2 kwietnia 2014

Czas odbudować armię

(Fot. K. Maj/Forum)

Wydarzenia na Krymie spowodowały powrót debaty nad stanem polskich sił zbrojnych. Okazało się nagle, że politycy chętnie fotografują się na tle sprzętu wojskowego, zaczynają wskazywać, że posiadanie silnej armii to rzecz istotna, a w mediach można zaobserwować  sporą ilość materiałów dotyczących kwestii militarnych, i to bynajmniej nie dotykających wydarzeń z historii wojskowości.


Stanowi to iście kopernikański przewrót w kraju nad Wisłą. Przez ostatnie 20 lat (pomijając kilka wyjątków, np. zakup samolotu wielozadaniowego F-16 czy program KTO Rosomak) można było odnieść wrażenie, że armia Polsce nie jest specjalnie potrzebna, bo przecież bezpieczeństwo gwarantują NATO i Unia Europejska, a do tego w sąsiedztwie panuje pokój. Wojsko Polskie zredukowano do przechowalni licznych generałów (przykładowo w II RP, dysponującej armią liczącą 36 dywizji, mieliśmy ponad 90 generałów, teraz, przy dziesięciokrotnie mniejszej armii jest ich 119!) oraz kontyngentu ekspedycyjnego wykorzystywanego jako element naszego uczestnictwa w NATO lub przypodobania się Wujowi Samowi. Ta ostatnia rzecz byłaby jeszcze zrozumiała, gdyby np. za udział w II wojnie w Iraku Polska wytargowała od USA znaczącą pomoc militarną lub koncesje gospodarcze i polityczne, jednakże nic takiego nie miało miejsca. Generalnie, problemy obronności znajdowały się najczęściej na – posługując się terminologią militarną – dalekim zapleczu w priorytetach rządzących Polską ekip, z naprawdę nielicznymi wyjątkami.

Wesprzyj nas już teraz!

Dla Polski czy dla koncernów?

Uzawodowienie armii nie przyniosło poprawy sytuacji. Nie brak ocen, że w razie konfliktu z Rosją Warszawa padłaby po trzech dniach, góra po tygodniu walk. Stutysięczna armia zawodowa (której dużą część stanowią jednostki logistyczne) nie jest w stanie efektywnie bronić terytorium państwa. Tymczasem, aby Polska doczekała się efektywnej pomocy ze strony sojuszników mówi się o okresie od trzech tygodni do trzech miesięcy, kiedy to powinniśmy wytrzymać sami (pomijając wsparcie lotnicze i morskie). Powinno napawać to niepokojem zarówno decydentów, jak też i społeczeństwo.

Faktem jest, że problem zdolności armii do obrony kraju (a nie walk w górach Afganistanu czy na pustyniach Iraku) powrócił do debaty publicznej i to jest dobra wiadomość. Pozytywnie należy również ocenić program modernizacji sił zbrojnych, zakrojony na – przynajmniej wedle wypowiedzi polityków – niemałą sumę 130 mld PLN. Jednakże należy postawić pytanie, na co mają zostać wydane te znaczące pieniądze? Jeżeli suma ta zostanie zmarnotrawiona, Polska nie dostanie drugiej szansy na wydawanie kolejnych dziesiątek miliardów złotych z bardzo prostego powodu. Zabraknie czasu i pieniędzy. Przy możliwościach polskiej gospodarki każdą złotówkę przeznaczoną na obronność należy wydawać racjonalnie i sensownie, a nie ulegać naciskom lobbystów. Nie da się zbudować efektywnego systemu obronnego w krótkim czasie, to zadanie na lata.

Głos za Obroną Terytorialną

Co należy zrobić? Kilka kwestii zostało już poruszonych na łamach PCh24 (vide: „Odbudujmy Armię Krajową!” czy „Powrót idei tarczy antyrakietowej”. Oba te projekty, przy jak największym udziale polskiego przemysłu zbrojeniowego pozwoliłyby w znaczący sposób wzmocnić obronność Polski, przy czym budowa obrony terytorialnej (mniejsza o nazwę: Armia Krajowa, Obrona Terytorialna czy Gwardia Narodowa, chodzi o ten sam system) byłaby czasochłonna, ale stosunkowo tania. Obecna stutysięczna armia jest zbyt mała do obrony Polski, a zwiększenie jej liczby doprowadziłoby kraj do bankructwa. Po prostu, budowa np. dwustutysięcznej armii zawodowej mogłaby być zbyt kosztowna. Tymczasem obrona terytorialna jest tańsza w utrzymaniu, a wcale nie oznacza to, że formacja taka byłaby nieefektywna.

Konflikty w Wietnamie, Afganistanie, Iraku czy walki na Bałkanach pokazały, że zmotywowani ludzie, wyposażeni w nowoczesną broń są dużym zagrożeniem nawet dla regularnej armii. Technika wojenna poszła do przodu i dziś pojedynczy żołnierz jest w stanie zniszczyć czołg a nawet samolot. W Afganistanie, często niepiśmienni mudżahedini potrafili niszczyć zaawansowane sowieckie śmigłowce i samoloty przy pomocy nowoczesnych rakiet przeciwlotniczych. Jest to wskazówka, że liczna obrona terytorialna, nasycona nie tylko bronią ręczną, ale też wyrzutniami prostych w obsłudze rakiet przeciwpancernych i przeciwlotniczych jest w stanie skutecznie się bronić, zwłaszcza przy wykorzystaniu warunków terenowych. Większe dofinansowanie, np. wyposażenie OT w nowoczesne mundury i „inteligentne miny”, mogłoby tylko wzmocnić jej potencjał defensywny, jak i odstraszający. Potencjalny agresor musi wziąć pod uwagę, że atak na kraj zdolny do wystawienia licznej OT jest ryzykowny. Nawet po pokonaniu jego armii członkowie Obrony mogą prowadzić długotrwałe działania partyzanckie.

Odświeżyć flotę powietrzną

Kwestia obrony przeciwlotniczej i rakietowej została już poruszona w wspominanym tekście. Z pozostałych kwestii wymagających rozważenia i przeznaczenia na nie pieniędzy polskiego podatnika można określić modernizację i pewną rozbudowę polskich sił pancernych, tak bowiem się składa, że Polska jest dobrym terenem do działań czołgów i pojazdów opancerzonych. Również Polskie Siły Powietrzne wymagają zmian. O ile zakup kolejnej partii samolotów wielozadaniowych typu F-16 może przerastać możliwości finansowe kraju, to modernizacja posiadanych MiG-29 (np. wymiana radarów) mogłaby wzmocnić ich potencjał. Należy też zastanowić się nad wyposażeniem armii w samoloty szturmowe zamiast wycofywanych Su-22. Przykładowo, Amerykanie wycofują część bardzo skutecznych w zwalczaniu czołgów szturmowców A-10 Warthog i zapewne byliby w stanie odstąpić Polsce pewną ich liczbę (zarówno samolotów zdolnych do lotu, jak i przeznaczonych na części zamienne). Polskim zadaniem byłoby wyszkolenie personelu latającego i naziemnego oraz rozbudowa zaplecza.

Nie można zapominać również o marynarce wojennej, zwłaszcza w kontekście ćwiczonych przez Rosję scenariuszy desantu morskiego na wybrzeża potencjalnego przeciwnika. Należy tu unikać megalomańskich planów budowy dużej floty, ze względu na koszt takiego przedsięwzięcia. Jednakże wyposażenie Marynarki Wojennej RP w relatywnie tanie i bardzo silnie uzbrojone w pociski woda-woda okręty (wodoloty, kutry rakietowe, poduszkowce) znacząco wzmocniłoby jej potencjał uderzeniowy. Do tego mająca już miejsce rozbudowa obrony rakietowej wybrzeża mogłaby zabezpieczyć Polskę przed desantem z morza. W dalszej perspektywie należałoby pomyśleć o wyposażeniu MW RP w okręty podwodne uzbrojone w rakiety zdolne razić cele naziemne. Stanowiłoby to element odstraszania potencjalnego agresora.

Nakreślone powyżej plany są tylko głosem w dyskusji nad modernizacją polskiej armii. Należy przede wszystkim pamiętać, że wymagana jest zmiana podejścia do spraw obronności. Po pierwsze, należy uznać to za zadanie priorytetowe jeżeli chodzi o obronność kraju, a nie tylko jako chwilowa reakcja na wydarzenia za naszą wschodnią granicą. Po drugie, program modernizacji armii powinien być długofalowym projektem, co do którego założeń istniałby konsensus głównych sił politycznych w Polsce. Niestety, uzyskanie tej politycznej zgody może okazać się najtrudniejszym zadaniem, bardziej skomplikowanym niż budowa OT, tarczy antyrakietowej czy modernizacji przemysłu obronnego, bez którego Polska będzie uzależniona od dostawców z zagranicy.

Łukasz Stach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie