21 września 2013

Panuje powszechne przekonanie, że polskie firmy internetowe czy tzw. startup-y nie liczą się wcale na międzynarodowym rynku. Czy aby na pewno? To fakt, że nie dorobiliśmy się jeszcze własnego Skype’a czy Google’a. Ale faktem też jest, że znajdujemy swoje nisze, w których jesteśmy znakomici i… popularni. Trzeba jednak przyznać, że tych sukcesów mogłoby być dużo więcej. Potencjał mamy bowiem ogromny. Nie tylko zresztą w branży IT.

 

Najlepszym tego dowodem jest firma Red Sky, którą założyli dwaj młodzi szczecinianie Arkadiusz Seńko i Maciej Zawisza de Sulima. Internetowym biznesem zajęli się już w podstawówce. Natomiast ich flagowy projekt, pierwsza na świecie wyszukiwarka plików multimedialnych – FilesTube, powstał nieco później, bo w 2007 r. Obecnie FilesTube.com przyciąga miesięcznie ponad 109 mln unikalnych użytkowników. To jeden z kilkudziesięciu najczęściej odwiedzanych serwisów światowych. Ale Red Sky nie tylko tworzy serwisy od podstaw, lecz także inwestuje w już istniejące. Ponadto, od 2010 roku współorganizuje międzynarodowy konkurs Global Startup Challenge oraz promuje i wspiera zwycięskie projekty kwotami do 200 tysięcy euro.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nie tylko Red Sky

 

Sztandarowym przykładem sukcesu polskiej myśli programistycznej jest również ceniony na całym świecie, wielojęzykowy syntezator mowy – IVONA TTS (ang. Text-to-Speech). Z programu firmy IVONA Software  korzystają zarówno duże korporacje, jak i małe przedsiębiorstwa. Poza tym sprawdza się on w codziennym użytkowaniu komputera – w rozrywce, edukacji czy komunikacji. Syntezator, co zrozumiałe, szczególnie przydaje się osobom niedowidzącym i niewidomym. IVONA Software – jak można przeczytać na stronie firmowej – koncentruje się na tworzeniu aplikacji wykorzystujących algorytmy syntezy mowy w oparciu o elementy sztucznej inteligencji i mowy ludzkiej, jako interfejsu komunikacji z komputerem.

 

Dużą popularnością cieszy się też Codility – platforma rekrutacyjna, która umożliwia zdalną, automatyczną weryfikację umiejętności programistów. Kandydaci rozwiązują zadania za pomocą jednego z wybranych języków programowania. Codility weryfikuje nie tylko poprawność kodu, ale również jego efektywność. Każdy pozytywnie zaliczony test to oczywiście dodatkowe punkty. Maksymalnie można uzbierać 100 punktów.

 

Natomiast firma Implix  to pionier na rynku marketingu internetowego. Powstała w 1998 roku, kiedy to jej założyciel Szymon Grabowski opracował koncepcję w pełni zintegrowanego systemu e-business. Od tego czasu Implix znacznie się rozwinął. Dziś ma już swoje oddziały w USA i Kanadzie. Ponadto aktywnie działa w całej Europie. Jego główny produkt to nowoczesna platforma GetResponse, służąca do prowadzenia kampanii email marketingowych.

 

Z kolei PayU S.A. to jeden z największych w Europie Środkowo-Wschodniej pośredników płatności pomiędzy  kupującym a sprzedawcą. System PayU umożliwia dokonanie przelewów za towary i usługi w Internecie za pomocą zaledwie kilku kliknięć. Co więcej, kupujący mogą wybierać spośród kilkudziesięciu różnych metod płatności i korzystać z przelewów do kilkudziesięciu banków.

 

Na rynku międzynarodowym znakomicie również sobie radzi CodiLime. Firma opracowuje od podstaw i wdraża kompleksowe oprogramowanie dla biznesu w branżach telekomunikacyjnej, finansowej, medycznej, informatycznej i wielu innych. Świadczy też usługi doradcze, outsourcingowe oraz rozwija własne startup-y. Zespół tworzą wybitni matematycy i programiści, laureaci prestiżowych konkursów międzynarodowych – absolutna światowa czołówka. I co także godne podkreślenia, ponad połowa dochodów CodiLime pochodzi z realizacji zamówień od przedsiębiorstw z Doliny Krzemowej.

 

Do tej wyliczanki warto jeszcze dorzucić: Nozbe (znakomite narzędzie wspomagające produktywność), UX Pin (aplikacja on line do projektowania interfejsów i architektury informacji), systemy spółki eLeader (oprogramowanie biznesowe do smartfonów – wdrożenia w ponad 70 krajach!); dbees (aplikacja mobilna wspomagająca cukrzyków) czy serwis Vocabla (nauka słówek za pomocą testów). Tego rodzaju polskich przedsięwzięć, o których robi się coraz głośniej w świecie można by oczywiście przytoczyć więcej. Ale nie czarujmy się. Nie ma  ich znowu aż tak wiele… 

 

Papuasi górą

 

Co zatem stoi na przeszkodzie? Chociażby… fundusze unijne. Po pierwsze, korzystają z nich nie zawsze ci, którzy powinni (znane są przypadki, że założyciele prostych witryn internetowych otrzymują kwoty rzędu miliona złotych!). Po drugie – dotacje zabijają często innowacyjność. Wielu „wizjonerów”  odebrawszy sporą kasę, przestaje myśleć o rozwoju swoich produktów i klientach. Efekt? Szybko kończą się im pieniądze, a ich startup-y odchodzą w niebyt. Co ciekawe, szereg firm, które odniosły sukces na rynku międzynarodowym (np. Nozbe czy Implix) w ogóle nie korzystało z dotacji unijnych. Inną przeszkodą jest słabo rozwinięta u nas kultura innowacji, która by sprzyjała śmiałym i oryginalnym umysłom.

 

Największy problem stanowi jednak nadopiekuńcze państwo wraz ze swoim nieprzyjaznym systemem podatkowym. Jak wynika z najnowszego raportu Paying Taxes, opracowanego przez PwC, Bank Światowy i Międzynarodową Korporację Finansową, polski system podatkowy znajduje się na niechlubnym 114. miejscu na świecie. Pod tym względem lepsze są od nas nawet Botswana, Mongolia czy Papua-Nowa Gwinea. A gdy do tego dodamy jeszcze rozbudowany i nieudolny aparat biurokratyczny oraz wszechobecną partiokrację (nb. świetnie pisze o tym prof. Witold Kieżun w „Patologii transformacji”), której efektem jest selekcja negatywna, to będziemy mieli w miarę pełną odpowiedź na wcześniej postawione pytanie.

 

Za komuny – możliwe, a na „zielonej wyspie”…?

 

Czy nie jest swoistym paradoksem, że to właśnie w czasach siermiężnej komuny, pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, mogła wejść w życie tzw. ustawa Wilczka zawierająca proste i logiczne zasady dotyczące działalności gospodarczej? Podstawowa z nich brzmiała: „Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa”. Lepiej by chyba tego nie można ująć. Ustawa, mimo iż przyniosła pewne uboczne skutki (zatruwanie środowiska, import tandetnych towarów z zagranicy czy piramidy finansowe), to przede wszystkim dała „zwykłym” ludziom możliwości rozwoju i wyzwoliła w  nich ducha przedsiębiorczości. – Startowałem po ustawie Wilczka, w Polsce mieliśmy kilka lat modelowego wolnego rynku. To była szansa osiągnięcia sukcesu pracą i tylko pracą, nic więcej się nie liczyło – przyznał kiedyś Roman Kluska w wywiadzie dla radiowej Trójki.  Niestety, potem wszystko wróciło do „normy”. I znów, jak grzyby po deszczu, zaczęły mnożyć się zbiory absurdalnych przepisów. Do dziś wyprodukowano ich już tyle, że swoją objętością mogą śmiało konkurować z Encyklopedią Britannica. A przecież tak wcale być nie musi. Przecież w wielu dziedzinach moglibyśmy należeć do światowej czołówki i szczycić się własnymi „Skype’ami”. Stać nas na to. Bo zdolnych, przedsiębiorczych ludzi u nas nie brakuje. Aby jednak tak się stało konieczne są zmiany systemowe, a nie pozorne ruchy na górze. I to od zaraz. Pytanie tylko, kto miałby je przeprowadzić…?

 

Krzysztof Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram