26 sierpnia 2020

Czy Adam Niedzielski zerwie z „doktryną Szumowskiego”? Trzy wyzwania [OPINIA]

(Fotograf: ASW/Archiwum: ArtService)

Czy nowy minister zdrowia to nowa nadzieja czy raczej efekt personalnych przepychanek w obozie władzy? Załóżmy jednak, że sprosta on najważniejszym wyzwaniom, porządkując bałagan po swoim poprzedniku. Czym zatem powinien zająć się w pierwszej kolejności?

 

Adam Niedzielski nie będzie miał łatwego zadania. Presja na ministrze zdrowia w czasach ogłoszonej przez WHO pandemii jest ogromna. Jedni z nowym szefem newralgicznego resortu wiążą wielkie nadzieje, zakładając, że minister-ekonomista może szybko rozprawić się z licznymi absurdami, z jakimi mamy do czynienia w Polsce w związku ze zdejmowaniem i nakładaniem obostrzeń. Czy tak się stanie? Zachęcam, by jednak zachować zdrowy dystans. Warto pamiętać, że minister zdrowia nie jest wolnym elektronem. W obecnych czasach może wiele, ale – i w zasadzie na całe szczęście – dobiegły końca długie tygodnie, gdy z tego właśnie resortu kierowano całym państwem. Oznacza to, że Niedzielski nie będzie wszechwładny, ale na pewno stanie się jedną z ważniejszych postaci w rządzie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Inna sprawa to powody nominacji dla Niedzielskiego. Nie sądzę, by jedynym powodem było zmęczenie Łukasza Szumowskiego. Najpewniej były już szef resortu zdrowia zadrżał przed odpowiedzialnością za trefne zakupy w trakcie lockdownu, szczególnie, że jako protegowany premiera Mateusza Morawieckiego trafił na celownik resortu sprawiedliwości, czyli centrum antypremierowskiej opozycji wewnątrz rządu. Wydaje się, że czynnikiem ostatecznie decydującym o dymisji Szumowskiego był brak zgody wewnątrz partii rządzącej na zdjęcie z urzędników państwowych odpowiedzialności za decyzje podjęte w interesie publicznym, jakim jest – zgadli państwo – walka z pandemią. Jak nietrudno się domyślić, taki absurdalny przepis chroniłby właśnie Szumowskiego i jego przybocznych. Mimo to pojawienie się w rządzie Niedzielskiego to jednak ostateczny tryumf ludzi Morawickiego, którzy nie dali sobie narzucić nikogo z frakcji im niechętnej, a takim kandydatem był przecież Stanisław Karczewski.

 

Adam Niedzielski nie jest zatem żadnym „doktor Quinn” w walce z pandemią, zaplanowanym gamechangerem, który wkracza, aby uporządkować cały bałagan oraz dokonać wielkiego zwrotu w antyepidemicznej polityce państwa. To raczej efekt żmudnego przeciągania liny między rządowymi frakcjami niż podstępnego planu premiera, zakładającego jakiś rzekomy „wielki zwrot” i odejście od nastroju psychozy, jaki zdominował urzędy i państwowe instytucje w związku z przeciwdziałaniem epidemii.

 

Tak czy inaczej przed ministrem Niedzielskim stoją dzisiaj konkretne wyzwania. Nie jest wykluczone, że jako doświadczony menedżer dostrzega je i będzie chciał im sprostać. Warto zatem opisać krótko to, z czym powinien jak najszybciej się rozprawić, by nie dopuścić do tragedii znacznie większej niż epidemia koronawirusa.

 

Odmrozić służbę zdrowia

To bodaj najpilniejsza sprawa do załatwienia, wszak polska służba zdrowia przypomina obecnie bombę z opóźnionym zapłonem, która lada moment eksploduje. Wśród lekarzy dominują dwie postawy wobec de facto zamkniętych przychodni i szpitali: jedni chwalą teleporady i wymyślony przez Szumowskiego system opieki zdrowotnej (a właściwie jej brak), inni wręcz przeciwnie: udostępniają kolejne informacje dotyczące zaniedbań lekarzy, nawet w zakresie obowiązujących ekstraordynaryjnych przepisów. Jeden z kardiologów opublikował niedawno wykres obrazujący procentowy spadek przypadków chorób serca zgłaszanych w tym roku. Efekt okazał się dość przerażający: statystyki związane z leczeniem chorych na serce spadły o blisko 50 proc. Z oczywistych powodów trudno zakładać, że w czasie pandemii ludzie nagle przestali chorować. Raczej należy założyć, że strachu lub klinczu panującego w służbie zdrowie, potrzebujący nie uzyskali w ostatnich miesiącach właściwej opieki medycznej.

 

Jeśli stan zamrożenia służby zdrowia potrwa dłużej, niebawem będziemy mieli drastyczny wzrost ofiar śmiertelnych, ale nie z powodu choroby COVID-19, lecz innych chorób, których wielu nie chce lub nie może leczyć. Paranoja trwa nie tylko wśród pacjentów, przerażonych rządowymi komunikatami o kolejnych zakażonych czy groźbami zapowiadającymi drugą falę nadejścia jakiejś straszliwej choroby (kiedy – warto zapytać – była pierwsza ta fala, skoro owe „rekordy” zachorowań bijemy w sierpniu a krzywa raczej stale idzie w górę, wbrew niedawnym zapewnieniom ministerstwa zdrowia o prognozowanym spadku liczby chorych), ale także wśród lekarzy, przekonanych iż nic obecnie nie stanowi większego zagrożenia dla służby zdrowia od koronawirusa.

 

Katastrofa wisi nad polskim systemem zdrowotnym. Jeżeli nowy minister zdrowia nie otworzy przychodni oraz nie zlikwiduje przynajmniej części szpitali jednoimiennych, pozostawiając zamknięte co najwyżej oddziały zakaźne, dojdzie do tragedii. Zegar tyka i czasu naprawdę jest niewiele. Warto szybkim cięciem pozbyć się tego węzła gordyjskiego, zanim panika rozkręci się na dobre.

 

Zmienić przepisy o kwarantannie

Niebezpieczne przekonanie o tym, że każdy zakażony wirusem jest niemal jak potwór zombie, którego należy zamknąć w domu, również stanowi prostą drogę do społecznej tragedii. Wiemy od kilku miesięcy, że samo zakażenie koronawirusem nie musi skutkować chorobą COVID-19. A to właśnie ten zespół odpowiada za zgony osób z osłabionym układem odpornościowym. Jaki jest zatem sens przetrzymywania zakażonych w domach? Jaki jest sens izolowania tak zwanych „osób z kontaktu”, które często zaledwie minęły się z osobą zakażoną?

 

Co więcej, obecne przepisy o kwarantannie umożliwiają lekarzom nałożenie na nas przymusu zamknięcia się w domu na podstawie zewnętrznych objawów zakażenia koronawirusem, do których należą np. gorączka czy kaszel. Tego typu objawy ma jednak większość osób z przeziębieniem. Za kilka tygodni zaś wielu z nas będzie jeździć w tramwajach i robić zakupy w sklepach z osobami zakatarzonymi, krząkającymi czy osłabionymi z powodu przeziębień właśnie. Czy wówczas każda taka osoba zostanie zmuszona do konsultacji z lekarzem i odsyłana na kwarantannę? Czy podobny los spotka tzw. „osoby z kontaktu”, które, dajmy na to, przebywały w na terenie tego samego sklepu co osoba, u której akurat wykryto zakażenie koronawirusem?

 

Łatwo zauważyć, że przymusowa izolacja osób zakażonych, z podejrzeniem zakażenia lub z tzw. kontaktu, to ogromny problem, którego nasza służba zdrowia nie udźwignie w okresie wzmożonej aktywności rozmaitych wirusów. Dr Zbigniew Martyka, szef oddziału zakaźnego szpitala w Tarnowie, zauważył swego czasu, że do jego poradni zgłaszali się często ludzie z typowymi objawami przeziębienia, przerażeni perspektywą choroby COVID-19. Czy trudno sobie wyobrazić, że obok prawdziwych zakażeń, jesienią da się we znaki także potężna fala paniki wśród osób, u których kaszlnięcie już teraz powoduje nerwowość a wręcz strach?

 

Słusznie zauważył dr Paweł Basiukiewicz, że wyławianie osób zakażonych koronawirusem ma podobny sens, co wyłapywanie kropel w trakcie ulewy. Dziennie możemy mieć tysiące takich zakażeń, a ich oficjalna liczba uzależniona jest jedynie od ilości przeprowadzanych testów.

A zatem kolejne wyzwanie dla Adama Niedzielskiego to zmiana przepisów o kwarantannie i orientacja części służby zdrowia na leczenie choroby COVID-19, nie zaś walkę z zakażeniami koronawirusem, która dawno straciła już sens. 

 

Koniec z absurdalnymi obostrzeniami

Działalność ministra Szumowskiego, który w jakimś chorym widzie dręczył społeczeństwo swoimi, często bezprawnymi i przesadnie uciążliwymi, rozporządzeniami została częściowo ukrócona już przez premiera Mateusza Morawieckiego. A jednak nie zmieniło to zasadniczego kierunku polityki rządowej wobec walki z koronawirusem: nadal ministerstwo zdrowia miało wiele do powiedzenia, wprowadzając bezmyślne restrykcje. Ostatnią erupcją głupoty okazało się kolorowanie powiatów. To posunięcie było zresztą sprzeczne z oficjalnymi komunikatami resortu zdrowia, którego przedstawiciele z uporem zapewniali, że wszystko jest pod kontrolą, a ogniska zostały rozpoznane. Skoro tak, dlaczego zatem postanowiono nakładać kolejne obostrzenia na całe powiaty? Jeżeli wiemy, gdzie są ogniska i kontrolujemy epidemię, z jakiego powodu władza zmusza ludzi do chodzenia w maseczkach po ulicach?

 

Cała sytuacja jest o tyle absurdalna, iż przy obecnej mobilności, gdy ludzie z łatwością przemieszczają się z jednego końca Polski na drugi, transport z powiatu do powiatu, by skorzystać z siłowni lub wziąć udział w większej imprezie rodzinnej, nie stanowi najmniejszego kłopotu. Resort zdrowia jednak reklamuje swój pomysł jako genialną i nową metodę walki z epidemią. W istocie jest jednak efekt braku pomysłu, co robić w obecnej sytuacji powszechnego zmęczenia permanentnym stanem walki z czymś, co jest właściwie nie do pokonania. Poza ponownym nakręcaniem paniki wśród bardziej wrażliwych osób czy straszeniem przedsiębiorców, że lada moment ich działalność znowu wyhamuje, tego typu działania nie przynoszą efektów. Co więcej, obawiam się, że przy obecnym poluzowaniu większości restrykcji wirus po prostu krąży po kraju, nie zważając specjalnie na to, czy rząd pokoloruje jakiś powiat na żółto czy na czerwono. Panuje bowiem jakieś obsesyjne przekonanie, że koronawirus chętnie przebywa w jakiś konkretnych miejscach, że w tym powiecie na pewno go nie ma, za to przebywa na wypoczynku w górach a czasem przeniesie się nad morze. Innym zaś razem wybiera się do kościoła lub opuszcza ze strachu ulice Mińska, wypełnione protestującymi.

 

Tu warto znów wrócić do metafory ulewy. Deszcz już pada, a urzędnicy z ministerstwa zdrowia dwoją się i troją, by wyłapywać krople. Należy zatem – i to ostatnie z najpilniejszych zadań, stojących przed Niedzielskim – zrezygnować z punktowych obostrzeń. Czas leczyć chorych, zamiast toczyć beznadzieją walkę o ograniczenie zakażeń.

 

Miejmy nadzieję, że nowy szef resortu zdrowia okaże się faktycznie sprawnym menedżerem i nie pozwoli się zdominować medykom, których sporo zapewne pojawi się w jego otoczeniu. Obecny minister zdrowia powinien spojrzeć na problem walki z nową chorobą szerzej niż tylko przez pryzmat ograniczania rozprzestrzeniania się wirusa. Pewnych zjawisk nie sposób okiełznać, za to obecny stan medycyny może pozwolić nam skutecznie leczyć choroby. I na tym właśnie powinien skoncentrować się resort zdrowia.

 

Tomasz Figura

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie