO adresowanych do nieletnich zachęt do uprawiania seksu pokazuje, że duchowa choroba części elit każąca uznawać seks z dziećmi za coś pozytywnego nie została całkowicie wyleczona.

 

Nie miejmy zatem złudzeń. Jeżeli pozwolimy sobie narzucić homoseksualną propagandę, tak, jak uczyniły to już liczne kraje zachodnie, obudzimy się z ręką w nocniku. Tu nie chodzi o tolerancję i równość, ale wyłącznie o swobodę rozpusty i umożliwienie dewiantom wykorzystywania wszystkich ludzi, bez względu na ich płeć i wiek, do realizowania swoich seksualnych zachcianek. Dzieci, w szczególności młodzi chłopcy, są dla nich idealnym celem. Legalizacja pedofilii jest jedną z ostatecznych konsekwencji seksualnej rewolucji. Stąd zboczonej propagandzie trzeba postawić całkowitą, nieprzepuszczalną tamę już w samym zarodku. Edukację seksualną ze szkół trzeba usunąć raz na zawsze. O seksualności dzieciom mają prawo mówić wyłącznie rodzice i Kościół katolicki. Propagatorom dewiacji dziękujemy!

 

 

Paweł Chmielewski

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie