4 lipca 2018

Awantura o Sąd Najwyższy. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

(Fot.Michal Dyjuk/FORUM)

Rozstrzygnięcia z początku lipca, dotyczące wejścia w życie ustawy o Sądzie Najwyższym, rozgrzały do czerwoności znaczącą część opinii publicznej, która stając po stronie rządu bądź opozycji, śledzi losy kolejnej batalii rządu PiS o przejęcie części władzy. Ale jest to spór jałowy, wręcz zastępczy, którego znaczenie w postkomunistycznym porządku prawnym ma jedynie wymiar symbolu. Tak wiele razy po 1989 roku odzierano Polaków z ich własnych praw i zasobów, okłamując przy tym, iż wszystko to czyni się dla ich dobra i w granicach prawa, że wiarygodność rzekomej reformy sądownictwa można ulokować na poziomie wenezuelskich obligacji.

 

Choć partia Jarosława Kaczyńskiego dzierży większość w parlamencie, to jednak jest Komisja Europejska, są też tysiące opozycyjnych działaczy partyjnych liczących na państwowe łupy po przejęciu władzy. Można więc odpalić show. Komentatorzy w telewizyjnych fotelach, publiczność przed ekranami, niektórzy nawet na ulicach. Oto i wrzaski z sejmowej mównicy. W Brukseli pan Timmermans z wnioskiem w trybie pilnym. Pani Prezes Sądu Najwyższego stanowczo do dziennikarzy. Kamery TVN-u w biegu za demonstrantami. Gdzieś w tłumie tabliczki z napisem „konsTYtucJA”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Problem w tym, że mityczni „Ty” i „Ja” nie mamy już czym się emocjonować. Nie ma bowiem większego znaczenia, czy ustawa zmieniająca ustrój Sądu Najwyższego jest zgodna z konstytucją lub nie jest, kiedy jej najwięksi krytycy nie chcą o to zapytać Trybunału Konstytucyjnego. Mało tego, jakie znaczenie będzie miał wyrok Trybunału, jeśli w następnych wyborach jedna partia zdobędzie większość 2/3 głosów w parlamencie i zmieni sobie w konstytucji niewygodne przepisy?

 

Dotąd wyglądało to subtelniej. Ustawę zasadniczą obchodzono i łamano w białych rękawiczkach, przy współudziale największych mediów, autorytetów z dziedziny prawa konstytucyjnego i wreszcie samego Trybunału Konstytucyjnego. Jakie znaczenie ma konstytucyjna zasada własności, kiedy to jedną decyzją zabiera się z OFE setki miliardów złotych zdeponowanych tam przez Polaków? Czy to jest – jak mówi art. 64 ust. 3 ustawy zasadniczej – ograniczenie własności w drodze ustawy i bez naruszenia istoty prawa własności? Co przez lata uczyniono z art. 22 tejże, który dopuszcza ograniczenie wolności działalności gospodarczej tylko ze względu na ważny interes publiczny? Czy ktoś jest w stanie oszacować ogrom wprowadzonych barier i wykazać, gdzie po drodze zginął tenże interes i co właściwie oznaczał? Słynny łódzki drukarz, który nie mógł sprzedać bądź odmówić sprzedaży swej usługi wedle własnej woli poznał ten „interes” na własnej skórze.

 

To nie ma znaczenia, że skraca się kadencję sędziów Sądu Najwyższego, kiedy od 21 lat istnieje w Polsce prawo pozwalające pod różnymi pretekstami na zabijanie nienarodzonych dzieci, podczas gdy art. 38 ustawy zasadniczej miał zapewniać każdemu człowiekowi prawo do życia. Czy ktoś z rządzących przejął się losem tych najmniejszych i najsłabszych? Losy obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej „Zatrzymaj aborcję” wskazują, iż sejmowa większość dąży do utrwalenia tej patologii.

 

To nie ma znaczenia, że pani prezes Gersdorf będzie dalej przychodzić do pracy i nie uzna postanowień ustawy, jeśli spojrzymy na sam proces stanowienia prawa w Polsce. Konstytucja mówi, iż to Sejm i Senat stanowią prawo, podczas gdy większość projektów ustaw składa organ wykonawczy, jakim jest rząd – i najwięcej z tych projektów staje się właśnie obowiązującym prawem. Mało tego, premier tego rządu – jak choćby w przypadku uchwalanej pod dyktando Izraela kolejnej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – przychodzi do Senatu i niejako pogania jego członków, by szybciej głosowali.

 

Wymieniać można by dłużej. Ale nie zapominajmy o konkluzji: polskie państwo jest zamkiem na piasku, który można wznosić i burzyć bez końca. Nie zostało bowiem oparte na jakichkolwiek stabilnych podstawach ustrojowych, na jakimkolwiek autorytecie władzy. U jego podstaw próżno szukać nienaruszalnego katalogu imponderabiliów. Począwszy od konstytucji, przez dziesiątki tysięcy ustaw, aż po miliony rozporządzeń, serwuje nam się fikcję prawną, w której korzyści uzyskują głównie najbardziej wpływowi i bezwzględni, a szary obywatel nie zna dnia ani godziny, kiedy jego majętność lub wolność ponownie zostaną naruszone.

 

A jest przecież alternatywna konstytucja, po którą od tysięcy lat sięgnąć można w każdej chwili. Jest dużo prostsza i przy tym bardziej sprawiedliwa. Zmieściła się na dwóch kamiennych płytach.

 

Benedykt Witkowski

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie