29 października 2020

„Cyfrowa tyrania” ateistycznych firm Big Tech cenzurujących konserwatystów

(Fot. Pixabay)

Firmy Big Tech radykalnie rozprawiają się z konserwatystami amerykańskimi, blokując ich strony. Facebook i Twitter wprowadziły cenzurę prewencyjną. 28 października senacka komisja ds. handlu przesłuchała dyrektorów generalnych Sundar Pichai z Google; Marka Zuckerberga z Facebooka; i Jack Dorsey’a z Twittera na okoliczność zmiany regulacji z lat. 90., które chronią gigantów internetowych przed odpowiedzialnością za cenzurę prewencyjną.

 

Gdy platformy internetowe, które zmonopolizowały rynek internetowy, zablokowały artykuł z 14 października z „New York Post”, przedstawiający kandydata na prezydenta Demokratów Joe Bidena w krytycznym świetle, rozgorzała dyskusja ogólnokrajowa. Firmy Big Tech zostały potępione za cenzurę.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jednak incydent z udziałem „New York Post” był jedynie głośnym wzmocnieniem tego, z czym od dawna zmagają się konserwatywni komentatorzy. Platformy Big Tech mają bezprecedensową kontrolę nad debatą publiczną i stosują cenzurę prewencyjną, utrudniając prezentowanie punktów widzenie, które nie są podzielane przez postępowców z Doliny Krzemowej.

 

Dzień po incydencie z udziałem „New York Post” grupa obrońców życia, Susan B. Anthony List, wpadła w konflikt z moderatorami na Facebooku. Zewnętrzny weryfikator faktów zatrudniony przez giganta mediów społecznościowych przekonywał, że nie można prezentować proliferskich reklam dot. stanowiska Joe Bidena w sprawie późnych aborcji, ponieważ krytyczne twierdzenia dot. tej kwestii już zostały „obalone”, a reklamy takie nie pozwalają kandydatowi Demokratów dotrzeć do wyborców w kluczowych stanach dla ostatecznego zwycięstwa w wyborach prezydenckich: w Pensylwanii i Wisconsin.

 

Weryfikator ostatecznie po pewnym czasie zmuszony został do zmiany stanowiska i przeprosin, jednak wyrządził już szkodę, za którą nie poniósł żadnej konsekwencji. W okresie poprzedzającym wybory prezydenckie, w których liczy się każda chwila, perspektywa obrony życia została usunięta z publicznej debaty.

 

Wg SBA List, tego rodzaju incydenty wpisują się w większy schemat blokowania dyskusji na temat aborcji. Banuje się filmy o aborcji i umieszcza się je na samym końcu w wyszukiwarce. Trwale zablokowano konta organizacji broniących życia, stosując bezczelne oznaczenia, jakoby prezentowano treści pornograficzne.

 

Według Mallory’ego Quigleya, wiceprezesa SBA List ds. komunikacji, efekt jest taki, że proliferzy muszą pracować dwa razy ciężej niż ich przeciwnicy bezkarnie promujący aborcję. Obrońcy życia pozbawiani są możliwości dyskusji i wyjaśniania, dlaczego uśmiercenie niewinnej istoty ludzkiej na każdym etapie jej życia jest morderstwem, które wymaga potępienia.

 

Badanie Stanford Business wykazało, że menedżerowie i inżynierowie firm  technologicznych mają zdecydowanie postępowe poglądy na sporne kwestie społeczne, takie jak poparcie dla pseudomałżeństw osób tej samej płci (96 proc.) i „prawa do aborcji” (79 proc.).

 

W wyborach prezydenckich w 2016 r. pracownicy Doliny Krzemowej przekazali 60 razy więcej gotówki kandydatce Partii Demokratycznej Hillary Clinton niż republikaninowi Donaldowi Trumpowi. Pracownicy firm Big Tech przekazali ponad 90 proc. darowizn na rzecz Demokratów w tegorocznej kampanii wyborczej.

 

Połowa pracowników dużych platform internetowych, które odgrywają kluczową rolę w obecnej transformacji, mającej doprowadzić do „zrównoważonego rozwoju”, identyfikuje się jako ateiści lub agnostycy. Jest to rażąca dysproporcja w stosunku do reszty społeczeństwa amerykańskiego, gdzie 7 proc. ogólnej populacji uznaje się za osoby niewierzące.

 

Dolina Krzemowa to jak to opisano w 2018 r. „świat młodych ateistów”, w którym wyśmiewana jest modlitwa, a religia jest w dużej mierze uważana za irracjonalną.

 

Troy Miller, prezes National Religion Broadcasters, mówi, że rezultatem jest „przerażający wzorzec” publicznej debaty, której kształt kontrolują – poprzez manipulacje – „strażnicy” Big Tech. Tymczasem poglądy prezentowane przez platformy z Doliny Krzemowej nie są w żadnym stopniu reprezentatywne dla społeczeństwa jako całości.

 

NRB, stowarzyszenie chrześcijańskich komunikatorów, udokumentowało przypadki cenzurowania konserwatywnych poglądów religijnych w mediach społecznościowych w ciągu dekady.

 

Lista nadużyć obejmuje m.in. usunięcie w 2010 r. ze sklepu Apple chrześcijańskiej aplikacji, potwierdzającej „świętość życia ludzkiego i godność małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny”. Firma uznała, że aplikacja jest „obraźliwa dla dużych grup ludzi”.

 

Stosowane przez platformy oprogramowania nastawione są na systemową dyskryminację pewnych poglądów. – W system wpisane są uprzedzenia – wyjaśnia Seth Dillon, dyrektor generalny The Babylon Bee, satyrycznej, chrześcijańskiej konserwatywnej platformy, która ciągle mierzy się z cenzurą. – Pracownicy są stronniczy. Programy, które piszą odzwierciedlają ich uprzedzenia, a wiele decyzji, które podejmują, świadomie lub nie, odzwierciedla tę stronniczość – przekonuje.

 

Sohrab Ahmari, redaktor naczelny „New York Post” i katolicki komentator opisał to, co stało się z jego własną gazetą, jako „złowieszczy” przykład siły postępowców w tłumieniu sprzeciwu, co powinno służyć jako ostrzeżenie dla katolików.

 

– Kościół jest zawsze wrogiem tych sił – twierdzi Ahmari, który udzielił wywiadu „National Catholic Register”. – Dlaczego więc nie mieliby starać się uciszyć biskupów, katolików… lub po prostu zwykłego laika, który publikuje na temat nauczania Kościoła w kontrowersyjnych kwestiach? – pytał retorycznie.

 

Ta cenzura prewencyjna wraz z rosnącymi uprzedzeniami podsycanymi przez platformy wobec katolików – zdaniem analityków może przerodzić się w silnie spolaryzowanym społeczeństwie w prześladowania pewnych grup.

 

Giganci mediów społecznościowych, tacy jak Twitter, Facebook i należący do Google YouTube, odgrywają bezprecedensową rolę w kształtowaniu publicznej debaty. Są to firmy prywatne, które zmonopolizowały rynek i nie mają prawnego obowiązku zapewniania „równych szans” różnym perspektywom. Mogą zarządzać swoimi treściami według własnego uznania.

 

Dlatego też na Kapitolu toczy się znacząca dyskusja na temat możliwych środków przeciwdziałania cenzurze Big Tech. Do zmiany jest paragraf 230 ustawy Communications Decency Act z 1996 r., która chroni podmioty internetowe przed zobowiązaniami zwykle związanymi z publikowaniem pewnych treści. W tamtym czasie prawo rozumiało te podmioty jako „tablice ogłoszeń”, fora, na których użytkownicy mogą dzielić się pewnymi treściami, a właściciel ma możliwość usuwania obraźliwych komentarzy.

 

Prawo z tamtego okresu nie przystaje do dzisiejszej sytuacji działania gigantycznych platform mediów społecznościowych. Senator Josh Hawley domaga się wprowadzenia przepisów zmieniających zapis paragrafu 230. Jest on obecnie gruntownie analizowany przez nadzorcę internetowego. Przesłuchania w tej sprawie już odbyły się 24 października w senackiej komisji z udziałem prezesów Facebooka, Google i Twittera. Wszyscy trzej prezesi zaprzeczyli, że angażują się w cenzurę.

 

Firmy mediów społecznościowych mają prawo do wolności słowa zgodnie z Pierwszą Poprawką, ale nie mają prawa z Pierwszej Poprawki do specjalnego immunitetu, którego odmówiono innym mediom, takim jak gazety i nadawcy medialni.

​​

Rozważane jest także podjęcie działań antymonopolistycznych. Federalna Komisja Handlu wskazuje, że Facebook już ma faktyczny monopol w swojej branży.

 

Rick Garnett, profesor prawa z Notre Dame Law School jest zaniepokojony sposobem, w jaki Big Tech kształtuje dyskusję i zniekształca „rynek idei”. Obawia się jednak, że poleganie na interwencji rządu w celu naprawienia sytuacji może nieumyślnie doprowadzić do nowych form cenzury.

 

Garnett sugeruje, że rząd powinien pozostać możliwie jak najbardziej neutralny w kwestiach wolności słowa, nie dlatego, że neutralność jest wartością ostateczną, ale dlatego, że jest to „druga najlepsza strategia”, która pozostawia ludziom przestrzeń do „rozsądnego niezgadzania się z kontrowersyjnymi kwestiami”. Zachęca katolików i inne osoby stojące w obliczu cenzury do głośnego wyrażania się i wywierania presji na platformy Big Tech, sugerując, że jeśli nie będą one odpowiednio reagować, siły rynkowe dadzą początek nowym platformom, „które nie będą angażować się w tę samą cenzurę”.

 

Jednak Ahmari z „New York Post” nie sądzi, by zadziałały same „siły rynkowe” i opowiada się za interwencją rządu. Przywołując Cycerona sugeruje, że firmy Big Tech działają jak „tyrani”, co ma szkodliwy wpływ na wolność słowa, a tym samym na dobro wspólne.

 

„Potrzebujemy reakcji politycznej, a nie tylko reakcji rynku” – argumentuje, wskazując, że giganci mediów społecznościowych działają politycznie i nie można kwestii kształtowania debaty publicznej pozostawić „kaprysom zaawansowanych technologicznie miliarderów, którzy są lewakami”.

 

Źródło: nationalcatholicregister.com

AS

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram