7 kwietnia 2018

Czy islam rzeczywiście „należy do Niemiec”?

(Fot. REUTERS / Michael Buholzer / FORUM)

Z miesiąca na miesiąc wzrasta liczba mieszkających za Odrą muzułmanów. Angela Merkel obiecała wprawdzie w swoim niedawnym exposé, że nie dopuści już do ponownego otwarcia granic na miliony, ale tysiące przybywają wciąż – według oficjalnych statystyk to miesięcznie od 12 do 17 tysięcy azylantów, głównie z Syrii, Afganistanu i Nigerii.

 

Rządząca koalicja umówiła się, że będzie ich wpuszczać – rocznie Niemcy chcą przyjmować nawet 200 tysięcy osób. Do tego dochodzi ustalony przez CDU/CSU i SPD limit sprowadzanych do RFN członków rodzin przyjętych już azylantów – 1000 miesięcznie. Jak łatwo wyliczyć, do kolejnych wyborów we wrześniu 2021 roku licząc od teraz „zasili” Niemcy jeszcze przynajmniej 600 tysięcy muzułmanów. To tylko ci „importowani”, a przecież w już mieszkającej w kraju społeczności islamskiej panuje wyraźnie wyższy przyrost naturalny. Obecnie muzułmanów jest za Odrą około 5 mln, ilu więc będzie w roku wyborczym?

Wesprzyj nas już teraz!

 

W tej sytuacji Niemcy dyskutują, czy islam jest częścią niemieckiej kultury i państwa, czy też nie – a jeśli tak, to co to w zasadzie znaczy? W ostatnich dniach sprawę na ostrzu noża postawił nowy szef MSW Horst Seehofer, mówiąc publicznie, że muzułmanie jako obywatele do RFN należą, ale islam już nie, bo Niemcy to kraj o korzeniach chrześcijańskich. Wkrótce ze sprostowaniem pospieszyła sama Merkel, przekonując, że Seehofer się mylił, bo islam jest przecież „częścią Niemiec”. Rozgorzała wielka debata. Lewica poparła kanclerz, prawica Seehofera, a centrum podzieliło się, szukając jakiegoś salomonowego rozwiązania.

 

Gra tymczasem toczy się o najwyższą stawkę. Szef CSU odmawiając islamowi niemieckości chce powiedzieć, że wiara mahometańska nie ma i nie może mieć żadnego przełożenia na niemiecką kulturę i prawo. Przeciwnicy ujęcia Seehofera zdają się tymczasem na taki wpływ przyzwalać. Co to oznacza w praktyce? W ubiegłym roku Thomas de Maizere, zaufany człowiek Merkel, a wówczas szef MSW, zasugerował możliwość wprowadzenia w niektórych landach… państwowych świąt islamskich. Szybko wycofał się pod naporem ostrej krytyki, ale przecież takie pomysły to nic nowego, lewica podnosi je od dawna. Jeżeli podniesie je także chadecja, dyskusja będzie skończona.

 

A islam jako „część Niemiec” to nie tylko państwowe święta, to także konieczność wyrugowania z przestrzeni publicznej wszystkiego, co islam drażni – na przykład symboli chrześcijańskich. To także zmuszanie ludności nieislamskiej do przyjmowania islamskich obyczajów, vide serwowanie w szkolnych stołówkach potraw bez wieprzowiny. To wreszcie dalsza destrukcja małżeństwa – będzie się tak nazywało już nie tylko związki homoseksualne, ale i poligamiczne. Niemiecka telewizja wyemitowała niedawno reportaż o rodzinie uchodźców, w której mężczyzna ma dwie żony – krytycy trochę pokrzyczeli, ale obyło się bez żadnych przeciwdziałań. Brzmi to jak absurd, ale dla wielu absurdem bynajmniej nie jest; a im więcej będzie w Niemczech islamskich wyborców, tym takie zjawiska będą częstsze i szerszą będą zyskiwać akceptację wśród polityków. To droga do całkiem realnej już islamizacji.

 

Paweł Chmielewski

 

(tekst stanowi fragment artykułu pt.: „Za Odrą burza. Możemy na tym skorzystać”, opublikowanego 28 marca 2018)

 

 

Zobacz także:

 

Polonia Christiana 47. Imigranci – piąta kolumna kalifatu

 

Polonia Christiana 47. Imigranci piąta kolumna kalifatu

 

Polonia Christiana 18. Wojny demograficzne

 

Polobia Christiana 18

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 864 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram