17 października 2016

Czerwono-zielone Niemcy katastrofą Europy i Polski

(Angela Merkel. Z tyłu portrety Gerharda Schroedera (L) i Helmuta Kohla / KAY NIETFELD/dpa /Forum)

Centralistyczne unijne superpaństwo, ścisłe związki Niemiec z Rosją, głębokie rozbrojenie Europy, forsowanie radykalnej ideologii gender i aborcji – oto plan polityczny socjalistów i Zielonych, którzy w przyszłym roku chcą przejąć za Odrą władzę.

 

Po szesnastu latach przerwy, w 1998 roku niemieccy socjaliści wrócili do władzy. Odsuwając od rządów Helmuta Kohla, Gerhard Schröder nie przysłużył się specjalnie ani własnemu krajowi, ani Europie. Wzmacniał kosztowne i demoralizujące państwo socjalne, powielał błędy wcześniejszej polityki imigracyjnej, nie stawiał żadnej tamy moralnej deprawacji, wzmacniając tym samym postępującą dechrystianizację kraju. Odkąd jego partia w 2005 roku nieznacznie przegrała z CDU, SPD nie gra w Niemczech głównej roli. Socjaliści współrządzą wprawdzie razem z chadecją w ramach tak zwanej „wielkiej koalicji”, jednak przez Merkel blokowane są chociaż niektóre ich szkodliwe zapędy (niektóre, bo część postulatów czerwonych utopistów popiera także „chrześcijańska” CDU).

Wesprzyj nas już teraz!

 

Teraz, po 11 latach przerwy, SPD znowu staje przed szansą objęcia najważniejszego urzędu w Niemczech. Merkel słabnie wskutek rozczarowania Niemców jej polityką imigracyjną. Rosnąca w siłę Alternatywa dla Niemiec odbiera wprawdzie wyborców wszystkim partiom, ale odwołując się do konserwatyzmu najbardziej szkodzi CDU. Jeżeli do przyszłorocznych wyborów partia Merkel straci jeszcze więcej, to nie wykluczone, że władzę w kraju obejmie lewacka koalicja socjalistów, postkomunistów i Zielonych. Z polskiej perspektywy to czarny scenariusz.

 

Jakiej Unii Europejskiej chce SPD?

Czerwono-zielone rządy miałaby bez cienia wątpliwości głęboko destrukcyjny wpływ na Unię Europejską. By ocenić skalę zagrożenia, wystarczy przyjrzeć się dziesięciopunktowemu programowi, jaki po wystąpieniu Wielkiej Brytanii z UE przedstawili dwaj czołowi politycy SPD: jej szef Sigmar Gabriel, oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Martin Schulz. W opublikowanym przez nich planie jako główne remedium na bolączki UE przedstawia się utworzenie europejskiego rządu. Jego premier miałby być wprawdzie wybierany w wyborach powszechnych w całej Unii i kontrolowany przez PE oraz parlamenty krajowe, ale zarazem miałby posiadać szerokie prerogatywy, odbierając państwom narodowym kolejne uprawnienia.

 

Następnie Gabriel i Schulz proponują narzucenie Europie bardziej jednolitego systemu gospodarczego i powiązanie go ze wspólnotowym, rozwiniętym systemem opieki socjalnej. Współpraca miałaby zacieśniać się też na poziomie bezpieczeństwa wewnętrznego, prowadząc aż do utworzenia europejskiego odpowiednika FBI. Wreszcie to europejski rząd powinien wziąć na siebie główny ciężar prowadzenia polityki zagranicznej, ograniczając samodzielność poszczególnych państw. Zarysowany program to pomysł wyłącznie SPD. W rzeczywistości mógłby wyglądać nieco inaczej, bo z jednej strony w kierunku popierania jeszcze większego centralizmu parliby Zieloni, a z drugiej nieco więcej kompetencji narodom chciałaby pozostawić Lewica, zwiększając dla odmiany nacisk na ogólnoeuropejskie rozwiązanie kwestii socjalnych.

 

NATO i Rosja

Szczególne zainteresowanie w programie SPD może budzić pomysł stworzenia wspólnej europejskiej polityki zagranicznej. Socjaliści, Zieloni i postkomuniści dążą do jak najlepszych stosunków z Rosją, nawet kosztem krajów Europy Wschodniej, promując dodatkowo demilitaryzację Europy. Nawet jeśli i dziś Merkel dogaduje się z Władimirem Putinem ponad głowami Polaków choćby w sprawie rozbudowy gazociągu Nord Stream, to dla czerwonych z jej rządu to wciąż za mało. Niedawno ważką propozycję w takim kierunku złożył obecny szef niemieckiego MSZ, Frank-Walter Steinmeier z SPD, dziś jeden z najpopularniejszych niemieckich polityków. Steinmeier zaproponował, by celem odbudowania stosunków z Rosją postawić na ograniczanie zbrojeń i głęboką transparentność polityki militarnej. Ten kierunek miałby dotyczyć zwłaszcza tych krajów, które dziś… czują się zagrożone działaniami Moskwy, a zatem zwłaszcza Litwy, Łotwy i Estonii.

 

 

Choć propozycja Steinmeiera wywołała według niemieckich mediów niemałe poruszenie w NATO, to dla lewicy zza Odry nie jest niczym wyjątkowym. Wcześniej ten sam Steinmeier otwarcie krytykował natowskie manewry „Anakonda” za to, że „drażnią Rosję”. Z kolei jego szef Sigmar Gabriel wypowiadał się wielokrotnie przeciwko nałożonym na Rosję sankcjom gospodarczym, twierdząc, że „izolacja” niczemu nie służy, a wobec konfliktów z Rosją pomoże wyłącznie „dialog”. Bardzo podobnie uważają Zieloni, którzy wkrótce po zajęciu Krymu i wybuchu konfliktu w Donbasie zaproponowali wyciągnięcie do Moskwy ręki i demilitaryzację, w tym odstąpienie od budowy natowskiego systemu ochrony przeciwrakietowej w Europie. Jeszcze dalej idzie Lewica, bo partia ta ma w swoim programie postulat… demontażu NATO i zastąpienia go nowym układem militarnym budowanym z walnym udziałem Rosji.

 

Przeciwko rodzinie, życiu i Kościołowi

W przypadku czerwono-zielonych rządów oczywistością jest naturalnie antyrodzinny skręt w polityce społecznej i rodzinnej. SPD już od lat myśli o legalizacji homoseksualnych „małżeństw”. W ostatnich latach socjalistom udało się skłonić Merkel jedynie do akceptacji jednopłciowych związków partnerskich, ale to przecież tylko mały krok w obranym kierunku. Strach pomyśleć, co w temacie rodziny mógłby zaproponować rząd choćby w niewielkiej tylko mierze kreowany przez Zielonych; to właśnie wśród nich rodzą się dziś w Niemczech najbardziej wynaturzone pomysły, jak choćby zupełnie niedawny postulat umożliwienia aż czworgu osób dorosłych pełnienia funkcji „rodziców” tego samego dziecka, co miałoby być ukłonem w stronę homoseksualnych już nawet nie par, ale „wielokątów”. To również Zieloni w wielu niemieckich landach są motorem wprowadzania w przedszkolach i szkołach brutalnej polityki genderowej, polegającej na przymusowym wpajaniu nawet sześcioletnim (sic!) dzieciom akceptacji dla seksualnych dewiacji.

 

Pod rządami lewaków stosunkowo najmniej mogłoby zmienić się w obszarze ochrony życia. Tej w Niemczech i tak praktycznie nie ma, bo aborcja, choć de iure zakazana, de facto jest szeroko dostępna, co skutkuje około 100 tysiącami zabitych dzieci nienarodzonych rocznie. Już dziś w powszechnym obrocie są też pigułki „po” o działaniu wczesnoporonnym. Czerwono-zielona władza zrobiłaby jednak na pewno wiele, by uczynić z Niemiec nowy eutanazyjny „raj”, na co dziś nie ma zgody CDU. Gdy idzie o prostytucję i sutenerstwo, to są one w RFN już w pełni legalne, choć trzeba przypomnieć, że jeżeli dziś postępowi Niemcy nieomal chlubią się największymi burdelami Europy, to jest to „zasługą” poprzednich rządów SPD. Gdy idzie o Kościół katolicki, to uderzyć weń bardziej, niż ma to miejsce dzisiaj, byłoby zapewne niełatwo – chadecja Merkel już teraz bardzo aktywnie uczestniczy w ruchach świeckich, angażując się na przykład w Centralnym Komitecie Niemieckich Katolików. Jej rola polega na niszczeniu Kościoła od środka, pod katolickim szyldem występują bowiem zupełnie jasno przeciwko Ewangelii i papieżowi. Bez wątpienia jednak czerwono-zielona władza prędzej przegłosowałaby zakaz noszenia symboli religijnych w miejscach publicznych (częsty postulat polityków SPD) czy też likwidację chrześcijańskich świąt (postulat młodych Zielonych).

 

Islam i imigranci

Trudno wyobrazić sobie bardziej proislamską i proimigracyjną politykę od tej, którą w ubiegłym roku zaprezentowała kanclerz Merkel szeroko otwierając niemieckie granicy na uchodźców. Pewne jest jednak, że o ile CDU przynajmniej teoretycznie może odejść od zgubnej polityki imigracyjnej, zwłaszcza, jeżeli po kolejnych wyborach musiałaby współpracować z AfD, to SPD i Zieloni (bo Lewica już nie, o czym później) są po prostu skazane na błędne działania w tym obszarze. W przypadku Zielonych chodzi o oczywiste względy ideowe; ugrupowanie to na sztandarach ma promocję społeczeństwa multikulturalnego i rugowanie z przestrzeni publicznej chrześcijaństwa, zrównując jego znaczenie z różnego rodzaju przesądami czy ateizmem.

 

Z kolei SPD, prócz podzielania z Zielonymi liberalnej ideologii wielokulturowości, od muzułmanów jest po prostu częściowo zależna. Niemal wszyscy uczestniczący w wyborach niemieccy Turcy głosują właśnie na tę partię. Zaostrzenie kursu względem imigrantów czy niezgoda na islamizację kraju w przypadku rządów socjalistów i Zielonych oznaczałaby zatem z jednej strony zaprzeczenie własnym fundamentom ideowym, a po drugie odrzucenie naturalnego elektoratu. Inaczej jest z Lewicą, która gromadzi nieco bardziej „narodowy” elektorat, nawet jeżeli nastawiony agresywnie socjalnie i patrzący z nostalgią za czasami NRD; partia ta od miesięcy zyskuje popularność, podobnie jak AfD właśnie dzięki kryzysowi imigracyjnemu. Kryzys imigracyjny byłby zatem potencjalną kością niezgody w lewicowym obozie, ale nie ulega wątpliwości, że Lewica, najmniej znacząca z całej trójki, musiałaby ustąpić przed liberalną ideologią i czysto politycznymi zależnościami Zielonych i SPD.

 

Czerwono-zielone Niemcy katastrofą Europy i Polski

Można zatem z pełnym przekonaniem stwierdzić, że rządy czerwono-zielonej (lub czerwono-czerwono-zielonej) koalicji w Niemczech miałyby katastrofalne skutki. Z jednej strony powielałyby obecne błędy Berlina w postaci choćby niemądrej polityki imigracyjnej czy fatalnej polityki braku ochrony dla życia, z drugiej dokładając jeszcze szereg nowych problemów, takich jak wspieranie skrajnie centralistycznej wizji UE, głębsze jeszcze umacnianie antypolskiego niemiecko-rosyjskiego partnerstwa czy popieranie skrajnej ideologii gender. Pozytywów ewentualnego przejścia sterów władzy od chadecji do socjalistów próżno szukać. Całe szczęście, że scenariusz czerwono-zielonych rządów w Niemczech wciąż jest bardzo odległy i niewykluczone, że przy sterach pozostanie chadecja – albo ponownie w koalicji z SPD, albo w koalicji z AfD.

 

Nie oznacza to oczywiście, że Polacy mają specjalne powody do radości. Wprawdzie kolejna kadencja parlamentarna zdominowana przez partię obecnej kanclerz mogłaby charakteryzować się nieco przynajmniej większym konserwatyzmem, to radykalnego otrzeźwienia nic nie zapowiada. Przywiązanie Merkel do dotychczasowej polityki imigracyjnej; zdominowanej przez Berlin koncepcji UE; dość ścisłych relacji gospodarczych z Rosją (Nord Stream) kosztem Europy Wschodniej; przyzwalania na masowe aborcje i stopniowe umacnianie genderyzmu – to wszystko jest dobrze znane. Jedno jest jednak pewne: nawet jeżeli rządy obecnej koalicji są złe, to rządy SPD, Zielonych i Lewicy byłyby jeszcze gorsze.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie