7 sierpnia 2019

Czy medialni giganci to sędziowie i cenzorzy? Poszkodowani zabrali głos

(fot. ROM)

Ogromna skala ingerencji globalnych koncernów medialnych w swobodę wypowiedzi, niejasne kryteria działania platform społecznościowych, ideologiczny dyktat korporacji narzucających użytkownikom własne zasady światopoglądowe, to najważniejsze powody reakcji parlamentarnego zespołu debaty publicznej wobec cenzury w internecie. O jaskrawych przejawach dyskryminacji użytkowników prezentujących tradycyjne i konserwatywne poglądy, podczas środowego spotkania tego gremium rozmawiali głównie poszkodowani oraz prawnicy. Reprezentanci rządu oraz koncernów nie skorzystali z zaproszenia do debaty.

 

Światowe korporacje działające na polskim rynku działają według arbitralnie narzucanych zasad, niejednokrotnie niemających oparcia w tutejszym prawie. W dodatku odznaczają się wyraźnym ideologicznym zabarwieniem. Pod mglistym pretekstem mowy nienawiści czy nietolerancji blokują możliwości działania i wypowiedzi osobom czy organizacjom krytycznym wobec agendy LGBT, ostrzegającym przed roszczeniami majątkowymi środowisk żydowskich bądź też broniącym powszechnego prawa do życia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W ostatnim okresie przypadki zawieszania kont organizacjom i mediom prezentującym konserwatywne poglądy w spornych kwestiach moralnych nasiliły się. Firmy Google i Facebook na swoich platformach na różne sposoby kneblowały profile między innymi portali „Najwyższego Czasu” i wSensie.pl, telewizji wRealu24 czy Radia Maryja.

 

Podczas środowego posiedzenia parlamentarnego zespołu debaty publicznej na temat cenzury w internecie, przedstawiciele mediów opowiadali o rozmaitych przypadkach ograniczania swobody wypowiedzi przez globalne koncerny.

 

Tomasz Sommer, redaktor naczelny pisma „Najwyższy Czas” powiedział między innymi, że portal nczas.com na początku czerwca pozbawiony został możliwości publikowania reklam. Koncern Google znacznie ograniczył też zasięg oddziaływania tego medium za pomocą internetowych wyszukiwarek. Próby interwencji u globalnego potentata są w polskich warunkach znacznie utrudnione, gdyż, jak stwierdził redaktor, polscy użytkownicy zepchnięci zostali do drugiej kategorii. Firma często stosuje wobec nich politykę „zero kontaktu”. W imieniu koncernu rozmowy z konserwatywno-liberalnym portalem podjął pracownik, który przedstawił się jedynie z imienia i nie zechciał podać nawet swego numeru telefonu. NCzas.com zdołał, za pośrednictwem firm amerykańskich, dowiedzieć się, że powodem blokady były zastrzeżenia wobec części komentarzy zamieszczonych przez czytelników. Google monitoruje bowiem zamieszczane treści, utożsamiając opinie pod artykułami z nimi samymi i traktując je jako jednolitą treść. Media, które znajdą się na cenzurowanym, otrzymują ostrzeżenia i stoją przed perspektywą trafienia na „czarną listę”, co wiąże się z odcięciem jakiejkolwiek ścieżki odwoławczej czy też kontaktu z platformą – są po prostu przez medialnego potentata „skreślone”.

 

Jak przypomniał Tomasz Sommer, wprawdzie koncerny tego typu co Google czy  Facebook są przedsiębiorstwami prywatnymi i korzystanie z ich usług jest dobrowolne, to jednak ich monopolistyczna pozycja oraz jaskrawe ideologiczne nastawienie stawia znaczącą część użytkowników w sytuacji dyskryminacji. Niektóre państwa stosują wobec takich praktyk rozmaite podejście, włącznie z zakazem działalności potentatów. Potrafią też z powodzeniem egzekwować stosowanie czytelnych zasad, broniących interesów mniejszych podmiotów. Chodzi na przykład o zakaz ingerowania w światopoglądowe zabarwienie publikowanych treści.

 

Niezainteresowani dyskusją?

Na środowym posiedzeniu oczekiwani byli przedstawiciele ministerstwa cyfryzacji i sprawiedliwości oraz korporacji Google, jednak nie przybyli. Szef zespołu Robert Winnicki zapowiedział, że zarówno posiedzenia, jak i zaproszenia wobec tych podmiotów będą kontynuowane w nieodległej przyszłości.

 

Marcin Rola, redaktor naczelny portalu wRealu24.pl żałował, że nie ma okazji przedstawienia reprezentantom rządu oraz firmy Google wielu pytań dotyczących traktowania przez medialnego giganta „politycznie niepoprawnych” klientów. Ubolewał też, że – sądząc po braku obecności na posiedzeniu zaproszonych przedstawicieli dwóch resortów – polskich władz nie interesuje cenzurowanie dziennikarzy oraz łamanie prawa przez globalne koncerny.

 

Jak relacjonował Marcin Rola, jego portal doświadczył na przestrzeni ostatnich trzech lat wielu ingerencji operatora kanału You Tube: blokowania poszczególnych materiałów oraz całych kanałów, ograniczania zasięgów, przerywania transmisji na żywo, ostrzeżeń, wreszcie metody „na zagłodzenie”, czyli stopowania opcji zarabiania na reklamach. – Prewencyjna cenzura jest zakazana w polskim prawie – przypomniał dziennikarz, który chciałby m.in. dowiedzieć się od Google, w którym miejscu jego portal złamał regulamin. Rola wskazał również, że w polskim kodeksie karnym nie funkcjonuje pojęcie „mowy nienawiści”, będące w wielu przypadkach oficjalnym powodem cenzorskich interwencji. – Koncern Google stawia się w roli sędziego i cenzora – ocenił.

 

Podczas spotkania zespołu głos zabrała również Agnieszka Jarczyk z Fundacji Życie i Rodzina, upowszechniającej wiedzę na temat procederu zabijania dzieci nienarodzonych oraz propagandy pro-LGBT. W ostatnich miesiącach na Facebooku i Twitterze zawieszane bądź usuwane były konta zarówno samej organizacji, jak i jej liderki – Kai Godek. Fundacja zwróciła się o pomoc prawną w tych sprawach do instytutu Ordo Iuris.

 

To, że są to globalne koncerny nie oznacza, że mogą robić tutaj co chcą, ponieważ obowiązuje ich polskie prawo – podkreśliła Agnieszka Jarczyk.

 

Dr Tymoteusz Zych, wiceprezes Ordo Iuris podkreślił, że obecny w naszej konstytucji artykuł 54. gwarantuje wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, zakazując cenzury prewencyjnej oraz represyjnej. Orzecznictwo sądów jasno wskazuje natomiast, że wolność wypowiedzi obowiązuje także w przestrzeni internetowej. Jednak regulaminy narzucane użytkownikom przez portale, np. społecznościowe, budzą wiele wątpliwości. Na przykład, funkcjonujący do niedawna regulamin Facebooka odsyłał w spornych sprawach do jurysdykcji sądów w… Kalifornii. Koncern wycofał się z tego zapisu dopiero pod wpływem presji ze strony Unii Europejskiej.

 

Wiele prawniczych znaków zapytania wzbudza także nieostre pojęcie mowy nienawiści, którym posługuje się You Tube. Właściciel stosuje ograniczenia wobec niektórych klientów powołując się na mało klarowne pojęcia „antydyskryminacyjne”. Jak wskazał mecenas Tomasz Chudzinski z Ordo Iuris, instytut interweniował w ostatnim czasie w kilku przypadkach związanych z blokowaniem konserwatywnych treści.

 

Prawnicy wskazali na to, że aby przeciwdziałać faktycznej dyskryminacji, warto sformułować w polskim prawie katalog zakazanych treści, jednak należy ten temat potraktować z ostrożnością, gdyż wspomniane pojęcie bywa traktowane instrumentalnie i nadużywane, w imię ideologii, do cenzurowania niewygodnego przekazu.

 

Ordo Iuris przekazało już kiedyś ministerstwu cyfryzacji projekt założeń do zmian w odpowiednich ustawach. Wobec indywidulanych przejawów represji ze strony monopolistów można też interweniować za pośrednictwem wymiaru sprawiedliwości czy też Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji.

 

RoM

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 864 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram