1 lutego 2018

Czy Izrael przygotowuje swoich obywateli do wojny prewencyjnej z Libanem?

(fot. TT NEWS AGENCY)

Wypowiedzi i ruchy izraelskich decydentów oraz szefów aparatu bezpieczeństwa kraju rodzą uzasadnioną możliwość, że władze w Tel Awiwie przygotowują społeczeństwo izraelskie do wojny prewencyjnej z Libanem – donosi portal al.-monitor.com.

 

Pierwsza wojna prewencyjna przeciwko Libanowi wybuchła w 1982 r. i przekształciła się w długą katastrofę. Druga – wybuchła w 2006 roku, po tym jak Hezbollah porwał dwóch izraelskich żołnierzy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wrażenie, że Izrael przygotowuje opinię publiczną do „uderzenia prewencyjnego”, które zainicjowałoby wzdłuż północnej granicy kolejny konflikt na dużą skalę (wojna objęłaby Hezbollah operujący w Libanie i Syrii, a także sojuszników, a więc Iran), staje się coraz silniejsze.

 

29 stycznia premier Izraela Benjamin Netanjahu wyruszył w szybką podróż do Moskwy, gdzie odbył kolejne spotkanie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Było to już siódme spotkanie obu przywódców w ciągu dwóch i pół roku. W rzeczywistości obaj liderzy spotykają się mniej więcej co kwartał.

 

Jak dotąd te bliskie relacje skutecznie zapobiegły tarciom między izraelskim a rosyjskim lotnictwem, które działają w tym samym regionie w Syrii, czasami jednocześnie.

Problem polega na tym, że plan Netanjahu jest szerszy i bardziej naglący niż jakikolwiek mechanizm zapobiegający tarciom między dwiema armiami. Szef izraelskiego rządu próbuje przekonać Putina, że jeśli Rosjanie nie powstrzymają ambicji i działań Irańczyków w Syrii i Libanie, wówczas Izrael zrobi to sam.

 

Tel Awiw tym samym może wywołać kolejną wojnę na Bliskim Wschodzie,  zagrażając osiągnięciom militarnym Rosji w całym regionie. Netanjahu – chociaż nie spodziewa się, że Putin wyrzuci Irańczyków z tego obszaru – liczy, że przynajmniej utrudni Irańczykom rozszerzanie wpływów. Szef izraelskiego rządu chce, by Rosjanie ograniczyli ruchy Iranu i nie wtrącali się do ewentualnej wojny, jeśli Tel Awiw zdecyduje się interweniować militarnie w Libanie.

 

Izraelski minister obrony Avigdor Liberman 29 stycznia zapowiedział buńczucznie: „Jesteśmy zdeterminowani, aby uniemożliwić Iranowi zdobycie przyczółka w Syrii”. Kontynuował: „Wiemy o obiektach rakietowych w Libanie [Precyzyjnym Projekcie] i wiemy o ludziach zaangażowanych w produkcję tych pocisków (…) Wykorzystamy całą naszą siłę nacisku, dyplomatyczną i inną, aby zapobiec wytwarzaniu rakiet. Można zatrzymać to, co dzieje się w Libanie, przez coś więcej niż tylko bomby. Myślę, że wciąż jest wystarczająco dużo zasobów, wystarczające opcje i wykorzystamy je wszystkie”.

 

Pierwszy raz Izrael stwierdził publicznie, że wie o inżynierach zaangażowanych w projekt budowy rakiet w Libanie. Oprócz Libermana również generał brygady Ronen Manelis podjął niezwykły krok, publikując w tym tygodniu artykuł w libańskiej prasie opozycyjnej. Ostrzegł w nim Hezbollah, Iran i ludność południowego Libanu, że „siedzą na beczce prochu” i że ewentualny przyszły atak na Izrael spowoduje niebezpieczną pożogę.

 

Tym samym władze izraelskie przeszły od ukrytych do jawnych gróźb. Netanjahu wysłał szefów swoich agencji wywiadowczych na spotkanie z Putinem, w tym szefa Mosadu Yossi Cohena i szefa wywiadu wojskowego gen. dyw. Herzlem Halevi.

 

Wg portalu al.-monitor.com., próbują oni przekonać Putina – prezentując wysokiej jakości dane wywiadowcze zebrane przez Izrael – że Iran za wszelką cenę chce się „osiedlić” w Syrii i Libanie, by produkować tam rakiety dla precyzyjnych baterii rakietowych, które stanowią strategiczne zagrożenie dla Izraela.  

 

Ten intensywny dialog między izraelskimi i rosyjskimi siłami bezpieczeństwa wywołał w Waszyngtonie duże zaskoczenie i konsternację, ale Izraelczycy mają wyjaśnienie, dlaczego jest konieczny.

 

Taktyka, którą przyjęli Netanjahu i Liberman, ma przekonać Putina, że Iran – skuteczny sojusznik Rosjan w Syrii w walce z ISIS i rebeliantami – już teraz nie jest mu potrzebny. Izrael próbuje dać do zrozumienia, że sytuacja się zmieniła, Teheran podjął rywalizację o wpływy także z samą Rosją i zamierza „siać terror” wszędzie, gdzie się tylko da.  

 

Izrael zdaje się tłumaczyć, że jeśli „społeczność międzynarodowa” lub supermocarstwa nie powstrzymają Iranu, to Tel Awiw nie będzie miał innego wyboru, jak samemu zaatakować. Mogłoby to doprowadzić do ponownej pożogi w regionie, podważając w ten sposób wszystkie dokonania Rosji.

 

Chociaż Izrael nie zapomniał ogromnego fiaska działań, które doprowadziły do katastrofalnej wojny Jom Kippur w1973 roku.

 

Tym, czego obawia się teraz Izrael, jest to, że historia może się powtórzyć i wojna z Libanem, który już ma potężny zasób rakiet, będzie  niezwykle kosztowna dla obywateli izraelskich. Liderzy głowią się nad tym, jaką podjąć decyzję. Wojna prewencyjna, by powstrzymać Iran przed rozszerzeniem wpływów w tym regionie, na nowo rozpali cały Bliski Wschód. Dziesiątki tysięcy pocisków i rakiet zostanie wystrzelonych w strategiczne cele w Izraelu. Koszt dla Izraela będzie ogromy, nawet jeśli koszt dla strony przeciwnej będzie jeszcze większy.

 

Uwagi Libermana wskazują na taktyczne podejście Izraela, który w pierwszym etapie próbuje zablokować proces rozszerzania wpływów Teheranu i produkcji rakiet w Libanie za pomocą środków dyplomatycznych. Długa seria spotkań z Putinem jest tylko czubkiem tego wysiłku. Jednocześnie prowadzone są rozmowy z administracją USA, którą Tel Awiw usiłuje namówić do interwencji. Jeśli to się nie powiedzie, Izrael pójdzie w kierunku ukrytego rozwiązania militarnego. Liberman wspomniał o tym, kiedy powiedział: „Wiemy o ludziach zaangażowanych w produkcję tych pocisków”.

 

Jeśli i te wysiłki nie powiodą się, Tel Awiw zdecyduje, czy zainicjować uderzenie prewencyjne w Libanie i Syrii, ryzykując katastrofę, czy też zachować powściągliwość i doraźnie reagować na wydarzenia, jakie będą mieć miejsce. Żadna opcja – z punktu widzenia izraelskiego państwa – nie jest dobra. Chodzi o to, by wybrać tą najmniej szkodliwą – konkluduje al.-monitor.com.

 

W listopadzie ub. roku Izrael zorganizował wielkie manewry „Blue Flag” z udziałem także polskich F-16. Prawie sto samolotów z ośmiu państw zarówno w dzień, jak i w nocy prowadziło rozpoznanie, bombardowało i toczyło walkę z obroną przeciwlotniczą nad pustyniami i morzem.

 

Polska wysłała sześć samolotów F-16 oraz 120 żołnierzy. Zarówno lotników, jak i personel naziemny. Nasi piloci prowadzili operację w dużych międzynarodowych ugrupowaniach, składających się z samolotów różnych typów.

 

„Blu Flag” to najważniejsze ćwiczenia organizowane przez Siły Powietrzne Izraela. Pierwsza edycja odbyła się w 2013 roku. Ubiegłoroczna była największą w historii. Poza żołnierzami z Polski, brali w niej udział także żołnierze z USA, Grecji, Indii, Francji, Niemiec i Włoch.

 

W 2015 r. Polacy po raz pierwszy wzięli udział w manewrach na Bliskim Wschodzie, współpracując z lotnikami z Izraela, Grecji oraz Jordanii. Wykonywali zadania zarówno w izraelskiej, jak i jordańskiej przestrzeni powietrznej.

 

Źródło: al.-monitor.com., polska-zbrojna.pl

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram